Wyskoczyło nam w końcu kilka perełek w mocno przewidywalnej ostatnio prasie. Najpierw Roman Kosecki wypłakał się dziennikarzowi w rękaw przez sytuację swojego syna w Legii, a potem do głosu doszedł Maciej Rybus. Reprezentant Polski udzielił “PS” niepozornego wywiadu, opowiadał głównie o kadrze i ostatnich meczach Tereka, aż w końcu stwierdził: „chcę odejść”, zaznaczając zarazem, że… lepiej, by nikt o tym nie usłyszał. Całość wygląda naprawdę komicznie.
Czas odejść z Tereka?
– Nie ukrywam tego, że chcę zmienić klub. Jestem tam trzy lata, pragnę nowych wyzwań. Czuję, że czas ucieka. Ciągle mówi się o pucharach, a co roku jest klops.
Chce pan zostać w Rosji, zmieniając klub na mocniejszy, czy zamierza pan zmienić ligę?
– Wolałbym wrócić do Europy.
(…)
Powiedział pan wprost prezesowi czy komuś z kierownictwa, że chce odejść?
– Tam takich rzeczy lepiej nie mówić.
Bo mogą wtedy odstawić piłkarza od składu?
– Mogą być dziwne sytuacje, głośno więc o tym nie mówię.
Niezłe, naprawdę. Rybus nie uległ żadnej dziennikarskiej prowokacji, nie dał się wciągnąć w jakąś gierkę, tylko wyśpiewał sam z siebie, jak leci, że w sumie to w Tereku traci już czas, że chciałby pograć o coś więcej, że drażni go brak sukcesów. Nic w tym złego, że ma chłopak ambicję. Nic złego również w tym, że myśli o zmianie klubu.
Problem zaczyna się jednak dalej. Piłkarz wyznaje dziennikarzowi, że w Tereku o planach odejścia mówił nie będzie. Nie, bo tak lepiej dla niego. Jak rozumiemy z tonu wypowiedzi: bezpieczniej. Ot, lepiej nie kusić losu. „Głośno więc o tym nie mówię” – gryzie się w język Rybus. Jeśli dobrze więc rozumiemy, na głos stwierdza, że głośno nie będzie mówił o zmianie klubu. Mistrzem dyplomacji to Maciek nie jest.
Pozostaje mieć nadzieję, że Ramzan Kadyrow – ten, po którego pałacu biegają tygrysy – nie czyta “Przeglądu Sportowego”.
Fot. FotoPyK