Pisanie czegokolwiek o Dawidzie Janczyku to jak kopanie leżącego. Ale jak tu nie pisać, kiedy on sam non stop papla, papla i papla, i nic z tego, co mówi nie trzyma sę kupy. Nic, dosłownie. Facet mógłby napisać nowe wydanie „Baśni z tysiąca i jednej nocy” – gdyby tylko znalazł chwilę czasu, bo aktualnie jest niezwykle zajęty narodzinamy córki.
Dawid po raz pierwszy od wyrzucenia go rozstania z Piastem Gliwicem zabrał głos publicznie, dokładnie tłumacząc Super Expressowi, co w tej sprawie zaszło.
Przedstawmy zatem jego wersję:
Janczyk nie miał szansy na grę w Gliwicach, więc zdecydował się odejść jeszcze w trakcie rundy. Choć ważniejszy był drugi powód – jego żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży i żeby być przy niej Dawid postanowił wrócić do Warszawy. Perez Garcia poza tym go trochę irytował – Dawid schudł, solidnie przepracował kilka miesięcy, nawet strzelił dwa gole w Pucharze Polski, ale przy „hiszpańskim trenerze, stawiającym na rodaków, Polacy już na starcie byli na straconej pozycji”. To że zdarzało mu się opuszczać treningi, jest oczywistym kłamstwem, a o powrocie do piłki pomyśli, gdy narodzi mu się córka.
O rany, zmęczyliśmy się jak przy krojeniu cebuli…
Delikatnie mówiąc, mamy wrażenie, że kolega Janczyk w kilku kwestiach rozmija się z prawdą, a o niektórych z niewyjaśnionych dotąd względów zapomina. Hiszpański trener na przykład tak bardzo stawiał na Hiszpanów, że w ataku – na pozycji Dawida – oczywiście pełny sezon zagrał Polak Wilczek, który dopiero u Pereza wywalczył pewne miejsce w składzie, zbierając dwa razy więcej minut niż Jurado. Zresztą, co ma do rzeczy jakiś Hiszpan, skoro trenerem Piasta jest już Radoslav Latal? Czego tym razem obawiał się Janczyk – że ten z kolei postawi na Czechów i nagle odgrzebie Tomasa Docekala?
To naprawdę niesłychane, co ten Janczyk opowiada (a dziennikarz bez refleksji przepisuje…). Dostał szansę jedną na milion – możliwość treningów z klubem Ekstraklasy, będąc totalnie nieprzygotowanym do tego mentalnie i fizycznie, po czym tłumaczy, że sam postanowił położyć na to laskę. Po mniej więcej ośmiu miesiącach, które nie spowodowały, że wskoczył do pierwszego składu.
Nie wspomina o tym, jak tuż przed rozstaniem z Piastem, na obozie w Kamieniu, Radoslav Latal, czyli facet, któremu dyscyplina nie jest obca, przyłapał go w dyspozycji, która najwyraźniej trochę odbiegała od sportowej. Albo o tym, że wcześniej ten zły Perez Garcia również przymykał na to oko. Ale niech będzie, że to wszystko nam się przewidziało.
Dawid, jak już urodzi mu się córka, z pewnością wróci. Mocniejszy! Wtedy znajdzie czas i miejsce na wykonywanie swojego zawodu. Na razie nie ma czasu.