Ostatnio o Macieju Rybusie zrobiło się głośno z dwóch powodów. Po pierwsze – rozgorzała mała debata, czy piłkarz powinien – jak napisał Igor Janke – grać za pieniądze splamione krwią, po drugie – sam zainteresowany publicznie wyraził chęć odejścia, zaznaczając zarazem, że… lepiej, by nie dowiedziały się o tym władze klubowe. Rybus rozpędził się też na boisku. Asysta z Rubinem, asysta z Ufą i teraz z Zenitem. Szósta w tym sezonie, piąta z rożnego. Terek przegrał jednak z renomowanym przeciwnikiem 1:2 i pozostał na dziewiątym miejscu w tabeli.
Jak ocenić występ Rybusa? W naszej zwyczajowej klasyfikacji ligowej byłaby to „szóstka”. Czyli nieźle, choć bez szału. „Ryba” wprowadził się w mecz od delikatnej sprzeczki z Hulkiem, a chwilę później wywalczył rożny, z którego idealnie zacentrował na głowę Semenova. Potem, już do samego końca, był jednym z najbardziej aktywnych ofensywnych piłkarzy Tereka, ale w kluczowych momentach brakowało precyzji. Np. gdy strącił gołębie po uderzeniu z jednego wolnego lub w 85. minucie, gdy tuż przed zejściem z boiska ustrzelił szczupakiem kolegę, a potem dobił prosto w przeciwnika. Szkoda, bo okazja do wyrównania była wyborna. Kilka minut wcześniej Rybus stoczył też udany pojedynek bark w bark w polu karnym, ale sędzia w stykowej sytuacji odgwizdał przewinienie Polaka.
Sam Terek nie zagrał dziś źle. Momentami – szczególnie w pierwszej połowie – gra zespołu Raszida Rahimowa na tle potentata naprawdę mogła się podobać. Zenit nie przeprowadzał tak składnych akcji, ale koniec końców zadecydowały detale. Najpierw świetnego podania z głębi pola nie przeciął Komorowski i Szatow wyrównał, a w drugiej połowie petardę w poprzeczkę odpalił Hulk, z bliska dobił Rondon i było po zabawie. W końcówce „Komor” stoczył jeszcze udany pojedynek z Brazylijczykiem, ale ogólnie ma za sobą dość dyskretny występ.
Źródło: Fussballdaten