– Negocjacje były długie i trudne. Nie ukrywam, że to był nasz najdroższy transfer, największy wydatek ostatnich lat. A im wyższa kwota, tym trudniejsze są rozmowy. Na koniec zaważyło jednak to, że sam zawodnik był zdeterminowany, żeby pójść do Lecha, a nie gdzie indziej. I to mimo, że miał na stole oferty z Francji i Anglii. On powiedział, ze teraz chce przejść do Lecha, bo tamte „tematy” już przerabiał. Stwierdził, że nie chce być w takiej samej sytuacji, jak kiedyś, czyli że mu np. trener nie zaufa itd. On był takim motorem napędowym tego, żeby to w końcu sfinalizować – tak o transferze do Lecha Poznań Tamasa Kadara mówi Piotr Rutkowski. Rozmowę z nim znajdziecie dziś na łamach Przeglądu Sportowego. Zapraszamy na nasz sobotni przegląd najciekawszych artykułów.
FAKT
Trzy piłkarskie strony dziś na łamach Faktu, a zaczynamy od tematu typowo tabloidowego. Mamy zdjęcia z przygotowań w Turcji i tytuł: Rajskie życie piłkarzy. Bo co, bo basen mają czy gokarty?
Piłkarze po ciężkim treningu nie nudzą się w hotelowych pokojach. Mają do dyspozycji kryte baseny, gokarty, spływy kajakowe, świetną odnowę biologiczną w pięciogwiazdkowych hotelach. Koszt pobytu jednego piłkarza w przyzwoitym ośrodku wynosi około 55 euro za dzień. W cenę wliczone jest praktycznie wszystko: pełne wyżywienie all inclusive, dostęp do boisk piłkarskich, siłowni, a nawet pralni. Nasi nie muszą się martwić niczym innym, tylko osiągnięciem jak najwyższej formy przed sezonem. To oczywiście opcja najtańsza. Ci najlepsi i najbogatsi, jak Legia Warszawa czy Lech Poznań, płacą znacznie więcej (od 80 do 100 euro za osobę za dzień). Dzięki wyższej cenie uzyskują dostęp do świetnie utrzymanych boisk piłkarskich i do najlepszego wyżywienia. Oczywiście nie są to rekordy, jeśli chodzi o płatności. Zespoły z Rosji, takie jak chociażby Zenit Sankt Petersburg, potrafią wydać znacznie więcej, grubo ponad 150 euro za piłkarza za dzień. Tylko po co? Kwota trzy razy niższa już jest gwarancją uśmiechów…
W ramkach:
– Rumak próbuje Świerczoka na pozycji Masłowskiego
– Edi Andradina zagra w pokazowym meczu Korony Old Stars
– Ćwierćfinały PNA już bez Kasperczaka
– Guilherme z nowym kontraktem w Legii
Na drugiej stronie mamy rozmowę z Kubą Błaszczykowskim. Dopadła go lekka choroba, więc w pierwszym meczu Borussii nie wystąpi, ale generalnie jest zwarty i gotowy do powrotu na boisko.
– Oczekiwania wobec Borussii są ogromne. Gdy przenosiłem się z Wisły do BVB, mój nowy klub był na zakręcie finansowym, a co za tym szło również sportowym. Wówcza nikt nie żądał od Borussii walki z Bayernem czy mistrzostwa, ba nawet miejsca w czołówce. Dzisiaj jest inaczej (…) Dlatego chcemy jak najszybciej wydostać się z kłopotów. Ale wiemy też, że nie wszyscy nam dobrze życzą. Borusssia na dole tabeli to dla wielu wielka radość. Zespół z takim potencjałem, z takimi zawodnikami, którzy byli na topie jest przedostatni, a z rywali nikt się przed nami nie położy.
Wraca pan po niemal roku leczenia kontuzji. Są jeszcze jakieś objawy?
– To nie był łatwy czas, tak naprawdę najgorszy w mojej karierze. Co prawda wróciłem na finiszu poprzedniego sezonu, ale ograniczyło się to do ponownego, króciutkiego zaprzyjaźnienia się z murawą. Teraz zimowy okres przepracowałem na maksymalnych obrotach. Przetestowałem swój organizm i choć dopadło mnie teraz przeziębienie, jestem dobrej myśli.
A na koniec jeszcze słówko o Lechu, który wyda 5 milionów na transfery. Składają się na to pieniądze wydane na Kadara, Holmana i zatrzymanie Jevticia. Tutaj nieco szczegółów:
– Negocjacje były długie i trudne. Nie ukrywam, że to był nasz najdroższy transfer, największy wydatek ostatnich lat. A im wyższa kwota, tym trudniejsze są rozmowy. Na koniec zaważyło jednak to, że sam zawodnik był zdeterminowany, żeby pójść do Lecha, a nie gdzie indziej. I to mimo, że miał na stole oferty z Francji i Anglii. On powiedział, ze teraz chce przejść do Lecha, bo tamte “tematy” już przerabiał. Stwierdził, że nie chce być w takiej samej sytuacji, jak kiedyś, czyli że mu np. trener nie zaufa itd. On był takim motorem napędowym tego, żeby to w końcu sfinalizować – mówi o Kadarze Piotr Rutkowski.
Teksty z Faktu znajdziecie też na efakt.pl
SPORT
Na łamach zarówno ogólnopolskiej, jak i stołecznej Wyborczej nie ma dziś niczego o piłce. Musimy od razu skierować wzrok na okładkę katowickiego Sportu. Oto i ona. Brąz też się liczy.
Co słychać w śląskich klubach? Paweł Oleksy jest dogadany z Ruchem.
Po sparingu z Rozwojem Katowice wspominał pan, że podjął ryzyko i zagrał bez ważnej umowy, czyli bez ubezpieczenia. Umowy jeszcze pan nie podpisał. Czy dalej podejmuje pan ryzyko?
– W pewnym sensie tak, ale jestem już dogadany z działaczami Ruchu. Wszystko ma być dopięte po powrocie drużyny do Polski. To są poważni ludzie i myślę, że w kraju wszystko będzie załatwione.
Miał pan także propozycje z innych klubów?
– Tak, pojawiły się oferty z ligi słowackiej i rumuńskiej. Nie było to jednak nic konkretnego. Poza tym chciałem zostać w Polsce i grać w ekstraklasie. Jestem w uprzywilejowanej sytuacji, bo mam kartę na ręku. Niedawno rozwiązałem umowę z Zagłębiem.
W sezonie 2012/13 grał pan w Piaście Gliwice. To na Śląsku miał pan najlepszy okres.
– Dobrze mi się wtedy wiodło. Myślałem, że pójdę jeszcze wyżej, ale inaczej się życie potoczyło. Znowu jestem na Górnym Śląsku i liczę, że będę prezentował się przynajmniej tak dobrze jak w Gliwicach.
Do drużyny Piasta dołączył Kamil Wilczek, który nie udał się na razie podbój Anglii.
W drugiej części spotkania na murawie pojawił się Kamil Wilczek, który w nocy dołączył do kolegów z Turcji. – Miałem dwie dobre sytuacje i jedną wykorzystałem. Zmęczenie podrożą nie było dla mnie problemem – przyznał najlepszy snajper Piasta, który kilka razy ośmieszył przeciwników i udowodnił jak ważnym jest ogniwem w ekipie z Gliwic. -Temat transferu do Boltonu jeszcze nie upadł. W Anglii przeszedłem testy medyczne i odbyłem jeden trening. Rozmawiałem z trenerem i był zadowolony. Nie oblałem testów pod względem sportowym, bardziej chodziło o moją kwotę odstępnego. Najprawdopodobniej dogram sezon w Piaście – przyznał Wilczek.
Za moich czasów biegaliśmy po Tatrach – wspomina Robert Warzycha. Ale swoim piłkarzom na góry Taurus nie każe wbiegać. Chwali warunki w jakich zabrzanie mogą się przygotowywać w Turcji.
– To były inne czasy. Na zagraniczne wojaże nie wyjeżdżaliśmy. Dlaczego? Może w klubach nie było wtedy pieniędzy na ten cel. Taki wyjazd do Turcji to dla nas szansa na pracę w przyzwoitych warunkach, na zielonych boiskach, w wyższej niż w Zabrzu temperaturze. Bardzo istotni są sparingpartnerzy. Z polskimi drużynami znamy się i rywalizujemy na co dzień, a zagraniczni rywale to dla nas okazja do nauki. Takie doświadczenie procentuje potem w lidze. W Alanyi mamy do dyspozycji stary stadion tureckiego drugoligowca. To obiekt tylko dla nas. Nie musimy podczas zajęć patrzeć na zegarek.
Przy tureckich obozach czynnie działa Artur Wichniarek. Po zakończeniu kariery nawiązał kontakt z firmą, która organizowała wyjazdy. Od słowa do słowa i obecnie pomaga kilku zespołom – między innymi Erzgebirge Aue czy Energie Cottbus. W przyszłości może działać śmielej na tym polu.
Słyszeliśmy, że ma pan też ciągotki menedżerskie.
– Nie mówię “nie” tej branży, ale na razie działam na zasadzie przekazywania informacji o zdolnych piłkarzach. Dzwonię do znajomych i mówię “spróbuj, zobacz, może coś z tego chłopaka będzie”. Na razie nie interesują mnie żadne umowy czy prowizje. Według mnie zbyt wielu menedżerów zachłystuje się własnymi prowizjami i tylko na tym się koncentruje. Ja odradzam młodym chłopakom podpisywanie umów z agentami, którzy mają 50 zawodników, bo trzeba każdemu poświęcić czas i uwagę, a niektórzy chcą wyrwać choćby 5 tysięcy złotych za podpis. Ja wolę dać te 5 tys. młodemu chłopakowi. Niestety, wiele zabiegów transferowych kończy się się zanim w ogóle zaczną się rozmowy. To chore. Legia, Lech czy Lechia to wyjątki, reszta polskich klubów nie ma pieniędzy na transfery.
Na tej samej stronie mamy jeszcze krótką rozmówkę z Maciejem Iwańskim.
Teksty ze Sportu znajdziecie też na katowickisport.pl
SUPER EXPRESS
Na łamach Superaka standardzik – raz na jakiś czas na stronach tej gazety przebierańcy pokroju Perquisa czy Obraniaka dają znać o siebie. Dziś ten pierwszy deklaruje, że nie rezygnuje z kadry.
Co dokładnie cię przekonało? Bo chyba nie poziom Major League Soccer…
– Nie ma co przekonywać, że to czołowa liga świata. Ale rozmawiałem z kilkoma piłkarzami, którzy w niej grają i mówią, że MLS cały czas się rozwija. W Toronto też ambicje są coraz większe. W tym okienku transferowym klub ściągnął Joze Altidore’a z Fulham, Bruno Cheyrou, byłego gracza Marsylii, trafi też do nas Sebastian Giovinco z Juventusu. To nie są anonimy. Celem jest awans do play-off. A poza tym… Miałem kilka innych ofert, między innymi z Francji, ale krótkoterminowych. I to mnie do nich zniechęcało. Nie chciałem, żeby rodzina tułała się co chwila z miejsca na miejsce. Oferta Toronto daje stabilizację.
Czy wyjeżdżając do Kanady, nie tracisz bezpowrotnie szansy powrotu do reprezentacji?
– Mam nadzieję, że będzie odwrotnie. Ja z walki o kadrę nie rezygnuję. Wprawdzie ostatni kontakt ze sztabem miałem dawno temu, ale chcę się przypomnieć, narobić jako gracz Toronto pozytywnego hałasu. Może dzięki temu selekcjoner znów zwróci na mnie uwagę. Euro 2012 było dla mnie wyjątkowe. Euro 2016 we Francji również byłoby w moim przypadku czymś niezwykłym, z wiadomych względów. Dlatego warto o nie powalczyć. Zdaję sobie sprawę, że grając w MLS nie będę dla trenera tak widoczny jak w Europie, ale lepsze to niż trybuny w Betisie… Jakaś nadzieja, że wrócę do kadry, wciąż się we mnie tli.*
Trwa również szukanie znanych kumpli nowych piłkarzy w Ekstraklasie. Dziś dowiadujemy się, że Tamas Kadar to znajomy Michaela Owena. W zasadzie to trenował w jego otoczeniu.
– W węgierskiej ekstraklasie zadebiutowałem, gdy miałem 16 lat – opowiada Kadar w rozmowie z oficjalną stroną Lecha. – Rok później pojawiła się okazja, by wyjechać na tygodniowe testy do Newcastle. Zrobiłem dobre wrażenie. To była dla mnie życiowa szansa. Nie chciałem jej zmarnować. Trenowałem i grałem u boku dojrzałych i znakomitych zawodników, jak Michael Owen czy Nicky Butt – wspomina Węgier. Choć spędził aż 4,5 roku w Newcastle, to jedyne występy zaliczył tylko na poziomie Championship.
Teksty z Super Expressu znajdziesz też na gwizdek24.pl
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka PS.
Dziś na łamach Przeglądu magazyn lig zagranicznych. Zaczyna się od niedługiej rozmowy z Kubą Błaszczykowskim, której fragment przytaczaliśmy już z Faktu. No to jeszcze jeden:
Jaki macie pomysł by wyprowadzić Borussię z kryzysu?
– Najprościej byłoby powiedzieć, że wygrywać. Ale wiemy, że wiele pożytku może nam przynieść podejście jakie mieliśmy, gdy zdobywaliśmy tytuł czy awans do finału Ligi Mistrzów. Najważniejszy jest każdy najbliższy mecz. Krok po kroku, nic na siłę, nic na hurra. Spokojnie. A wtedy, jestem o tym przekonany, po sezonie powiemy sobie: mamy happy end.
Nie będzie premii za powodzenie w walce o utrzymanie…
– Bez żartów. Jesteśmy w nieciekawym położeniu. Niech ta runda jak najszybciej się rozpocznie, byśmy mieli możliwość rehabilitacji. Trzeba pokazać jak się wychodzi z kryzysu. Gadaniem się nie da.
No, umówmy się, nie jest to pasjonujący wywiad. Lecimy dalej. Mistrz Bundesligi znany, ale i tak będzie to pasjonująca runda – pisze Maciej Szmigielski, cytując między innymi Ottmara Hitzfelda.
Nawet jeśli kwestia mistrzostwa jest w zasadzie przesądzona, to runda wiosenna Bundesligi w tym sezonie, będzie zdaniem legendarnego trenera Ottmara Hitzfelda, wyjątkowo ciekawa. – Niemal wszystkie kluby o coś walczą, dwoma zwycięstwami może zrobić olbrzymi skok w tabeli, a dwa mecze bez wygranej oznaczać również mogą poważny zjazd do miejsc oznaczających spadek – uważa były szkoleniowiec Borussii Dortmund i Bayernu Monachium. Tematem numer jeden będzie przede wszystkim walka wicemistrza Niemiec i wydostanie się ze strefy spadkowej. Mało kto wierzy w spadek Borussii Dortmund, ale też mało kto wierzył, że zespół Jürgena Kloppa zdobędzie w 17 meczach raptem 15 punktów i przezimuje na przedostatnim miejscu. – Z każdym kolejnym meczem bez wygranej będą pod coraz większą presją, strach będzie narastał, złość kibiców też da się piłkarzom we znaki. Jeśli nie uda im się dobrze wystartować, to już się nie wygrzebią – uważa Mario Basler.
Skoro było słowo o Borussii, wspomnijmy, że odradza się Lucas Barrios.
Do jego umiejętności przekonany był trener Montpellier Rolland Courbis. – To niesamowity zawodnik, pod względem fizycznym, atletycznym i mentalnym, z doświadczeniem w grze na najwyższym poziomie. Z motywacją, by w Montpellier się odbudować i pokazać, że nie tak dawno był jednym z najlepszych napastników w Europie – przekonywał szkoleniowiec. Namówił prezesa Nicollina na wypożyczenie krnąbrnego napastnika. Następnie konsekwentnie na niego stawiał, mimo że ten nie strzelał goli. Wywoływało to wielką irytację prezesa. – Nie mieliśmy latem nosa do transferów. Myślę, że Barrios odejdzie zimą – przewidywał Nicollin jeszcze w listopadzie. Courbis jednak cały czas bronił piłkarza. – Też jestem rozczarowany, ale to transfer na 10 miesięcy. Lucas przekonał mnie podczas rozmowy, widziałem warunki finansowe tego transferu i uważam, że sprowadzenie go tutaj było dobrym pomysłem. Na razie nie spisuje się dobrze, ale podkreślam słowa na razie. By postawić na nogi zawodnika, który miał tyle problemów, trzeba być Davidem Copperfieldem – komentował Courbis. Barrios pierwszego gola strzelił dopiero w 17. kolejce, w starciu z Rennes (4:0). Potem jednak trafiał regularnie, a ostatnio jest w jeszcze lepszej formie. Najpierw ustrzelił hat tricka w spotkaniu z Metz (3:2), potem zdobył bramkę…
Z sobotnim PS mamy zawsze pewien problem, bo wolimy w ramach przeglądu prasy cytować teksty nieco bardziej newsowe, a tu typowe teksty magazynowe. Możecie poczytać na przykład:
– o siedmiu mgnieniach Franka Lamparda
– o Jose Mourinho, który czuje się zdradzony przez Anglię
– o kryzysie trawiącym drużynę AC Milan
– wywiad z Mikem Summerbee, legendą Manchesteru City.
Pana zdaniem mamy w Premier League do czynienia z wyścigiem dwóch koni o tytuł?
– Nie, absolutnie nie. Wiem, że takie hasło kolportowane jest przez wielu dziennikarzy w Anglii i nie tylko, ale ja się z nim całkowicie nie zgadzam. Premier League to niezwykle trudna liga i jeszcze wiele może się w tym sezonie zdarzyć. W walce o mistrzostwo liczy się pięć, sześć zespołów. Chelsea i Manchester City są oczywiście w tej grupie. Widzimy jednak, że przewaga się zmienia, raz jest większa, raz mniejsza. Traciliśmy do Chelsea już pięć punktów, potem zniwelowaliśmy tę różnicę, teraz znów dzieli nas pięć oczek. Cały czas trzeba być czujnym, bo kilka słabszych meczów i inne zespoły się do nas zbliżą.
Czy zespoły występujące na Pucharze Narodów Afryki wspierają czarownicy?
– Nikt o tym głośno nie mówi, ani się otwarcie nie przyznaje, ale zapewniam, że piłkarze w krajach Afryki subsaharyjskiej wciąż wierzą w moc szamanów. Jest to nadal praktykowany zwyczaj, choć nie tak powszechny jak dawniej, kiedy z ich pomocy korzystały całe drużyny – opowiadał mi kilka lat temu w Lagos Qasim Elegbede, znany nigeryjski dziennikarz. – Takie są ich zwyczaje i poglądy. U nas udzie się pomodlić do kościoła, a oni korzystają z praktyk marabu – tłumaczy Zięcik. Przed tegorocznym turniejem pytałem trenera Kasperczaka czy ekipie Orłów będzie towarzyszył jakiś marabu. – Nie. Oni pracują na odległość. Będa w Bamako. To ich tradycja, obyczaj, który trzeba uszanować.
Sobotni felieton Krzysztofa Stanowskiego? Oto fragment:
No dobrze, dlaczego ja w ogóle wklepuję na klawiszach coś o piłce ręcznej? Przecież to niedorzeczne. Wiadomo, że piłkę się kopie, a za jej złapanie powinna być kara. Otóż piszę dlatego, że wczoraj odbył się mecz z Katarem. Polska przegrała 29:31 i nie wystąpi w finale. To bardzo specyficzny moment w naszej sportowej historii. Po raz pierwszy sam zauważyłem zmasowane oburzenie, że ktoś może kupować zawodników do kadry, tak jak to zrobili Arabowie. Do tej pory natrafiałem raczej na teksty “wszyscy tak robią”, “taki jest świat”, “trzeba się przystosować”. Mam nadzieję, że obrzydliwy katarski przykład będzie pamiętany przez długie lata – oto do czego prowadzi poluzowanie zasad, sportowa zachłanność i brak pokory potrzebnej do tego, by po prostu przegrać, gdy dysponuje się gorszymi zawodnikami. Całkowite wykoślawienie rywalizacji sportowej, zniszczenie fundamentów, na jakich budowano rozgrywki międzynarodowe docelowo odbiera zainteresowanie sportem. Po to grane są hymny, po to na masztach dumnie powiewają flagi, aby dało się wychwycić różnicę między klubem a reprezentacją. Powiedzmy sobie szczerze: rzygać nam się chce od patrzenia na kadrę, jaką skompletował Katar i gdyby podobnym zabiegiem złoił nam tyłki w piłkarskich mistrzostwach świata w 2022 roku, to lament słychać byłoby od morza aż po Tatry.
Więcej znajdziecie na łamach PS. A my na koniec cytujemy wreszcie coś z ekstraklasowych klimatów. Wiceprezes Lecha Poznań m.in. o kulisach transferu Kadara: – To zakup z cyklu “szukamy liderów”.
Dlaczego wasz wybór padł na Tamasa Kadara?
– Przede wszystkim chcę podkreślić jedno – wraz z trenerem Maciejem Skorżą ustaliliśmy, że zimą skupimy się na budowie zespołu od tyłu. Takie hasło padło w ostatnich miesiącach w naszych rozmowach. Dlatego szukaliśmy zawodnika, który doda nam pewności, doda nam stabilizacji w defensywie. Po to, żebyśmy nie tracili tyle bramek, co jesienią. Może grać również na pozycji defensywnego pomocnika, oglądaliśmy go w kilku meczach w tej roli i spisywał się bardzo dobrze. Szukaliśmy gracza, który ma doświadczenie międzynarodowe, który grał na wielkich stadionach. Tamas jest etatowym reprezentantem kraju, ma występy w Newcastle United. Wiemy, że nie przestraszy się dużych celów i ambitnych wyzwań. Wybraliśmy go także dlatego, że podobał nam się pod kątem charakteru – to twardo, agresywnie grający obrońca. I znów kapitan swojego zespołu. To kolejny zakup z cyklu “szukamy liderów”. Pod tym kątem nam się idealnie wpasował.
Z polski mocno interesowała się nim również Lechia?
– Było kilka klubów zainteresowanych. Lechia jest… zawsze w temacie. Pamiętam, że w sierpniu Lechia, podobnie jak my, bardzo chciała też sprowadzić Davida Holmana. I tak jest właściwie z każdym, którego chcemy. Domyślam się też, że mieli chrapkę na Darko Jevticia. Jak my gdzieś działamy, to możemy być pewni, że Lechia też siedzi przy stole. Są – można powiedzieć – takim cieniem.
Teksty z PS znajdziecie również na przegladsportowy.pl