Koronawirus – a zwłaszcza Omikron, jego najnowszy wariant – wywołują w ostatnim czasie sporo problemów w świecie sportu. Największe ligi świata przekładają mecze, kolejni zawodnicy trafiają na izolację z powodu pozytywnych wyników testów, a teraz dowiedzieliśmy się również, że na pewno ucierpią igrzyska olimpijskie. Najlepsi hokeiści świata, występujący w NHL, mimo wcześniejszego porozumienia, nie wystąpią na zimowych igrzyskach w Pekinie.
Od razu zaznaczmy – taka sytuacja to nie nowość. Dość napisać, że gracze z NHL tylko pięciokrotnie do tej pory wystąpili na zimowych igrzyskach – w kolejnych edycjach od 1998 do 2014 roku. W Pjongczangu, na ostatnich igrzyskach, też ich zabrakło, ale z zupełnie innego powodu. Władze ligi i właściciele klubów byli przeciwni wysyłaniu swoich zawodników do Korei i ostatecznie nie osiągnięto porozumienia pomiędzy Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim, Międzynarodową Federacją Hokeja na Lodzie (IIHF) i stowarzyszeniem zawodników NHL oraz samą ligą. W konsekwencji reprezentacja USA została zmuszona do gry zawodnikami z lig europejskich, mniejszych rozgrywek w swoim kraju i tymi z uniwersyteckich lig.
Efekt? Amerykanie odpadli w ćwierćfinale, wyeliminowani przez Czechów.
W tym roku – wszystko na to wskazuje – może być podobnie. Bo najlepsi hokeiści znów nie pojadą na igrzyska, choć tym razem uzasadnienie takiej decyzji jest bardziej zrozumiałe – koronawirus już teraz rozbija bowiem rozgrywki najlepszej ligi świata.
Przekładane mecze, wymuszona przerwa
W ostatnim czasie NHL ma ogromne problemy z terminarzem. Zresztą mają je wszystkie wielkie ligi w Stanach Zjednoczonych. Przekładać mecze zaczęto w NBA (a już wcześniej wiele ekip miało problemy z absencjami swoich liderów), NFL tylko w poniedziałek posłało na kwarantannę 40 graczy ze względu na wyniki testów albo kontakt z osobami zakażonymi. A że Omikron jest wysoce zaraźliwy, to spodziewać się można, że to tylko początek kłopotów. Te najbardziej jednak dotknęły do tej pory właśnie hokeistów – NHL przełożyła już ponad 50 spotkań. To niemal tyle, ile w całym poprzednim sezonie.
– Załóżmy, że wiele klubów będzie się mierzyć z ogniskami choroby i absencjami graczy, przez co przełożonych zostanie mnóstwo ich meczów. Wtedy jasne stanie się, że nie zdołamy ustalić dla nich nowego terminu, chyba że zrezygnujemy z czegoś innego – na przykład przerwy przeznaczonej na wyjazdy na igrzyska – mówił niespełna dwa tygodnie temu Gary Bettman, komisarz NHL. Szybko okazało się, że liga faktycznie będzie musiała skorzystać z założonej wcześniej przerwy. Zgodnie z porozumieniem z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim i Międzynarodową Federacją Hokeja na Lodzie, mogła podjąć taką decyzję do 10 stycznia bez ponoszenia kosztów. Sytuacja jednak rozwinęła się tak szybko, że władze ligi nie robiły sobie nadziei i nie czekały na to, co stanie się do końca wyznaczonego terminu.
– NHL szanuje i podziwia chęć reprezentowania swoich krajów przez zawodników i uczestniczenia w turnieju z udziałem wszystkich najlepszych. Z tego względu czekaliśmy z tą decyzją tak długo, jak to możliwe, rozważając każdą możliwą opcję, by pozwolić naszym zawodnikom uczestniczyć w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich 2022. Niestety, biorąc pod uwagę poważne zakłócenie terminarza sezonu zasadniczego spowodowane przez wydarzenia związane z COVID-19 udział w igrzyskach nie był dłużej wykonalny – stwierdził w swoim oświadczeniu komisarz NHL Gary Bettman.
Decyzja ta ma jeszcze dodatkowe uzasadnienie – biorąc pod uwagę, że liga właśnie teraz mierzy się z wybuchem kilku ognisk zakażeń, władze postanowiły przyspieszyć przerwę świąteczną i odwołać 31 zaplanowanych przed świętami meczów. Zresztą pod presją klubów, bo ekipy takie jak Montreal Canadiens czy Edmonton Oilers już wcześniej informowały, że planują udać się na przerwę wcześniej. Gracze do rywalizacji powrócą dopiero 27 grudnia, dzień wcześniej wznowią treningi. O ile, oczywiście, pandemia pozwoli.
Choć NHL z pewnością będzie robić wszystko, by spotkania się odbyły, bo kolejne przełożenia mogłyby być ogromnym problemem. Tym bardziej, że wycofaniem zawodników z igrzysk i tak nie rozwiązano wszystkich. Część obiektów, na których rozgrywają się mecze NHL, ma bowiem zaplanowane w tym terminie zupełnie inne imprezy.
“Jest do dupy”
– Choć jesteśmy rozczarowani otrzymując tę decyzję, to w pełni rozumiemy okoliczności, które wymusiły podjęcie takiego działania. Podczas dyskusji cały czas rozumieliśmy, że taki scenariusz może się ziścić. Było szokujące to, jak COVID-19 niemal z dnia na dzień wpłynął na terminarz NHL, więc rozumiemy, że decyzja NHL jest w najlepszym interesie zdrowia i bezpieczeństwa jej zawodników – mówił prezydent IIHF Luc Tardif. Szybko też dodano, że aktualny Zbiorowy Układ Pracy zawarty pomiędzy ligą i hokeistami zakłada, że ci wystąpią na igrzyskach w 2026 roku, gdy te odbędą się w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo. Warunek jest jeden – uzyskanie porozumienia z MKOl, choć to akurat nie powinno być trudne.
Nie zmienia to jednak faktu, że na zamieszaniu z COVID-em najbardziej cierpią właśnie zawodnicy. Dla wielu z nich igrzyska w Pekinie mogły być ostatnią szansą na zdobycie medalu, nie wspominając nawet o mistrzostwie olimpijskim. I nie mówimy przecież tylko o Amerykanach czy Kanadyjczykach, w NHL gra też wielu czołowych zawodników z mocnych europejskich reprezentacji. Kilku graczy już wcześniej twierdziło, że chciałoby wystąpić na igrzyskach i powalczyć o sukces wraz z reprezentacją. Inni, że mogliby w ten sposób pożegnać się z igrzyskami – jak Sidney Crosby, zdobywca złotego gola i bohater Kanady z finału w 2010 roku.
Gdyby Crosby chciał wystąpić w 2026, musiałby dokonać niezwykle trudnej sztuki. Będzie miał wtedy 38 lat, tylko dwóch Kanadyjczyków w historii było starszych, gdy jechało na igrzyska w “erze NHL”. Jeszcze więcej lat na karku miały choćby Aleksandr Owieczkin, legenda hokeja na lodzie, trzykrotny mistrz świata, ale też gość, który… nie ma jeszcze olimpijskiego medalu, choć na igrzyskach był trzy razy – na włoskich igrzyskach miałby czterdziestkę. W hokeju to niekoniecznie wiek emerytalny, ale trudno wyobrazić sobie, by miał wtedy trafić do kadry Rosji na najważniejszą imprezę czterolecia.
Choć oni i tak nie mają najgorzej.
– Jest do dupy. Dorastasz, marząc o wygraniu Pucharu Stanleya. To mi się udało. Ale dorastasz też, chcąc reprezentować swój kraj na igrzyskach olimpijskich i wygrać tam złoto. To coś, czego prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie zrobić – mówił Steven Stamkos. Jeden z lepszych kanadyjskich zawodników na igrzyskach do tej pory nie wystąpił. W 2010 roku – mimo że przewodził klasyfikacji strzelców NHL – nie został zabrany na igrzyska, bo miał ledwie 19 lat (a że Kanada zdobyła złoto, to nikt nie miał powodu, by tę decyzję wypominać), cztery lata później był kontuzjowany, a w 2018 roku, jak pisaliśmy, zabrakło porozumienia “u góry” i gracze z NHL nie pojechali na igrzyska. Za czwartym razem też mu się nie uda. Przy piątej szansie będzie mieć 36 lat. Na dziś nie wyobraża sobie, by mógł wtedy znaleźć się w reprezentacji.
Takich graczy jest więcej. Wielu z nich COVID właśnie zrujnował marzenia. Jak to jednak kiedyś powiedział pewien znany gość – “trudne czasy wymagają trudnych decyzji”. I wszyscy to rozumieją. Nie znaczy to jednak, że wielu nie myśli jak Stamkos – że jest do dupy.
Fot. Newspix