Legia założyła fundusz inwestycyjny – taka wieść gruchnęła wczoraj i rozniosła się po Polsce. Pierwszy doniósł o tym polsatsport.pl, później informację dalej puściły kolejne media, natomiast nikt do tej pory precyzyjnie nie wytłumaczył, o co tak naprawdę chodzi.
I w takich momentach – poprosimy o oklaski – wkracza Weszło.
Większość osób od wczoraj wyobraża sobie, że od teraz zawodnicy sprowadzani przez Legię nie będą własnością jedynie klubu, ale także jakiejś grupy inwestorów, którzy wolą pozostać anonimowi. Pojawiła się nawet przez moment wątpliwość, czy to zgodne z przepisami FIFA, która właśnie wycina w pień strukturę „Third Party Ownership”, popularną przede wszystkim w Ameryce Południowej. Tymczasem zabieg, jaki stosuje Legia z TPO nie ma nic wspólnego.
W praktyce klub zaciągnął pożyczkę na cztery lata u grupy swoich najzamożniejszych kibiców. Jest to opłacalne dla wszystkich. Po pierwsze – pożyczka jest nisko oprocentowana. Na podobnych warunkach Legia nie zdołałaby zorganizować środków w klasyczny sposób. W zamian za niski procent, pożyczkodawcy mogą liczyć na dodatkowy zysk z transferów. Pieniądze odzyskają na pewno, oprocentowanie mają atrakcyjniejsze niż na lokacie (to akurat żadna sztuka), a jeszcze jest szansa na bonus.
Teraz kalkulacja, zgodna z zasadami, na jakich działa fundusz.
Legia kupuje zawodnika za 1,4 miliona euro (wliczając wszystkie opłaty), a 50 procent kwoty transfer zostało wzięte z funduszu. Klub płaci zawodnikowi 300 tysięcy euro rocznie. Po dwóch latach całość inwestycji wynosi 2 miliony euro. Pojawia się kupiec z Niemiec, oferujący 3 miliony euro.
Jeśli 50 procent kwoty transferowej wzięto z funduszu, to funduszowi przypada 25 procent od zysku. Zysk przy naszej hipotetycznej kalkulacji wynosi 1 milion euro, a więc fundusz zarabia 250 tysięcy euro, a klub 750 tysięcy.
Decyzję, czy ruszyć pieniądze z funduszu, czy też finansować transfer z własnych środków należy do klubu. Jeśli korzysta z funduszu, może w ten sposób opłacić od 25 do 75 procent wartości transferu. Ale może też kupować tylko z własnych środków. Tak czy siak, pożyczkodawcy nie mają żadnej władzy decyzyjnej co do strategii transferowej – tak zakupowej, jak sprzedażowej.
Mówiąc krótko: Legia tanio pożycza pieniądze, a pożyczkodawca ma dodatkowo zachętę do interesu w postaci bonusu, który może się pojawić, ale wcale nie musi.