Można było przypuszczać, że po odejściu Franciszka Smudy mit o wąskiej kadrze Wisły przestanie być powtarzany. Jakkolwiek patrzeć, było to mocno naciągane alibi i ciężko byłoby je dłużej stosować, zwłaszcza osobom, które nie mają problemów z liczeniem do dwudziestu. Oczekiwaliśmy więc delikatnej zmiany w sposobie wypowiadania się i oceny potencjału kadrowego „Białej Gwiazdy”. W życiu jednak nie spodziewalibyśmy się takiej wolty, jaką w ostatnich dniach wykonał Semir Stilić.
Przed dzisiejszym meczem z Legią Bośniak skomentował na łamach “PS” poprzednie starcie przy Łazienkowskiej, sromotnie przegrane w stosunku 0:5. Co według Semira było powodem porażki?
Pojechaliśmy w bardzo osłabionym składzie, bez 8-9 podstawowych piłkarzy. Staraliśmy się walczyć. Mieliśmy okazje do zdobycia bramki. Przy stanie 0:0 trafiłem w poprzeczkę. Potem do głosu doszła Legia. Była w tym meczu lepsza i wygrała zasłużenie.
Zabrakło 8-9 podstawowych piłkarzy? Spójrzmy na skład Wisły z majowego meczu. W pierwszym składzie zagrali Miśkiewicz, Dudka, Nalepa, Czekaj, Burliga, Stjepanović, Chrapek, Stilić, Guerrier, Sarki i Paweł Brożek. Z kolei na ławce usiedli Boguski, Uryga i Piotr Brożek. Jeżeli dodać do tego 8-9 podstawowych grajków, którzy nie mogli tamtego dnia przyjechać do Warszawy, otrzymamy najszerszą i chyba najsilniejszą kadrę zeszłego sezonu.
Tylko dlaczego Wisła zakończyła poprzednie rozgrywki dopiero na piątym miejscu?
Gdybyśmy chcieli dalej brnąć w tę farsę, zapytalibyśmy Stilicia o konkrety. Kogo zabrakło oprócz Głowackiego, Bunozy i Garguły? Kontuzjowanego od pół roku Jovanovicia? A może pogonionych przed rundą Małeckiego i Chaveza? Niestety, ciągle nie wychodzi 8-9 piłkarzy. Mamy więc dwie możliwości. Albo Stilić wymyślił sobie tanie usprawiedliwienie albo – uwaga, będziemy nudni – nauczył się liczenia od Guerriera i Sarkiego.