Wydawałoby się, że o sytuacji Legii Warszawa powiedziano już wszystko, ale potem przychodzi taki mecz jak ten z Cracovią i worek z tematami wysypuje kolejne prezenty. To, do jakiego stanu został doprowadzony mistrz Polski, jest wręcz nieprawdopodobne. Nic tam się nie zgadza, kompletnie. Niby jedenastu chłopa wybiega na murawę jak wszędzie indziej, ale gdy spojrzeć choć troszeczkę dokładniej, ale nie przez żadną lupę, bo po co, ewidentnie widać bajzel. Delikatnie mówiąc.
LEGIA WARSZAWA. ZMIANY W MECZU Z CRACOVIĄ
Mistrz Polski musi gonić wynik w wyjazdowym meczu. Cóż, zdarza się. Legii zdarza się to nieprzyzwoicie często, ale na razie to zostawmy. Jacy zawodnicy są bowiem delegowani do tego pościgu? O cholera.
Tomasz Nawotka. 24-letni piłkarz, więc już żaden talent, ściągnięty z ŁKS-u do rezerw Legii (wcześniej już był piłkarzem Wojskowych, ale delikatnie mówiąc – bez euforii). W „jedynce” zagrał w tym sezonie dosłownie sekundy z Motorem Lublin w Pucharze Polski. No a teraz 45 minut z Cracovią. Jak się można było domyślić – prochu nie wymyślił.
Rui Gomes. Dla ludzi, którzy śledzą po prostu ligową Legię, kompletny anonim. Zawodnik też ściągnięty do rezerw, który miał tam okrzepnąć i niby potem dać sobie radę w pierwszym składzie. Z jednej strony słychać, że coś potrafi, z drugiej – w trzynastu meczach trzeciej ligi jako ofensywny piłkarz uzbierał dwie bramki i asystę. Szału nie ma, co? Z Cracovią naturalnie nic ciekawego nie pokazał.
Bartłomiej Ciepiela. Dwudziestolatek. Do tej pory 111 minut w „jedynce”, no też żadne doświadczenie.
Szymon Włodarczyk. Strzelił swojego gola w Pucharze Polski, bardzo ważnego, bo zwycięskiego. W trzeciej lidze też jest całkiem skuteczny, w trzynastu spotkaniach upolował siedem bramek. Natomiast w tym sezonie – przed Cracovią – z ledwie minutą na boiskach Ekstraklasy. Osiemnastolatek.
Tomas Pekhart. Król strzelców zeszłego sezonu, naturalna zmiana, bez zastrzeżeń.
Poza tym na ławce pozostali Charatin, Martins, Celhaka i Miszta. Z ofensywnych piłkarzy kontuzje wyłączyły choćby Muciego, Kastratiego, Kostorza czy dużo wcześniej Kapustkę. Czy to jednak Legię tłumaczy? Nie wydaje się, to raczej przytyk w kierunku tego, jak budowano tę kadrę. No bo w jakiej sytuacji chcielibyście wpuszczać na boisko takiego Charatina? Przecież ten ananas nawet nie biega, więc byłby zbędny i przy prowadzeniu, i przy stracie, i przy remisie. Celhaka może i ma talent, nie wiemy, ale na razie pokazał tylko wybujałe ego, kiedy odmówił gry w rezerwach.
Co najmniej dwa miejsca na ławce rezerwowych mogli zająć więc piłkarze, by tak rzec, sensowniejsi.
LEGIA WARSZAWA. PIERWSZY SKŁAD
Ale, ale. Nie będziemy się czepiać tylko rezerwowych, bo w pierwszej jedenastce też możemy dojrzeć kuriozum. Jesteśmy ciekawi, z jakich powodów aż tak pompowany jest Skibicki? Dobra, wcale nie jesteśmy, bo odpowiedź znamy – Skibicki jest pompowany ze względu na swój papier młodzieżowca. Ponadto zagrał w tym sezonie właściwie jeden dobry mecz. I tak się na tym wozi. A kiedy był ten występ?
Otóż: siódmego lipca 2021 roku z Bodo/Glimt. Poza tym pamięta mu się jeszcze mecz z ósmego listopada 2020 roku przeciwko Lechowi.
Chłopakowi robi się krzywdę, na siłę robiąc z niego talent. A tego talentu specjalnie nie pokazuje. Przypomnijcie sobie, jakie wejście do zespołu miał Karbownik. Niebo a ziemia.
Inny przypadek – Yuri Ribeiro. Czesław Michniewicz mówił, że potrzebuje do grania gotowych piłkarzy, a dostał Ribeiro, który przed przyjściem do Legii (po piątej kolejce), nie grał w piłkę od maja. No i jak widać proces odbudowywania Portugalczyka trwa, ale końca nie widać. Albo gra źle, albo przeciętnie – nigdy nie wyszedł u nas poza notę wyjściową.
A jest jeszcze Mladenović, który zaliczył nieprzyzwoity wręcz zjazd. Żeby celnie wrzucić, potrzebuje około tysiąca prób. Ponadto zobaczcie jego zachowanie przy bramce dla Cracovii. Urlopowicz. Nie podejmuje żadnej interwencji. Chłop stoi jak zaczarowany:
LEGIA WARSZAWA. SZKODA JOSUE
Z innej beczki, jeśli chodzi o pierwszy skład – szkoda nam Portugalczyka. Widać, że ma umiejętności, widać, że mu zależy (gdy piłkarze rozmawiali „po męsku”, przemawiał on i Kapustka). Wiadomo, ma trochę nierówno pod kopułą, potrafi odstawić gangsterkę i wyłapać durną czerwoną kartkę albo zrobić dwa kretyńskie karne jak z Napoli, natomiast – czego nie można powiedzieć o paru innych – w piłkę grać potrafi. W dobrze naoliwionej machinie bilans zysków i strat byłby na plus.
Potrafimy sobie wyobrazić, że Legia działa, a Josue operuje jako ten tempomat w środku pola, rozrzuca piłki, jak trzeba to przyspiesza, jak trzeba to zwalnia. Potrafiłby tak grać. Tyle że Legia to nie jest dobrze naoliwiona machina, a rozklekotany gruchot.
Josue nie ma więc jak przyspieszyć, bo nie ma z kim. A jak już znajdzie kogoś i zagra idealne podanie do Skibickiego, to gość nie trafia sam na sam.
Może tylko zwolnić, jak poniżej…
LEGIA WARSZAWA. WYJŚCIE DO KONTRY
Tę sytuację wychwycił użytkownik Greg z Twittera i trzeba ją zobaczyć. Koniecznie:
Pięknie tę kontrę @LegiaWarszawa wypatrzył użytkownik @gr3gor_g3. Co za tempo, co za wizja. Świetnie działający mechanizm. @sport_tvppl pic.twitter.com/9otghTqgnQ
— Mateusz Miga (@MateuszMiga) December 6, 2021
Tutaj zamiast dogłębnej analizy można po prostu zacytować Wojciecha Mecwaldowskiego ze znanej sceny: – Kurwa, no nie. No po prostu, kurwa, no nie. Boże, czy ty to widzisz?! Przecież to się nie mieści w głowie, że mistrz Polski, klub grający w europejskich pucharach, może wyprowadzić taką kontrę. A właściwie jej nie wyprowadzić, bo przecież z większą werwą do ataku ruszają panowie z brzuszkiem, którzy kopią na orliku po ośmiu godzinach pracy.
Od momentu przejęcia piłki minęło 10 sekund, aż jeden z legionistów łaskawie przekroczył połowę boiska (nie licząc Emreliego, który już tam był). Skibicki prowadzi sobie piłkę w tempie spacerowym, ale z drugiej strony – nie ma powodów, by przyspieszyć, bo nikt nie idzie do przodu. Oddaje ją do Josue, który może tylko machać łapami, gdyż też za bardzo nie ma komu podać. Za chwilę trzeba więc zagrać do tyłu. Ta niezwykle dynamiczna kontra przeradza się w atak pozycyjny, bo Cracovia zdążyła wrócić (tak jak i zdążyliby wrócić mieszkańcy domu starców), po chwilę jest długie podanie, ale oczywiście niecelne i gospodarze zaczynają od bramki.
MASAKRA. Dla porównania, jak powinna wyglądać kontra:
Patrz Pan tutaj i nie gadaj, że nie wyszło podobnie. pic.twitter.com/cevdhs2K5f
— Dawid En 🇮🇹 (@PasjonatFutbolu) December 5, 2021
Oczywiście, inny poziom, inna jakość, ale też po prostu dynamika. A piłkarze Legii podobno potrafią biegać. Podobno.
LEGIA WARSZAWA. TRUDNA SZTUKA REMISOWANIA
Bilans Legii jest niepojęty. 11 porażek to oczywiście kompromitacja, znana już w całej Polsce, ale teraz chodzi nam o co innego – o brak remisów. Legia albo dostaje w cymbał (częściej), albo wygrywa (zdecydowanie rzadziej). Natomiast mimo wszystko za remis też przyznaje się w tym sporcie punkt i sytuacja Wojskowych wciąż byłaby trudna, ale może nie tak beznadziejna, gdyby choć troszeczkę wzięli się w garść i dzielili łupy, gdy nie stać ich na full zestaw?
Tymczasem Legia w ogóle nie jest w stanie podjąć tej rękawicy, gdy mecz jest na styku. Gdy nie idzie – wpierdol. Gdy rywal pomoże, jak Baranowski z Łęczną – okej, można wygrać. Ale przecież coś jest też pośrodku. To już szósty mecz, który Legia przegrywa jedną bramką. A we wczorajszym starciu, meczu z Górnikiem, czy wcześniej z Wisłą albo Śląskiem można się było pokusić o jakiś łup.
Parę punktów więcej. Wciąż byłoby to za mało, ale przynajmniej Wojskowi nie kisiliby się w strefie spadkowej, co jest jednoznaczną kompromitacją.
*
Oczywiście można (i trzeba) dodać, że Legii należał się rzut karny za cios łokciem van Amersfoorta i wówczas łatwiej byłoby o remis z Cracovią, ale globalnie nic to nie zmienia. W Legii nic nie działa. Doprowadzić ten klub nad taką przepaść – duża, duża sztuka.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. Newspix