Reklama

Alvaro Morata i nierówna walka z hejtem

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

29 czerwca 2021, 16:44 • 6 min czytania 11 komentarzy

Po fazie grupowej zdenerwowani fani nie zostawili na Alvaro Moracie suchej nitki. Miarka się przebrała – mieli już dość jego indolencji strzeleckiej. Knocił praktycznie każdą dogodną sytuację. Jasne, zdecydowanie zasłużył na słowa krytyki. Podkreślamy: krytyki. Bo wielu frustratów nawet zaczęło grozić jego rodzinie, a to już należy zdefiniować jako obrzydliwy hejt. Futbol od zawsze wzbudza duże emocje, ale są pewne granice tolerancji. W tym przypadku zostały przekroczone. Został wrogiem publiczny numer jeden, przeżywał istne piekło. Natomiast w meczu z Chorwacją, chociaż na chwilę, pozbawił oponentów ostrej amunicji. Pokazał, że ma silną psychikę. Wylano na niego kubeł pomyj, a on w kluczowym momencie zachował zimną krew.

Czy bramka na 4:3 w dogrywce spotkania była spektakularna? Nie wziął na karuzelę obrońców, nie wykonał rajdu przez pół boiska, wreszcie nie przylutował w same widły zza pola karnego. Zwyczajnie skorzystał ze znakomitego dośrodkowania Daniego Olmo. Choć sposób, w jaki przełożył piłkę na lewą nogę, a następnie huknął z woleja, jest godny podziwu. Niemniej zrobił to, czego oczekuje się od snajpera – dokonał egzekucji. Tylko w jego przypadku to nie było aż takie oczywiste. Na tym turnieju marnował już dużo lepsze okazje, a gdyby w tej sytuacji piłka poleciała ostatecznie w maliny, nikt raczej nie byłby mocno zdziwiony tym faktem.

Co najlepsze – w pierwszej odsłonie tej rywalizacji kolejny raz wystawił na odstrzał. Kolejny raz z niewielkiej odległości od bramki nie potrafił dokładnie przymierzyć. Ba, kierując się racjonalnymi kryteriami, selekcjoner Luis Enrique powinien go potem zdjąć z boiska. Z jego gry nie było za wiele użytku. Bezproduktywny, przechodził obok spotkania. Ale zaufał mu. Wierzył, że w końcu da coś ekstra drużynie. No i Morata odwdzięczył się mu w najlepszy możliwy sposób. Tym samym zamknął też usta hejterom.

Fala hejtu

Gdyby Morata w fazie grupowej wykorzystał chociaż połowę dogodnych okazji, spokojnie znajdowałby się na pozycji lidera klasyfikacji strzelców. No niesamowicie miał rozregulowany celownik. Irytował nieskutecznością, nieporadnością w grze. Był imitacją napastnika. Gol w meczu z Polską zaledwie na chwilę zatuszował rzeczywistość. Rzecz jasna złość hiszpańskich fanów była uzasadniona.

  • W meczu ze Szwecją, tuż przed przerwą, w sytuacji sam na sam z Robinem Olsenem uderzył z całej siły. Niecelnie.
  • Rywalizacja z Polską: po tym, jak Gerardo Moreno z wapna uderzył w słupek, Morata nie był w stanie dobić strzału.
  • W końcówce stanął oko w oko z Wojciechem Szczęsnym. Wystarczyło tylko zapytać się polskiego golkipera, w którą część bramki chce piłkę, to uderzył w niego.
  • Stracie o wszystko ze Słowacją. Stanął przed szansą, by pokonać rzutu karnego Martina Dubravkę i otworzyć wynik meczu. Bramkarz wyczuł jego intencję.

A to tylko część „kwiatków”. Po spotkaniu z „Trzema Koronami” został wygwizdany. Kumulacją nastąpiła zaś po rywalizacji z „Biało-Czerwonymi”. Szambo maksymalnie wybiło. Gwizdy i fala krytyki ekspertów to igraszka w porównaniu do późniejszych incydentów. – Ludzie mówili: “mam nadzieję, że twoje dzieci umrą”. Chciałbym, żeby weszli w moje buty i zobaczyli, co się wtedy czuje. Moja rodzina była ze mną na stadionie, mieli na sobie koszulki z moim nazwiskiem. Gdy wychodzili, zostali zaatakowani. Ludzie krzyczeli na nich, podchodzili, obrażali. Rozumiem krytykę w moją stronę, ale jest pewien limit – wyznał w wywiadzie dla hiszpańskiego radia COPE.

Morata powiedział również, że nie mógł spać po meczu ze Słowacją, w którym zmarnował rzut karny. Stwierdził też, że udowodni niedowiarkom swoją wartość.  – Jestem z siebie dumny, szczególnie po tym, jak kibice wygwizdywali mnie na rozgrzewce. Kilka lat temu byłbym tym zniszczony. Teraz jestem zmotywowany.

*

Generalnie już od dawna wzbudza wiele negatywnych emocji. Niby cały czas występuje w topowych klubach europejskich, niby potrafi strzelać ważne bramki w Lidze Mistrzów, ale nie może ustabilizować formy. Dość powiedzieć, że nigdy nie przekroczył liczby 20 bramek w sezonie ligowym. I tak od kilku lat krąży pomiędzy różnymi zespołami. Real Madryt pozbył się go bez żalu, po czym znowu wykupił z Juventusu. Chelsea Londyn? Wyłożyła na stół 66 milionów euro i okazała się to chybiona inwestycja. Potem Atletico Madryt łącznie wydało na niego podobną sumę i również wtopiło.

W dodatku te wszystkie jego niefortunne wypowiedzi o przywiązaniu i miłości do danego klubu. Bez wątpienia nieumiejętnie budował swój wizerunek. Z tym że ataki w stronę jego rodziny to szczyt chamstwa, zwykłego buractwa. Niedopuszczalne zachowanie. Zachowanie, za które te osoby powinny ponieść karę. Choćby czysto prewencyjnie. Być może wtedy następni frustraci, zanim wyślą groźby, zastanowią się dwa razy i wystraszą konsekwencji. Z drugiej strony skala hejtu w obecnych czasach jest tak wielka, że można mieć uzasadnione wątpliwości, czy jakikolwiek straszak spełnia swoją funkcję. Mimo wszystko należy skłaniać się ku myśli Edmunda Burke’a: Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił.

Obrona ze strony selekcjonera

Morata zaliczył przeciętny sezon w Juventusie – zdobył 11 bramek w Serie A i 6 goli w Lidze Mistrzów. Nierzadko tak bywa, że na wielkim turnieju reprezentacyjnym, ni stąd, ni zowąd, przychodzi znakomita forma. Ale nie w przypadku hiszpańskiego napastnika. Mimo fatalnej dyspozycji strzeleckiej, Luis Enrique nie tracił w niego wiary, nie skreślił i nie odsunął od pierwszego składu. Na konferencjach prasowych stawał w jego obronie, pompował, choć eksperci i kibice najchętniej wręczyliby mu wilczy bilet, albo poszli krok dalej: spalili go na stosie.

Na konferencji przed meczem z Polską wyjął kartkę i zaczął wymieniać statystyki reprezentacyjne napastnika: – Tylko jeden piłkarz w historii reprezentacji Hiszpanii miał lepszą średnią goli niż Morata, który ma 19 goli w 41 meczach. Był to David Villa. I Raul, i Fernando Torres, i inni wielcy hiszpańscy napastnicy mieli gorsze liczby. W Europie, z aktywnych piłkarzy, tylko Harry Kane miał podobne liczby. Gorsi byli Lewandowski, Mbappe, wszyscy! Nie wystawiamy Alvaro tylko po to, by mieć na boisku napastnika. To świetny piłkarz, z którym regularnie rozmawiam, któremu zwracam uwagę na różne rzeczy do poprawy i który zagra w sobotnim meczu. I chciałem się z wami podzielić tą refleksją. 

Z kolei przed spotkaniem 1/8 finału z Chorwacją wziął mocno w obronę Moratę. Otwarcie zaapelował o to, by organy ścigania zajęły się tą sprawą.  – Staram się za bardzo nie czytać, co pisze się w mediach sportowych podczas Euro – zastrzegł Luis Enrique. Jednak informacje o pogróżkach, jakie otrzymywać miała rodzina Alvaro Moraty i on sam. Sytuacja jest na tyle poważna, że powinna się tym zająć policja. To bowiem przestępstwo i to poważne. Obrażanie i grożenie bliskim Moraty jest karygodne – powiedział Enrique.

Tak naprawdę też nie miał dużego pola manewru na tej pozycji, lecz pod naciskiem presji społecznej mógł ugiąć się, poświęcić zawodnika dla świętego spokoju i względnego komfortu pracy. Wybrał inną drogę – starał się odciążyć psychicznie podopiecznego. Wziął na siebie dużą część ostrej krytyki i nie zrzucał odpowiedzialności. Nie ma co ukrywać – wielka klasa.

***

Już pomijając drażliwą sprawę hejtu i gróźb, Morata w meczu z Chorwacją tylko częściowo zmazał plamę. Do tej pory na Euro 2020 oddał 16 strzałów: 8 celnych, 2 zablokowane. Zanotował dwa kluczowe podania (dopiero wczoraj), choć jedno z nich uruchomiło akcję bramkową na 5:3. Zresztą, nie będzie to duże nadużycie, jeśli napiszemy, że pierwsza część dogrywki była dla niego przełomowym momentem przygodzie z reprezentacją. Na dużych imprezach trafiał do sieci tylko w fazie grupowej.

  • Euro 2016: Hiszpania-Turcja 3:0, dwa gole
  • Euro 2016: Chorwacja – Hiszpania 3:0, gol
  • Euro 2020: Hiszpania Polska 1:1, gol

Warto też pamiętać o okolicznościach. Przecież chwilę wcześniej Unai Simon uratował Hiszpanów przed spadkiem w otchłań. A ponadto w koncertowy sposób roztrwonili dwubramkową zaliczkę. Owszem, nie można wykluczyć, że w przypadku Moraty było to tylko chwilowe przebudzenie mocy, a w następnej fazie turnieju wszystko wróci do normy i znowu będzie partaczyć robotę kolegów. Taki scenariusz jest wielce prawdopodobny, lecz i tak już udowodnił, że jego słowa o podwójnej motywacji i względnym spokoju nie stanowiły wyłącznie mrzonki.

fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...