Poniedziałkowe dokończenie kolejki Serie A zapowiadało się dzisiaj naprawdę nieźle. Do Rzymu na spotkanie z Lazio przyjeżdżała Fiorentina i mecz ten miał wszystko, by uznawać go za najciekawsze wydarzenie tej kolejki. Obie drużyny są ostatnio w świetnej formie, obie mają także wybijających się na tle całej ligi piłkarzy – ostrzyliśmy sobie zęby na pojedynek Felipe Andersona z Mohamedem Salahem. Biorąc pod uwagę to, że wisienką na torcie miało być starcie Juventusu z Sassuolo – szykował się bardzo fajny początek tygodnia na włoskich boiskach.
Jak było? Cóż, jeśli chodzi o emocje i liczbę bramek – na pewno się nie zawiedliśmy. Zawiedziony natomiast był Montella, który stwierdził, że jego Fiorentina rozegrała dzisiaj najgorsze spotkanie odkąd został trenerem klubu z Florencji. I musimy przyznać, że my także nie pamiętamy gorszego występu Fiołków pod jego wodzą.
Lazio na cztery gwiazdki. I cztery bramki.
Stefano Pioli wyczynia z Lazio prawdziwe cuda. Przed sezonem nikt nie postawiłby złamanego centa na to, że jego drużyna będzie walczyła o miejsce na podium Serie A. Tymczasem mamy marzec, do końca sezonu zostało 12 spotkań, a Lazio właśnie wskoczyło na trzecie miejsce w tabeli. I co w tym wszystkim najważniejsze – zrobiło to w pełni zasłużenie.
W dzisiejszym meczu rzymianie wyglądali jak faworyt do wygrania Ligi Mistrzów grający z głównym pretendentem do spadku z ligi. Absolutna dominacja, pełna deklasacja. Piłkarze Fiorentiny byli zagubieni jak dzieci we mgle, a Lazio robiło co chciało, a jedyną rzeczą, która nie wychodziła piłkarzom Piolego było wykańczanie okazji. Bo, nie oszukujmy się, piłkarze z Florencji mogą być im wdzięczni za to, że wyjeżdżają z Rzymu z zaledwie czterema straconymi bramkami – tak naprawdę mogli (powinni?) stracić ich dwa razy więcej.
Nie wiemy ile lat temu widzieliśmy równie imponującą drużynę Lazio. Klose, Anderson i Candreva nieustannie szaleli pod bramką rywali, a środkowi pomocnicy – zwłaszcza Biglia – skutecznie zniechęcali piłkarzy Fiorentiny do jakiejkolwiek próby zaatakowania. Naprawdę rzadko zdarza nam się oglądać tak jednostronne spotkania. I mając w pamięci to jak świetnie prezentowała się Fiorentina w niedawnych spotkaniach z Tottenhamem i Juventusem, mamy dla pracy, którą wykonał w Lazio Pioli jeszcze większy respekt.
Na początku sezonu bez wahania powiedzielibyśmy, że to Roma potwierdzi swój prymat w Wiecznym Mieście. Teraz? Teraz będziemy zdziwieni, jeśli Lazio nie zdoła wyprzedzić lokalnych rywali. Jeśli chodzi o formę, to oba zespoły znajdują się dzisiaj na dwóch przeciwnych biegunach.
Senny lider wymęczył trzy punkty
Spodziewaliśmy się, że piłkarze Juventusu dadzą z siebie wszystko i spokojnie rozprawią się z przyjeżdżającym do Turynu Sassuolo. Powody były dwa – po pierwsze mogli odszkoczyć Romie na 11 punktów, po drugie musiała zaboleć ich dzisiejsza uwaga z ust Antonio Conte. Były trener Bianconerich powiedział dzisiaj, że gdyby nadal trenował Juventus, to jego zespół miałby dzisiaj już przynajmniej dwadzieścia punktów przewagi nad drużyną z Rzymu. Musiały te słowa zaboleć Maxa Allegriego.
Tymczasem do pewnego momentu wyglądało na to, że Bianconeri po raz kolejny nie wykorzystają prezentu od tracącej punkty Romy. Grali chaotycznie, bez pomysłu i gubili się za każdym razem, kiedy tylko Sassuolo przyspieszało obroty i zaczynało grać wysokim pressingiem. Mnożyły się straty i niecelne podania, a z minuty na minutę zaczynało coraz bardziej pachnieć bezbramkowym remisem.
A wtedy Paul Pogba zrobił to, co potrafi najlepiej. Huknął z dystansu nie dając bramkarzowi żadnych szans na obronę. Dzięki Francuzowi trzy punkty zostają w Turynie, jednak nastroje w Juventusie pewnie nie będą zbyt radosne. Najpierw Bianconeri dali się pokonać na swoim stadionie Fiorentinie w Coppa Italia, teraz zaliczyli bardzo słaby mecz z przeciętnym Sassuolo – a już za rogiem czai się rewanż z Borussią Dortmund.
Podsumowując, niby faktycznie była to wisienka na torcie, ale mimo wszystko – strasznie kwaśna.