Kiedy James Maddison trafiał do Leicester w 2018 roku, chyba nikt nie mógł się spodziewać, że tak szybko zostanie gwiazdą zespołu. Od tego momentu za niedługo miną cztery lata, status Anglika w klubie jest niepodważalny, ale można odnieść wrażenie, że jego pobyt w ekipie “Lisów” odrobinę się przeciąga. Latem wiele mówiło się o zainteresowaniu Arsenalu, który ostatecznie sięgnął po Martina Odegaarda. Nie byłby to oczywiście ruch pokroju Jacka Grealisha, który zrobił wyraźny awans sportowy, acz takie zmiany otoczenia z perspektywy wyróżniającego się zawodnika Leicester prędzej czy później następują, ot, mają sens. Pokazują to przykłady Mahreza czy Kante.
Kiedy nadejdzie czas na Maddisona? Cóż, zapewne nie byłoby już tego tematu, gdyby nie twarde stanowisko Leicester, które wiedziało, jak bardzo łakomym kąskiem 25-latek stał się na rynku transferowym. Latem tego roku żądania za niego sięgały 60 mln euro, a przypomnijmy, że w 2018 roku Norwich zainkasowało 25 mln. To niemała kwota, a przecież dwa lata młodszy Odegaard kosztował “Kanonierów” 35 mln euro. Pojawiały się opinie w angielskich mediach, że Leicester mogło lekko przeholować, niepotrzebnie robiąc swojemu zawodnikowi pod górkę.
Bo to nie było tak, że Maddison siedział cicho i totalnie nie zważał na ofertę z Arsenalu. Nie, chęć do odejścia jak najbardziej wyrażał. Pewnego dnia jednak Brendan Rodgers dał mu wyraźnie do zrozumienia, że z dealu nici, trzeba skupić się na grze i koniec, kropka. A trzeba przyznać, że w tamtym momencie 25-letni Anglik miał prawo czuć się mocny, wiecie, z chęcią podbicia Premier League w innych, bardziej renomowanych barwach. Owszem, patrząc choćby na ostatnią dekadę, Leicester odnosiło więcej sukcesów na Wyspach, ale mimo wszystko Arsenal to Arsenal. Nie zważając na obecne miejsce w angielskim peletonie, magia marki wciąż robi swoje.
Kiedy notujesz 11 bramek i 10 asyst jako ofensywny pomocnik, grając drugi najlepszy sezon w swojej karierze (2020/2021), musisz być na celowniku większych klubów. Tym bardziej, że nie mówimy o 29-latku, a wciąż zawodniku rozwojowym. Rok starszy Grealish trafił do Manchesteru City, po tym jak wykręcł życiówkę na poziomie Premier League. W każdym razie – trzeba zadać sobie pytanie, czy dalsza przygoda Maddisona w Leicester jest dobrym rozwiązaniem dla jego kariery.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Zegar tyka, choć na transfer jest jeszcze trochę czasu
Gdy Riyad Mahrez przechodził do “The Citziens”, miał 27 lat. N’golo Kante do Chelsea – 25. Harry Maguire do Manchesteru United dołączył w wieku 26 lat, a taki Kyle Walker zamienił Tottenham na ekipę Pepa Guardioli, kiedy nastukał 27 wiosen. Virgil van Dijk też mając 27 lat, trafił do Liverpoolu.
Wyżej wymienieni piłkarze mają trzy cechy wspólne – spora cena (więcej niż 50 mln euro), transfer wewnątrz ligi i zmiana klubu na “docelowy” przynajmniej w wieku 25 lat. Gdyby kierować się takim wzorem, Maddison śmiało może opuszczać ekipę Brendana Rodgersa latem 2022 roku. Co prawda “Lisy” od pewnego czasu czynią kroki, żeby stać się klubem bardziej elitarnym, mogącym zatrzymywać najlepszych graczy, ale muszą też zarabiać. Pod tym względem i tak już pewnym odejściem od normy jest fakt, że 2021 rok był pierwszym od dawna, kiedy klub Aiyawatta Srivaddhanaprabhy nie zgarnął sporego zastrzyku gotówki za pojedyncze nazwisko.
- 2016 – N’golo Kante za 36 mln euro do Chelsea
- 2017 – Danny Drinkwater za 38 mln euro do Chelsea
- 2018 – Riyad Mahrez za 68 mln euro do City
- 2019 – Harry Maguire za 87 mln euro do United
- 2020 – Ben Chilwell za 50 mln euro do Chelsea
- 2021 – nic
Po zdobytym mistrzostwie Anglii to już swego rodzaju wzór, że co roku jedna z gwiazd Leicester pakuje walizki. A tu proszę, Maddisona udało się zatrzymać, choć zdaje się, że mimo kontraktu obowiązującego do 2024 roku, raczej trudno będzie o podobne próby w przyszłości. To znaczy: one zapewne będą, natomiast, jeśli wychowanek Coventry wróci na swój pułap i utrzyma taką formę jak w ostatnich tygodniach przez kolejne miesiące, do drzwi Leicester zapewne zapukają najwięksi. Wtedy odmówić jest trudniej.
Z drugiej strony, przynajmniej na tę chwilę, nie tak łatwo sobie wyobrazić funkcjonowanie Maddisona w klubach pokroju Chelsea, Manchesteru City, Liverpoolu czy Manchesteru United. Bo albo w tych miejscach świetnych pomocników nie brakuje, albo profil – nie mylić z umiejętnościami – typowej “dziesiątki” nie jest wykorzystywany. Tym samym nagle może się okazać, że jakakolwiek wyprowadzka z King Power Stadium byłaby obarczona zbyt dużym ryzykiem. A tak można przecież zostać i pomóc w kreowaniu mocniejszego Leicester na lata w roli pierwszoplanowej gwiazdy. Mieć zarówno wyzwania, jak i sporą dozę wygody.
I tu pojawia się kolejne pytanie – co zamierza zrobić ze swoją karierą sam zainteresowany. Rok 2022 dla Jamesa Maddisona niewątpliwie będzie kluczowy. Opcje są dwie: albo 25-latek pójdzie drogą zbliżoną do przygody Vardy’ego, zechce zbudować swój mały pomnik, albo poszuka nowego wyzwania po czterech latach tak jak Mahrez. Oba warianty mają swoje plusy i minusy, a wiele na pewno będzie zależeć od tego, czy w następnym sezonie Leicester zagra w europejskich pucharach. To klucz.
Sęk w tym, że nawet faza grupowa Ligi Europy okazała się być dla “Lisów” ogromnym wyzwaniem i na wiosnę przyjdzie im grać w Lidze Konferencji po zajęciu trzeciego miejsca w grupie z Legią, Spartakiem i Napoli. A co dopiero Liga Mistrzów, którą angielskiej ekipie udało się osiągnąć tylko raz w historii. Jeśli zatem Maddisonowi zamarzą się występy przy hymnie “The Champions”, Leicester odsłoni w negocjacjach dość liche karty.
Po trudnym roku 2021 Maddison musi się odbudować
Jeśli ktoś regularnie śledzi poczynania Maddisona w Premier League, powinien zdawać sobie sprawę, że w optymalnej formie to jeden z najlepszych ofensywnych pomocników w lidze. Świetny kreator, ale nie gość, który wozi się z piłką krótko przy nodze przez pół boiska. Widzący bardzo dużo, ruchliwy w wolnych przestrzeniach, z drygiem do pojedynczych i szybkich zwodów, mający świetnie ułożoną prawą nogę przy stałych fragmentach czy strzałach z dystansu. Co ważne, potrafi wykańczać akcje w różnych postawach i okolicznościach. Nieważne, czy chodzi o rogala z dystansu, czy sytuację, w której trzeba wykazać się umiejętnościami typowymi dla napastnika. Najlepiej określić go mianem “wszechstronny”, co dobrze oddają statystyki. Ba, nawet w defensywie Anglik ma całkiem fajne liczby.
Statystyki z dotychczasowej przygody Maddisona w Leicester (Premier League):
- 116 meczów, 26 goli (pięć z rzutów wolnych), 20 asyst, udział przy golu średnio co 189 minut
- 32 wykreowane setki, 55 przeszywających podań przez środek obrony, dwa kluczowe podania na mecz
- 61% udanych dryblingów (średnio 1,2 dryblingu na mecz), 54% wygranych pojedynków (4,8)
- Faulowany średnio dwa razy na mecz (to niemało), 52 dotknięć piłki na mecz (z każdym sezonem mniej)
- 56% udanych odbiorów (1,3 na mecz), średnio cztery zebrane “drugie piłki” na mecz
Czy to top5 ofensywnych pomocników Premier League, takich wolnych elektronów, które najczęściej poruszają się za plecami napastnika? Jak najbardziej. Wyżej musimy postawić na pewno Masona Mounta czy Bruno Fernandesa, którzy wypełniają podobne zadania w podobnych strefach na boisku. Są jeszcze Martin Odegaard i Jack Grealish, tu zdania mogą być mocno podzielone, więc bez większych wyrzutów sumienia Maddisona można wsadzić po prostu na pozycje 4-5 w tym mini rankingu.
Co pewne, to zawodnik, który potrafi z dużą regularnością zmieniać losy meczów, o ile nie męczą go kontuzje i sprawy niezwiązane z boiskiem. Jedno i drugie odezwało się w tym roku, ba, w środowisku Leicester mówiło się wręcz o problemach wychowawczych. Znamienny jest fakt, że w pewnym momencie Jack Grealish stał się lepszym playmakerem, co wcale nie było takie oczywiste. Wyprzedził Maddisona, w oczach Garetha Southgate’a zyskał więcej i pojechał na EURO poniekąd kosztem rodaka. To wydarzenie musiało mieć wpływ na psychikę piłkarza Leicester, który między lutym a październikiem 2021 roku nie zaliczył ani jednej bramki czy asysty. Tak naprawdę James Maddison dopiero wraca do biznesu i od miesiąca zaczyna o sobie przypominać. 6 bramek, 5 asyst – takie liczby wykręcił “Maddi” od 25 listopada. To pokazuje, jak ogromny potencjał w nim drzemie. Nic, tylko czekać, aż znów zobaczymy kozaka w jego najlepszej wersji.
CZYTAJ TAKŻE:
- Leicester bez swojego największego kozaka. Ile Tielemans daje drużynie?
- Patson Daka. Historia „złotego dziecka afrykańskiej piłki”
- I żeby twój klub, kibicu, miał takiego właściciela jak Leicester City
Fot. Newspix