– Byłem przekonany, że strzelę – mówi z pewnością siebie Ilkay Durmus o rzucie wolnym z Wisłą Kraków, gdy zagarnął piłkę sprzed nosa Rafała Pietrzaka i Łukasza Zwolińskiego, a potem… po prostu strzelił gola. Czy pogoda może zadecydować o transferze do Ekstraklasy? Czy Lechia idzie na mistrza i co się z nią stało w meczu z Pogonią? Dlaczego na boisku warto szybko myśleć? Zapraszamy na rozmowę z Ilkayem Durmusem, jednym z najlepszych skrzydłowych rundy jesiennej.
Jesteś pewny siebie?
Można tak powiedzieć. Żyję już dziewięć lat sam. W takiej sytuacji musisz mieć pewność siebie. Inaczej przegrasz.
Pytam, bo chciałem rozpocząć od rzutu wolnego przeciwko Wiśle Kraków. Jesteś ty, Rafał Pietrzak i Łukasz Zwoliński. Bierzesz piłkę i wysyłasz sygnał “to ja jestem szefem, zrobię to lepiej”. Pietrzak kręci głową z niedowierzaniem, a potem… po prostu strzelasz kozacką bramkę.
Byłem przekonany, że strzelę. I tylko dlatego zdecydowałem się na to, by samemu wziąć piłkę. Czułem się w tamtym momencie dobrze, często trenuję strzały z tej pozycji. Miałem szczęście, że piłka wpadła do siatki, bo jeśliby się to nie stało, mógłbym mieć spore problemy (śmiech). Jak mówię, byłem po prostu w pełni przekonany i finalnie wszystko wyszło.
Często masz takie przekonanie, że wszystko ci wyjdzie?
Wychodzę z założenia, że jeśli czegoś naprawdę pragniesz, to ci się uda. Trzeba tylko chcieć i w to wierzyć.
Jak zareagowała szatnia po tym zdarzeniu?
Dzięki temu, że strzeliłem, po prostu się z tej sytuacji pośmialiśmy. Nie było żadnych złych emocji pomiędzy mną a kolegami z drużyny. Wszyscy wiedzieli, że pomogłem w meczu, więc na żartach się skończyło.
Tak generalnie, zdajesz się być bardzo konkretnym piłkarzem. Moment od podjęcia decyzji do wykonania trwa u ciebie błyskawicznie.
Wychodzę z założenia, że jeśli w twojej głowie pojawia się jakiś pomysł, musisz ją od razu realizować. Jeśli zaczynasz myśleć “może zrobię to, a może to?”, zwykle nie zrobisz nic.
No i też dość konkretnie odpowiadasz. Co było dla ciebie najtrudniejsze, gdy trafiłeś do Ekstraklasy?
Oczywiście język. Na początku nie do końca potrafiłem zrozumieć filozofię trenera. Piłka ma swój język, więc po jakimś czasie już wiedziałem, czego oczekuje ode mnie szkoleniowiec i było mi dużo łatwiej. Z czasem też przyzwyczaiłem się do moich kolegów z zespołu. Lepiej ich poznałem, wiedziałem jak się poruszają, jak my wszyscy mamy grać. Można powiedzieć, że już się zaaklimatyzowałem. Na początku było trochę trudności – nowe otoczenie, nowa drużyna, nowy język, nowa kultura. Ale teraz czuję się bardzo dobrze. Trochę umiem już powiedzieć po polsku, wspieramy się z innymi zawodnikami. Idzie dobrze.
Dlaczego tak właściwie zdecydowałeś się opuścić szkocką ligę, w której miałeś wyrobioną markę?
Szczerze? Pogoda w Szkocji była nie do wiary. Przez trzy czwarte roku padało, cały czas deszcz i deszcz. Do tego piłka w lidze szkockiej jest nastawiona na fizyczność, jest w niej bardzo dużo długich podań. Chciałem zrobić krok do przodu, dlatego zdecydowałem się na Lechię.
Zła pogoda i fizyczna piłka – brzmi jak Ekstraklasa!
Zgodzę się, że Ekstraklasa także jest fizyczną ligą, ale ma zarazem większą jakość piłkarską. Kiedy przyszła oferta, nie wiedziałem za dużo o polskiej lidze. Zacząłem robić research i zobaczyłem, jakie są stadiony, jakie warunki treningowe, jaka jest wartość innych klubów. I uznałem, że to będzie bardzo dobra decyzja. Miałem oczywiście inne oferty, ale mój menedżer przekonywał mnie, że to będzie odpowiedni ruch. Pokazał mi miasto, stadion, opowiedział o innych drużynach. Przyznam, że na początku była myśl “Polska? Eee, nieee”. Ale było to wtedy, gdy nie wiedziałem o Polsce w zasadzie nic.
Twoja niewiedza wynikała pewnie też trochę z tego, że nie mamy tureckich piłkarzy w lidze. Jesteś dopiero drugim.
Dokładnie. Moi rodzice znają Polaków, którzy są naszymi sąsiadami. Zaczęli ich wypytywać, jak jest w Polsce. Trochę pomogli przy tym transferze. Generalnie sporo dowiedziałem się o waszym kraju, zanim zdecydowałem się na transfer.
Widzisz już różnice pomiędzy polską a niemiecką mentalnością?
Jak najbardziej. W Niemczech wszystko musi być zrobione w punkt. Wszystko musi do siebie pasować. Wszystko musi być uporządkowane i przebiegać zgodnie z planem. W Polsce jest podobnie jak w Turcji, czyli trochę luźniej.
W jakim trybie czujesz się lepiej?
W… wymieszanym. Moi rodzice są Turkami i ja sam mam w sobie sporo z typowego Turka. Urodziłem się w Niemczech, ale wiele życia spędziłem zagranicą i z każdego kraju starałem się czerpać pozytywy. Nie powiem, że jestem tym albo tym, nie zdeklaruję się: stuprocentowy Turek albo stuprocentowy Niemiec. Jestem we mnie dużo z tej narodowości i dużo z tej drugiej.
Twoja rodzina to typowymi gastarbeiterzy?
Tak. Mój dziadek wyemigrował do Niemiec z przekonaniem, że po roku wróci. Ale zarabiał dobrze, więc został na dłużej, a później przyjechała reszta rodziny. Tata wciąż pracuje, mama jest panią domu. Mam też brata i siostrę – oboje pracują.
Zasymilowali się? Nie chcą wracać?
Raczej nie. Jasne, mamy w sobie wiele tureckich wartości, ale wraz z rodzeństwem wychowaliśmy się w Niemczech, więc raczej się to nie wydarzy. Nieważne gdzie się jest – czy w Niemczech, czy w Polsce – człowiek powinien się dopasować, nauczyć się języka, dobrze żyć z innymi, starać się im pomagać i wspierać.
Jak ważna dla tureckiej społeczności jest taka postać jak Mesut Özil? To ktoś, z kim się identyfikujecie?
Oczywiście. Gwiazda światowego formatu. Wielokrotnie grał w niemieckiej kadrze, został mistrzem świata. W jego czasach było wielu piłkarzy z rodzin imigranckich i naturalnie w jakiś sposób wskazywał nam drogę. Skoro on wiele osiągnął, czemu my nie możemy? Otworzył w Niemczech wiele drzwi dla piłkarzy zagranicznego pochodzenia. My, młodsi od niego, możemy być tylko wdzięczni.
Nie pracowałeś długo z trenerem Stokowcem, ale byłeś zaskoczony, że dochodzi do zmiany? I idąc dalej – byłeś zaskoczony tym, jak szybko zmieniliście swój styl?
Jeśli mam być szczery, gdy ogłoszono, że będzie zmiana trenera po dość nieszczęśliwym 2:2… Miałem udane rozmowy z trenerem Stokowcem latem, dlatego przyszedłem do Lechii. Pojawiały się myśli: kto przyjdzie, kto będzie nowym trenerem? Nowy trener ma jedną wielką zaletę, jeśli chodzi o mnie – mówi po niemiecku. To bardzo pomocne, mamy bardzo dobre relacje. Jeśli coś nie gra lub gdy powinienem robić coś lepiej, w łatwy sposób tłumaczy mi to po niemiecku i szybko mogę to przyswoić. Trener Kaczmarek chce grać ofensywną piłkę, w której jest wiele pressingu, co jest bardzo wymagające, ale co też gra wiele innych drużyn. Za nowego trenera na pewno mamy dobre wyniki, może oprócz ostatniej kolejki. Ale w piątek mamy bardzo ważny mecz i mam nadzieję, że dobrze zakończymy rundę. Może w ostatnich meczach zrobiliśmy kilka błędów, które nie powinny się wydarzyć, ale generalnie idzie nam dobrze.
Zwłaszcza mecz z Pogonią był dla was straszny. Co tak właściwie się z wami stało?
Byliśmy trochę zbyt poprawni, mieliśmy za dużo respektu do Pogoni, która oczywiście jest świetną drużyną i nie ma co do tego wątpliwości, ale my też taką jesteśmy. Musimy bardziej koncentrować się na sobie, na naszych zadaniach – na tym, co już robimy dobrze i na tym, co jeszcze możemy zrobić lepiej. Oczywiście, mieliśmy trochę problemów w ostatnich tygodniach z wirusem czy chorobami i podchodzimy do tego ze zrozumieniem. Ale tak czy inaczej, powinniśmy w tym meczu zrobić więcej.
Myślisz, że Lechia jest gotowa na walkę o mistrzostwo?
Musimy na pewno wznieść się na wyższy poziom. Potencjał na pewno jest. Udowodniliśmy to paroma meczami. Ale myślę, że jest jeszcze za wcześnie, by na ten temat rozmawiać. Mamy przed sobą sporo ważnych meczów. Teraz jesteśmy na trzecim miejscu i odbieram to tak, że musimy grać jeszcze lepiej.
Urodziłeś się w Stuttgarcie, ale swoje młodzieżowe lata spędziłeś w Hoffenheim. Dlaczego? Akademia Hoffenheim była lepsza niż ta w Stuttgarcie?
Grałem w Stuttgarcie przez pięć lat, ale później miałem możliwość dołączenia do Hoffenheim, gdzie byłem przez trzy lata. Później znowu chciało mnie VfB, więc wróciłem do Stuttgartu na rok. Która akademia była lepsza? Ciężko powiedzieć. Obie były bardzo wymagające i miały wysoki poziom. Oba kluby miały też na pewno dużą jakość i bardzo inwestowały w młodych piłkarzy. Jak na tamte czasy, może Hoffenheim miało większe możliwości, ale w ostatnich latach VfB sporo nadrobiło.
Tak czy siak, zdecydowałeś się wejść w dorosłą piłkę w Turcji – najpierw w Genclerbirligi, potem w Antalyasporze. Dlaczego tak właściwie?
Dobre pytanie! Dostałem dobre oferty i kluby mnie po prostu przekonały. Na początku wyglądało to wszystko bardzo profesjonalnie. Z czasem okazało się, że mam wielkie problemy z łapaniem minut. Mój rozwój w jakiś sposób wyhamował. Dla piłkarza najważniejsza jest gra, a ja tego nie miałem, siedziałem na ławce. Nie mogłem udowodnić swojej wartości, nie mogłem iść w górę. Ciężki okres. Wcześniej grałem w reprezentacjach narodowych – i niemieckiej, i tureckiej – brałem udział w młodzieżowych mistrzostwach Europy czy świata. Mimo wszystko sporo się w Turcji nauczyłem, choć inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Większość rodziny jest w Niemczech. W Turcji byłem skazany na siebie. Ale wychodzę z założenia, że trzeba z każdej sytuacji wyciągać pozytywy.
Później trafiłeś do drugiej ligi austriackiej. Traktowałeś to jako próbę ratowania dobrze zapowiadającej się kariery?
Miałem w Turcji pewne problemy. Nie grałem, ale też nie dostawałem pieniędzy. Chciałem wrócić na dobre tory, najlepiej w kraju, w którym mówi się po niemiecku. Kiedy nie grasz dwa lata w piłkę, musisz zrobić krok w tył, żeby potem patrzeć do przodu. Dlatego zdecydowałem się na transfer do drugiej ligi austriackiej. Grałem kolejno w Floridsdorfer AC, Austria Lustenau, SV Ried i FC Wacker Insbruck. Za każdym razem przechodziłem do lepszych drużyn. Na końcu grałem w pierwszej lidze i stamtąd przeniosłem się do Szkocji.
Masz w sobie ambicję, by znowu spróbować w lidze tureckiej?
Dlaczego nie? Zdobyłem pewne doświadczenie. W tym momencie jestem w Lechii i czuję się szczęśliwy, więc nie myślę o tym. Chciałbym osiągać sukcesy z Lechią i jak najlepiej zaprezentować się w Ekstraklasie, a potem – co oczywiste – zrobić kolejny krok w swojej karierze.
I zdobywać kolejne piękne gole?
To oczywiście ważne, zwłaszcza gdy grasz ofensywnie. Ale dla mnie liczy się wynik drużyny i nieważne, kto strzela bramki. Na koniec dnia najważniejsze są trzy punkty.
Nie masz obaw, że wkrótce liga nauczy się tego, że schodzisz do lewej nogi?
Zgadza się, może tak być. Ale dla mnie to też pewne wyzwanie, muszę pokazywać też inne rzeczy.
Jaką relację masz z Flavio?
Można powiedzieć, że jest moim bratem. Świetny piłkarz, ale o tym chyba nie trzeba mówić. Jest tutaj wiele lat. Można się od niego wiele nauczyć. Rozumiemy się dobrze. Po prostu – kapitalny zawodnik.
Pytam dlatego, że Turcja trafiła na Portugalię w barażach o mundial, więc w marcu wasza relacja może się pogorszyć!
Będę za Turcją, to oczywiste. Na papierze Portugalia jest o wiele lepsza, ale w piłce nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Sprawa jest otwarta. Mam nadzieję, że Turcja wygra i przejdzie dalej. Ale między nami raczej nic się nie zmieni!
A widzisz dla siebie jakiekolwiek szanse, by zaistnieć w tureckiej reprezentacji?
Daję z siebie wszystko i koncentruję się na Lechii. I ważne jest tylko to. A wszystko inne? Nie zaprzątam sobie tym głowy. Co będzie, to będzie. Najważniejszy jest dla mnie piątkowy mecz.
CZYTAJ TAKŻE:
- Kim jest Tomasz Kaczmarek? Wywiad z trenerem Lechii Gdańsk
- Jak Kaczmarek odmienił Lechię?
- Ilkay Durmus – Lechia znalazła kozaka?
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK