Artur Boruc coś tam obecnie promuje, więc robi rundkę po mediach i udziela mruczanych wywiadów. Czasem faktycznie wymruczy ciekawe przemyślenie, ale jednak – uczciwie mówiąc – częściej nie, natomiast przynajmniej raz wymruczał tak, że można się było złapać za głowę.
W Kanale Sportowym został poruszony temat wtargnięcia kiboli Legii do autokaru pierwszej drużyny (2021 rok). Wówczas w obliczu słabych wyników zespołu ostatni sprawiedliwi postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, lejąc w dziób zawodników, z których najbardziej ucierpieli Emreli i Luquinhas. Boruc, legenda klub, był wówczas w autokarze, ale nic nie zrobił.
No i wczoraj zapytany o tę sytuację powiedział, że nie reagował, bo szanuje jedną i drugą stronę tej historii. Potem podprowadzony przez dziennikarza potwierdził, że miał związane ręce, ale poza tym nie ma co znowu o tym gadać, bo jeszcze się ktoś obrazi i po co to komu.
Od razu należy podkreślić, że kwestią do szydery nie jest zachowanie Boruca w tamtej sytuacji. Łatwo bowiem z pozycji kanapy mówić, że w momencie ataku bandytów strugałoby się bohatera i zasłoniło Luquinhasa własną piersią, ale wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. A jednak więcej niż 99% osób nie zostanie zaatakowane w klubowym autokarze. Zresztą, zupełnie bez kontrowersji można założyć, że gdyby przetestować stu mężczyzn na taki przypadek, to przygniatająca większość zachowałaby się jak Boruc.
Bramkarz miał pełne prawo się bać. Mógł też nie reagować z innych pobudek, na przykład miał tę sytuację w dupie, spał twardym snem albo więcej – uważał, że niektórym się należy. Nieważne, nic nie zrobił i trudno, tak się w tamtym momencie stało.
Natomiast już zupełnie inną historią są jego tłumaczenia po latach, kiedy bramkarz mamrocze, że pozwolił pobić swoich kolegów z drużyny, ponieważ bardzo ich szanuje. Wyobrażamy sobie, że Luquinhas go pyta:
– Artur, dlaczego nie pomogłeś?
– Bo cię szanuję.
Wówczas Brazylijczyk wpada mu w ramiona i razem biegną w stronę zachodzącego słońca.
No chyba tak to jednak nie działa i ciekawe, jak Boruc traktuje ludzi, których nie szanuje, skoro – według siebie – wówczas nie reagował, bo chodziło o szacunek właśnie. Kto wie, być może gdyby któregoś z piłkarzy wyjątkowo nie poważał, to dołączyłby do bandytów i też któremuś przylał.
Szczerze mówiąc, Boruc byłby po prostu kozakiem, gdyby w tym wywiadzie odpowiedział na przykład: „Wiesz co, bałem się i tyle, gwarantuję ci, że też byś się bał”. Chyba wszyscy rozumni przyjęliby to z uznaniem. Jednak cóż, Boruc woli lawirować, powiedzieć tyle, by nic nie powiedzieć, ale tak się w tym mamrotaniu wówczas zaplątał, że strzelił sobie bolesnego samobója.
Cóż – chyba niewiele z tego boiskowego szefa zostało.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Raków zaprezentował nowego trenera. „Chcemy zracjonalizować wydatki”
- Ważny zawodnik Rakowa dostał obietnicę transferu
- Ameyaw stanął w obronie kolegi z Rakowa. „Widać, że się nie znasz”
Fot. Newspix