Reklama

W Legii to już nie tylko awaria? Berg popełnił błędy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 kwietnia 2015, 10:15 • 15 min czytania 0 komentarzy

– Awansowała do 1/16 finału Ligi Europejskiej i wydawało się, że krajową konkurencję zawodnicy Henninga Berga zostawią daleko w tyle. Po przerwie zimowej nie jest to już wcale takie pewne. Przy Łazienkowskiej słychać już syreny alarmowe. Legia w ośmiu wiosennych kolejkach trzy razy przegrała, dwa mecze zremisowała. W tabeli za okres od lutego do dziś zajmuje dopiero szóste miejsce. Jesienią wpadki w lidze były tłumaczone oszczędzaniem najlepszych piłkarzy na spotkania w Europie. Norweski trener dawał szansę młodzieży, a ta nie zawsze potrafiła stanąć na wysokości zadania – czytamy dziś w Rzeczpospolitej. W poniedziałkowej prasie sporo o słabej formie Legii i błędach Henninga Berga.

W Legii to już nie tylko awaria? Berg popełnił błędy

FAKT

Gdy Maki strzela, Lechia wygrywa. Chcąc zacytować cokolwiek z Faktu, musimy zajrzeć do relacji pomeczowych.

Image and video hosting by TinyPic

Opłaciło się wykupić Macieja Makuszewskiego (26 l.) z Tereka Grozny. Skrzydłowy Lechii zapewnił zwycięstwo w meczu kolejki z Legią. Na PGE Arenie w Gdańsku pojawiło się 36 500 kibiców, co jest rekordem frekwencji na ligowym meczu. (…) – To był dla mnie idealny dzień. Kibice szczelnie wypełnili stadion. Już jadąc na PGE Arenę, widać było mnóstwo ludzi w szalikach. Do tego kibice stworzyli fantastyczną atmosferę i przygotowali niesamowitą oprawę. Dla takich momentów warto grać w piłkę. Jako małe dziecko, gdy zaczynałem trenować, marzyłem, by wystąpić w takim meczu. W sobotę to marzenie się spełniło. I na dodatek zdobyłem jedyną, zwycięską bramkę. To niesamowite – mówił podekscytowany Makuszewski.

Reklama

W Lechu nie dali rady wyprzedzić Legii.

Piłkarze Lecha zmarnowali szansę i nie wyprzedzili prowadzącej Legii. Wszystko przez rewelacyjną w tej rundzie Koronę. Zespół trenera Ryszarda Tarasiewicza (53 l.) w tym roku gra bardzo dobrze i jeszcze nie dał się pokonać. Kielczanie nie dali się także w Poznaniu, remisując 1:1. (…) Korona przez wielu jeszcze niedawno była skazywana na spadek do I ligi. Tymczasem kielczanie prezentują się co najmniej poprawnie. Korona zamiast bronić się przed spadkiem, walczy o awans do czołowej ósemki. nawet trener poznańskiej jedenastki docenił postawę gości z Kielc.

I jeszcze jeden tekst: Lewy zachwycił Europę.

Image and video hosting by TinyPic

Perfekcyjne przyjęcie piłki i jeszcze lepszy strzał. Robert Lewandowski (27 l.) zachwycił w 28. kolejce 1. Bundesligi, zdobywając dwie bramki w meczu z Eintrachtem Frankfurt. Zwłaszcza pierwszy gol Bayernu Monachium był wyjątkowej urody. Polak ośmieszył obrońców rywali i popisał się fantastycznym strzałem, po którym bramkarz Eintrachtu nie miał nic do powiedzenia. Kapitan reprezentacji Polski w ośmiu meczach niemieckiej ekstraklasy strzelił aż dziewięć goli. Dzięki temu znowu ma szansę powalczyć o tytuł króla strzelców, aczkolwiek jego strata do prowadzącego Alexandra Meiera (32 l.) z Eintrachtu wynosi obecnie trzy gole.

GAZETA WYBORCZA

Reklama

Rafał Stec pisze o weekendowych emocjach. Od Harvardu do Stargardu.

Image and video hosting by TinyPic

Zbieg okoliczności sprawił, że program harvardzkich zajęć – rozpięty od filozofa Foucaulta do teoretyka literatury Bachtina, od tragedii Sofoklesa po poetykę Arystotelesa – zgłębiałem pomiędzy oszałamiającymi erupcjami skończonego futbolowego piękna. Minionych kilkanaście dni było wysadzone takimi klejnotami, że cudowniejszy okres, obawiam się, już się w 2015 roku nie wydarzy. W sobotnie popołudnie fantastycznego gola wyczarował Robert Lewandowski. Gola, o jakim śni każdy chłopiec, strzelonego z woleja poprzedzonego przerzuceniem piłki nad głową rywala. Dysponujący bogatszym futbolowym słownikiem Latynosi wzdychaliby, że Polak założył mu „sombrero”. Kilka godzin później porywający mecz rozegrały Sevilla i Barcelona – tłukły się z niesłychaną intensywnością, urzekający techniczny detal gonił urzekający techniczny detal, atakowały w uniesieniu, publikę rozrywała wyczuwalna nawet przez telewizor ekstaza. Wreszcie w ostatnim i przedostatnim tygodniu oglądaliśmy – wszystkimi trzewiami oglądaliśmy – heroiczny wysiłek półamatorskich piłkarzy ze Stargardu Szczecińskiego, którzy w półfinale Pucharu Polski opierali się walczącemu o mistrzostwo kraju Lechowi Poznań. I padli dopiero w dogrywce, gdy biegali już półżywi, gdy martwiliśmy się, czy nie padną w sensie ścisłym trupem. Niezapomniana historia.

Dwie kule Michniewicza, czyli ciekawy tekst Przemysława Zycha o nowym trenerze Pogoni.

Michniewicza łatwo polubić. Kiedyś w szkole trenerskiej pożyczył banknot stuzłotowy, na oczach młodych kolegów po fachu go zgniótł i spytał widownię: – Czym różni się ten zgnieciony banknot od tego, którym był przed chwilą? Niczym. To ten sam banknot. Podobnie jest z trenerem wyrzuconym z pracy – to wciąż ten sam trener! Jego niekonwencjonalne metody pracy potrafią dotrzeć do piłkarzy. Nie ma problemu, żeby o nich potem opowiedzieć dziennikarzom, którzy z radością przelewają na papier anegdoty trenera. Nie trzeba ich nawet specjalnie układać. Niedawno w „Przeglądzie Sportowym” opowiedział, że piłkarzom zakazuje przeklinania na boisku. Jego wejście do nowej szatni zawsze jest spektakularne. Nie zmienia to faktu, że Michniewiczowi czegoś brakuje od lat – naprawdę świetnych ofert pracy. Jego kariera trenerska w pewnym momencie zastygła. W wieku 34 lat zdobył Puchar Polski z Lechem Poznań (2004 r.), a później mistrzostwo z Zagłębiem (2007 r.). Po takich sukcesach powinien choć raz dostać szansę w Legii, Wiśle lub Lechu – już tym mocniejszym, po przejęciu przez koncern Amica. Rynek futbolowy w pewien sposób zweryfikował tamte sukcesy, uznając, że nie zasługują, aby dać Michniewiczowi choćby jedną szansę w topowym klubie. Dlaczego? Michniewicz ciągnie za sobą dwie kule. (…) Otwartość Michniewicza przeszkadza potencjalnym pracodawcom. Jeden z ligowych prezesów mówił niedawno: „Nie zatrudnię Czesia, bo wszystko od razu będzie wychodzić z szatni. A jeśli nie wyjdzie w trakcie jego pracy, to na pewno potem”. Dziś Michniewicz zdaje się to rozumieć. W lutym udzielił „Przeglądowi Sportowego” wywiadu, w którym przyznał, że się trochę pogubił, opowiadał o uzależnieniu od Twittera. Ilu prezesów oceniło jego spowiedź pozytywnie, a ilu negatywnie? W czwartek w końcu dostał pracę. Pogoń jest już ósmym klubem w ostatnich 12 latach, który prowadzi. Swoim dzieciom pół żartem, pół serio powtarza: „Weźcie się do nauki, żebyście nie musieli być trenerami”.

Image and video hosting by TinyPic

To już nie tylko awaria? Takie pytanie pada w kontekście Legii.

Największy budżet, najdrożsi piłkarze. Po prostu najlepsza drużyna kraju. Już przed sezonem mianowana mistrzem. Tak do niedawna postrzegano Legię. Po meczu z Lechią optyka zaczyna się zmieniać. Może nie diametralnie, ale jednak. I to nie tylko dlatego, że zespół Henninga Berga przegrywa. Bo nawet gdy zwycięża – ostatnio rzadko – to nie zachwyca. Od początku roku gra przeciętnie. (…) Czarny scenariusz dla warszawiaków nie musi się powtórzyć, jest czas na naprawę. Ale są również obawy. I cały czas ich przybywa, bo choć do końca sezonu zostało jeszcze dziesięć kolejek (siedem po podziale punktów), to w Legii coś zaczyna się rozpadać. Drużyna nie przypomina tej z wiosny zeszłego roku, która na 16 możliwych spotkań w ekstraklasie przegrała tylko raz (nie licząc walkowera za mecz z Jagiellonią) – z Ruchem Chorzów (1:2), w 35. kolejce, kiedy losy tytułu były już rozstrzygnięte. – Przegraliśmy przeze mnie, gdybym został na boisku, to wszystko potoczyłoby się inaczej – powiedział po sobotnim meczu Ondrej Duda. Słowacki pomocnik w Gdańsku zobaczył czerwoną kartkę za faul na Grzegorzu Wojtkowiaku. Z boiska wyleciał w 38. minucie. Legia grała w dziesiątkę. Ale nawet w komplecie nie miała pomysłu, jak zaatakować. Do 38. minuty nie stworzyła żadnej podbramkowej okazji, nie oddała nawet celnego strzału (w sumie tylko jeden w całym spotkaniu).

RZECZPOSPOLITA

Lider potrzebny od zaraz. Zaczynamy tekstem Stefana Szczepłka.

Mistrzem Polski być może zostanie drużyna, która właśnie poniosła ósmą porażkę w sezonie. Legia przegrała z Lechią, a jedyny plus tego meczu to frekwencja w Gdańsku. 36 tysięcy ludzi – to robi wrażenie. Jak z tego widać, Legia w dalszym ciągu jest magnesem dla kibiców w każdym polskim mieście. Ale jeśli nie zacznie grać lepiej, to się może zmienić. Już wszyscy trenerzy w ekstraklasie wiedzą, że z Legią można wygrać. Klub pozbył się lekką ręką Miroslava Radovicia, zamiast zaproponować mu takie warunki, aby nie musiał odchodzić do Chin. Szkoda tylko, że nie zadbał o sprowadzenie godnego następcy. Bez Radovicia Legia jest znacznie słabsza. Ondrej Duda ma szansę być kimś takim jak Serb, ale sam meczów nie wygra. A kiedy w Gdańsku jeszcze przed przerwą dostał czerwoną kartkę, moc Legii znacznie osłabła. Za dużo w tej drużynie chaosu, za mało stabilizacji, nie wiadomo, kto wyjdzie na boisko. Większe możliwości, dające Legii na starcie przewagę nad konkurentami, na boisku widać coraz rzadziej. Początkowo dobre wrażenie robiło nazwisko trenera Henninga Berga, jego przeszłość piłkarska, praca pod ręką Aleksa Fergusona. Ale to spowszedniało. Spytałem kilku trenerów, jakie cechy chcieliby przejąć od Berga. Kilku odpowiedziało taka samo: chcieliby przejąć Legię, bo ona najlepiej płaci i daje poczucie stabilizacji. Tego nie mogą mieć trenerzy np. Pogoni. Jej prezes (nazwiska nie pamiętam) zatrudnił już trzeciego trenera w sezonie. Klub zaczynał z Dariuszem Wdowczykiem, po nim był Jan Kocian, a teraz jest Czesław Michniewicz. Niezły fachowiec i wszechstronny. Równie dobrze mógłby pracować w telefonii komórkowej albo u fryzjera. Ten prezes musi się orientować w futbolowych realiach.

I znów alarm w Legii. Raz jeszcze właściwie o tym samym.

Mistrz Polski przegrał z Lechią, ale wciąż jest liderem bo Lech nie wykorzystał potknięcia rywali. Nagle pochowali się ci wszyscy, którzy od jesieni wieszczyli zdobycie tytułu przez Legię. Pochowali się ze wstydu. Jeszcze kilka miesięcy temu Legia grała naprawdę dobrze w europejskich pucharach, niemal nie traciła goli, potrafiła być wyrachowana, a przede wszystkim skuteczna. Awansowała do 1/16 finału Ligi Europejskiej i wydawało się, że krajową konkurencję zawodnicy Henninga Berga zostawią daleko w tyle. Po przerwie zimowej nie jest to już wcale takie pewne. Przy Łazienkowskiej słychać już syreny alarmowe. Legia w ośmiu wiosennych kolejkach trzy razy przegrała, dwa mecze zremisowała. W tabeli za okres od lutego do dziś zajmuje dopiero szóste miejsce. Jesienią wpadki w lidze były tłumaczone oszczędzaniem najlepszych piłkarzy na spotkania w Europie. Norweski trener dawał szansę młodzieży, a ta nie zawsze potrafiła stanąć na wysokości zadania. „Przyjdzie wiosna, Legia w końcu z pucharów odpadnie i gdy najlepszy skład zacznie regularnie grać w lidze, z rywali nie będzie czego zbierać. A poza tym, co to za liga, gdzie za zwycięstwo przyznaje się półtora punktu, prawdziwe rozgrywki zaczną się w maju” – takie myślenie dominowało nie tylko wśród kibiców.

Lewy w wersji dla wybrednych, czyli Polak robi furorę.

– W decydującym momencie sezonu mamy Roberta Lewandowskiego w najwyższej formie. To świetna wiadomość – cieszy się Pep Guardiola, a niemieckie media drugi tydzień z rzędu nie szczędzą naszemu napastnikowi pochwał. „Rozstrzelał Eintracht” – zatytułował „Kicker” relację po sobotnim meczu (3:0), w którym Polak zdobył dwa gole. „Sueddeutsche Zeitung” o pierwszym z nich napisał, że dogodził nawet najbardziej wybrednym kibicom w Bawarii. Lewandowski, stojąc w polu karnym tyłem do bramki, przyjął podanie od Thomasa Muellera, przerzucił piłkę nad obrońcą, obrócił się i uderzył z woleja. Trafienie numer 16 w Bundeslidze już tak efektowne nie było (głową do pustej bramki), ale miało symboliczny wymiar: pół wieku temu Gerd Mueller w swoim debiutanckim sezonie w Bayernie zdobył tylko 15 goli. „Bild” znów ocenił występ Polaka na 1 (klasa światowa). Na taką notę nie zasłużył żaden z piłkarzy Borussii Dortmund po porażce 1:3 w Moenchengladbach. Jakub Błaszczykowski dostał 5, ale i tak był jednym z bardziej aktywnych. Drużyna Juergena Kloppa przegrywała już po 30 sekundach, w tabeli jest nadal dziesiąta, a szansy na europejskie puchary nie traci dzięki słabej formie Augsburga (1:2 z Paderborn) i innych rywali startujących w tym wyścigu.

SUPER EXPRESS

Superak rozmawia z Ludovikiem Obraniak, który wyznaje: Nawet rodzina uwierzyła w zawał.

Image and video hosting by TinyPic

Jak się czujesz? Jesteś w Turcji, we Francji, w domu, w szpitalu?
– Czuję się bardzo dobrze. W związku z zawieszeniem rozgrywek ligowych w Turcji Rizespor dał mi kilka dni wolnego, które spędziłem we Francji. Mój turecki klub zachowuje się świetnie. Dali mi wolne między innymi dlatego, żebym pojechał do domu i uspokoił bliskich. Bo to, co oni przeżyli. Mam ogromny żal o podawanie takich niesprawdzonych informacji, jak ta o rzekomym ataku serca. Moi dziadkowie, brat i inni bliscy usłyszeli o tym „zawale”, zanim zdążyłem do nich zadzwonić. Ten świat jest pod tym względem chory.

(…)

A propos Nawałki. Co z twoim powrotem do kadry?
– Nie mam prawa domagać się powołania. Zespół radzi sobie beze mnie, odniósł historyczne zwycięstwo nad Niemcami. Kadra to nie prezent, a ja już raz taki prezent od trenera dostałem – gdy powołał mnie na towarzyski mecz z Niemcami, choć nie byłem w formie.

Tego, co wydarzyło się w lidze, nie ma sensu cytować. Spójrzmy jeszcze na odpaloną rakietę Lewandowskiego.

Image and video hosting by TinyPic

Ale huknął! Gwiazdor Bayernu Monachium Robert Lewandowski (27 l.) w meczu z Eintrachtem Frankfurt (3:0) strzelił gola, którym zachwyca się cała piłkarska Europa. Była 15. minuta meczu. Lewandowski, będąc na linii pola karnego, dostał podanie od Thomasa Mullera. Samym przyjęciem piłki minął obrońcę, przy okazji układając sobie pozycję strzelecką. Nie pozwolił piłce spaść na murawę, huknął z całej siły w kierunku bramki. Odpalona przez Lewandowskiego rakieta minęła bezradnego bramkarza Eintrachtu, a po chwili wpadła do siatki tuż pod poprzeczką. Choć powtórki pokazały minimalnego spalonego, sędzia nie zareagował i bramkę uznał. Drugiego gola (strzałem głową z bliska) „Lewy” zanotował w 66. minucie. W sumie Lewandowski w tym meczu oddał 7 strzałów na bramkę (najwięcej ze wszystkich piłkarzy). Występem Polaka zachwycał się trener Bayernu Pep Guardiola. – Pierwszy rok w nowym klubie nigdy nie jest łatwy, ale Robert jest coraz silniejszy. Cieszę się, że w decydującym momencie walki o mistrzostwo i Puchar Niemiec, a także o Ligę Mistrzów mamy Lewandowskiego w najlepszej formie – powiedział Guardiola.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Remisy mistrzostwa nie dadzą. Zaczynamy od Lecha.

Poznaniacy od 266 dni nie byli liderami rozgrywek po rozegraniu wszystkich meczów w kolejce. Ostatni raz zdarzyło się to podczas inauguracji obecnego sezonu, kiedy rozgromili Piasta Gliwice aż 4:0. Jeszcze głębiej trzeba szukać, żeby znaleźć sytuację, w której byliby najlepsi w mocno już zaawansowanej części rozgrywek. Poprzednio tak było po 29. kolejce w 2010 roku, co później skończyło się zresztą mistrzostwem Polski. Teraz jest 27. seria i lechici mogli wykorzystać potknięcie Legii, która uległa w sobotę w Gdańsku Lechii 0:1. Mogli, ale nie zrobili tego, bo zaprezentowali się bardzo, bardzo, bardzo słabo. Owszem, objęli prowadzenie po nieco przypadkowym golu Gergo Lovrencsicsa, ale piłkarze z Kielc szybko potrafili odpowiedzieć i skończyło się na wyniku 1:1. Obrońcy tytułu przegrali już po raz 8., ale co z tego, skoro poznaniacy remisują wręcz na potęgę. Dość powiedzieć, że przeciwko Koronie już 11. raz podzielili się z rywalami punktami! W ten sposób trwa żółwi wyścig o tytuł mistrza kraju… – Nie mówmy o pozycji lidera, to miejsce istotne na koniec sezonu – mówi obrońca Lecha Marcin Kamiński, który jest wkurzony nie dlatego, że jego drużyna nie wskoczyła na 1. miejsce. – Rozczarowujące jest to, że po raz kolejny remisujemy. Owszem, zagraliśmy słabo, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale później mieliśmy prowadzenie i należało je utrzymać do końca. My musimy wygrywać mecze, a nie remisować, jeśli chcemy być mistrzami Polski – opowiada.

Image and video hosting by TinyPic

Celem pierwsza ósemka – nie ukrywa Paweł Golański.

Chyba tym meczem przekonaliście ostatnich niedowiarków, że wasza postawa na wiosnę to nie jest przypadek?
– Trener zimą nakreślił wizję prowadzenia drużyny i na razie na całe szczęście udaje się to realizować na boisku. Choć oczywiście należy zaznaczyć, że my jeszcze nic nie osiągnęliśmy. Zostały trzy kolejki i ciągle jeszcze walczymy o pierwszą ósemkę. Jeśli uda nam się tam znaleźć, to wtedy z czystym sumieniem będzie można powiedzieć, że praca została przez nas wykonana perfekcyjnie. Warto zresztą przypomnieć, że zimą te nasze słowa o ósemce nie były traktowane w Polsce zbyt poważnie. A tabela jest teraz mocno spłaszczona. Zostały trzy kolejki, w dwóch z nich gramy u siebie i trzeba z tego wycisnąć jak najwięcej.

PS analizuje problemy Legii i przedstawia pięć błędów Berga.

Sztuczna rywalizacja
Henning Berg należy do trenerów, którzy budują drużynę w oparciu o grupę zawodników. Niezależnie od tego, co by się działo, konsekwentnie na nich stawia. Jeśli są zdrowi i nie muszą pauzować za kartki, to grają. Niezależnie od formy, w jakiej są. Tak jest ostatnio w przypadku Tomasza Jodłowca. Reprezentant Polski prezentuje się dużo gorzej niż jesienią (co widać było również w spotkaniu Irlandia – Polska), ale w Legii jest nie do ruszenia. Dominik Furman, wychodząc na boisko, wie, że niezależnie od tego, jak zagra, w kolejnym meczu co najwyżej usiądzie na ławce rezerwowych. Podobnie na początku rundy wiosennej (i przez całą jesień) było z Orlando Sa. Podobno Norweg miał pretensje, że Portugalczyk nie wypełnia założeń taktycznych, statystyki zawodnika były w tym przypadku nieistotne. Kolejny przykład to Ondrej Duda. Po kontuzji nie doszedł do odpowiedniej formy, zawodził na murawie, ale to od niego trenerzy rozpoczynali ustalanie składu. To sprawiało, że na kilku pozycjach panowała sztuczna rywalizacja. (…)

Głaskanie zawodników
Trener Legii jest typowo norweskim szefem. Nigdy nie krzyczy na podwładnych, nie krytykuje ich, przedstawia oczekiwania wobec pracownika i rozlicza go z ich realizacji. Piłkarze Legii długo byli zaskoczeni takim podejściem Berga. Nawet kiedy przegrywali, trener wmawiał im, że są najlepsi, powinni wygrać, ale nie udało się, bo mieli pecha. To samo słyszeliśmy na konferencjach prasowych. Norweg nigdy nie skrytykował publicznie swojego zawodnika, każdego bronił, nawet gdy wydawało się, że nie ma ku temu racjonalnych przesłanek. A jak już nic innego nie przyjdzie do głowy, to zawsze w pogotowiu ma nieśmiertelny komunikat: Nie zagraliśmy na swoim najwyższym poziomie. Owszem, Berg i jego sztab w każdym tygodniu organizują indywidualne rozmowy z piłkarzami, każdy zawodnik ogląda film z błędami, jakie popełnił. Jednak czasem trzeba wstrząsnąć drużyną, pogrozić jej palcem publicznie, zapowiedzieć konsekwencje, jak choćby zrobił to w Lechu Maciej Skorża.

Image and video hosting by TinyPic

Przerzucamy kolejne strony w poszukiwaniu ciekawych materiałów. Zatrzymujemy się dopiero na tekście traktującym o skautingu: Chcemy obejrzeć waszego piłkarza.

Na początku często jest zaskoczenie czy wręcz zażenowanie. Skaut mocnego zagranicznego klubu nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jaką ligę przyjechał oglądać. Już w styczniu 2010 roku było wiadomo, że Jan Mucha odejdzie po sezonie z Legii do Evertonu. Na majowy mecz z Wisłą Kraków przy Łazienkowskiej zaproszeni zostali przedstawiciele angielskiego klubu. Przyjechali i zobaczyli, jak Legia w fatalnym stylu przegrywa 0:3, a hat-trickiem popisuje się Paweł Brożek. Po meczu miała miejsce uroczysta kolacja. Jeden z działaczy Evertonu nie wytrzymał i spytał Muchę wprost: – To naprawdę był mecz polskiej ekstraklasy? I dwóch czołowych drużyn? Sorry, ale mieliśmy wrażenie, jakbyśmy oglądali jakąś trzecią ligę. (…) W październiku 2008 roku Polskę odwiedził Colin Chambers, ceniony skaut Boltonu. Był na dwóch meczach ekstraklasy i sporządził z nich raporty o trzech piłkarzach. Udało nam się dotrzeć do tych dokumentów. Są ciekawym źródłem, bo pokazują, jak zupełnie inna jest ocena skauta od not wystawianych za konkretne spotkanie przez dziennikarzy, którzy w dużej mierze sugerują się suchym wynikiem. Raporty Chambersa pokazują też, jakie elementy gry są najważniejsze z punktu widzenia wysłannika angielskiego klubu. W każdym z nich wyodrębnione są te same parametry piłkarza: fizyczność, szybkość, nastawienie, technika, inteligencja. Na samym końcu następują wnioski i sugestia skauta, czy piłkarza warto obserwować dalej. W meczu Wisły Kraków z Piastem Gliwice Chambers obserwował Pawła Brożka, który w samej końcówce zdobył bramkę na 2:0. Raport nie jest jednak dla napastnika Wisły specjalnie optymistyczny. Jego fragment brzmi tak: „Gra z zaangażowaniem tylko wtedy, gdy piłka jest blisko. Jest statyczny i leniwy, kiedy jego drużyna znajduje się pod presją. I jeszcze wniosek z raportu: „Nie jest dla mnie wystarczająco groźny. Zdobył w Polsce wiele bramek, ale nie sądzę, by grając w ten sposób, mógł wzmocnić nasz skład”.

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...