W 2021 roku to był niewątpliwie jeden z najlepszych zawodników Śląska Wrocław. Również członek ścisłej czołówki młodzieżowców w Ekstraklasie, o którym można powiedzieć, że prędzej czy później wyjedzie za granicę. Bynajmniej nie na szparagi, jak sugerują niektórzy kibice, a których opinię Mateusz Praszelik puentuje śmiechem. Właśnie o tym, czyli ludziach i ich przywarach, negatywnych łatkach i nagonce na piłkarzy przeczytacie w tej rozmowie. Ale porozmawialiśmy również o rozwoju w Śląsku, wrocławskiej defensywie, faulu Israela Puerto, łączeniu samokrytyki z pewnością siebie, zarządzaniu ego, byciu bucem, imprezach, marzeniach, Piotrku Zielińskim jako wzorze czy klasyfikacji miast Wrocław-Brugia-Praga. Zapraszamy do lektury.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Jaki to był rok dla ciebie?
To był rok, w którym przeważały dobre chwile. Tak to postrzegam. Nawet z gorszych momentów staram się wyciągać pozytywy albo tak je analizować, żeby się nie powtarzały. Na pewno bardzo się rozwinąłem jako zawodnik, bo przez cały rok regularnie grałem w klubie Ekstraklasy. Ale też jako człowiek mogłem się fajnie zbudować. Przebywanie w seniorskiej szatni, w której znaczy się już trochę więcej, to nieoceniona możliwość rozwoju. Świetnie dla mnie jest również to, że u młodszych chłopaków od siebie widzę rzeczy, którymi cechowałem się jeszcze w barwach Legii. Oni chcą się pokazać, starają się, żyją swoją szansą. To dodaje mi ciekawą perspektywę.
Udało ci się osiągnąć założone cele na 2021 rok czy mogło być lepiej?
Trudno mi mówić o celach, jestem realistą. Tym najważniejszym i podstawowym jest granie w każdym meczu jak najlepiej się da. Celuję w robienie krok po kroku, spokojnym chodem. Nie mówię sobie “w tym sezonie chcę mieć 10 bramek i 10 asyst”. Wiadomo, że to byłoby super, ale wolę myśleć z tygodnia na tydzień.
Wszystko ma wychodzić naturalnie, bez niezdrowej presji.
Dokładnie tak. Presji sobie nie narzucam, bo uważam, że to niezdrowe dla piłkarza. Skoro nie strzeliłem bramki w poprzednim meczu, nie mogę wbijać sobie do głowy, że muszę się zrewanżować w następnym. Chłodna głowa, praca na treningach, rozwój. Drużyna ma mieć ze mnie pożytek, a ja mam być zadowolony. To jest najważniejsze.
Rok temu powiedziałeś, że jesteś w top5 na swojej pozycji w Ekstraklasie. Podtrzymujesz?
Akurat wtedy zrobiłem sobie małą analizę i uważam, że po dobrej rundzie mogłem mieścić się w topowej piątce. Słowa z wywiadu były przemyślane. Dzisiaj natomiast to wygląda trochę inaczej, bo widzę, że na pozycji “dziesiątki” gra więcej dobrych zawodników. Teraz do Lecha przyszedł choćby Amaral, który stał się numerem 1. On czy Ivi Lopez dają nie tylko jakość, ale również świetnie liczby. Nie chciałbym się teraz klasyfikować między nimi, bo nie o to chodzi. Powiem ci tylko, że obecnie nie dałbym siebie do top 5, choć na pewno jestem wyróżniającym się zawodnikiem na tej pozycji.
Ale już wśród młodzieżowców jesteś w ścisłej topce i to bez żadnej bajerki. Z drugiej strony w Śląsku tak urosłeś, że trzeba cię traktować jak pełnoprawnego zawodnika.
Każdy mi mówił tuż po transferze do Śląska, że przychodzę za Przemka Płachetę. Ale ja już od samego początku apelowałem, że nie przychodzę tutaj jako młodzieżowiec. Nie chciałem być tak postrzegany. To oczywiście przywilej, jednak zależy mi na bronieniu się jakością, nie peselem. Na tę nazwę nigdy nie zwracałem uwagi, rywalizuję ze wszystkimi.
Wiesz, że za chwilę koszulka z “dyszką” będzie wolna?
Wiem, wiem. Czy wolna, to się dopiero okaże, ale nr 8 mi służy i nie chciałbym go zmieniać.
Co do zmian – po przyjściu trenera Magiery coś zmieniło się w twoim funkcjonowaniu na boisku?
Wiesz, nie jestem od oceniania trenerów i skupiam się na graniu w piłkę. Dlatego trudno mi coś powiedzieć, choć oczywiście trener Magiera ma inną filozofię od trenera Lavicki. Przeszliśmy na grę trójką obrońców, co jest dużą zmianą. Poza tym obu szkoleniowcom dużo zawdzięczam, bo dzięki nim mogłem i mogę grać.
To potrafi być irytujące, kiedy twoi koledzy na tyłach notorycznie popełniają błędy?
Kiedyś powiedziałem, że gra obronna zaczyna się od napastników. Czy gra Erik, czy ktoś inny – to my jako pierwsi zaczynamy pressing. Jeśli odbieramy piłkę wysoko, obrona nie musi bronić. Przynajmniej u nas tak jest, nie wiem, jak w innych drużynach, że cały zespół bierze udział w defensywie i ofensywie. Gdy ktoś popełnia błędy indywidualne, cóż, zdarza się. Tak samo mam ja, kiedy źle przyjmę piłkę. Oczywiście z tą różnicą, że obrońca musi być bardziej uważny, tylko że błędów indywidualnych nie usuniemy nigdy. Ważne, żeby je popełniać w najbardziej odpowiednich momentach.
Pracujemy nad tym na treningach, chcemy minimalizować ryzyko. To też wiąże się z tym, że uczymy się systemu taktycznego trenera Magiery. Nic nie przychodzi od razu, dlatego jestem pewien, że będziemy grać lepiej. Widzę tu potencjał. Wszystkie słowa krytyki spadają na chłopaków z defensywy, lecz ja ich będę bronił, bo wiem, jak to wygląda.
Skupiasz się na analizie swoich meczów? Z każdym kolejnym półroczem widać po tobie, że podejmujesz lepsze decyzje w podobnych sytuacjach na boisku.
Muszę ci przyznać, że nie lubię siebie oglądać. Za bardzo się denerwuję, ale dużo rozmawiam o mojej grze z tatą i trenerami. Tata zawsze podpowie mi coś wartościowego, zna się na piłce i mogę mu ufać. Z trenerem Łuczywkiem i Kozubem mamy natomiast wiele analiz. Oni zwracają mi uwagę na najmniejsze detale. Czuję, że ta nauka nie idzie w las. Z biegiem czasu wiem, kiedy i jak lepiej ułożyć ciało, kiedy przyjąć piłkę lub nie, kiedy powinno pojawić się kierunkowe przyjęcie i tak dalej. Chcę o tym rozmawiać i mam świadomość, jak konkretne wskazówki wprowadzić potem w życie. Bo mówić piękne rzeczy to ja mogę zawsze, ale nie o to chodzi. Przekonanie i wykonanie – to podstawa.
Bywają piłkarze, którzy jednym uchem wpuszczają, a drugim wypuszczają pewne rzeczy. W takim razie ty się do nich nie zaliczasz.
Bardzo lubię rozmawiać. Szukam tematów, które mogą mnie rozwinąć. Słucham ludzi, którzy gdzieś byli, coś zobaczyli i osiągnęli. Jeśli ktoś ma coś wartościowego do przekazania, zamieniam się w słuch.
To fajne, dopóki ktoś nie zacznie ci opowiadać o kolorowych podbojach ze świata, które niekoniecznie mają związek z piłką.
Dopóki to nie wkracza w rejony głupoty, chcę czerpać od lepszych od siebie nie tylko pod kątem doświadczeń sportowych, ale również tych niezwiązanych z boiskiem.
Zacytuję ci jedną głupotkę w takim razie. Komentarz o tobie pod wywiadem sprzed roku na Weszło: “Za granicę to on wyjedzie, ale chyba na szparagi. Wyróżnia się na dzisiaj jednym: wymuszaniem fikcyjnych fauli, taki mały oszust.”.
Każdy ma swoje zdanie. Jeśli ktoś tak o mnie uważa, cóż, mnie to nie rusza. Choć muszę powiedzieć, że wymuszenie faulu w odpowiednich okolicznościach uważam akurat za umiejętność. Myślisz o korzyści dla drużyny, to się liczy.
Ładnie wymusiłeś faul na Israelu Puerto.
Co nie? Nieźle się udało.
Przestałeś obserwować go na Instagramie?
Nie, nie. Nie jestem osobą, która komuś źle życzy. Israel napisał do mnie po meczu, przeprosił. Ja to rozumiem, to piłka nożna. W tamtym momencie odcięło mu prąd, natomiast wiem, a przynajmniej tak mi się wydaje, że nie chciał tego zrobić w złej wierze. Szkoda, że taka sytuacja przydarzyła się mi, ale widocznie tak musiało być.
Twój tweet po tym starciu chyba nie był autoryzowany przez mamę.
Nie był! Byłem zdenerwowany, napisałem go od razu po meczu. Nie zawarłem w nim jednak nic złego, wrzuciłem tylko małą szpileczkę w kierunku sędziów.
Racja, łagodnie ich potraktowałeś.
Jakbym się nie hamował, mogłoby być gorzej. Ale wtedy dostałbym burę.
Generalnie nie raz odnosiłeś się do roli rodziców w twoim życiu. Dobrze mieć taką świadomość, że dzięki nim masz w sobie konkretne wartości jako człowiek. Na pewno wbili ci tego trochę do głowy.
To bardzo ważne. Piłkarzem jesteś do pewnego wieku, a człowiekiem jesteś cały czas. Ludzie zawsze będą cię pamiętać z tego, jaki byłeś poza boiskiem w trakcie kariery. Jeśli zgrywasz buca i nie jesteś dobry dla innych, to prędzej czy później będzie to miało swoje konsekwencje. Dlatego staram się nikomu nie robić pod górkę i nie schodzić na złą, kontrowersyjną ścieżkę. Po co mi to? Zawiść jest totalnie zbędna. Nawet po tym faulu Israela nie mam do niego żalu. Zagotowałem się, to normalne, ale jestem osobą, która nie ma problemu, żeby komuś wybaczyć. Rozmowa ze zrozumieniem, pomoc drugiemu człowiekowi, empatia – bez tego moim zdaniem się nie obejdzie.
Bolałoby cię to, gdybyś dostał łatkę buca? Wiesz, jak jest. Nie chcę mówić o kimś brzydko, ale dzisiaj wąsko myślącym ludziom bardzo łatwo pomylić ponadprzeciętną pewność siebie z arogancją czy sodówką. Dla nich nie ma nic po środku. Jesteś albo skromny, albo nie.
Mam to szczęście, że kompletnie się tym nie przejmuję. Zdanie osób nieistotnych w moim życiu mnie po prostu nie obchodzi. Liczą się bliscy, trenerzy i ludzie, którzy spędzają ze mną czas i wiedzą, z kim mają do czynienia. Kiedy coś jest nie tak, mówią o tym wprost. Bardzo cenię sobie szczerość. Znajomość ma sens, jeśli czegoś nie ukrywasz z powodu jakiejś obawy, że druga osoba się obrazi. Fajnie jest porozmawiać o czymś, czego sam nie zauważysz, a ktoś zwróci ci na to uwagę.
Sam wyznaję zasadę, że nawet jak prawda ma zaboleć, to musi być, koniec kropka.
To zasada, która może nam tylko pomóc. Na dłuższą metę nie będziesz miał nic pozytywnego z sytuacji, kiedy ktoś kłamie w żywe oczy. Szczerość jest najważniejsza, to fundament. Nie lubię ludzi, którzy nawijają makaron na uszy.
Nie wydaje ci się, że świat piłki wciąż jest jeszcze za bardzo zakłamany?
Trudno powiedzieć, a też trochę czasy się zmieniają. Mam wrażenie, że piłkarze coraz chętniej wychodzą do mediów i z tego względu ich życie staje się bliższe kibicowi. Uważam to za fajną rzecz. Coraz trudniej już kogoś oszukać, jest większa transparentność. Z drugiej strony wiąże się z tym pewne niebezpieczeństwo, bo łatwo dzisiaj przykleić komuś łatkę. Odkręcać to później – niełatwa sprawa. W dobie mediów społecznościowych zrobisz jeden błąd, wychylisz się w zły sposób, i potem ludzie będą ten jeden moment wywlekać przy każdej możliwej okazji, żeby komuś dopiec czy kogoś zdyskredytować. Trzeba być ostrożnym, dlatego też nie dziwię się, że są zawodnicy, którzy bardzo cenią sobie prywatność i na media nawet nie spoglądają.
Różnie mogłoby być, gdyby jakiś kibic przyłapałby cię np. na jedzeniu kebaba po północy na mieście. Z tego typu rzeczy kibice lubią kręcić afery, co moim zdaniem jest totalnie bezsensowne.
To śmieszne. Kto nie zjadł kebaba, niech pierwszy rzuci kamieniem. My i tak stosujemy się do konkretnych diet, odżywiamy się zdecydowanie zdrowiej niż większość ludzi. Ba, uważam, że sporej części nawet nie chciałoby się trzymać określonych restrykcji nieustannie przez wiele lat. Oni nie przeżyliby tak jak my, tego rygoru, który zakłada codziennie dbanie o siebie bez żadnego “ale”. Dlatego moim zdaniem zjedzenie czegoś niezdrowego w jeden dzień w tygodniu, chwilowe i kontrolowane oderwanie się tej codzienności, nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie. Wszystko jest dla ludzi, nie można przesadzać w drugą stronę. Oczywiście to nie może nastąpić w dzień meczu czy dzień przed, to akurat głupie, bo organizm nie zdąży tego strawić.
Czyli nie jesteś totalnym maniakiem profesjonalizmu, który na słowa “zabawa, impreza, niezdrowe jedzenie” odwraca wzrok i przechodzi do innego pokoju. Słowem: jeśli jest na to odpowiedni czas i miejsce, dlaczego nie, tak?
Przede wszystkim jestem świadomy tego, że profesjonalnie gram w piłkę. Wiem, do czego mnie to zobowiązuje. Nie mogę sobie pójść do maca, siedzieć tam i jeść przy wszystkich. Ktoś zrobi mi zdjęcie, gdzieś to wyjdzie i zaraz będzie łatka. Mimo to uważam, że mam prawo wykorzystywać swój czas wolny z głową. Jeśli czuję potrzebę zrobienia czegoś, to to robię. Czy to wpływa źle na moją formę sportową? Nie. Analizuję takie rzeczy. Nie jestem maniakiem diet, nie odmawiam sobie wszystkiego, co może mi zaszkodzić, ale z perspektywy piłkarza dbam o siebie jak należy. To się nie wyklucza. Poza tym pamiętajmy, że większość rzeczy szkodzi dopiero w większych ilościach.
Młody człowiek, imprezy…
Ale mnie o to zagadujesz! Żeby dobrze to ubrać w słowa… jeśli mamy przerwę między rundami i są do tego odpowiednie okoliczności, nie widzę problemu, żeby zawodnik mógł wyjść na miasto i spędzić czas ze znajomymi. To naturalne. Każdy człowiek potrzebuje trochę się rozerwać w określony dla siebie sposób niezależnie od pełnionego zawodu. W dobrych momentach – dlaczego nie?
Ktoś mógłby powiedzieć, że piłkarze czy ogółem sportowcy powinni być pod tym względem swego rodzaju autorytetami, ale przecież jedno drugiego nie wyklucza.
Z tego, co wiem, w wielu miejscach za granicą zawodnicy robią to, co chcą. Nie muszą się tak przejmować, bo są rozliczani z działań na boisku. Oczywiście dopóki nie przekracza to jakichś ogólnie przyjętych wartości moralnych, pewnie rozumiesz, co mam na myśli. Tam skali tego “problemu” tak się nie mnoży. W Polsce jest inaczej, tutaj mamy nagonkę. Skoro coś źle zrobisz, źle zjesz – na pewno z tego powodu zagrałeś gorszy mecz! No nie, to tak nie działa. Owszem, pewne rzeczy można połączyć, ale nie można z kolei mierzyć wszystkiego jedną miarą. Chciałbym, żeby kibice bardziej skupiali się na tym, co prezentujemy na boisku, a nie czasami wyciągali wnioski zupełnie oderwane od rzeczywistości.
Przy swojej pewności siebie jesteś bardzo samokrytyczny? Jak cię słucham, to ten drugi aspekt też masz chyba na wysokim poziomie.
To prawda, jestem bardzo samokrytyczny. Analizuję wiele rzeczy w głowie, jest tego nawet więcej niż rozmów. Nie muszę oglądać swoich meczów, żeby mieć świadomość, że coś zrobiłem źle. Sytuacje z treningów też mnie denerwują, bo mówię do siebie potem “tu mogłem zrobić lepiej to i to”. To trochę moja codzienność.
“Zawsze może być lepiej” – bardzo lubię to stwierdzenie.
Ono jest w moim życiu nieodzowne.
A zgodziłbyś się, że sztuka zarządzania ego i panowanie nad zdrowym rozsądkiem to nie jest łatwa sprawa? Jesteś młodym piłkarzem, pokazałeś swój talent, mówi się o tobie w kontekście wyjazdu za granicę, wokół pojawia się na pewno wiele ciepłych słów, masz konkretne zarobki, no i sam status piłkarza Ekstraklasy może robić swoje.
Wydaje mi się, że nie miałem okazji, żeby polatać w chmurach i stracić kontakt z bazą. Jestem pewny swoich umiejętności, ale nie do przesady. Samokrytyka zawsze mnie hamuje. To takie 50 na 50: jestem jednocześnie krytyczny i pewny siebie. To drugie jednak przede wszystkim ma objawiać się na boisku, bo w pięćdziesięciu wywiadach mogę powiedzieć, że taki jestem, ale co z tego, skoro w meczu będę bał się minąć przeciwnika. Pewność siebie trzeba też pielęgnować, żeby za bardzo nie wrosła tam, gdzie nie powinna.
Ta pewność siebie może zaprowadzić cię w ciekawe miejsce. Ładniejsza Praga czy Brugia?
Jeszcze tego nie analizowałem. Teraz najważniejszy jest Wrocław.
Słuchaj, Wrocław to świetne miasto.
Zgadzam się w 100%, bardzo je polubiłem. Nie są to rzeczy pierwszorzędnego znaczenia, ale jako piłkarze też zwracamy na to uwagę. Okres covidowy był trudny i za bardzo nie mogłem wychodzić z domu, ale z czasem zacząłem poznawać miasto i znam już jego fajne oblicze.
Odcinasz się od piłki w wolnym czasie?
Lubię oglądać mecze, nie zamykam się na nie, ale na pewno nie żyję futbolem 24h na dobę. Wolę czasami zapomnieć o meczach i treningach, bo widzę, że to mi pomaga. Pamiętajmy, że to też nasza praca. Jak jestem ciągle skupiony na robocie albo na rzeczach z nią bardziej lub mniej związanych, głowa w pełni nie odpoczywa. Tak więc lubię wrzucić na luz.
A studia, jakaś nauka?
Zmieńmy temat!
Powiedziałeś wcześniej, że trochę piłki oglądasz. Masz jakiś wzór?
Pierwszym piłkarzem, o jakim teraz pomyślałem, jest Kevin De Bruyne, który w mojej opinii jest najlepszą “dziesiątką” na świecie. Ale bardziej jednak Piotrek Zieliński, od którego bardzo wiele można się nauczyć. Przyjęcie kierunkowe, balans ciałem, ciąg na bramkę, wizja, technika – klasa światowa.
To mój ulubiony polski piłkarz, dlatego nie lubię, kiedy tak się na niego najeżdża.
W twojej redakcji pewna osoba mogłaby mieć z tym problem.
Niestety muszę bronić zdania mniejszości. Ale ważne, że takiego piłkarza w ogóle mamy.
Po nim przede wszystkim widać, że cieszy go gra w piłkę. Też mi na tym zależy, tata mi to zawsze powtarzał. “Miej z tego radość, ciesz się, że możesz spełniać się w takiej pasji.” Takie nastawienie pomaga przełamywać bariery, a kiedyś się nad tym w ogóle nie zastanawiałem.
W takim razie kiedy lewą nogą będziesz wiązał krawaty?
Lewą nogą strzeliłem bramkę z Rakowem! I to całkiem ładną. Ale wiem, że ta noga jest do poprawy. Z trenerem Kozubem rozmawiałem już przed końcem rundy jesiennej, że chciałbym na obozie w Turcji popracować nad strzałami, prowadzaniem piłki i podaniami właśnie lewą.
Zawsze możesz zadzwonić do Sebastiana Mili, który na pewno chętnie skoczyłby do Wrocławia, żeby sprzedać ci kilka patentów.
Jak pojawi się w Turcji, to serdecznie zapraszam.
Jakie masz marzenia?
Chciałbym, żeby moja rodzina była zdrowa. I żebym mógł cieszyć się tym, co mam.
Do tej pory jesteś spełniony?
Spełniony nie, ale na pewno szczęśliwy. Niczego mi nie brakuje.
Jeśli nic złego się nie wydarzy, myślisz, że 2022 rok może być twoim ostatnim w Ekstraklasie?
Chciałbym, żeby to był mój ostatni rok w Ekstraklasie. Ale co się tak naprawdę wydarzy – to w głównej mierze zależy ode mnie. Mogę nawet powiedzieć, że wszystko w moich rękach.
Trener Jawny powiedział mi swego czasu, że masz prawo marzyć o wejściu na Mount Everest, nawet jeśli taki plan już w samym założeniu ma małe szanse powodzenia. Bo nawet jak skończysz w połowie drogi, to i tak osiągniesz więcej niż ludzie, którzy nie sięgali tak wysoko. Prawdziwe, filozoficzne.
Bardzo ładne słowa, z którymi mogę tylko się zgodzić. Wiesz, nie będę ukrywał, że chciałbym wyjechać za granicę w tym roku. Będę robił wszystko, żeby tak się stało. Tylko żeby kibice nie pomyśleli, że w Śląsku czuję się źle. Nie, skąd. Jestem tutaj szczęśliwy, lecz żeby się rozwijać, trzeba stawiać sobie możliwie najwyższe cele.
rozmawiał KAMIL WARZOCHA
CZYTAJ TAKŻE:
- Top5 dziesiątek w lidze? Imaz, Ramirez, Cebula, Lopez i ja!
- Janasik: Nie zgrywam kozaka. Mam po prostu duże ambicje
- Szromnik: „Nie szukam poklasku. Przemawiam tym, co robię na boisku”
- Sobota: Mogłem podpisać kontrakt za granicą. Śląsk to mój wybór
Fot. Newspix