Maksymilian Stryjek konsekwentnie zaczyna się rozwijać w swojej karierze. Jeszcze na początku 2020 roku znajdował się na sporym zakręcie broniąc w piątej lidze angielskiej, ale potem trafił do Livingston, po kilku miesiącach na stałe przebił się do składu i wyrósł na czołową postać tego zespołu. W barwach szkockiego ekstraklasowca rozegrał łącznie 71 meczów. Polski bramkarz od dłuższego czasu zapowiadał, że w tym okienku będzie chciał ruszyć dalej, barwy jednak zmienił dopiero 18 sierpnia, przechodząc do Wycombe Wanderers z angielskiej League One.
Dlaczego to wszystko tak długo trwało? Ile na początku żądało za niego Livingston? Komu Stryjek odmówił, mimo potencjalnie dobrych zarobków? Gdzie chciałby się wypromować z Wycombe? Czemu uważa, że trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii jest znacznie lepszy od pierwszego w Szkocji? Czy nadal marzy o Premier League? Zapraszamy.
*
Musisz być w świetnym humorze po debiucie, bo wygraliście na wyjeździe z Barnsley 3:0, a ty zaliczyłeś dwie bardzo dobre interwencje.
Oczywiście, jestem bardzo zadowolony. Wygraliśmy, udany debiut. Naszym celem jest awans do Championship – Wycombe było tam w sezonie 2020/21 – i jeśli częściej będziemy prezentowali taką formę, to jest szansa, że się uda.
Każdy z waszych trzech goli mógł kandydować do miana najpiękniejszego w kolejce.
Koledzy naprawdę efektownie strzelali, trzeba przyznać. Najbardziej podobał mi się ten drugi gol, prawie z połowy boiska. Rozmawialiśmy przed meczem, że bramkarz Barnsley lubi wysoko wychodzić. Czułem, że ktoś przynajmniej będzie próbował z tego faktu skorzystać. Fajnie, że wpadło.
Teraz nastroje w Wycombe są dobre, ale wchodziłeś do składu w trudnym momencie. Sezon drużyna zaczęła od wygranej, by potem doznać trzech porażek z rzędu.
Mamy jeszcze trochę problemów kadrowych. Kilku piłkarzy leczy kontuzje lub dopiero powoli wraca po urazach – przede wszystkim napastnik i dwóch obrońców. Myślę, że gdy już zaczniemy grać pełnym składem, będzie to wyglądało inaczej. W każdym razie, jak mówiłem, klub ma ambicje, żeby awansować i w dużej mierze dlatego podpisałem się pod tym projektem. I ten potencjał tu jest, to nie są plany oderwane od rzeczywistości.
Przekonaliśmy się o tym już w zeszłym sezonie. Wycombe doszło w play-offach do finału, w którym lepszy okazał się twój były klub Sunderland. Ta porażka była dużym rozczarowaniem?
Pewnie tak, ale ogólnie podoba mi się, że nie ma tu zbędnej napinki, wszystko jest na luzie. Masz wyjść na boisko, zrobić swoje i ma ci to sprawiać frajdę. Enjoy – jak to mówią w Anglii. Jasne, wszystko musi się łączyć z ambicją i walką, ale to oczywiste. Grunt, żeby nie tworzyć presji na zapas, a w Wycombe tego nie ma. Najwyraźniej takie podejście napędziło chłopaków tak mocno, że doszli do decydującego meczu. Sądzę, że w tym sezonie presja w kontekście awansu będzie nieco większa, ale na razie tego nie czuć.
Rozumiem, że przychodziłeś tu z założeniem, że z miejsca wchodzisz do składu? Twoim głównym rywalem jest 21-letni Tyla Dickinson, który bronił w czterech wcześniejszych meczach i były to jego pierwsze występy na tym poziomie. W kadrze znajduje się jeszcze Joshn Blunkell, ale on nawet nie ma metryki w Transfermarkcie.
Ma 19 lat jak coś (śmiech). Zadzwonił do mnie agent, powiedział, że jest temat i chcą, bym od razu zaczął grać i zadebiutował w sobotę. Transfer niemalże z dnia na dzień. W środę byłem w samolocie do Londynu, w czwartek podpisałem kontrakt, w sobotę wystąpiłem. Odpowiadając na pytanie: tak, wiedziałem, że będę tu grał i dlatego się zdecydowałem. Mam gwarancję gry, czuję komfort psychiczny, że jestem numerem jeden.
Czyli to był szybki temat, nie miałeś czasu na głębszą analizę? Swoją drogą, zmieniłeś barwy bardzo późno, bo dopiero 18 sierpnia.
Livingston trochę namieszało swoją postawą. O tym, że latem będę chciał odejść wiedzieli w klubie od dawna. Problem polegał na tym, że oczekiwali za mnie nie wiadomo jakich kwot i nikt nie był w stanie tyle zapłacić. Musieli obniżyć swoje oczekiwania, ale jak już to zrobili, okazało się, że chętnych do transferu jest jeszcze mniej, bo zwiększyła się liczba bramkarzy bez kontraktów i było z czego wybierać. Dopiero gdy powiedziałem w Livingston, że naprawdę zależy mi na odejściu i zaczęciu nowego rozdziału, zgodzili się na puszczenie mnie za darmo w zamian za określony procent z przyszłego transferu. To już jednak był czas, w którym większość klubów zaczęło sezon i miało obsadzoną bramkę. Długo czekałem na jakąś ofertę, aż wreszcie zgłosili się ludzie z Wycombe, spodobała mi się ich wizja i postanowiłem spróbować. League One może być trampoliną do Championship i przede wszystkim powrotu do gry w Anglii. Głównie tym się kierowałem.
Na końcu miałeś tylko do wyboru pozostanie w Livingston lub transfer do Wycombe?
Tak. Wcześniej różnych sygnałów i zapytań miałem dużo. Odzywały się też Legia i Lech, ale do konkretów nie doszło. Livingston dyktowało jeszcze zaporowe ceny. Ze mną nikt się nie kontaktował, o wszystkim dowiedziałem się od agenta. Zainteresowanie z Championship również było, tyle że tam nie miałbym gwarancji gry, a w moim wieku siedzenie na ławce byłoby krokiem do tyłu. Pójście do Wycombe najlepiej godzi to wszystko, czyli regularne granie w ambitnym projekcie. Kto wie, może rozegram dobry sezon i nawet jeśli nie awansujemy, to uda się wypromować wyżej. Nie chciałem czekać na ostatni tydzień okienka i liczyć, że coś się trafi, bo mogłoby być inaczej. A pozostanie w Livingston i niegranie nie miałoby sensu.
Niegranie? W klubie już nie wiązali z tobą planów?
Trochę się nie dogadywaliśmy z menedżerem Davidem Martindalem. Ja mu zaznaczałem, że chcę odejść. On powiedział, że skoro chcę, to mogę i tyle. Czułem, że mój czas tam dobiegł końca. Ambicje, które chciałbym zrealizować w karierze, odbiegały od celów klubu. Co mogłem z Livingston osiągnąć, już osiągnąłem.
Menedżer był niezadowolony, że chciałeś odejść?
Raczej przyjął to normalnie, w tym względzie nie było większych zgrzytów. Jedyny większy zgrzyt dotyczył wyjściowych oczekiwań klubu. Widzieli, że jestem sfrustrowany i chcę odejść, co zaznaczałem z dużym wyprzedzeniem, a oni z nikim nie mogli się dogadać. Było to dla mnie trochę niezrozumiałe. Wiadomo, że mój kontrakt co nieco ich kosztował i chcieli te pieniądze odzyskać, ale jeśli słyszałem, że podobno oczekiwali kwot w przedziale 2-3 mln euro, to było to oderwane od rzeczywistości. Takich pieniędzy nie płaci się tam za zawodników z pola, a co dopiero za bramkarzy.
Co do Lecha i Legii, byłeś gotowy rozważać powrót do Polski?
Jako profesjonalista, każdą ofertę muszę rozważyć. Tyle że tu ofert nie było. Miałem je z League Two, oferowano mi bardzo dobre pieniądze, ale uznałem, że to jednak za niski poziom sportowy. Kasa nie była najważniejsza.
Dla ciebie występy w League One to mimo wszystko pewna atrakcja i awans. W Anglii dotychczas zaliczyłeś jeden mecz w League Two, a regularnie grałeś tylko na piątym poziomie.
Nikomu nie ubliżając, League One to także wymagająca liga, z bardzo dużą liczbą meczów w sezonie. Do tego wiele klubów z tego poziomu wcześniej zapisało bogatą kartę w Championship. Nie przez przypadek niektórzy nazywają teraz League One “mini-Championship”. Będzie zacięta rywalizacja o awans.
W kadrze Wycombe jest kilka ciekawych nazwisk ogranych w Championship czy nawet Premier League, jak Sam Vokes, Alfie Mawson, Daryl Morgan, Jordan Obita i Lewis Wing.
To pokazuje, jaki jest nasz potencjał. Liczę też na ciekawe pucharowe mecze. W środę graliśmy w EFL Cup z Bristol City z Championship [porażka 1:3, red.], choć akurat wyszedł bardziej rezerwowy skład. Rok temu chłopaki zmierzyli się z Manchesterem City. Fajne przeżycie.
Jakie jest twoje pierwsze wrażenie odnośnie do poziomu League One?
No właśnie zapomniałem dodać, że moim zdaniem całościowo League One prezentuje znacznie wyższy poziom niż szkocka ekstraklasa. Wiadomo, że nie dotyczy to Celtiku i Rangersów, ale pozostali mocno odbiegają, zarówno finansowo, jak i pod względem zaplecza. Nie wiedziałem, czego się spodziewać i zostałem pozytywnie zaskoczony. Wycombe ma osobną bazę treningową. Jest tu wszystko: dwa naturalne boiska, siłownia, odnowa biologiczna, wielu fizjoterapeutów do dyspozycji. Cały sztab szkoleniowy liczy około czterdziestu osób. – Kurde, i to jest League One? – pomyślałem. W Livingston mieliśmy może ośmiu ludzi do wszystkiego. Widać różnicę, to samo z logistyką. Mecz wyjazdowy, każdy ma swój pokój w hotelu, wyjazd dzień wcześniej. Sądziłem, że skoro czekają nas 2-3 godziny w autokarze, to pojedziemy w dniu meczu. W Livinston zawsze tak było. Tu zawsze jedziemy z wyprzedzeniem. Takie rzeczy pokazują profesjonalizm całego klubu. Aż się chce trenować w takiej atmosferze.
W Livingston w tym sezonie zdążyłeś wystąpić w Pucharze Ligi z Inverness i pożegnałeś się z przytupem: czerwoną kartką w 59. minucie.
Myślę, że jeszcze kilka lat temu za coś takiego nie zostałbym wykluczony. Moim zdaniem futbol zrobił się trochę… delikatniejszy. Za sam fakt, że ktoś agresywnie interweniuje są już kary od sędziów. Ja wychodząc na przedpole trafiłem najpierw w piłkę, a później też w przeciwnika, więc pewnie w myśl przepisów zasłużyłem na czerwoną kartkę, ale czy powinienem być jeszcze zawieszony na dwa mecze?…
Już myślałem, że pójdziesz w ślady Lukasa Podolskiego i powiesz, że VAR zabija futbol.
Nie no, bez przesady. Wiele zależy w takich sytuacjach od interpretacji. Może inny sędzia poprzestałby na żółtej? Nie wiem. No i wiadomo, każdy ma swój punkt widzenia. W środowisku bramkarskim powiedzieliby, że dobrze zrobiłem, a zawodnicy z pola zawsze uznaliby, że interwencja była zbyt agresywna i należy się czerwona.
W League One jest VAR?
Tylko w play-offach, na co dzień nie.
Mówiłeś o chęci wypromowania się do Championship, a marzenie o Premier League pozostaje aktualne?
Tak. Gdybym na przestrzeni kilku sezonów pokazał się w Championship, powinna być szansa, żeby trafić do Premier League.
Wiele razy opowiadałeś o swojej nietypowej pasji dotyczącej fascynacji Rosją, jej kulturą, historią i chęcią zagrania kiedyś w lidze rosyjskiej. Wojna coś tu zmieniła?
Zdecydowanie. Obecnie nie ma opcji, żebym mógł się tam przeprowadzić. Jeżeli sytuacja się uspokoi, może bym to rozważył. Na dziś na pewno nie skorzystałbym z oferty z Rosji, bo wiadomo, jak ona jest teraz postrzegana. Nie popieram działań wojennych. Mimo sympatii do tego kraju, uważam, że źle postępuje. Moje zainteresowanie jako takie jednak nie osłabło. Rosja nadal mnie fascynuje wielkością swojej powierzchni, odległościami między miastami, daleką Syberią i tak dalej. Kiedyś chciałbym ten kraj zwiedzić, ale już niekoniecznie pchać tam swoje pieniądze, bo to pośrednio oznaczałoby sponsorowanie wojny.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
WIĘCEJ O POLAKACH ZA GRANICĄ:
Fot. Newspix