Podwyżki cen energii elektrycznej i cieplnej oczywiście uderzą także w sport. W Ekstraklasie koszty utrzymania infrastruktury wzrosną radykalnie, średnio o ponad 30%, ale w przypadku niektórych klubów oznacza to konieczność znalezienia dodatkowych 2, 4, a nawet 6 milionów złotych. Trzeba szukać oszczędności i w związku z tym m.in. od stycznia do marca nie będzie meczów w soboty o 20.00.
W sierpniu „Business Insider” donosił, że hurtowe ceny prądu przebiły kolejną barierę, która wcześniej wydawała się nieosiągalna. W tamtym miesiącu jedna MWh na przyszły rok kosztowała ponad 2 tysiące złotych. Dla porównania – to pięć razy więcej niż średnia stawka w kontraktach rocznych w 2021 roku.
Podwyżki cen energii a Ekstraklasa
Nikt nie mógł przewidzieć tak drastycznych wzrostów cen energii, dlatego w budżetach na sezon 2022/23 rezerwowano mniejsze pieniądze niż faktycznie będą potrzebne. Według szacunkowych danych koszty utrzymania infrastruktury wzrosną przeciętnie o 31%, tyle że to przekłada się na różne kwoty. W kilku przypadkach należy wygospodarować kilka milionów złotych…
Zdecydowanie najbardziej po kieszeni dostaną kluby z najlepszymi bazami, czyli te, które same są operatorami swoich stadionów i mają rozbudowane ośrodki treningowe – Lech Poznań, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, Cracovia czy Jagiellonia Białystok. Mowa tu o kwotach od ponad 2 do nawet ponad 6 milionów złotych więcej (jak choćby w przypadku Portowców, którzy właśnie przejęli zarządzanie nowym obiektem) niż pierwotnie zakładano. Gigantyczny wzrost.
W korzystniejszej sytuacji będą te kluby, które nie są operatorami obiektów i wynajmują je wyłącznie na mecze oraz nie mają rozbudowanej infrastruktury. Czyli o ile dla trenerów i zawodników brak odpowiedniego ośrodka szkoleniowego stanowi problem, o tyle w obliczu obecnych okoliczności staje się to atutem dla klubowego księgowego. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, bardziej opłaca się nie mieć gdzie trenować.
Ekstraklasa reaguje
Według badań zleconych przez Ekstraklasę przewidywane koszty utrzymania infrastruktury i wynajmu obiektów w sezonie 2022/23 przewyższą wartość przychodów z dni meczowych osiągniętych w rozgrywkach 2021/22. To ryzyko prawdopodobnie w najbliższym czasie przełoży się na ceny biletów i karnetów. Władze muszą szukać dodatkowych źródeł pieniędzy, a to jedno z nich. Aczkolwiek z kolei to może wpłynąć negatywnie na frekwencję i tym samym wcale nie zrekompensować strat.
Przynajmniej część działaczy już jest świadomych przyszłych kłopotów i stara się ograniczać koszty funkcjonowania, a pierwsze kroki w kierunku uprzedzenia ewentualnego kryzysu powzięła także Ekstraklasa. Już w poprzednim tygodniu wysłano pismo do klubów w sprawie oszczędności w produkcji Live Park (m.in. korzystanie z oświetlenia). Ponadto osoby odpowiedzialne za obsługę mat, które ochraniają murawy, otrzymają dyrektywy, w jaki sposób z nich korzystać, by maksymalnie oszczędzać energię. Wreszcie również ze względów oszczędnościowych w okresie zimowym (od stycznia do marca) w soboty nie będzie spotkań o 20.00, a zamiast tego o 12.30.
Te same kontrakty, większe pensje
Tyle że to nie koniec problemów związanych z sytuacją gospodarczą kraju. Następne kłopoty to ceny paliwa i presja inflacyjna, z której wynika osłabienie złotego względem euro czy dolara.
– To zapewne jeszcze nie koniec osłabienia złotego – oceniał kilka dni temu analityk banku UBS Tilmann Kolb na łamach parkiet.com.
„Do 5,00 zł prognozę kursu euro do złotego na koniec czwartego kwartału podniósł bank UBS, dodając, że notowania dolara mogą sięgnąć 5,21 zł. Ta znacząca zmiana, bo wcześniejsze prognozy instytucji zakładały pułapy 4,70 zł za euro oraz 4,90 zł za dolara, jednak w horyzoncie 12-miesięcznym prognozy poszły w górę umiarkowanie – z 4,64 zł do 5,70 zł euro oraz z 4,55 zł do 4,61 zł za dolara” – czytamy.
To również wydrenuje kieszenie tych zespołów, które zatrudniają obcokrajowców. Dlaczego? Ano dlatego, że w zasadzie żaden zawodnik z zagranicy nie zgodzi się na zawarcie w kontrakcie pensji w złotówkach, a zdecydowana, przygniatająca większość (o ile nie wszyscy) chce w twardej walucie, czyli euro. Co za tym idzie, choć tak naprawdę zapisy umowy pozostają niezmienne, z perspektywy polskiego klubu – przecież zarabiającego w złotówkach – piłkarz X w październiku 2022 zainkasuje więcej niż w październiku 2020. Np. gdyby miał zagwarantowane 15 tysięcy euro, dwa lata temu kosztowałby niecałe 67,5 tysiąca złotych, a w tym miesiącu lekko ponad 72 tysiące.
Słowem – wszystko wskazuje, że w najbliższych miesiącach trzeba zaciskać pasa. Wielkimi susami zbliża się do drużyn Ekstraklasy czas oszczędzania.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Hamulić: Nie doceniali mnie, a w Holandii byłem dziesięć razy lepszy od innych
- Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
- Gorgon: Był wielki strach, że to wszystko skończy się kalectwem
foto. Newspix