Za wiele rzeczy można pochwalić reprezentację Polski za kadencji Paulo Sousy. Ale na pewno nie za to, jak gramy w defensywie. Gole strzelają nam zarówno słabeusze, jak i zespoły ze średniej oraz mocnej półki. Po raz drugi podczas tego zgrupowania daliśmy przeciwnikowi strzelić gola po stałym fragmencie gry.
O ile z Andorą problemem było to, że nikt z biało-czerwonych piłki nie dotknął, o tyle wydaje się, że w starciu z Węgrami bez podbicia piłki przez Tymoteusza Puchacza gol dla Węgrów by nie padł. Niestety – obrońca Unionu musnął piłkę, ta trafiła na nogę Schafera, a ten jeszcze między nogami Szczęsnego wbił piłkę do siatki. Być może Szczęsny mógł się ustawić lepiej, pewnie Schafer powinien być lepiej pilnowany, na pewno Puchacz musi taką piłkę wybić czy odbić do boku.