Sezon 2020/2021 w klubowej siatkówce przyniósł nam wielkie emocje oraz historyczny sukces. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle sięgnęła w maju po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Dzisiaj natomiast rozpoczęła misję pod tytułem „obrona tytułu”. Kędzierzynianie mają nowego trenera, przemeblowany skład, ale – co już zdążyli udowodnić – wciąż są bardzo mocni. Tym razem przekonał się o tym OK Merkur Maribor, który polska ekipa pokonała w trzech setach (25:19, 25:18, 25:17).
Sporo było dyskusji o ZAKSIE przed sezonem. Sami się zastanawialiśmy, jak czołowa polska ekipa poradzi sobie po odejściach kilku kluczowych graczy. Jest już jednak grudzień i jak na razie kibice kędzierzynian nie mają większych powodów do zmartwień. W lidze sytuacja ich ekipy jest rewelacyjna, bo cały czas nie doznała jakiekolwiek porażki. Dzisiaj natomiast siatkarze ZAKSY mieli rozpocząć zmagania w kolejnych rozgrywkach.
I to nie byle jakich, bo siatkarskiej Lidze Mistrzów, którą parę miesięcy temu wygrali. Ich grupa? Nie należała do najłatwiejszych – poza słoweńskim OK Merkur Maribor zespół Gheorghe’a Crețu zmierzy się z włoskim Lube oraz Lokomotiwem Nowosybirsk. To nie słabeusze. Inna sprawa, że mówimy o ekipie mającej bilans 10:0 w PlusLidze. A więc ekipie, która powinna być faworytem w większości spotkań – Widać jednak, że zmiany kadrowe nie wpłynęły na ZAKSĘ. To drużyna, która ma swoje DNA – bez względu na to, kto tam przychodzi i kto jest trenerem, to utrzymuje określony styl. […] Na pewno nie będzie im łatwo już w grupie – choć zapewne znów są w stanie wygrać z Lube – ale ogółem stać ich na świetny wynik – mówił nam Jakub Bednaruk.
Na start siatkarzy ZAKSY czekał – w teorii – najłatwiejszy ze wszystkich meczów grupowych. Czyli ten z Mariborem na własnym parkiecie.
Łatwo, szybko, przyjemnie
Oczywiście – nie mieliśmy w głowie scenariusza, w którym ZAKSA przegrałaby dzisiejsze spotkanie. Przewaga talentu, przewaga doświadczenia, przewaga hali – wszystko stało po jej stronie. Mecze ze skazywanymi na porażkę rywalami potrafią jednak zaskoczyć. Polski zespół musiał mieć się na baczności, ale mecz rozpoczął udanie. Szybko zbudował kilkupunktową przewagę. Rywale nie dawali jednak za wygraną – po tym, jak zagrywki Roland Gergye nie przyjął Aleksander Śliwka, przewaga gospodarzy wynosiła tylko dwa punkty (16:14). Niedługo później zawodnicy Maribora mieli nawet okazję doprowadzić do remisu (przy stanie 17:16), ale nie wykorzystali akcji w kontrze.
A brak skuteczności w meczu z triumfatorami Ligi Mistrzów musi oczywiście się mścić. Kiedy ZAKSA złapała wiatr w żagle, nie było już czego zbierać. Pierwszą partię, która do pewnego momentu należała przecież do wyrównanych, wygrała 25:19. I absolutnie nie zwolniła obrotów. Kiedy w drugim secie wszystko dalej szło po myśli kędzierzynian, Cretu postanowił dać szanse do gry rezerwowym. Na parkiecie w miejsce świetnego w tym sezonie Łukasza Kaczmarka pojawił się Bartłomiej Kluth (grał już do końca), a niedługo później Aleksandra Śliwkę zmienił Wojciech Żaliński. „Jokerzy” spisywali się na tyle dobrze, że Maribor dalej nie był w stanie nawiązywać rywalizacji.
ZAKSA wygrała drugą partię 25:18 i była o krok od zwycięstwa. Jak przebiegła trzecia, ostatnia odsłona spotkania? Podobnie jak pierwsza – to znaczy, Maribor miał swoje momenty, jeszcze w połowie seta przegrywał jednym czy dwoma punktami, ale końcówka należała do gospodarzy. Ostatnie trzy oczka w meczu zdobył Kamil Semeniuk – który zasłużenie został też uznany MVP dzisiejszego starcia.
Moskwa niezdobyta
ZAKSA nigdzie ruszać się nie musiała, ale kolejny z polskich zespołów w Lidze Mistrzów – Projekt Warszawa – udał się w daleką podróż. Stołeczny zespół mierzył się w środę z Dynamem Moskwa. Czyli aktualnym mistrzem Rosji. Ekipa Andrei Anastasiego rozpoczęła spotkanie w bardzo dobrym stylu. Wygrała pierwszego seta, co zmusiło trenera rywali do wprowadzenia na parkiet Cwetana Sokołowa, czołowego atakującego globu. To jednak nie wpłynęło na poczynania Projektu, który wygrał też drugą partię.
Siatkarskie porzekadło mówi jednak – jeśli nie wygrywasz w trzech setach, to przegrywasz w pięciu. Taki scenariusz wszedł w grę właśnie w Moskwie. Siatkarze Dynama odżyli, bez większych problemów doprowadzili do tie-breaka, a potem zapewnili sobie zwycięstwo w całym spotkaniu.
Mistrz Rosji zatem zdołał się wybronić. Co natomiast ta porażka oznacza dla Projektu? Cóż, Dynamo było od początku faworytem grupy. Porażka na parkiecie tej ekipy, na dodatek w tie-breaku, to nie jest tragiczny wynik. Teraz siatkarze Anastasiego nie mogą jednak pozwolić sobie na wpadki z Ziraatem Bankasi Ankara czy Greenyardem Maaseik, pozostałymi drużynami w fazie grupowej.
Wypada nam jeszcze wspomnieć o Jastrzębskim Węglu. Mistrzowie Polski grę w Lidze Mistrzów rozpoczęli wczoraj. I nie zawiedli – pokonując Hebara Pazardżik w trzech setach. Czy możemy coś więcej o tym meczu powiedzieć? Nie bardzo, mówimy o zespołach o kompletnie innych aspiracjach. Wystarczy wspomnieć, że wtorkowy mecz potrwał… nieco ponad godzinę. To była demolka.
Dwa zwycięstwa i jedna porażka – to zatem obecny bilans polskich zespołów w Lidze Mistrzów. Wiadomo, to początek rozgrywek. Liczy się to, żeby cała trójka za parę miesięcy awansowała do fazy pucharowej. A potem będziemy liczyć na podobne emocje, jakie w poprzednim sezonie doświadczyła nam ZAKSA.
Fot. Newspix.pl