Luis Suarez okazał się kimś znacznie więcej, niż tylko uzupełnienie dla Messiego i Neymara. Thierry Henry sięgnął z klubem po wymarzoną Ligę Mistrzów. Samuel Eto’o był pyskaty, ale strzelał jak na zawołanie, często w kluczowych spotkaniach. Zlatan Ibrahimović nie dogadał się z Guardiolą, a Antoine Griezmann nie znalazł dla siebie miejsca na boisku. Wspominamy dziesięciu najsłynniejszych napastników, którzy przywdziewali barwy FC Barcelony w XXI wieku. Robert Lewandowski dołącza do naprawdę zacnego grona.
Braliśmy pod uwagę graczy kojarzonych choć do pewnego stopnia z występami na środku ataku w Barcelonie, lub we wcześniejszych klubach. Stąd brak na liście paru bramkostrzelnych skrzydłowych. No i pominęliśmy Leo Messiego, jako zawodnika wymykającego się wszelkim etykietkom.
NAJLEPSI NAPASTNICY BARCELONY W XXI WIEKU
Spis treści
PATRICK KLUIVERT
(1998-2004; 257 występów, 122 gole)
Patrick Kluivert wylądował na Camp Nou w 1998 roku. Wciąż ciesząc się reputacją wielce uzdolnionego napastnika, ale mając już za sobą nieudany pobyt w Milanie. Przedstawiciele Barcelony przyklepali transfer Holendra rzutem na taśmę. A konkretnie – na godzinę przed zamknięciem okna transferowego, działając na życzenie ówczesnego szkoleniowca klubu – Louisa van Gaala. “Żelazny Tulipan” był tym, który kilka lat wcześniej wprowadzał Kluiverta do seniorskiego futbolu w Ajaksie Amsterdam. Miał wtedy tak wiele wiary w jego potencjał, iż widział w nim snajpera równie, a może nawet bardziej utalentowanego, niźli sam Ronaldo. Nie może zatem dziwić, że gdy tylko nadarzyła się okazja, van Gaal bardzo chętnie ściągnął dawnego pupilka z powrotem pod swoje skrzydła.
Ostatecznie Kluivert w Barcelonie spędził sześć sezonów. Zgodnie z przewidywaniami, okazał się gwarantem goli. Wprawdzie nie dokonał w stolicy Katalonii nie wiadomo jak wielkiej strzeleckiej eksplozji, ale zapewnił regularność – kilkanaście trafień w lidze prawie zawsze potrafił dołożyć. Nie przekładało się to jednak na trofea. W debiutanckim sezonie Holender sięgnął z Barcą po mistrzostwo kraju i to by było na tyle, jeśli chodzi o wywalczone przezeń na Camp Nou puchary. Początek XXI wieku był dla klubu okresem kryzysu, no i siłą rzeczy Kluivert stał się jedną z twarzy tych chudych dla Barcelony lat.
W 2004 roku rosły napastnik, dręczony już wówczas przez kłopoty z kolanem, pożegnał się z Barcą. Prędko się zresztą okazało, że Kluivertowi kompletnie brak już paliwa w baku. Znalazł jeszcze zatrudnienie w paru klubach, lecz w każdym z nich zawiódł na całej linii.
JAVIER SAVIOLA
(2001-2007; 168 występów, 70 goli)
Gdy Javier Saviola w 2001 roku zmieniał River Plate na Barcelonę, właściwie w każdym artykule poświęconym temu transferowi można było się natknąć na nawiązania do Diego Maradony, który próbę podboju europejskich boisk również rozpoczął niegdyś w stolicy Katalonii. No a w Savioli, za którego Barca wyłożyła aż 15 milionów euro, wielu przecież widziało długo wyczekiwanego następcę “boskiego Diego”. Niewysoki, dynamiczny, zwinny, bramkostrzelny, zadziorny… 20-letni Saviola naprawdę rozbudzał wyobraźnię. Katalonia oszalała na jego punkcie jeszcze bardziej, gdy zanotował 11 bramek podczas młodzieżowych mistrzostw świata, prowadząc Albicelestes do złota. – Zainteresowanie mną był tak wiele, że katalońskie media zaczęły transmitować nasze mecze – wspominał Javier.
Co poszło zatem nie tak? Cóż, w sumie nie można powiedzieć, by Saviola w Barcelonie kompletnie zawiódł. Przez trzy sezony spisywał się zupełnie nieźle, notował sporo bramek. Zdarzały mu się spektakularne występy. Ale pełni potencjału chyba jednak nie uwolnił. Być może z uwagi na osobisty dramat (śmierć ojca-mentora), być może ze względu na ogólny chaos panujący w klubie? Za kadencji Franka Rijkaarda zaczął zaś lądować na wypożyczeniach. Kiedy w 2005 roku Blaugrana odzyskała mistrzowski tytuł, a rok później zatriumfowała w Champions League, argentyńskiego napastnika nie było w klubie.
Ostatecznie pożegnał się z Barcą w 2007 roku. I wylądował w… Realu Madryt.
SAMUEL ETO’O
(2004-2009; 199 występów, 130 goli)
Samuel Eto’o był absolutnie fundamentalną postacią dla Barcelony, od kiedy tylko wylądował na Camp Nou. Oczywiście najwięcej uwagi skupiał na sobie wtedy Ronaldinho. Kapitalną robotę wykonywali również tacy gracze jak Deco, Ludovic Giuly, Xavi, Rafa Marquez czy Carles Puyol. Ale bez skuteczności kameruńskiego napastnika, nie byłoby mistrzowskich tytułów w latach 2005-06, ani triumfu w Lidze Mistrzów za kadencji Franka Rijkaarda. Eto’o nie tylko regularnie pokonywał bramkarzy, ale często czynił to w absolutnie kluczowych momentach. Takich jak choćby “Klasyki” czy arcyważne starcia w europejskich pucharach.
Rzecz jasna Eto’o zanotował też genialny czas za kadencji Pepa Guardioli. Barca w sezonie 2008/09 zgarnęła potrójną koronę, a Kameruńczyk zdobył w sumie aż 36 bramek we wszystkich rozgrywkach, co było jego osobistym rekordem w katalońskiej ekipie. Jednak akurat z Guardiolą krnąbrnemu snajperowi nie było po drodze.
– Guardiola spędził całe życie w Barcelonie, ale w latach, gdy ja w niej grałem, nie rozumiał drużyny – ocenił Samuel w rozmowie z beIN Sports. – Kiedyś powiedziałem Guardioli, że prędzej czy później mnie przeprosi, bo Barcelona będzie wygrywać dzięki mnie, a nie Messiemu. To była moja era. Można o tym porozmawiać z Xavim, Iniestą, czy innymi piłkarzami. To ja sprawiałem, że Barcelona wygrywała. Guardiola powinien prosić mnie o wybaczenie. […] Po roku mój prawnik poinformował mnie, że Barcelona chce mnie sprzedać. Takie było życzenie Guardioli. Dziś jest jasne, że to była historyczna decyzja. Przejście do Interu pozwoliło mi odcisnąć jeszcze wyraźniejsze piętno na światowym futbolu. A sam Inter zrobił najlepszą transakcję w dziejach futbolu.
HENRIK LARSSON
(2004-2006; 59 występów, 19 goli)
– Ludzie wciąż opowiadają o Ronaldinho, Eto’o i Giulym. Ja ich w tym meczu nie widziałem. Widziałem dziś na boisku wyłącznie Henrika Larssona. Wszedł na murawę i zmienił mecz. Zabił go – powiedział Thierry Henry po porażce Arsenalu z Barceloną w finale Ligi Mistrzów 2005/06. I trudno się było z gwiazdorem “Kanonierów” nie zgodzić. Tylko dla tego jednego występu Szweda, warto było go ściągnąć na Camp Nou.
Larsson rozerwał na strzępy defensywę podopiecznych Arsene’a Wengera i zanotował dwie kluczowe asysty, zapewniając swojej drużynie zwycięstwo 2:1. W najważniejszym spotkaniu sezonu zademonstrował cechy, których chyba trochę u niego do tamtej pory nie doceniano. Boiskową inteligencję, błyskotliwość, kreatywność. – Zmiana Larssona w finale… To nie jest po prostu złe wspomnienie. To koszmar, który wciąż mnie prześladuje – żalił się po latach Wenger. Henrik przez lata zasłynął jako perfekcyjna maszynka do zdobywania bramek w lidze szkockiej, traktowanej z przymrużeniem oka, lecz 17 maja 2006 roku dowiódł niedowiarkom ponad wszelką wątpliwość, że określenie „lis pola karnego” nie oddaje pełni jego możliwości. – Załatwił nas w tamtym finale, ale i tak uwielbiam go jako piłkarza. Przede wszystkim cenię go za rozumienie gry i zespołową postawę – dodawał manager Arsenalu.
Szwed do Barcelony trafił jako lekko nadszarpnięty zębem czasu weteran, na dodatek niedługo po podpisaniu kontraktu uszkodził więzadła w kolanie, przez co w sezonie 2004/05 rozegrał w sumie zaledwie 17 meczów i zdobył tylko cztery gole. Mimo to, został w klubie na kolejny sezon. Z wielkim zyskiem dla Barcy.
THIERRY HENRY
(2007-2010; 121 występów, 49 goli)
O możliwym transferze Thierry’ego Henry’ego do Barcelony spekulowano latami. Francuz długo jednak zadowalał się statusem mega-gwiazdy Arsenalu i to właśnie z ekipą “Kanonierów” usiłował spełnić swoje wielkie marzenie, czyli zatriumfować w Lidze Mistrzów. W końcu jednak długo wyczekiwany transfer doszedł do skutku. Latem 2007 roku Barca zapłaciła za Henry’ego 24 miliony euro i wyciągnęła go ze znajdującego się już wtedy na fali opadającej Arsenalu.
Jak na ironię, początki Francuza w nowym klubie okazały się dość przeciętne. Barcelona na końcowym etapie pracy Franka Rijkaarda generalnie rozczarowywała jako drużyna, a Ronaldinho – wtedy wciąż największa postać Blaugrany – coraz bardziej pogrążał się w nocnym, imprezowym szaleństwie, co źle wpływało na atmosferę w zespole. Doszło nawet do tego, że Henry udzielił dość gorzkiego wywiadu brytyjskim mediom. Wyznał, że nie jest do końca zadowolony ze swojej sytuacji w klubie. Żartował, że tęskno mu nawet do kąśliwych artykułów angielskiej prasy. Pojawiły się pogłoski o możliwym powrocie napastnika na wyspy.
Niewesołą sytuację odczarować zdołał dopiero Pep Guardiola. Hiszpan umieścił Henry’ego na lewym skrzydle i uczynił zeń mocny punkt swojej taktycznej układanki. Barca zgarnęła potrójną koronę, a zatem Francuz w wieku 32 lat ukoronował swoją klubową karierę.
– Straciłem rachubę co do meczów, w których grałem kontuzjowany, ale finał Ligi Mistrzów był dla mnie bardzo wyjątkowy. Nie mogłem zgiąć kolana i nie mogłem dobrze biegać w sprincie, ale musiałem zagrać. Tak po prostu. Grałem, jak tylko mogłem. I kłamałem, ponieważ pytano mnie, czy czuję się dobrze, a ja odpowiadałem, że tak, oczywiście – wyznał po latach Thierry. – Ludzie wciąż mówią o Barcelonie z 2009 roku i jestem bardzo zadowolony z bycia częścią tej historii. Wygrałem Ligę Mistrzów, czego mi brakowało. Byłem w niebie. Tamten dzień był też dla mnie w pewnym sensie końcem.
ZLATAN IBRAHIMOVIĆ
(2009-2011; 46 występów, 22 gole)
Zlatan Ibrahimović zmieniając Inter Mediolan na FC Barcelonę miał uczynić ostatni krok w drodze ku szczytowi. To miał być transfer, który umocni pozycję 29-latka w absolutnie najwyższej lidze gwiazd światowego futbolu. Szybko się jednak okazało, że na transakcji skorzystali głównie mediolańczycy, którzy zyskali Samuela Eto’o, sporo kasy, no i w 2010 roku wywalczyli upragnioną Ligę Mistrzów, po drodze eliminując Barcę z zagubionym Zlatanem na szpicy.
Podobnie jak w przypadku Eto’o, między Ibrą a Pepem Guardiolą kompletnie nie było chemii. Ten związek nie mógł przetrwać. – Guardiola zrobił ze mnie ofiarę. Przekształcił mnie w prostego i gorszego piłkarza. To była strata dla całego zespołu. Nie umiał nawet powiedzieć mi dzień dobry. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego. Kiedy wchodziłem do pomieszczenia, on je opuszczał. Nie wiedziałem, o co chodzi. Nie mogłem spać. Z powodu problemu Guardioli, klub był zmuszony do sprzedania mnie w beznadziejny sposób. To było szaleństwo. Byłem w stanie strzelić 22 gole i zaliczyć 15 asyst w moim debiutanckim sezonie w Barcelonie. Mimo to, utraciłem 70 procent mojej wartości. Czyja to była wina? Guardioli. Cichego, małego myśliciela, który mnie zniszczył.
Rzeczywiście. Po sezonie spędzonym na Camp Nou, szwedzki napastnik trafił na wypożyczenie do Milanu. Potem Rossoneri zdecydowali się zaś na transfer definitywny. Pamiętliwy Zlatan do dzisiaj wbija Guardioli medialne szpileczki.
DAVID VILLA
(2010-2013; 119 występów, 48 goli)
Kolejny wybitny napastnik, którzy nie zagrzał w Barcelonie miejsca zbyt długo. O ile jednak Zlatan Ibrahimović nie pasował do systemu Guardioli, tak Villa w zasadzie z miejsca świetnie się do tegoż systemu wkomponował. Dość powiedzieć, że już w debiutanckim sezonie wygrał z katalońskim klubem Ligę Mistrzów. Sprawy skomplikowały się w jego przypadku podczas Klubowych Mistrzostw Świata, kiedy Hiszpan złamał nogę i stracił znaczną część sezonu 2011/12 na powrót do zdrowia oraz żmudną rehabilitację. Oczywiście już w kolejnej kampanii Villa wrócił do regularnych występów, lecz ciężki uraz odcisnął na nim znaczące piętno.
Barca oddała więc mistrza świata z 2010 roku do Atletico Madryt i… straciła prymat na krajowym podwórku na rzecz Los Colchoneros. Działacze madryckiej ekipy z pewnością nie żałują marnych pięciu milionów euro odstępnego, jakich zażądała od nich za Villę Barcelona.
LUIS SUAREZ
(2014-2020; 283 występy, 198 goli)
Cztery tytuły mistrza Hiszpanii. Cztery zwycięstwa w Pucharze Króla. Triumf w Lidze Mistrzów. Blisko 200 bramek na koncie. Kosmiczny sezon 2015/16 z czterdziestoma trafieniami tylko w spotkaniach ligowych. Co tu dużo mówić, Luis Suarez w Barcelonie po prostu pozamiatał. Był w kimś znacznie więcej niż tylko uzupełnieniem Leo Messiego i Neymara w ramach słynnego tercetu MSN. W ciągu kilku lat w pełni zapracował na status żywej legendy klubu.
A przecież miał kompletnie nie pasować do stylu Barcelony. Miłośnik brudnych gierek, brutal i po prostu świr. Samo zakontraktowanie gościa, który stracił początek debiutanckiego sezonu z powodu kolejnego pogryzienia rywala, musiało wzbudzać kontrowersje. Jak ktoś taki mógłby pasować do mozolnie budowanego wizerunku nieskazitelnej Barcelony? Ledwie kilka lat wcześniej nie zgodzono się na zatrudnienie prowokatora Jose Mourinho, zasłaniając się właśnie wartościami klubu. A potem, ignorując wszelkie przesłanki, do stolicy Katalonii sprowadzono za wielką kasę kogoś o jeszcze bardziej wątpliwej reputacji. Suarez okazał się jednak tak dobry, że wszelkie krążące wokół niego wątpliwości albo w ogóle zniknęły, albo zmalały do mikroskopijnych rozmiarów.
Chyba tylko rozstanie z Urugwajczykiem stanowi pewien zgrzyt w tej historii. – To, czego doświadczyłem ze strony Barcelony, było trudne. Barca mnie nie doceniła, a Atletico otworzyło dla mnie drzwi. Zawsze będę wdzięczny temu wielkiemu klubowi za to, że we mnie uwierzył – przyznał Suarez.
ANTOINE GRIEZMANN
(2019-2022; 102 występy, 35 goli)
120 milionów euro… No, może nie w błoto. Ale na pewno nie były to najlepiej zainwestowane pieniądze w historii futbolu.
Pisaliśmy na Weszło: “Kiedy spoglądało się na mecze Barcelony w latach 2019-2021, śmiało można było zagrać w pewną grę i to nie raz. Znajdź niepasujący element. Poziom trudności nie był specjalnie wysoki, bo rzucał się w oczy szczególnie jeden piłkarz. Niektórym trudno to przyznać, ale przez większość czasu piłkarz po prostu bezużyteczny. Nie dlatego, że z natury taki jest. On do Barcelony najzwyczajniej w świecie nie pasował. Był jak ten fajny przedmiot w ekwipunku, który w połączeniu z twoją klasą postaci traci najlepsze właściwości, ale i tak go wziąłeś, bo żal było zostawić komuś innemu. Tym samym Antoine Griezmann stracił dwa lata swojej kariery w miejscu, w którym próba rozwinięcia skrzydeł była dla niego utrapieniem.
Ten transfer był ruchem typowym dla gry komputerowej. Kupujecie Griezmanna za grube miliony, doceniacie jego wszechstronność i niewątpliwie szeroką paletę umiejętności. Wstawiacie do składu, odpalacie symulację i voila – dobre wyniki są jak na zawołanie. Rzecz w tym, że w prawdziwym świecie futbolu kluczową rolę odgrywa jeszcze wiele czynników. Jednym z nich jest sztuka przewidywania, którą, lekko mówiąc, poprzedni zarząd Barcelony nie grzeszył. Rację mieli ci, którzy zgłaszali poważne wątpliwości jeszcze zanim Griezmann w ogóle trafił do ekipy „Dumy Katalonii”.
Mistrz świata, mimo kilku lepszych okresów, właściwie nigdy nie przestał być w Barcelonie ciałem obcym. Stał się za to postacią, której ani za tydzień, ani za miesiąc czy rok nie było dane spełnić pokładanych w niej nadziei”.
PIERRE-EMERICK AUBAMEYANG
(2022; 23 występy, 12 goli)
Na koniec krótko najświeższa historia, ale byłoby dość nietaktownym pominięcie milczeniem króla strzelców Bundesligi oraz Premier League. Tym bardziej że Pierre-Emerick Aubameyang wiosną 2022 roku zrobił w Barcelonie zupełnie przyzwoitą robotę. Można nawet powiedzieć, że pokazał się z nadspodziewanie dobrej strony. W Arsenalu postawiono na nim krzyżyk i zaczęto traktować jako szkodnika, tymczasem “Dumie Katalonii” Gabończyk zapewnił zastrzyk pozytywnej energii.
No i zagwarantował jej gole.
Już zimą Aubameyang zapowiedział, że jego marzeniem jest odbudować formę i wywalczyć z Barceloną mistrzostwo Hiszpanii oraz Ligę Mistrzów. Podpisał z klubem kontrakt do 2025 roku, więc czasu ma całkiem sporo. Chyba że po przyjściu Lewandowskiego zrobi się dlań w klubie za ciasno.
CZYTAJ WIĘCEJ O ROBERCIE LEWANDOWSKIM:
- Barcelona dogadała się z Bayernem. Transfer Lewandowskiego przyklepany!
- Trener personalny Bayernu: – Lewandowski to niemiecki Ronaldo
- „Nie należy zapominać o tym, co Lewandowski zrobił dla Bayernu”
fot. NewsPix.pl