– Oceniam zawodnika poprzez jego postawę na boisku. Oczywiście zapoznałem się z CV i opiniami na temat Iworyjczyka. Bez wątpienia to bardzo ciekawy gracz, o nieprzeciętnych umiejętnościach. Tyle że jestem nauczony, by weryfikować zawodnika pod kątem taktyczno-technicznych działań, czy innych aspektów. Tak naprawdę – na tę chwilę – jego ewentualna postawa to niewiadoma – mówi Marcin Drajer, były piłkarz Lecha Poznań, a obecnie trener koordynator WZPN. Dlaczego hamuje bardzo optymistyczne nastroje w związku z transferem Adriela Ba Louy? Jakie są jego oczekiwania w stosunku do nowego zawodnika? Dlaczego nie wierzy w rychłe załagodzenie konfliktu na linii władze i kibice? Czy Jakub Kamiński zasłużył na powołanie? Zapraszamy!
Wczoraj Lech Poznań oficjalnie potwierdził rekordowy transfer Adriela Ba Louy. Kwota 1,2 mln euro – jak na polskie realia – robi wrażenie. Jest pan zaskoczony, że udało się sfinalizować transakcję z Viktorią Pilzno?
Już od pewnego czasu pojawiały się doniesienia o ewentualnym wzmocnieniu na skrzydło. Należało spodziewać się, że włodarze Kolejorza ściągną kogoś z mocnym nazwiskiem, bo najbardziej zagorzali kibice wręcz wymusili taką sytuację. Ale to też nie jest do końca efekt nacisków ze strony fanów. Trener Maciej Skorża chce mieć pełen wachlarz możliwości wyboru danego zawodnika w aspekcie optymalnego zestawienia wyjściowej jedenastki. To priorytet dla każdego szkoleniowca. Tak więc nie jestem zdziwiony tym ruchem. Aczkolwiek kwota, która pojawia się w mediach, czyli rekordowa w przypadku Lecha, trochę mnie zaskoczyła.
Iworyjczyk na papierze zapowiada się na gwiazdę Ekstraklasy, ale w ostatnich latach do Poznania sprowadzono już kilku potencjalnych kozaków, który z różnych przyczyn zawiedli. Jakie są pana oczekiwania wobec tego zawodnika?
Obecnie, tak jak większość kibiców i ekspertów, znam tego zawodnika na podstawie opinii i sylwetek przedstawionych w mediach. Po pewnym czasie będziemy mogli ocenić, jak wkomponował się w zespół i jaka jest jego wartość. Owszem, osiągnięcia w poprzednich klubach dają solidne podstawy ku temu, by sądzić, że okaże się dużym wzmocnieniem, a nie wyłącznie uzupełnieniem. Natomiast pierwsze wnioski i oceny należy formułować po kilku meczach. Nie po jednym lub dwóch spotkaniach, bo od razu może nie zaskoczyć. Skoro kosztował ponad milion euro, to zakładam, że wniesie sporo jakości do zespołu.
Nie ma też co owijać w bawełnę – w Poznaniu oczekuje się mistrzostwa. I w tym celu zarząd sprowadza takich piłkarzy. W dodatku klub w przyszłym roku obchodzi stulecie, dlatego zdecydował się znacząco zasilić kadrę. Czy Ba Loua to dobry ruch? Trudno teraz wyrokować. Tak jak pan wspomniał, bez problemu znajdziemy graczy, którzy przychodzili tutaj, by zrobić różnicę, a obecnie nie do końca się sprawdzają. W przypadku nowego skrzydłowego może wystąpić podobna sytuacja.
Wyczuwam u Pana mocno umiarkowany optymizm.
Jako trener oceniam zawodnika poprzez jego postawę na boisku. Oczywiście zapoznałem się z CV i opiniami na temat Iworyjczyka. Bez wątpienia to bardzo ciekawy gracz, o nieprzeciętnych umiejętnościach. Tyle że jestem nauczony, by weryfikować zawodnika pod kątem taktyczno-technicznych działań, czy innych aspektów. Tak naprawdę – na tę chwilę – jego ewentualna postawa, to niewiadoma. Niemniej liczę na to, że podniesie jakość piłkarską zespołu
Piłkarze i trenerzy często posługują się pojęciem mitycznej aklimatyzacji. Według pana w przypadku Adriela Ba Louy należy oczekiwać, że w niedługim czasie zostanie wkomponowany do drużyny?
Jeżeli zawodnik ma odpowiednie umiejętności, jest dobrze przygotowany pod względem mentalnym i fizycznym, to nie potrzebuje kilku miesięcy, by zaaklimatyzować się w nowym kraju lub nowym mieście. Nie kupuję tłumaczeń o innej specyfice, o dużym stadionie i wymagającej publiczności, bo to są zawodowcy. Znaczy, jestem w stanie sobie wyobrazić sobie dłuższy proces oswojenia z zupełnie innym miejscem pracy, gdy – na przykład – polski zawodnik wyjeżdża do Chin. OK. Inna kultura i zwyczaje. Z kolei w przypadku transferu z jednego europejskiego kraju do drugiego nie może występować taki problem.
Jasne, każda liga ma swoją specyfikę, ale piłkarz przyjeżdzający z zagranicy, powinien być od razu do gotowy gry. Ponadto Ba Loua nie przychodzi do Lecha jako zawodnik zapuszczony, po gorszym okresie. Znajduje się w pełnym rytmie meczowym i treningowym. W takiej sytuacji nie ma mowy o pojęciu aklimatyzacji.
Generalnie to okienko transferowe w wykonaniu Lecha to jasny sygnał ze strony włodarzy, że w tym sezonie liczy się tylko walka o mistrzostwo. Jak całościowo ocenia pan te ruchy kadrowe?
Myślę, że na ofensywę transferową złożyły się dwa czynniki. Pierwszy – katastrofalny poprzedni sezon. Pion sportowy musiał koniecznie zmienić sposób optymalnego doboru nowych piłkarzy, sprowadzić jakościowych graczy. I trzeba przyznać, że drużyna poczyniła progres. Tworzy sobie więcej sytuacji, ma pomysł na grę. Już nawet nie chodzi mi stricte o poziom prezentowanej gry pod wodzą Macieja Skorży, ale poprawę wyników. Z każdym spotkaniem Lech prezentuje się lepiej i pokazał, że trzeba się z nim liczyć. A nowi zawodnicy pokazują, że nie są wyłącznie uzupełnieniem, tylko wartością dodaną. Jestem pozytywnie zaskoczony umiejętnościami Joela Pereiry. Będzie solidnym wzmocnieniem. Tak, teraz musi odpokutować za głupotę, co nie zmienia to faktu, że ma sporo do zaoferowania. Barry Douglas również zademonstrował, że jest bardzo potrzebny i nie stracił swoich największych atutów.
Drugi czynnik – stulecie klubu także wymusza bardziej zintensyfikowane działania. Konflikt między zarządem i najbardziej zagorzałą grupą kibiców niestety odbija się szerokim echem. Fanatycy domagają się tych transferów, domagają się tego, by Lech był silnym zespołem, co roku walczącym o mistrzostwo. Tak więc nie było innej możliwości.
LECH WYGRA Z LECHIĄ? KURS 1,77 W FUKSIARZ.PL!
Jeszcze kilka tygodni temu w Poznaniu nastroje były minorowe. Na zarząd Lecha spadła fala krytyki za fiasko transferowe z Damianem Kądziorem, potem remis na inaugurację ligi z Radomiakiem. Obecnie zaś Kolejorz znajduje się na pozycji lidera Ekstraklasy, a zewsząd słychać doniesienia o tym, że Ba Loua nie jest ostatnim wzmocnieniem zespołu. To, choć w delikatnym stopniu, załagodzi spór?
Ta niechęć współpracy i komunikacji na linii najbardziej fanatyczni kibice i zarząd jest już tak mocno zagęszczona, że bardzo trudno o kompromis. Nawet gdy dwa lub trzy topowe transfery wypalą, to fani i tak nie zapomną o przeszłości. Cały czas będzie się to przewijało. Pragnąłbym, żeby nie było takich patowych sytuacji. To nie pomaga ani w zarządzaniu, ani w prowadzeniu zespołu. Zawodnicy też nie czują się komfortowo. Być może z czasem obie strony zażegnają konflikt. Z tym że nie sądzę, by nastąpiło to w najbliższym czasie. Dobre wyniki tylko mogą zapudrować problem.
Ostatnie rezultaty nieco przyćmiły negatywną aurę wokół klubu.
Jeśli spojrzymy w tabele, to rzeczywiście nie można mieć większych zastrzeżeń. Sęk w tym, że Lech wygrywał z zespołami z dolnej części ligowego zestawienia. I to może nieco zakrzywiać obraz rzeczywistości. Trzeba poczekać i zobaczyć na dyspozycję drużyny w spotkaniach z Legią Warszawa, Pogonią Szczecin czy Rakowem Częstochowa. Nawet najbliższy mecz z Lechią Gdańsk będzie już poważniejszą weryfikacją formy. Odpowiedzią, w jakim miejscu aktualnie znajduje się Kolejorz. Na tę chwilę podopieczni Macieja Skorży grają przyjemny dla oka futbol i przede wszystkim są skuteczni. Nie chcę też negować ich postawy, bo zasłużenie wygrali trzy ostatnie rywalizacje, ale skala trudności następnych spotkań będzie większa. Patrząc na transfery i nazwiska, śmiało można powiedzieć, że ten zespół cechuje duży potencjał. To kwestia odpowiedniego poukładania poszczególnych elementów. Wydaje się, że sztab szkoleniowy ma na to pomysł.
Czy obawia się pan tego, że Lech nie będzie dobrze zbilansowany. W sensie, że powstanie wyraźna dysproporcja między siłą ofensywną a obroną i pozycją golkipera? Obecna defensywa nie jest monolitem. Z kolei bramkarze, zarówno Mickey van der Hart, jak i Filip Bednarek, także nie wystrzegają się błędów.
Moim zdaniem trener Skorża będzie chciał mieć żelazną czwórkę obrońców. Akurat w defensywie dysponuje szeroką kadrą. Teraz tylko musi usystematyzować, ustabilizować linię obrony, bo w moim odczuciu w tej formacji nie powinno się eksperymentować. Nie jestem zwolennikiem rotowania w destrukcji. W poprzednim sezonie zaś trudno było wytypować dwójkę stoperów na dane spotkanie. A jeśli ten blok defensywny ma być silny, musi być zgrany.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Co do pozycji bramkarza – to nieźli piłkarze. Czy to jest ścisły ligowy top? Myślę, że nie. Natomiast daje to do myślenia, że tak duża firma, jak Lech Poznań, z najlepszą akademią w Polsce, nie potrafi przygotować swojego zawodnika, który od podstaw był szkolony w tym klubie, do tego, by obecnie stanowił opcję numer dwa w kwestii obsady bramki, a w przyszłości stał się “jedynką”. Wówczas, zamiast wydawać duże pieniądze za fachowca z zagranicy, między słupkami stałby wychowanek. A przecież jest to możliwe, skoro tylu zawodników z pola udało się z powodzeniem wprowadzić do pierwszego zespołu. Tym bardziej, że Lech ma rezerwy w 2. lidze, gdzie może młodych golkiperów ogrywać. Zresztą, coraz więcej klubów odważnie stawia na niedoświadczonych bramkarzy. Dobrym przykładem jest Legia – Artur Boruc to pierwszy wybór, ale Cezary Miszta czy Kacper Tobiasz otrzymali już szanse gry. Jasne, walcząc o mistrzostwo, Lech nie może sobie pozwolić na eksperymentowanie, jednak w przypadku golkiperów drugim lub trzecim wyborem powinien być wychowanek.
Skoro poruszył pan wątek młodzieżowców, to przejdziemy do wątku, który mocno podzielił wczoraj opinię publiczną. Mianowicie: brak powołania do reprezentacji dla Jakuba Kamińskiego. W pana opinii zasłużył na zaproszenie od Paulo Sousy?
Powiem tak: na pewno zasługuje na to, by pojechać za zgrupowanie. Czy akurat teraz? Nie jestem tego w stanie jednoznacznie stwierdzić. Z jednej strony fajnie, jakby też znalazł się tym gronie, ponieważ byłby to dla niego pozytywny bodziec. Ale trzeba pamiętać o tym, że poprzedni sezon nie był najlepszy w jego wykonaniu. Kampanię 2019/20 miał bardzo udaną, choć powtarzałem, żeby nie eksponować za mocno jego osoby. Wielu kibiców oczekuje od niego, że w każdym meczu będzie robił różnicę i czynił błyskawiczny progres. To wciąż młody chłopak. Owszem, jest coraz bardziej dojrzałym zawodnikiem, coraz częściej bierze na siebie ciężar bycia liderem drugiej linii. Tak więc to kwestia czasu, kiedy otrzyma w końcu powołanie do pierwszej reprezentacji.
Znam Kubę już kilka lat i wiem, że na chłodno podchodzi do szumu wokół jego osoby. Rzecz jasna ma swoje ambicje, ale jest w stanie zaakceptować to, że teraz nie otrzymał kredytu zaufania od Paulo Sousy. Prędzej czy później znajdzie się w kadrze.
Rozmawiał Piotr Stolarczyk
fot. Newspix