Radomiak urządził fiestę urodzinową, sprosił gości z całego świata i na własne życzenie po dziewięćdziesięciu minutach stracił nastrój na dobrą zabawę. Jak to zwykle w Radomiu bywa – jakość piłkarska może być po twojej stronie, ale po zerknięciu na tablicę wyników po końcowym gwizdku można rzucić tylko: ech, szkoda.

Wszelkie wykresy stanowiące o tym, kto miał przewagę na boisku, będą na korzyść gospodarzy. I tyle. Zresztą, nikogo nie zaskakuje fakt, że Wisła Płock broni się nisko, szczelnie, szuka stałego fragmentu gry. Taki ma sposób na futbol i punktowanie w Ekstraklasie. Sposób, dodajmy, bardzo skuteczny. W Radomiu, jak w innych miejscach w Polsce, wystarczyło.
Parafrazując: Sekulskie, Kuny, Rogelje odebrały południowcom z Radomiaka smak życia.
Ekstraklasa. Radomiak zremisował z Wisłą Płock na 115-lecie klubu
Zaczął Radomiak, ale co z tego, że zaczął. Urywający się Capita, który w końcu wyglądał jak Capita, kiwał, wbiegał, ale w bramkę nie trafiał. Liczbę mógł zapisać na koncie, gdy dał perfekcyjne prostopadłe podanie do Rafała Wolskiego, ale ten przegrał pojedynek z Rafałem Leszczyńskim. To mogło zadziwić, na pewno bardziej niż fakt, że w prostej sytuacji nie trafił Abdoul Tapsoba, którego znamy z dwóch rzeczy.
- Po pierwsze — dużo biega.
- Po drugie — często nie trafia.
Tak to się toczyło, toczyło i w końcu Radomiak błysnął bardzo dobrym stałym fragmentem gry. Rafał Wolski przeciągnął dośrodkowanie na dalszy słupek, koledzy zrobili świetny wyblok, który sprawił, że Maurides miał masę miejsca wokół siebie i wpakował piłkę do siatki głową. Specjalność zakładu.
Problem Radomiaka polegał na tym, że niedługo potem w pole karne wbiegł Dominik Kun, którego podciął Adrian Dieguez i tak Łukasz Sekulski, naprawdę pracowity, najlepszy w Wiśle (nie tylko z powodu poprzeczki, którą ustrzelił potem dość przypadkowo), pewnie trafił z jedenastu metrów.
VAR tym razem uratował sędziego przed kompromitacją
Jakby Ekstraklasa nie dostarczyła nam wystarczającej liczby kompromitujących błędów, pomyłek, kontrowersji w piątek, sobotę i niedzielę, dostaliśmy poprawkę w poniedziałek. Rzut karny dla Wisły Płock można wytłumaczyć – sytuacja niegroźna, ale jednak kontakt, Adrian Dieguez wpakował się na własne życzenie w kłopoty swoją nieostrożnością. Natomiast gdy Karol Arys w sekundę wyciągnął czerwoną kartkę dla Ibrahimy Camary za wejście wślizgiem w Tomasa Tavaresa, wszyscy złapali się za głowę.
Potem łapali się raz jeszcze, widząc, jak długo zajmuje arbitrom zmiana tej absurdalnej decyzji. I ponownie, kiedy sędzia Arys prowadził monolog przed monitorem, dywagując przez słuchawkę z VAR odnośnie tego, czy aby na pewno kartkę cofać. Cofnął, sięgnął po żółtą kartkę. Uratował się przed kompromitacją. Tylko po to, żeby potem nie pokazać Ibrahimie drugiego żółtka, gdy w kontrze popchnął uciekającego mu Ibana Salvadora.
Tak źle i tak niedobrze.
Wisła Płock specjalnie nie szukała czegoś więcej niż remisu. Jeśli strzelała, to raczej z dystansu. Problem w tym, że gospodarze też wyglądali na niespecjalnie przejętych widmem braku trzech punktów. Cóż, widywaliśmy lepsze imprezy urodzinowe.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Totalna odklejka Alexa Haditaghiego
- Legia Warszawa znowu przegrała mistrzostwo Polski jesienią
- Bartosz Frankowski to recydywista, musi zniknąć na długi czas
fot. Newspix