Reklama

Gwiezdne Wojny Manchesteru City. The Citizens mogą odlecieć konkurencji

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

04 sierpnia 2021, 14:47 • 9 min czytania 12 komentarzy

Na ten moment Manchester City dysponuje jednym nominalnym napastnikiem i jest nim Gabriel Jesus. Ta sytuacja ma się jednak zmienić w najbliższych tygodniach, a poza nową “dziewiątką” do przybycia na The Etihad przygotowuje się jeszcze jednego kozaka. Manchester City może wyglądać na pogrążonego w transferowym letargu, lecz to złudne wrażenie. The Citizens cierpliwie szykują się na swoje Gwiezdne Wojny.

Gwiezdne Wojny Manchesteru City. The Citizens mogą odlecieć konkurencji

Trzy największe transfery Premier League przed sezonem 2021/22? Na ten moment wygląda to tak:

  • Jadon Sancho -> Manchester United – 85 milionów euro
  • Ben White -> Arsenal – 58 milionów euro
  • Ibrahima Konate -> Liverpool – 40 milionów euro

Dalej w kolejce jest Aston Villa, którą za ponad 30 milionów wzmocnił Leon Bailey i Emiliano Buendia. Nieco niżej Tottenham, Leicester City, a nawet Brighton. Manchesteru City w tym zestawieniu nie ma, ale jedynie kwestią czasu wydaje się wskoczenie na szczyt powyższej listy. Nie raz, lecz przynajmniej dwukrotnie. Skąd ta pewność?

Pep Guardiola nie może powiedzieć, że jego zespół został jakkolwiek wzmocniony względem poprzedniego sezonu. Ba! Z The Citizens zawodnicy de facto tylko odchodzili. Exodus rzecz jasna masowy nie był, ale pożegnano między innymi Sergio Aguero, czyli jednego z najlepszych napastników w historii Premier League. Wobec takiego obrotu spraw, trudno uwierzyć, żeby włodarze Manchesteru City pozwolili sobie na bierność. Ich celem jest ciągłe wygrywanie, ostateczny podbój Europy. Wiedzą, że do utrzymania się na tronie potrzeba ciągłych transferów, ciągłych wzmocnień. Nie chcą powtórzyć błędów Liverpoolu.

Odbierz pakiet bonusów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Reklama

Amerykańskie skąpstwo, arabska rozrzutność

Trudno racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego właściciele Liverpoolu tak mocno trzymają lejce dyrektora sportowego. Do klubu sporadycznie tylko trafiają piłkarze, którzy mogą stanowić realne wzmocnienie The Reds. W ostatnich dwóch latach do tego grona zalicza się Thiago oraz Ibrahima Konate. To niespokojnie mało, tym bardziej, że problemy ekipy Jurgena Kloppa były widoczne nawet dla niedzielnego widza.

Zarząd zachłysnął się jednak genialnymi sezonami w wykonaniu The Reds. Wicemistrzostwo, Liga Mistrzów, a na koniec upragnione zwycięstwo w Premier League. Można było pomyśleć wówczas, że niemiecki szkoleniowiec ma kadrę kompletną. Byłoby to jednak myślenie nie realistyczne, a życzeniowe. Tak naprawdę luka goniła lukę, a kilka pozycji rozpaczliwie wołało o coś więcej niż uzupełnienie.

Przykładem kryzys po kontuzji Virgila van Dijka, który próbowano rozwiązać na kilka niskobudżetowych sposobów:

Ostatecznie Liverpool wyciągnął trzecie miejsce w lidze, lecz należałoby to klasyfikować w kategorii małego cudu i ligowej słabości rywali. Nikt jednak nie powinien być dumny z tego, że Jurgen Klopp – gość, który dał The Reds mnóstwo powodów do radości – musiał rwać włosy z głowy. Ostatecznie problem z blokiem defensywnym rozwiązano dopiero teraz, transferem wspomnianego Konate.

Wygląda jednak na to, że ściągnięcie francuskiego defensora jest jedynym poważnym ruchem Liverpoolu w tym okienku transferowym. Jakakolwiek plotka łącząca naprawdę porządnego zawodnika z Anfield gaśnie w ciągu kilku dni. The Reds kolejny raz mogą zakończyć przygotowania z Excelem świecącym się na zielono, ale to trofeów nijak nie gwarantuje. Trudno jest uczciwie konkurować, gdy twoi rywale bezustannie dokonują szeregu wzmocnień pokroju Jadona Sancho, a ty rozważasz Jarroda Bowena z West Hamu United.

Odbierz najwyższy cashback na start bez obrotu w Fuksiarz.pl!

Trudno konkurować tym bardziej że w kontrze do ruchów Liverpoolu stoi nie tylko Manchester United, ale nade wszystko do takiej pozycji zdaje się przygotowywać Manchester City. Podczas gdy cała liga wystrzeliła już swoje rakiety lub dokonuje ostatnich szlifów, The Citizens dopiero rozkładają plany na stół. Są one jednak tak imponujące, że rozmachem będą w stanie przyćmić choćby i lucasowską Gwiazdę Śmierci.

Reklama

Arabscy właściciele przyzwyczaili kibiców swojego klubu do tego, że The Etihad jest uznawane za krainę mlekiem i miodem płynącą. Gdy Manchester City nie wygrał ligi i musiał ustąpić Liverpoolowi, szejk ściągnął do klubu Rubena Diasa, a tego z miejsca wybrano najlepszym piłkarzem Premier League. Sezon wcześniej zaś kupił Rodriego oraz Joao Cancelo. Wszystko po to, by jego zespół mógł bezustannie zdobywać największe laury w europejskim futbolu. Nie o nie konkurować, lecz zdobywać. Projekt Manchesteru City obliczony jest na trofea, a dwa kolejne ruchy mają zagwarantować kilkuletnią sukcesję oraz upragnioną Ligę Mistrzów.

Jack Grealish i Harry Kane, ostatnie elementy układanki dla Guardioli. Łącznie około 250 milionów. Podczas gdy cała Europa ogląda euro z każdej strony i – z perspektywy szejków – walczy patykami, Manchester City obiera kurs na niebo. Efektem mogą być niezwykłe Gwiezdne Wojny, bo toczone bez przeciwnika.

Jack Grealish – dlaczego Manchester City jest gotów wyłożyć 100 milionów funtów?

Aston Villa zdaje się żyć tak, jak gdyby Jack Grealish już został spieniężony. Do klubu został ściągnięty Emiliano Bunendia i Leon Bailey, udało się również załatwić powrót Ashleya Younga. A na tym nie koniec, bo wciąż mówi się, że na Villa Park mogą zawitać kolejni zawodnicy.

W sytuacji Aston Villi, czyli klubu, który postawił wszystko na jedną kartę, gdy walczył o awans z Championship, kolejne igranie z ogniem byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. Budżet już teraz jest napięty do granic możliwości i trzeba go jakoś zluzować. 100 milionów funtów, które ma przynieść transfer Jacka Grealisha stanowi optymalną w tym celu kwotę.

Dlaczego jednak Manchester City chce wydać tak kolosalne pieniądze za chłopaka, który ma 25 lat i tylko jeden dobry sezon na poziomie Premier League? Bo to Jack Grealish.

Biorąc pod uwagę problemy Kevina De Bruyne, a ogólny brak jakościowego zmiennika będącego w stanie obskoczyć skrzydło i środek pola, Anglik jawi się jako rozwiązanie idealne. Pod względem kreatywności to absolutna czołówka ligi, co pokazał w zeszłym sezonie:

  • szanse stworzone z otwartej gry – 70 (2-gi wynik)
  • szanse stworzone – 81 (3-ci wynik)
  • asysty – 10 (3-ci wynik ex-quo)

Statystyki te są jeszcze bardziej okazałe, jeśli uwzględnimy bardziej miarodajny współczynnik kluczowych podań na 90 minut gry. Wówczas okaże się, że tylko jeden piłkarz w całej Premier League obsługiwał swoich kolegów częściej niż Jack Grealish. Był to Kevin De Bruyne.

Oglądając Euro 2020, łatwo było zachwycić się 25-latkiem. Bezkompromisowość jego gry wyróżniała się na tle całej reprezentacji Anglii, która przypominała system, gdzie ma ma miejsca na odstępstwa od reguły. Grealish jednak te odstępstwa tworzył, udowadniając, że dobry sezon w Premier League zdecydowanie nie był przypadkiem.

25-latek często wyglądał przy tym na zawodnika samolubnego, czy raczej przeświadczonego o własnych, nieprzeciętnych umiejętnościach. Dziwić się można, ale tylko do momentu, gdy zerkniemy w statystyki. Portal The Athletic podkreśla, że Grealish to jeden z najlepiej prowadzących piłkę graczy w całej Anglii. Jego rajdy z futbolówką przynoszą wymierne korzyści:

  • liczba goli po rajdzie – 4 (4-ty wynik w lidze)
  • wykreowane szanse po rajdzie – 37 (1-szy)
  • liczba asyst po rajdzie – 4 (4-ty)
  • średni dystans przebiegnięty z piłką – 7.1 (2-gi)
  • wbiegnięcia z piłką w pole karne – 80 (1-szy)
  • szanse wykreowane po podaniu w polu karnym – 25 (2-gi)

Nie jest więc tak, że Anglik piłkę tylko holuje i nic z tego nie wynika. Mamy natomiast do czynienia z piłkarzem bezpośrednim, stawiającym na zagrożenie wynikające z samego faktu pojedynkowania się z nim. Takich zawodników Pep Guardiola nie ma wielu, żeby nie powiedzieć, że nie ma ich wcale. W wymienionych wyżej statystykach przewija się zaledwie czterech jego piłkarzy na aż 30 sklasyfikowanych przez The Athletic.

Zacznij obstawiać zakłady w Fuksiarz.pl!

Należy też pamiętać, że Grealish może z powodzeniem występować na pozycji numer “8”. To o tyle ważne, że przyjście Anglika najpewniej wymusi odejście Bernardo Silvy, a na lewej stronie Manchesteru City i tak czyha już Raheem Sterling i Phil Foden. Multipozycyjność 25-latka jest zatem warunkiem koniecznym do tego, by mu The Etihad wyszło.

Predyspozycje ma całkiem konkretne – w porównaniu do dwójki wymienionych wyżej skrzydłowych, najlepiej radzi sobie w grze defensywnej. Był również najczęściej faulowanym piłkarzem w całym sezonie Premier League 2020/21, co w połączeniu z jego umiejętnościami dryblerskimi może stanowić wielką przewagę w środku pola.

Harry Kane – od obietnic, przez bunt i 150 milionów, aż do Manchesteru City

Gdy Harry Kane podpisywał sześcioletni kontrakt z Tottenhamem, wydawało się, że Anglik bierze pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Wiadome było, że i tak ustawią się po niego chętni. Wiadomo było, że Tottenham zażyczy sobie zaporowej ceny i de facto nie będzie musiał Anglika sprzedawać. Gdy jednak po kilku latach Manchester City wykazał się determinacją większą niż zazwyczaj, Harry Kane się zbuntował.

Napastnik reprezentacji Anglii po prostu nie pojawił się na treningu. Początkowo myślano, że ma to związek z pandemią COVID-19, lecz sytuację szybko zdementował Fabrizio Romano. Kane najzwyczajniej dał upust swojej złości i chęciom do opuszczenia Londynu. Od roku ciągnęło go do Manchesteru City, lecz sprawę odkładano w czasie. Ostatecznie – jak twierdzi sam piłkarz – udało się zawrzeć dżentelmeńskie porozumienie, na podstawie którego zarząd Spurs miał nie robić kłopotów Kane’owi, gdy ten będzie chciał wyjechać. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała czułe słówka, a na dodatek Daniel Levy zaprzeczył doniesieniom ze strony Syna Albionu.

Sytuację komplikowały też informacje ze strony The Athletic, które podało, że Kane kontaktował się już z kilkoma piłkarzami Manchesteru City. Powód jest oczywisty, ale prezes Tottenhamu zdaje się być głuchy na utyskiwania swojego podopiecznego.

Levy stawia sprawę jasno – Kane nie odejdzie do klubu z Premier League. Modrić odszedł do Realu, Bale odszedł do Realu. Kane też może do Realu odejść, ale pod warunkiem, że stołeczna drużyna wyłoży 150 milionów funtów. Innej opcji ma biznesmen nie widzieć, co nie jest w smak ani głównemu zainteresowanemu, ani Manchesterowi City. Pierwszy jest jednak bezradny – do końca kontraktu pozostały mu trzy lata, a do tego wisi nad nim najwyższa kara w historii londyńskiego klubu. Guardiola zaś chce zrobić wszystko, by to Anglik uzupełnił jego skład jako nowa “9” (trudno się dziwić), ale jednocześnie sam nie może zrobić nic.

Jedyną osoba, która zdaje się wstrzymywać projekt Gwiezdnych Wojen Manchesteru City jest zatem Daniel Levy. Jeśli The Citizens przebiją swoją początkową ofertę (100 milionów funtów w czerwcu), prezes pewnie rozważy sprzedaż, ale ponownie – on nic nie musi, tym bardziej że Tottenham nie jest gotowy na życie bez Harry’ego Kane’a. Wyjątków od swojej reguły Levy w zasadzie nie stosuje. Kyle Waler, który właśnie ze Spurs przeszedł do Manchesteru City, był poprzedzony negocjacjami, którzy włodarze The Citizens określili jako równie przyjemne jak krew w moczu.

Tym razem muszą przygotować się na równie atrakcyjną przeprawę, którą przeciwna strona spróbuje przekuć w swój sukces. 150 milionów funtów za 28-letniego piłkarza to olbrzymia, astronomiczna wręcz kwota. Manchester City jest w stanie ją zapłacić, ale pierwszym beneficjentem będzie Tottenham. Wątpliwe, by poszło im gorzej niż rok temu, a w dodatku będą mieli fundusze wystarczające na kilka konkretnych wzmocnień.

Cena Gwiezdnych Wojen jest zatem naprawdę wysoka, lecz The Citizens wydają się być gotowi na takie poświęcenie. Jeśli dojdzie do realizacji obu transferów, będą dysponowali bezwzględnie najlepszą kadrą w Anglii, a być może w Europie. To jednak spora odpowiedzialność dla Pepa Guardioli – wygranie Premier League przy jednoczesnym braku triumfu w Europie zostanie w takiej sytuacji odebrane jako bardzo bolesna, być może niewytłumaczalna, porażka. Fani sagi George’a Lucasa wiedzą, jak kończyli ci, którzy doprowadzili do niepowodzenia Gwiazdy Śmierci.

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

12 komentarzy

Loading...