Black Friday to w Stanach Zjednoczonych dzień po Święcie Dziękczynienia, który rozpoczyna sezon zakupów. Dzisiejszy Friday miał być dla łódzkiego Widzewa jednym z ważniejszym w roku dni, a okazał się i czarny, i smutny, a do tego zapoczątkował sezon rozpaczy. Spoglądamy na tę sprawę raz jeszcze – na chłodno, w trochę inny sposób, opierając się na faktach i szukając odpowiedzi, co dalej…
Wczoraj, prezentując reportaż z Byczyny, pytaliśmy, czy Widzew ma się czego obawiać. Wieczorem okazało się, że ma, bo klub wciąż nie dostarczył decyzji o zgodzie na organizację imprezy masowej. Komisja Licencyjna dotychczas przymykała oko: mimo przepisowych siedmiu dni przed meczem na dostarczenie pisma, termin przesunięto. Najpierw na piątek do godz. 11, czyli 27 godzin (!) przed meczem, potem o kolejną godzinę. Aż w końcu w KL nie wytrzymali…
Widzew z zawieszeniem licencji się nie zgadza. Po pierwsze, bo zdaniem klubu burmistrz Poddębic poinformował KL o swojej decyzji jeszcze przed południem. Po drugie, bo ustalił już wcześniej z komisją, że decyzję dostarczy i zapewnił, że będzie ona pozytywna. I po trzecie, bo pismo po specjalnym posiedzeniu PZPN z uzasadnieniem kary mówi: zezwolenie należy dostarczyć na siedem dni przed organizacją meczu. Zdaniem klubu, jest to sprzeczne z terminami, które ostatnio ustalono.
Czyli przeciągania liny ciąg dalszy. Wcześniej Widzew mówił, że w Byczynie zagra, a Komisja Licencyjna – że nie zagra. Teraz KL zrobiła ukłon w stronę klubu, odstępując od przepisowych „siedmiu dni”, a Widzew – próbuje to obrócić przeciwko niej. Daj komuś palec, a weźmie całą rękę…
Zastanawiające jest też to, że łodzianie dopiero dobę przed spotkaniem otrzymali zgodę na organizację imprezy masowej. Otóż Piotr Sęczkowski, burmistrz Poddębic, podpisując umowę z Widzewem o udostępnieniu obiektu, był świadom, że wiąże się to z wydaniem opinii pozytywnej. Jego nastawienie zmieniła negatywna opinia policji – ta stwierdziła, że obiekt do pierwszej ligi się nie nadaje. I znów od kilku dni trwało przeciąganie liny, namawianie i negocjowanie, aż pan Sęczkowski podjął decyzję w ostatniej chwili.
Efekt? Zawieszenie licencji i odwołanie meczu z Sandecją. Widzew momentalnie wysłał do Departamentu Wydziału Gier i Nowego Sącza pismo z prośbą o wyznaczenie nowego terminu spotkania. Jak Sandecja reaguje na takie podanie? Tak, jak zareagowałby każdy z was, mogąc przyjąć trzy punkty z winy przeciwnika (a nie np. z sytuacji losowej) bez ponoszenia żadnych kosztów. Z tego, co już się zorientowaliśmy, napiszemy: w cuda nie wierzcie.
Widzew od decyzji o zawieszeniu licencji się odwołuje, ale dziś priorytetem jest zdobycie pozytywnej decyzji na organizację imprezy masowej na mecz z Arką Gdynia w Byczynie – i to ona tę licencję odwiesi. Burmistrz Byczyny zezwolenia jeszcze nie wydał, choć w klubie zapewniają, że dokumenty zostały złożone już jakiś czas temu. Co istotne: ten mecz już może odbyć się z udziałem publiczności. I pewnie zaraz znów zacznie się nerwówka…
Ale pisząc o nerwówce i tym czarnym, smutnym piątku – jest jeszcze jedna sprawa. Widzewowi upływa dziś termin na spłatę kolejnej raty w ramach układu z wierzycielami (ok. 1,8 mln złotych). Czy klub się z tego wywiązał? Michał Kulesza, prokurent i rzecznik prasowy, mówi, że nie ma na ten temat informacji. Agata Gensieniec, jedyny członek zarządu obok Sylwestra Cacka, nie odbiera wieczorem telefonu. A szkoda, bo wiemy, że dziś w ciągu dnia trwały intensywne dyskusje, skąd wziąć pieniądze na spłatę długów.
Niezależnie od tego, czy Widzew ostatecznie zapłaci w terminie, jedno pytanie ciśnie się na usta: co ci ludzie robili przez całą zimę?! Tym bardziej, że rozmowy w sprawie stadionu zastępczego rozpoczęto jeszcze w rundzie jesiennej.
PIOTR TOMASIK