Adrianna Sułek kilka dni temu zdobyła pierwszy medal wielkiej imprezy na stadionie – została srebrną medalistką mistrzostw Europy. Za to na mistrzostwach świata – rozgrywanych kilka tygodni wcześniej – była czwarta, pobijając przy tym rekord Polski. Ale ona sama mówi, że chce być najlepsza. Czyli powalczyć o złoto igrzysk i przekroczenie magicznej bariery 7000 punktów. Paradoksalnie to o olimpijskie złoto może być łatwiej.
Wielka, waleczna i… wygadana
Adrianna Sułek w fantastycznym stylu przebiła się do świadomości polskich kibiców w marcu, gdy na halowych mistrzostwach świata sięgnęła po srebrny medal w pięcioboju i… była tym rozczarowana. Bo liczyła, że taki wynik jak osiągnęła – 4851 punktów – da jej złoto. Nie dał, bo lepsza okazała się Belgijka Noor Vidts.
Potem Polka nie zwolniła jednak tempa.
29 maja w austriackim Goetzis ustanowiła życiówkę w siedmioboju – 6429 punktów dało jej trzecie miejsce na światowych listach. Za Anouk Vetter i Anną Hall. I to one były faworytkami mistrzostw świata, choć doliczyć trzeba było jednak jeszcze Nafissatou Thiam, dwukrotną mistrzynię olimpijską, która w tym roku przed występem w Eugene nie wystartowała w ani jednym siedmioboju. Czysto teoretycznie dawało to Adzie szanse na walkę o podium, najpewniej o brąz.
SPONSOREM POLSKIEJ LEKKIEJ ATLETYKI JEST PKN ORLEN
I walczyła. Zresztą niesamowicie. Na mistrzostwach świata poprawiła życiówki w kilku konkurencjach. Zaprezentowała się tak dobrze, że pobiła 37-letni (!) rekord Polski. Zdobyła 6672 punkty, a jednak wystarczyło to tylko na czwarte miejsce. Za Thiam. Za Vetter. Za Hall. Patrząc na to, gdzie Ada była jeszcze rok temu – na igrzyskach w Tokio zajęła wówczas 16. miejsce (6164 punkty) – był to wynik znakomity. Jej jednak nie satysfakcjonował.
– Możecie być dumni ze mnie, ale ja muszę to jeszcze chwilkę przeboleć. Myślałam, że szczęście będzie mi sprzyjało i światowy wynik wystarczy na medal. W Belgradzie podczas halowych mistrzostw świata światowy wynik starczył na srebro. Teraz jest gorszy scenariusz, bo jest to czwarte miejsce. Za kilka lat pewnie będę z tego startu dumna, że tak otworzyłam swoją karierę na mistrzostwach świata. Na ten moment bardzo mocno powstrzymuję się od łez, bo bardzo ciężko trenowałam na ten brązowy medal. Chciałam, aby zawisł na mojej szyi – mówiła po swoim starcie (cytat za TVN).
W trakcie tamtych mistrzostw wymierzyła też działa w… Polski Związek Lekkiej Atletyki. Twierdziła, że ten nie dba wystarczająco o sportowców i nie zapewnia im warunków, które są potrzebne do zdobywania medali. Przypomnijmy – mówimy o zawodniczce, która na karku ma 23 lata. A mimo tego nie bała się wejść na ścieżkę wojenną ze związkiem.
– Wiem, że kibice i moja rodzina są ze mną. Dopóki się nic nie zmieni w naszym sztabie, to te medale będą nam uciekać. Naszą kadrę stać na dużo więcej, ale na ostatniej prostej nam się to odbiera (…). Ja katorżniczą robotą zajeżdżam się przez kilka tygodni, a na samym końcu – gdy jest najważniejszy, bezpośredni okres przygotowawczy – to ja jem jakieś świństwa, muszę latać do sklepu 1000 schodów góra-dół. To nie jest dla mnie problem, ale to być może potem są te setne. Po coś ci ludzie tam są, przecież nie na wakacjach. A wykonali jakiekolwiek kroki, aby nam pomóc? – pytała w rozmowie z PAP.
Ze związkiem porozmawiała po mistrzostwach. I na razie zakopała topór wojenny, choć przyznaje, że czeka na efekty tych rozmów w najbliższych miesiącach, żeby zobaczyć, czy coś się zmieni. Myśli też jednak o opcjonalnym finansowaniu startów ze środków od prywatnych sponsorów i trenowaniu niejako “obok” związku. Podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, gdy ją o to zagadnęliśmy, mówiła jednak, że w tej chwili o tym nie myśli i jest stuprocentowo skoncentrowana na mistrzostwach Europy.
Tam chciała się odkuć. Liczyła nawet na wynik oscylujący w granicach 6800 punktów. Jednak okoliczności jej na to nie pozwoliły.
– W piątek na płotkach naderwałam mięsień dwugłowy. Ból towarzyszy mi cały czas. Dłuższe przerwy nie były na moją korzyść, bo ból dochodził do mojej głowy i było coraz gorzej. W konkurencjach technicznych umożliwiał mi start na najwyższym poziomie, dlatego o kulę i oszczep byłam spokojna. Wiedziałam, że w skoku w dal trzeba będzie dać z siebie wszystko. Ból rano mi towarzyszył, więc bałam się, że ten rezultat będzie słabszy, ale po pierwszych skokach wiedziałam, że stać mnie na 6,5 metra tylko trzeba będzie zacisnąć zęby. Mam nadzieję, że się nie obawialiście… – mówiła w rozmowie udzielonej “Expressowi Bydgoskiemu”.
Sułek, startując z naderwanym mięśniem, ustanowiła życiówki w skoku w dal, pchnięciu kulą i rzucie oszczepem. Trzech z siedmiu konkurencji. Nadrobiła tym straty z płotków czy biegu na 200 metrów. Ten na 800 – mimo urazu – wygrała. I wywalczyła tym samym srebro, w które… nie wierzył początkowo nawet Marek Rzepka, jej trener. Zresztą sama Ada też przyznawała, że po płotkach, pierwszej konkurencji, myśleli, że nie będą mieli szans. A co mówił szkoleniowiec?
– Gdyby zapytać mnie trzy dni temu, czy jest szansa na medal, to powiedziałbym, że absolutnie nie. Adę noga bolała nawet podczas niewielkiego rozruchu. Przyznam szczerze, że w trakcie zmagań mówiłem jej kilka razy, że może należy przerwać rywalizację, bo przed nami kolejne, jeszcze wyższe cele. To jest bowiem zawodniczka na medal olimpijski. Z profesorem Janem Blecharzem rozmawialiśmy z nią na bieżąco. Nie było jednak na tych mistrzostwach Europy siły, która mogłaby Adzie odebrać ten medal – opowiadał na łamach PAP.
Ada po prostu wyrwała sobie ten krążek. Ale już zapowiedziała, że teraz potrzebuje odpoczynku, a w przyszłym roku siłami będzie szafować rozważniej. Kilkukrotnie mówiła też jednak, że jej celem teraz jest zdobycie 7000 punktów. A to deklaracja niezwykle odważna.
Cztery w historii
– Postanowiłam sobie zrobić 7000 punktów lub więcej na igrzyskach w Paryżu, bo nie chcę płaczu, niedomówień. To jest wynik który zapewni mi złoto mistrzostw świata czy igrzysk – mówiła Ada jakiś czas temu. Zanim jednak zastanowimy się, czy taki wynik leży w granicach jej możliwości, powiedzmy sobie o tym, dlaczego pokazuje to niewiarygodną skalę ambicji Polki.
Otóż 7000 punktów w całej historii siedmioboju kobiet przekroczyły… cztery zawodniczki. Z czego trzy minimalnie. Były to:
- Jackie Joyner-Kersee (najlepszy wynik: 7291 pkt, 1988 rok, ogółem 7000 punktów przekroczyła sześciokrotnie!);
- Carolina Kluft (7032 pkt, 2007, 7000 punktów przekroczyła dwa razy);
- Nafissatou Thiam (7013 pkt, 2017);
- Łarisa Turczinska (7007 pkt, 1989).
W XXI wieku zanotowaliśmy trzy takie rezultaty, z czego dwa należą do Kluft. Blisko były jeszcze Katarina Johson-Thompson (6981 pkt, 2019) i Jessica Ennis-Hill (6955 pkt, 2012). Obie jednak, choć są wybitnymi siedmioboistkami, nie dały sobie rady. Zobaczyć magiczną siódemkę z przodu jest bowiem niezwykle trudno i tylko Joyner-Kersee potrafiła osiągać takie rezultaty regularnie.
Ale skąd ta trudność? Odpowiada Tomasz Spodenkiewicz, statystyk lekkoatletyczny, prowadzący na Twitterze konto Athletics News:
– Żeby zrobić 7000 punktów w jednym występie, to życiówki w poszczególnych konkurencjach trzeba mieć na poziomie jeszcze wyższym, bo nie da się w każdej konkurencji zrobić rekordowego wyniku na jednych i tych samych zawodach. Powiedziałbym, że żeby te 7000 się udało złożyć, to suma życiówek musi być na poziomie 7200 punktów.
Faktycznie, wieloboje to chyba najtrudniejsze konkurencje do złożenia występu indywidualnego. Jedna rzecz to przygotowania. Druga – zdrowie. Choćby na ME z występu po pięciu konkurencjach z powodu bólu kostki wycofała się Anouk Vetter, która pewnym krokiem zmierzała po srebrny medal. Do tego dochodzi też wytrzymałość psychiczna – czasem jeden nieudany występ (na przykład trzy spalone skoki w dal) przekreśla szanse na medal. No i warunki atmosferyczne – jeśli pada lub jest zimno, zapewne nie będzie rekordów.
Inna sprawa, że – jak mówi Spodenkiewicz – 7000 punktów może za niedługo nie być aż tak magiczną granicą.
– Poziom w wielobojach rośnie. Mam wrażenie, że te 7000 punktów nie będzie znaczyć za jakiś czas tyle, co znaczy teraz. Pomaga w tym, oczywiście, nowoczesne obuwie, które pomaga w uzyskiwaniu dobrych wyników. Ale też to pokolenie, które teraz wchodzi do seniorskiej rywalizacji, jest mocne. Choćby Anna Hall, nawet młodsza od Ady Sułek. W juniorskich kategoriach też padają naprawdę dobre wyniki. Myślę, że wielobój kobiet ma świetne perspektywy. Choć sam rekord świata jest naprawdę wygórowany. Ale samo pobicie 7000 punktów niosłoby się bardzo mocno.
Pozostaje zadać sobie jedno pytanie.
Ile brakuje Polce?
Matematycznie – 328 punktów, licząc od ustanowionego w Eugene rekordu Polski. Może wydaje się, że to niewiele, ale w rzeczywistości to naprawdę sporo. Gdyby wziąć pod uwagę jej życiówki i założyć, że jakimś cudem zaliczyłaby siedmiobój, w którym w każdej konkurencji wyrównałaby je co do centymetra czy setnej sekundy, to nadal byłaby niecałe 200 punktów od osiągnięcia granicy 7000. Jednym zdaniem: nie będzie łatwo.
Na szczęście Ada ma spory atut. Wielkie rezerwy.
– Właściwie we wszystkich konkurencjach ma zapas. Na pewno może poprawić rekord życiowy w skoku w dal, bo nadal miewa problemy z rozbiegiem. Duże pole do poprawy ma we wszystkich trzech biegach, ale trzeba pamiętać, że tam poprawa owocuje najmniejsza liczbą punktów. Uważam, że jeśli na 800 metrów ktoś, na przykład Hall, mocno poprowadzi bieg, to Ada jest w stanie się utrzymać za plecami takiej osoby i pobić życiówkę. Na płotkach sama Sułek mówiła o złamaniu 13 sekund, a to byłby piękny czas. Kula na treningach latała dalej niż na ME. Byle było zdrowie i udało się złożyć taki start. Na pewno ma potrzebną do tego siłę mentalną – mówi Spodenkiewicz.
Żeby to wszystko przeanalizować, rozpiszmy sobie życiówki Adrianny Sułek na ten moment:
- Bieg na 100 metrów przez płotki – 13.08 s;
- Skok wzwyż – 192 cm;
- Pchnięcie kulą – 14.18 m;
- Bieg na 200 metrów – 23.77 s;
- Skok w dal – 6.55 m;
- Rzut oszczepem – 42.86 m;
- Bieg na 800 metrów – 2:07.18.
Zacznijmy od jej najsłabszych konkurencji. Rzut oszczepem i pchnięcie kulą dają jej w tej chwili odpowiednio 722 i 806 punktów. Oczywiście trzeba pamiętać, że ogółem konkurencja konkurencji nierówna i Ada już zawsze pozostanie zawodniczką, która w biegach i skokach będzie osiągać lepsze rezultaty (w każdej z pozostałych pięciu konkurencji ma już życiówki na poziomie ponad 1000 punktów). Ale zapas w oszczepie i kuli jest spory. Po mistrzostwach Europy (to z nich ma życiówkę w oszczepie) mówiła w rozmowie z “Polska The Times”:
– A myślałam, że ukuję 45m! To tak jak było z kulą. Wiedzieliśmy na treningach, że te 13m nie stanowi problemu, a na zawodach było tak, że jedno pchnięcie było 13-metrowe, a drugie 12-metrowe. Tak samo jest teraz w rzucie oszczepem. Na treningach jest duża powtarzalność, a w konkursie wkradają się jeszcze błędy. Potrzeba stabilizacji i czasu. Mam świetnych trenerów. Bez trenera Rzepki nie doszlibyśmy do wniosku, że trzeba walczyć z oszczepem z nowym szkoleniowcem. Teraz jestem spokojna o przyszłe lata, bo młody szkoleniowiec to świeżość i nowa koncepcja.
W kuli sama Ada powtarza, że stać ją na pchnięcia ponad 15 metrów. Wpiszmy jednak do kalkulatora bezpieczny rezultat, czyli równe 15.00. W przypadku oszczepu zróbmy podobnie i dodajmy Polce nieco ponad dwa metry, czyli rzut na poziomie 45.00. W takim przypadku punktowo będzie otrzymywać 861 i 763 oczka. I to już o niemal sto więcej niż obecnie, a jej możliwości są na pewno większe.
Bieg przez płotki? Sama Polka mówi, że stać ją na wyniki poniżej 13 sekund. Skok wzwyż? Trener Rzepka powtarza, że 195 cm powinno paść szybko, a możliwe, że i wyższe wysokości Ada będzie w stanie atakować. 200 metrów? Śmiało możemy założyć zejście do 23.50 s. Skok w dal? Czemu by nie dołożyć jeszcze trochę centymetrów i powalczyć o 6.80 m. A bieg na 800 metrów? Jeśli pociągnie ją mocna rywalka, to z życiówki na pewno da się urwać dużo. Wstępnie powiedzmy, że Polka zejdzie do 2:04.
Co nam to daje?
Wynik na poziomie 7100 punktów. I to już życiówki, z których można próbować atakować 7000 w jednym podejściu. Przy czym – podkreślmy to wyraźnie – w ani jednym przypadku nie przeszacowaliśmy możliwości Ady Sułek. Tego jesteśmy pewni. Ba, uważamy – podobnie jak ona sama i jej trener – że stać ją na więcej. Choćby w rzucie oszczepem nie wykluczamy, że – gdy tylko poprawi technikę – powalczy nawet o rzuty w okolice 50 metra.
– Widać gołym okiem, że zapas jest, zwłaszcza w technice. Ale jeśli przy technice, która wygląda momentami nieco śmiesznie, oszczep leci na ponad 40 metrów, to ja za to pięknie dziękuję. Może to nie jest przesadnie dobry wynik, ale sporo wieloboistek całą karierę się zmagało z tym, żeby te 40 metrów rzucić. Na pewno to konkurencja z największymi rezerwami, bo w tej chwili jest najsłabsza. Ładnych kilka metrów może dołożyć. To, żeby zyskiwała tym oszczepem nawet o 100 punktów więcej niż obecnie jest realne. Pracy jest bardzo dużo, ale Ada dość niedawno sobie to wszystko ułożyła. Jeszcze jest na początku tej fali wznoszącej – mówi Spodenkiewicz.
Technika rzutu oszczepem Ady robiła furorę w lekkoatletycznym świecie po MŚ w Eugene.
Jasne, trzeba pamiętać też o tym, o czym pisaliśmy – że występ idealny w siedmioboju właściwie nie istnieje. Zawsze przydarzy się mniejsza lub większa wpadka, zawsze coś może delikatnie przeszkodzić. Jednak Sułek możliwości ma naprawdę ogromne i nie zdziwimy się, jeśli na mistrzostwach świata w przyszłym roku będzie już rywalizować na poziomie nawet 6900 punktów. A już to jest granica wyjątkowa – osiągnęło ją tylko 10 zawodniczek w całej historii konkurencji.
Ogółem jednak Polka ma wszystko, by osiągnąć założone przez siebie cele. Zresztą o ten drugi może być nawet łatwiej.
Po złoto igrzysk
Ada Sułek mówi wprost – 7000 punktów to jej cel, bo to da jej złoto igrzysk. I najpewniej ma rację. Sęk w tym, że na igrzyskach wcale nie musi okazać się konieczne osiągnięcie takiego wyniku. Ba, wystarczyć mogą dużo mniejsze. Popatrzmy na ostatnie zwyciężczynie:
- Tokio 2020. Nafissatou Thiam – 6791 pkt;
- Rio 2016. Nafissatou Thiam – 6810 pkt;
- Londyn 2012. Jessica Ennis-Hill – 6955 pkt;
- Pekin 2008. Natalia Dobryńska – 6733 pkt;
- Ateny 2004. Carolina Kluft – 6952 pkt;
- Sydney 2000. Denis Lewis – 6584 pkt.
Tylko w dwóch przypadkach na sześć złota nie dałoby 6900 punktów. Trzykrotnie nie wystarczyłoby 6800. Z drugiej strony z obecną życiówkę Ada stałaby na najwyższym stopniu podium w Sydney, a z wynikiem na poziomie wspomnianych 6800 (na który – jak sama twierdzi – miała nadzieję już w Monachium) byłaby złota dodatkowo w Tokio i Pekinie. Owszem, poziom siedmioboju, jak już napisaliśmy, rośnie, ale w Paryżu może się okazać, że 7000 punktów nie będzie konieczne, by zostać mistrzynią olimpijską.
Choć rywalki na pewno będą w stanie osiągać dobre rezultaty. Jednak czy aż tak wielkie?
– Kto będzie najgroźniejszy? Do igrzysk tylko dwa lata, więc możliwe, że Thiam nadal będzie odgrywać czołową rolę. Dwa lata w wieloboju to ogółem nie aż tak dużo, bo to jednak aż siedem konkurencji, trzeba niektóre rzeczy wytrenować. Większy postęp na przykład w oszczepie wymaga czasu, a sama Ada mówiła, że przed mistrzostwami w Eugene nie miała na to czasu, a przed ME już znalazła i to było widać, bo rzuciła dalej – mówi Spodenkiewicz.
Wiele zależy od tego, kto ma jakie rezerwy i możliwości. Te Sułek, jak już ustaliliśmy, są ogromne. Ada jest przy tym młoda i wciąż się rozwija. Jeśli ze zdrowiem wszystko będzie w porządku śmiało możemy założyć, że stać ją będzie na rezultat na poziomie 6900 punktów. I już to daje ogromną szansę na złoty medal.
– Nie wiem, czy 7000 punktów kiedykolwiek w jej karierze padnie, ale pociechy i emocji będzie z Ady bardzo dużo. Zresztą jestem pod wrażeniem, jak duże zainteresowanie budzą starty Sułek. Widzę to nawet po swoim Twitterze. Powiedzmy sobie zresztą wprost: gdyby nie osiągnęła 7000 punktów, ale zdobyła złoto igrzysk, wszyscy – na czele z nią – i tak bylibyśmy bardzo szczęśliwi – mówi Spodenkiewicz.
Co nie zmienia faktu, że Adzie życzymy spełnienia obu swoich celów. I najlepiej właśnie tam, gdzie to sobie założyła – w Paryżu, za dwa lata.
SEBASTIAN WARZECHA
Fot. Newspix
Czytaj też: