Dlaczego nie lubi krzyczeć? Czy rywale wygrywają z jego zespołami poprzez „determinację, zaangażowanie i zakrzyczenie”? Dlaczego inspiruje się drużynami, a nie trenerami? Jakie były przyczyny kryzysu Lecha? Czy w pewnym momencie czuł się czołowym polskim trenerem? Dlaczego Lech nie mógł osiągnąć więcej? Czy miał wystarczająco szeroką kadrę i czy mógł mieć jakikolwiek wpływ na wymuszenie transferów na brakujące pozycje? Czy nie poznał się na jakichś zawodnikach? Kiedy Zagłębie Lubin będzie grało ładny i regularny futbol? Jaki jest jego długofalowy plan na zespołów Miedziowych? Dlaczego twierdzi, że ze swoją filozofią rzuca się z motyką na słońce? Na te i na inne pytania w długiej rozmowie z nami odpowiada trener Zagłębia Lubin, Dariusz Żuraw. Zapraszamy.
Lubi pan krzyczeć?
Nie lubię, ale czasami trzeba krzyknąć.
Wiosną powiedział pan, że rywalom Lecha zdarza się zakrzykiwać pana zespół. W Zagłębiu też tak bywa?
To są dwa różne zespoły, nie wrzucajmy ich do jednego worka. W Lechu jest wielu obcokrajowców, wielu jakościowych piłkarzy, wymaga się ładnego grania i szukania bardziej sportowych rozwiązań niż krzyk. Czasami bywał z tym problem. Rywale swoją determinacją, agresywnym zaangażowaniem, krzykiem potrafili nas stłamsić, ale wystarczy spojrzeć na Lecha z początku tego sezonu – sportowa jakość przeważa, robi różnicę.
To jest w ogóle możliwe, żeby jakikolwiek prowadzony przez pana zespół opierał się na „determinacji, zaangażowaniu, krzyku”, jak sam pan to określa, i niekoniecznie na walorach czysto piłkarskich?
W moim myśleniu o futbolu pierwsze nie może zastąpić drugiego. Ale też zależy mi na tym, żeby mój zespół grał agresywnie, napastliwie, wysoko odbierał piłkę, ale wolałbym, żeby to było wypracowane i zorganizowane, a nie sztucznie wymuszone krzykiem.
Ile czasu potrzeba, żeby takie mechanizmy wypracować?
Trener Maciej Skorża powiedział kiedyś, że na wdrożenie swojego planu i pomysłu potrzeba dwóch okresów przygotowawczych. W Zagłębiu nie miałem na razie ani jednego takiego obozu. Zespół będzie się zmieniał. Czas jest potrzebny, a dzisiaj go nie ma.
Zdenek Zeman miał taką zasadę, że nigdy nie obejmował zespołu bez możliwości przepracowania okresu przygotowawczego. Pan sobie na taki komfort nie mógł pozwolić.
To są sytuacje z gatunku, które zaskakują wszystkich, nie da się ich przewidzieć. Latem nie planowałem objęcia żadnego zespołu Ekstraklasy. Wszystkie stanowiska w klubach były obsadzone. Miałem swoje plany, które zweryfikowało życie – i ja, i Zagłębie musieliśmy przedefiniować swoje założenia. Podjąłem wyzwanie, choć wiedziałem, że nie będzie to proste, nie będzie to łatwe. Objąłem zespół na parę dni do pierwszego meczu. Bazowałem tylko na tym, co usłyszałem od Pawła Karmelity. I to musiało starczyć.
Miał pan zaplanowane dwa staże. Jakie?
Jeden był w Anglii, drugi był w Niemczech. Nazw klubów nie zdradzę.
Jacy zagraniczni trenerzy pana inspirują?
Nie odniosę się do konkretnych trenerów, bardziej do zespołów, bo nie wzoruję się na samych szkoleniowcach, a bardziej na miarodajnej wykładani w postaci stylu obieranego przez prowadzone przez nich drużyny.
Jakoś mnie to nie przekonuje, nie ma nic zdrożnego w podaniu paru nazwisk.
Nie wiem, jak ci trenerzy pracują na co dzień, widzę tyle, ile prezentują ich drużyny na boisku, ile usłyszę, ile przeczytam, ile przeanalizuję. Moje drużyny mają grać w piłkę, konstruować i budować akcje, natychmiastowo reagować po stracie piłki, żeby jak najszybciej ją odzyskać. Inspiruje mnie Bayern Monachium i parę innych ekip z Bundesligi. Podoba mi się sposób grania Manchesteru City. To jest dla mnie wzór, szczyt, choć wiem, że trudno przełożyć na polskie warunki taki styl gry, bo tam grają największe światowe gwiazdy.
A da się to przełożyć chociaż w dwudziestu procentach?
Nie wiem, czy w tylu procentach, to nie do obliczenia, ale trzeba mieć plan na grę, plan na treningi. My ten plan mamy. Powoli – wraz ze sztabem – budujemy koncepcję pod Zagłębie Lubin. To będzie coś naszego, coś atrakcyjnego, co będzie ten klub wyróżniało i cechowało.
Za mało w Polsce rozmawia się o taktyce?
Mało, za mało, a jest ona niezwykle istotna. Pytał mnie pan o krzyk, o determinację, o wyszarpywanie punktów i mam wrażenie, że wiele polskich klubów dalej bardziej bazuje na czymś takim niż na ciekawej taktyce, niebanalnym planie, dobrej organizacji gry. Fajnie, że to wystarcza na Ekstraklasę, ale może lepiej pomyśleć o spróbowaniu wdrożenia czegoś, co mogłoby też prezentować się w jakikolwiek sensowny sposób poza nią? Pewnie rzucam się z motyką na słońce, ale odkąd zacząłem trenować, w głowie świtała mi myśl, że nie chciałbym tylko wygrywać, ale też chciałbym wygrywać w ładny sposób. Żeby to nie były tylko punkty wyszarpywane na cechach wolicjonalnych, na krzyku, tylko punkty, które będą cieszyć, będą dawać poczucie podążania w dobrym kierunku. I w pewnym momencie w Lechu doszliśmy do takiego momentu, że to cieszyło, sprawiało satysfakcję.
Postaw na siebie na Fuksiarz.pl
W Lechu w niezłym stylu zdobył pan wicemistrzostwo kraju, wprowadził pan zespół do europejskich pucharów, więc było paliwo do tego, żeby ta radość, ta satysfakcja trwała dłużej niż osiem miesięcy. Tak się nie stało.
Nie zgodzę się, że było paliwo. W momencie, kiedy przejmowałem zespół, z klubu odeszło kilkunastu doświadczonych zawodników. W ich miejscu przyszło czterech zagranicznych – niekoniecznie ogranych, niekoniecznie z uznanymi nazwiskami – i młodzież. Z tym materiałem zakończyliśmy sezon z wicemistrzostwem Polski i z półfinałem Pucharu Polski.
W przypadku Pucharu Polski mogliście zdziałać więcej.
Tak, nie było trofeum, biorę to na klatę, ale to był trudny okres dla Lecha. Nie było tego paliwa. Gdyby było, nie odeszliby Christian Gytkjaer, Kamil Jóźwiak i Robert Gumny. Klub musiał ich sprzedać. Na domiar złego kontuzję złapał Mickey van der Hart. Gdyby było to paliwo, gdyby były dzisiejsze fundusze, to nie tylko właściwie zostałyby uzupełnione braki na konkretnych pozycjach, ale też zespół zostałby odpowiednio wzmocniony.
Miał pan taką pozycję w klubie, że mógł pan pójść do prezesa Rutkowskiego albo do dyrektora Rząsy, żeby zakomunikować, że w kadrze brakuje paru nowych zawodników?
O tym mówią wszyscy, to wiedzą wszyscy, to nie jest kwestia tego, czy trener ma na tyle do powiedzenia w klubie, że jest w stanie wymuszać transfery. Klub ma swój budżet i wokół niego operuje. Trener może sobie chcieć…
Czesław Michniewicz jasno komunikuje, że klub ma braki na poszczególnych pozycjach, nawet jeśli Dariuszowi Mioduskiemu niespecjalnie się to podoba.
Ale gdzie to komunikuje?
Publicznie – w mediach, to jasne postawienie sprawy.
W Lechu i dyrektor Rząsa, i wszyscy mieliśmy identyczne zdanie – że kadra jest za wąska. Ja takie sprawy rozwiązywałem z dyrektorem Rząsą i z prezesami. Mieliśmy powiedziane, że moglibyśmy zrobić transfery, jeśli byłyby na to fundusze.
Czyli akceptował pan to, że pracuje z określoną grupą i nie jest to żadne usprawiedliwienie dla kryzysu z ostatnich miesięcy pana kadencji.
Tak było, wiedziałem, że w tej danej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na więcej.
Opowiedzmy o przyczynach kryzysu w Lechu w krótki sposób.
Nie da się tego ująć jednym zdaniem.
To nie musi być jedno zdanie, to może być jedna konkretna wypowiedź.
Jaki konkret tutaj powiedzieć? Graliśmy dobrze w piłkę, ale w pewnym momencie zabrakło nam trochę jakości i szerokości kadry. Potem nakręcała się spirala po jednym czy drugim niewygranym meczu. Dzisiaj na ławce siedzi Pedro Tiba, na ławce siedzi Dani Ramirez, jeszcze pewnie paru innych zawodników. W tamtym czasie na ławce siedział Krystian Palacz…
Ale siedział też Nika Kwekweskiri, który wygląda bardzo przekonująco i posadził na ławce Pedro Tibę.
Możemy wrócić do przypadku Kwekweskiriego i Amarala, bo słyszałem, że nie poznałem się na ich talencie. To tak samo absurdalne, jakby powiedzieć, że Maciek Skorża nie poznał się na tych, którzy siedzą na ławce teraz, nawet nie będę wymieniał ich nazwisk.
Zacznijmy od Kwekweskiriego.
Kiedy przyjeżdżał do Poznania, dwa miesiące z nikim nie trenował – raz, że szalał koronawirus, dwa, że nie miał klubu. Mógł zagrać na Cracovii, ale pojechał na kadrę i wrócił dzień przed meczem. To jest cała prawda o tym, dlaczego Kwekweskiri u mnie nie grał. To wybory trenera. Tak samo jest z Amaralem u trenera Skorży – wywalczył sobie miejsce w składzie. Wcześniej byli Jevtić i Ramirez w miejsce Amarala, byli Tiba i Karlström w miejsce Kwekweskiriego. Spłaszczaniem jest uderzanie w trenera, bo się niby na kimś nie poznał.
Zabolały pana słowa Amarala, który najpierw swoje wypożyczenie tłumaczył problemami rodzinnymi, a potem sprzedawał historie o złym „trenerze z rezerw”?
Parę dni temu graliśmy sparing z Lechem. Rozmawiałem długo i z Kwekweskirim, i z Amaralem. Ten drugi nawet sam do mnie podszedł. Życzyliśmy sobie powodzenia. Tyle w tej sprawie.
Nie naszła pana refleksja po pracy w Lechu, że czasami nie wszystko da się wypracować czysto sportowo i czasami liczy się na boisku jednak czysty charakter zespołu?
Są takie momenty, że potrzebny jest charakter, że potrzebni są liderzy, ale też bywa tak, że jak jest źle, to po prostu jest źle, trudno z tego wyjść. Pamiętamy miniony sezon w Lechu – nie pomogła nawet zmiana trenera. Na poprawę gry, na odbudowanie tego wszystkiego potrzeba było zafunkcjonowania większej liczby elementów.
Brakowało lidera szatni w Lechu?
Nie chciałbym o tym mówić, to byłoby zbyt duże uproszczenie. Silne postacie na pewno były w tej kadrze. I choć nie zawsze wszystko na boisku funkcjonowało tak, jak miało funkcjonować, to tamta sytuacja była też mocno specyficzna.
W październiku 2020 roku czuł się pan czołowym polskim trenerem?
Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że nigdy nie chodziłem z głową w chmurach. Miałem poczucie, że awans do Ligi Europy może przynieść nam więcej trosk i problemów niż korzyści. Nie byliśmy na to gotowi. Byłem zadowolony z gry mojego zespołu. To wszystko było wypracowane. Ale taki mam model pracy, że nie chcę niczego zostawiać przypadkowi. Chcę mieć każdą fazę meczu pod kontrolą. Do tego potrzeba jednak nie tylko pomysłu, ale też wykonawców, bo nie wszystko uda się zrobić w każdym zespole.
Nie doceniamy wyników osiąganych przez pana w Lechu?
Ja bardzo doceniam. Zdobycie wicemistrzostwa Polski i dojście do fazy grupowej Ligi Europy przy tamtej kadrze, to był ogromny sukces. Przed wicemistrzowskim sezonem przyszło czterech zagranicznych piłkarzy – dwóch z nich już w klubie nie ma, bo według klubu mieli za małą jakość, żeby grać w Lechu. W tym czasie rozwinęła się cała plejada młodych piłkarzy, którzy odeszli za wielkie pieniądze i dzięki temu dzisiaj Lech może przeprowadzać większe transfery i bić się o najwyższe cele.
Jak wielki jest pana wpływ na kariery Kamila Jóźwiaka, Roberta Gumnego, Jakuba Modera czy Tymoteusza Puchacza?
Nie będę się na ten temat rozwijał, trzeba byłoby spytać zawodników. Na pewno i ja, i cały sztab mieliśmy jakiś wpływ na ich rozwój. Rozdzielanie wpływu na trenera Żurawia, trenera Skrzypczaka, trenera Dudkę nie ma żadnego sensu. Cieszę się z sukcesu tych chłopców, z ich transferów, z ich występów w kadrze.
Obstawiaj Ekstraklasę na Fuksiarz.pl
Poróżnił się pan z Dariuszem Skrzypczakiem?
Nie, mieliśmy różne spojrzenie na piłkę. I to tyle. Obaj o tym wiemy, obaj o tym rozmawialiśmy w cztery oczy. Darek Skrzypczak chciał prowadzić pierwszy zespół, chciał być pierwszym trenerem, stąd takie, a nie inne decyzje.
Słyszy się czasami głosy, że jest pan trenerem o nieco autorytarnych, dyktatorskich zapędach, że nie zawsze przyjmuje pan do wiadomości podszepty i dobre rady współpracowników.
Nie zgadzam się z tym, zawsze zapraszam do swojego sztabu ludzi ze swoim zdaniem i zawsze się z tym zdaniem liczę. Są momenty, kiedy zarządzam wykonanie konkretnych zadań, a są momenty, kiedy pewne rzeczy zlecam sztabowi, bo od tego ci ludzie są. Ale na końcu zawsze decyzję podejmuję sam. To moja rola, to ja biorę odpowiedzialność za pełnię projektu.
W Zagłębiu Lubin ma pan za zadanie stawianie na określoną liczbę zawodników poniżej dwudziestego piątego roku życia. To jest jakaś nowość, jakieś rewolucyjne rozwiązanie. Jest do tego materiał?
To jest plan na ileś tam lat, plan mocno przyszłościowy. To też nie jest tak, że mam tutaj założone i z góry narzucone, że w każdym jednym meczu na boisko musi wyjść dokładna, niezmienna liczba zawodników poniżej dwudziestego piątego roku życia, choć kadra jest tak zbudowana, że trudno, żeby było inaczej. Docelowo chcemy, żeby ten zespół był budowany wokół piłkarzy z akademii, otoczonych polskimi i zagranicznymi zawodnikami z odpowiednią jakością.
Jak ważna w przypadku tych drugich jest ich metryka?
Najlepiej, żeby byli to zawodnicy przed trzydziestką.
Jest w Zagłębiu sporo zdolnej młodzieży, która za chwilę może podbić Ekstraklasę? Akademia klubu funkcjonuje od wielu lat, dysponuje rozbudowaną infrastrukturą, ale jakoś nie mnożą się na rynku perełki ze stemplem Zagłębia.
Odtworzenie sukcesu z młodzieżą na miarę Lecha w Lubinie będzie bardzo trudne, ale współpracujemy ściśle z akademią i z drugim zespołem, żeby w pierwszej drużynie większe szanse dostawali wyróżniający się wychowankowie. Czy już w tej chwili na horyzoncie jest paru młodych piłkarzy, którzy będą robić różnicę? Nie chciałbym nikogo wyróżniać personalnie, ale mogę powiedzieć, że jest grupa paru fajnych chłopaków, którzy muszą przyzwyczaić się do mojego treningu.
„Mojego treningu”?
Każdy trener ma swoje metody, swoją filozofię pracy. Zespół jeszcze musi przekonać się do moich sposobów. Młodzi mają wzloty, mają upadki i trzeba to dobrze wyczuwać. Nawet jeśli młodzieżowiec ma gorszy okres, nawet jeśli mu nie idzie, nie można go skreślać, tylko wspierać go tak, żeby zaraz wrócił silniejszy. Tak było chociażby w przypadku Adama Ratajczyka. Wyszedł w pierwszym składzie na Wisłę Kraków. Miał kryzys, a teraz wraca mocniejszy, takie mam przynajmniej mam wrażenie. Mocno liczę na naszą młodzież, bo w przyszłości chcielibyśmy być klubem, który…
Sprzedaje za grube miliony?
Nawet nie myślę pod tym kątem, choć pewnie klub życzyłby sobie zarabiania na produktach swojej akademii. Chodzi mi o to, że chciałbym, aby młodzi piłkarze z akademii niedługo decydowali o tym, jak gra Zagłębie Lubin. Żeby w miejsce gotowego do wyjazdu do zagranicznego klubu, pojawiał się kolejny wychowanek, prezentujący podobny poziom piłkarski.
Jest na horyzoncie wielu młodych piłkarzy, którzy komfortowo czują się z piłką przy nodze?
Tak, tak uważam.
To pana wzór.
Do tego trzeba mieć charakter – być na tyle przygotowanym fizycznie, żeby realizować założenia nie tylko z piłką przy nodze, ale też bez niej.
Czyli trzeba głośno krzyczeć i agresywnie biegać?!
Nie, nie, trzeba mieć dużo szybkości, dużo samoświadomości, dużo wyczucia tego, co trzeba zrobić na boisku po stracie, żeby nie stanąć i bezradnie się nie rozglądać, tylko żeby doskoczyć i odebrać futbolówkę.
Jest pan zadowolony z dotychczasowych transferów Zagłębia Lubin?
Nie do końca, nie do końca. Brakuje zawodników na środek obrony. Tutaj mamy największy kłopot, ostatnie mecze pokazały, że linia defensywy jest niestabilna. Nie mamy stopera, który mógłby wprowadzić spokój.
Czyli doświadczonego zawodnika.
Tak.
Kogoś takiego jak Lubomir Guldan.
Dokładnie.
Guldan to aby na pewno wzór nowoczesnego stopera?
Kim jest nowoczesny stoper?
Pewnie taki, który komfortowo czuje się z piłką przy nodze, odważnie wyprowadza piłkę z własnej połowy, mądrze ustawia się w defensywie, niekoniecznie operując na twardości i hardości.
Zgadzam się z tym.
Lubomir Guldan był bardzo przyzwoitym stoperem na miarę tej ligi, ale chyba nie będziemy sobie wmawiać, że wpisywał się w ten profil.
Właśnie nie, Guldan bardzo dobrze regulował tempo gry, bardzo dobrze ustawiał linię obrony, bardzo dobrze wykorzystywał swój spryt przy stałych fragmentach gry. Taki zawodnik byłby bardzo wartościowy w moim zespole.
Na jakich innych pozycjach brakuje odpowiednich wzmocnień?
Uważam, że ściągnęliśmy dobrych zawodników. Erik Daniel, Ilya Żygulew i Tomas Zajić podniosą jakość Zagłębia. Pracujemy tylko nad wzmocnieniem środka obrony.
A nie chcecie sprowadzić jeszcze jednego napastnika?
Przed jesienią już nie ściągniemy żadnego napastnika. Przyszedł Tomas Zajić, więc jeśli ktoś miałby tutaj dojść do rywalizacji na pozycji numer dziewięć to najwcześniej zimą.
Wypracowuje pan profile zawodników na konkretne pozycje?
Tak.
W Zagłębiu ma pan skład odpowiadający tym profilom czy musi pan pracować z tym, co pan ma, co pan zastał?
To naturalne, że muszę pracować z tym, co mam, nie ma w tym nic dziwnego, nie narzekam na to, ale nie będę też ukrywał, że wspólnie z dyrektorem mamy plany, żeby ściągać do Zagłębia zawodników pod ściśle ustalony większy plan. Mam świadomość, że trafiłem na okres przebudowy Zagłębia Lubin.
Aż tak?
Tak, przebudowuje się zespół, przebudowuje się drużyna, przebudowuje się kadra, bo sam klub od wielu lat funkcjonuje bardzo prężnie.
Ważny w tym wszystkim jest wynik sportowy?
Nie chciałbym wyrażać się w imieniu klubu, ale dla mnie i chyba dla wszystkich tutaj bardzo istotny jest wynik sportowy, od tego nie uciekniemy, od tego nie możemy abstrahować. Nie da się powiedzieć, że robimy tutaj coś bez patrzenia na rezultat. Nie, to tak nie działa. Chcemy grać atrakcyjną piłkę, chcemy wprowadzać zawodników z akademii, ale też wszystko robić z głową – wygrywać, zajmować wysokie miejsca w tabeli, osiągać sukcesy. Zagłębie ma super akademię, ale to nie znaczy, że nagle zacznę wystawiać mecz w meczu po sześciu wychowanków.
Ale może pan to zrobić.
Mogę, ale oni nie są jeszcze gotowi. To działoby się kosztem i gry, i wyniku. Nie chcę tworzyć takiej atmosfery, że młody piłkarzy przychodzi do Zagłębia, bo wie, że będzie tu miał miejsce w składzie. Młody ma rywalizować, ma walczyć, ma pokazywać jakość i w tej kolejności przedostawać się do pierwszej jedenastki. Tak robiłem w Lechu, tak będę robił w Zagłębiu.
Powiedział pan kiedyś, że woli wygrać 3:1 niż 1:0. Ale to – w mojej opinii – nie jest najbardziej palący problem Zagłębia. Problemem Zagłębia jest brak regularności w wygrywaniu. Ma pan na to jakieś antidotum?
Kluczowa jest praca nad grą w defensywie. I to nie tylko nad linią obrony, a przede wszystkim nad organizacją całego zespołu w fazie defensywnej. To ogromny proces, ale też robimy bardzo dużo w czasie mikrocykli treningowych, żeby to naprawić, żeby to zaczęło funkcjonować. Mam nadzieję, że efekty przyjdą w miarę szybko, bo patrzą na to, jak niekiedy w tym sezonie tracimy bramki, to rywal często nie musi dużo zrobić, żeby stworzyć sobie doskonałą sytuację strzelecką.
To ma być gra wysokim pressingiem?
Musimy być gotowi na każdy wariant. Wysoki pressing można sobie założyć, ale też trzeba być przygotowanym na to, że rywal umiejętnie spod niego wyjdzie i trzeba będzie wrócić do ustawienia w średnim lub niskim pressingu. Nie chcę grać tylko wysokim pressingiem. Znam potencjał mojego zespołu. Wiem, że tak się nie da przez cały czas i w każdym przypadku. Nawet najlepsze kluby mają momenty, że choć świetnie reagują po stracie i wysoko atakują rywala, to koniec końców muszą zorganizować się na własnej połowie. Silny zespół jest w stanie wyłuskać piłkę w każdej strefie boiska.
Jest pan w stanie stworzyć w Zagłębiu drużynę, która przez cały mecz będzie grała na tak samo wysokiej intensywności?
To jest trudne. Bardzo dużo można wypracować treningiem, pracą w ciągu tygodnia czy miesiąca, ale przychodzi taki moment, że trzeba ocenić, kto daje radę, a kto nie.
Czyli na koniec wszystko sprowadza się do wykonawców.
W dużej mierze – tak, tak właśnie jest. Trzeba wziąć pod uwagę to, gdzie jest nasza liga, jakie mamy warunki i jakie mamy możliwości. To nie jest top, to nie jest Anglia, Hiszpania czy Niemcy, gdzie sprowadza się piłkarzy za grube miliony.
Ale da się sprowadzić piłkarzy atrakcyjnych na mini-skalę do mini-koncepcji.
Pewnie tak, ale bardzo istotny jest właśnie ten dobór piłkarza, odpowiedni skauting, właściwie rozeznanie.
Dalej twierdzę, że w Zagłębiu Lubin są do tego narzędzia.
Ale też na wszystko potrzeba czasu. Minione okienko transferowe nie było do końca tak przygotowane, jak życzyliby sobie wszyscy w klubie. Chcielibyśmy mieć gotowe pomysły na zimowe okienka transferowe już teraz, na tuż po okienku letnim, żeby wiedzieć kogo potrzebuje, na jaką pozycję, o jakim profilu i co on może nam dać. Do tego musimy wykonać ogromną pracę w klubie.
Jurgen Klopp od lat powtarza, że jest wyznawcą idei przewagi treningu nad transferami, że nikt tak nie przypasuje pod jego profil, jak zawodnik, którego trener sam na ten profil nakieruje. Co pan sądzi o takim podejściu?
Porównanie Liverpoolu i Zagłębia Lubin wypada karkołomnie.
Przybieram pana miary. Pan wspominał, że inspiruje się na Bayernie i Manchesterze City. Gdyby podał pan za przykład Krasnodar, to rozmawialibyśmy o Krasnodarze.
Co innego kwestie taktyczne, co innego możliwości klubu. To zbyt odległe bieguny, żeby cokolwiek przekładać.
Chodzi mi o samą koncepcję.
Realia są proste. Z Zagłębia sprzed dwóch lat odchodzili Białek, Kopacz, Guldan, Czerwiński, Bohar i jeszcze paru innych. Trener Sevela mógł powiedzieć, że fajnie gramy, zostawmy ich, tylko rzeczywistość jest taka, że to było niemożliwe. Pewne, jakby to był Liverpool, to oni by zostali, bo to zadziałałaby marka i pieniądze na fajne pensje.
To może nie opowiadajmy o świetnych wynikach sportowych, tylko od razu załóżmy, że Zagłębia ma grać niezwykle spektakularny futbol w każdym meczu. Myślę, że wcale nikt by się nie obraził.
I tak, tak, chciałbym, żeby Zagłębie grało świetną piłkę. Mamy na to plan, próbujemy to wdrożyć. Zobaczymy, jak szybko nam się to uda. Mogę obiecać, że jakoś diametralnie nie zejdę ze swojej drogi. Patrzymy na każdy aspekt – na prowadzenie młodych piłkarz, na prowadzenie bardziej doświadczonych piłkarzy, na wynik sportowy. Ale to też jest trochę z tyłu, trochę na drugim planie, bo w pierwszej kolejności liczy się sposób grania. Trochę inny niż w Lechu, bo i możliwości są inne, ale mój sposób myślenia się nie zmienia.
Czyli sporo strzelonych bramek, ale też zarazem opowiada pan, że kluczowa we wszystkim jest defensywa.
Bo nie da się tylko atakować i nie bronić. Chodzi o to, żeby być mądrze ustawionym.
Wspominał pan kiedyś, że realnym celem jest piąte miejsce w tabeli Ekstraklasy.
Mówiłem tak: możliwości klubu są takie, że docelowo miejscem Zagłębia Lubin powinna być pierwsza piątka.
Czyli jeszcze nie teraz.
Nie chcę być łapany za słowa. Nikt w klubie nie stawia nam celu, że musimy być tu i teraz, na tym i tym miejscu. Zespół jest w przebudowie, potrzeba czasu, ale absolutnie nie uciekamy od tego, że walczymy o jak najwyższe miejsce w tabeli.
Na początku rozmowy mówił pan, że porywa się z motyką na słońce.
Bo w polskiej lidze generalnie gra się przede wszystkim o jak najkorzystniejszy wynik, a styl w jakim się go osiąga, niejednokrotnie schodzi na dalszy plan. A dla mnie obie te rzeczy muszą iść w parze. Chciałbym, aby moja drużyna nie tylko wygrywała, ale także robiła to po dobrej grze. A na to potrzeba czasu, którego nam, trenerom, w polskich warunkach niejednokrotnie brakuje.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Piast Gliwice – Zagłębie Lubin. Kursy Fuksiarz.pl, typy redaktorów Weszło
Jakub Olkiewicz: Zgadzam się z Jankiem Mazurkiem – to mecz, gdzie może wkraść się element tej słynnej ekstraklasowej logiki i faworyzowany Piast po prostu nie będzie w stanie wywalczyć kompletu punktów. Natomiast nadal nie mam w sobie dość wiary, by w jakiejkolwiek kwestii zaufać Zagłębiu Lubin Dariusza Żurawia. Stąd też spróbuję od razu przewidzieć przebieg meczu. Zagłębie gra lepiej, ma pozytywny dla siebie wynik, co sprawia, że gra się zaostrza, zwłaszcza ze strony gospodarzy. Gliwiczanie faulują przynajmniej 14 razy, ja stawiam na over 13,5 fauli ze strony Piasta, wszyscy się cieszymy trafionym zakładem po kursie 1,70.
Jan Mazurek: W to piękne, niepowtarzalne niedzielne południe pokieruję się pokrętną ekstraklasową logiką. Nie ma bowiem w lidze bardziej regularnego tworu niż Zagłębie Lubin. Być tak nieregularnym, tak labilnym, tak niestabilnym od tylu lat, tylu sezonów, tylu rund, tylu meczów, to naprawdę sztuka. Cztery ostatnie mecze? 3:1 z Górnikiem Łęczna, 2:0 z Pogonią Szczecin, 0:4 z Wisłą Płock, 1:3 ze Śląskiem Wrocław. Teraz, kiedy nie jest dobrze, kiedy sto rzeczy nie gra, chyba czas na zwycięstwo, nie? Kurs na Fuksiarz.pl jest atrakcyjny – 3.90. Warto spróbować.
Fot. Newspix