Jeśli Lechia nie zadeklaruje się do poniedziałku, cena idzie w górę. A kiedy pojedziemy na obóz, to już w ogóle nie będzie mowy o transferze, bo nie pozwolę na rozwalanie mi przygotowań – komentuje sprawę transferu Sebastiana Mili trener Śląska Tadeusz Pawłowski. Wszystko wskazuje na to, że były kapitan wrocławian nie zmieni zespołu. Czasu na porozumienie między klubami jest już naprawdę niewiele, rozbieżności nadal są duże (w sobotę informowaliśmy że Lechia daje milion zł netto, Śląsk chce półtora), a szkoleniowiec wicelidera zaczyna tracić cierpliwość. Chciałby pracować z grupą piłkarzy, co do których ma całkowitą pewność, że wiosną będą w jego drużynie – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich w prasie codziennej.
FAKT
Dakar, narty, ręczna – dla piłkarskich tematów zostaje dziś znacznie mniej miejsca niż zwykle. Nie zdziwcie się więc, że z Faktem skończymy równie szybko jak zaczęliśmy. Pierwsza strona to: Łukasz Fabiański, bramkarz na piątkę. Swansea w weekend zebrała lanie od Chelsea. Właśnie 0:5.
O tym, że nie wytrwa jako niepokonany do ostatniej minuty, jasne się stało już w 50. sekundzie spotkania. Wówczas odliczanie do pięciu rozpoczął Oscar. Mecz Swansea ułożył się tak fatalnie, że do przerwy goście z Londynu prowadzili już 4:0. Dwie bramki zdobył Diego Costa, nowy kat Polaka, który w obecnych rozgrywkach strzelił Fabiańskiemu już pięć goli. Gazeta Daily Telegraph pisze, że nieważne, iż Łabędzie zagrały bez Wilfrieda Bonyego (jest na Pucharze Narodów Afryki, a po powrocie będzie reprezentował barwy Manchesteru City), bo to, czego potrzebuje drużyna, to kilku nowych obrońców, a może i bramkarz. Chwalona na początku sezonu defensywa Walijczyków, ostatnio spisuje się bowiem znacznie poniżej oczekiwań. Ostatni raz czyste konto Fabiański zachował w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, w następnych czterech spotkaniach puścił w sumie jedenaście bramek i żadnego z tych spotkań…
W ramkach:
– Artur Boruc ma problemy z szyją i nie trenuje
– Wojtek Pawłowski znalazł nowy klub
– Gruzin może zastąpić Zacharę w Zabrzu
Polacy już błyszczą w sparingach – Błaszczykowski strzelił w meczu ze Steauą Bukareszt, Lewandowski z Al-Hilal. A Jerzy Dudek jest zdania, że afera wokół Szczęsnego to burza w szklance wody.
Żeby robić aż taką aferę z tego, że Wojtek pod prysznicem zapalił papierosa? Żeby taka sprawa dostawała się na czołówki angielskich gazet w środowisku, gdzie czołowi piłkarze wszczynają rozróby w restauracji albo kompletnie zalani paradują po ulicy, pokazując fotoreporterom środkowy palec? Palenie papierosów i zawodowa gra w piłkę od lat się przenikają. W Concordii Knurów i GKS Tychy mieliśmy po kilku chłopaków, którzy regularnie sięgali po papierosy. Nawet w Feyenoordzie i Liverpoolu było po dwóch chłopaków, którzy robili to dużo częściej niż okazjonalnie.
Czas wywiadów ma najwyraźniej Zbigniew Boniek, z którym niezwykle obszerną rozmowę przeczytacie niebawem na Weszło. A dziś wypowiada się w Przeglądzie Sportowym i Fakcie.
Podtrzymuje pan zdanie, że „silne uzależnienie od bukmacherki to mit”?
– Nigdy takiego zdania nie wypowiedziałem. Dziennikarska manipulacja jest fantastyczna. Rozmawiałem z dziennikarzami „Gazety Wyborczej” o bukmacherce, w moim przekonaniu powiedziałem tak: „Kroimy sztywne problemy, bo cały czas mówimy o patologii. A patologia może być w każdej dziedzinie. W papierosach, alkoholu. Państwo w 2009 roku stworzyło fundusz do walki z uzależnianiami. I ten fundusz przez cztery lata nie został wykorzystany w jednym procencie. Można powiedzieć, że u nas nie ma uzależnienia”. To było w tej konwencji. Nie jestem człowiekiem, który idzie z prądem, bo tak wygodnie. Nie da się ukryć, że jestem twarzą jedną z największych firm bukmacherskich, działającej legalnie na terenie prawie całej Europy. Kiedy podpisywałem z nią umowę, działała też legalnie w Polsce, była sponsorem kilku klubów czy imprez. Potem ktoś w tym kraju napisał na kolanie ustawę, żeby ratować tyłek kilku politykom. Zajął się już tym Sąd Najwyższy, ale i tak do tej pory polski sport stracił ogromne pieniądze. I mówimy o procencie osób, którzy mogą się uzależnić od bukmacherki. Mogę wam zadać pytanie?
Prosimy.
– Macie 10 złotych i zastanawiacie się – wypełnić kupon totolotka czy obstawić wynik meczu Legii z Ruchem. Gdzie jest większe prawdopodobieństwo trafienia?
W drugim przypadku.
– Kto promuje totolotka?
Państwo.
– Brawo.
Teksty z Faktu znajdziecie również na efakt.pl
GAZETA WYBORCZA
Sport.pl Extra jak zwykle proponuje sporo sportowych tekstów, ale dziś są ważniejsze tematy niż piłka. Rafał Stec pisze o Pucharze Dziwów Afryki – to na początek możemy wam polecić.
Znaczącym wzmocnieniem drużyny Kamerunu w stosunku do poprzednich mistrzowskich imprez może okazać się uwolnienie szatni od Samuela Eto’o, czyli jej bezapelacyjnie najwybitniejszego piłkarza wszech czasów, znanego między innymi z tego, że podczas zgrupowań bał się o życie. Spisek wykrył przed dwoma laty – zamordować chcieli go rzekomo działacze – więc wynajął uzbrojonych w broń palną ochroniarzy, jednemu kazał spać pod drzwiami hotelowego pokoju, nie jadał też z kolegami posiłków, nie zamierzał bowiem dać się otruć, ba, on nawet reprezentacyjne stroje zamawiał bezpośrednio w Pumie, by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi obsługującymi kadrę, którzy nasączyć trutką mogli też spodenki. Minimalizował ryzyko. I wcześniej jego związek z kadrą narodową Kamerunu był związkiem przewlekle burzliwym, Eto’o porzucał ją i wracał, był za odmowę gry dyskwalifikowany i wstawiali się za nim prezydent oraz premier kraju, bił krytykujących go dziennikarzy i atakował werbalnie działaczy…
Jeśli mały polski klub wychowa piłkarza, nie dostaje żadnej prowizji za jego krajowe transfery, gdy ten już dorośnie. Ale PZPN prowizję pobiera – pisze dalej Przemysław Zych.
W polskim futbolu kluby nie dostają żadnych pieniędzy z kolejnych transferów krajowych swego wychowanka. Bogacą się za to PZPN i związki okręgowe, które za każdym razem pobierają wysoki “podatek”. Prawo zarabiania daje się maluczkim jedynie wówczas, gdy piłkarz, który trenował u nich np. między 12. a 15. rokiem życia, wyjeżdża za granicę – wtedy interes małych klubów chronią przepisy FIFA (tzw. mechanizm solidarnościowy). Ale nawet wtedy PZPN i OZPN-y narzucają klubom dodatkowy haracz. Legia, która właśnie wynegocjowała od Arsenalu 2 mln euro za 17-letniego Krystiana Bielika, będzie musiała oddać PZPN 3 proc. tej kwoty (gdyby nie był reprezentantem kraju – 2 proc.), a Mazowieckiemu Związkowi Piłki Nożnej – 2 proc. Kluby, które piłkarza wychowały, otrzymają znacznie mniej, w sumie – 2,5 proc. Prowizji od każdego transferu żądał w PRL-u Komitet ds. Kultury Fizycznej i Sportu, po upadku komuny przejął je PZPN. Przestarzałych przepisów nie zmienił także prezes Zbigniew Boniek, więc polska federacja wciąż jest jedną z niewielu w Europie, w których ściąga się taki “podatek”. Nie ma go w Hiszpanii, Anglii czy Niemczech. W Chorwacji, która też odziedziczyła regulacje sportowe z czasów komunizmu, kilka lat temu zrezygnowano z ograbiania klubów. W Polsce pieniądze przekazane PZPN wciąż idą na fundusz rozwoju piłkarstwa młodzieżowego, ale nikt tych wydatków nie kontroluje. Związek chwali się kolejnymi kontraktami sponsorskimi i milionami na kontach, a w tym czasie…
Jednym z większych mitów, w który ogromna część świata wierzy, jest to, że futbol oglądają w telewizji miliardy ludzi – tak zaczyna się trzeci piłkarski materiał, wciśnięty w róg jednej ze stron.
Gdy tylko zaczynam oglądać jakiś piłkarski hit z lig zagranicznych, komentatorzy uświadamiają mi, że razem ze mną wpatruje się w ekran pół świata. Dość długo w to wierzyłem. Na fikcję jest jednak rada – nauka, bo oglądalność telewizyjna jest całkiem dobrze badana i opisana. Weźmy np. raport agencji Sport+Markt. Trzy lata temu ogłosiła ona, że skumulowana oglądalność Premier League wynosi 4,7 mld ludzi. Od razu tysiące stron internetowych powtórzyły bezmyślnie – “angielską ligę ogląda więcej niż połowa globu”. A kto czytał dalej? Chyba nikt. Wynikało bowiem z badań, że spośród 4,7 mld “ludzi”, 629 mln mieszka w Wielkiej Brytanii. Bo nie o “ludzi” tu chodzi, ale o “jednostkę statystyczną”, która rodzi się, gdy człowiek przełącza na mecz lub inny program o piłce, i umiera, gdy zrezygnuje z oglądania. Jeśli weźmie się pod uwagę całą gamę telewizyjnych produkcji: meczów na żywo, powtórek, skrótów, programów o angielskiej piłce (też zostały uwzględnione w raporcie), to okaże się, że aby wygenerować 4,7 mld “jednostek”, wystarczy np. 20 mln kibiców w kapciach, którzy co kolejkę podejmą sześć telewizyjnych aktywności związanych z ligą angielską. Taka liczba już nie robi wielkiego wrażenia, prawda? Jak mało mądre jest używanie tzw. skumulowanej oglądalności, pokazuje przykład FIFA. Międzynarodowa Federacja Piłkarska podawała, że mundial w 2010 r. oglądało 26 mld ludzi, a media na całym świecie powtarzały, dodając swoje achy i ochy. Sprawdziłem.
Teksty z Gazety Wyborczej znajdziecie również na Sport.pl
SPORT
Okładka katowickiego dziennika.
A na początek Krzysztof Sachs, szef komisji licencyjny, w wywiadzie, którego tytuł zdaje się dodawać otuchy zwłaszcza Górnikowi Zabrze. Brzmi: „Wolno mieć długi”. Niestety jest pewne „ale”.
– Powiem tak: wnioskując o licencję, można mieć długi. Nie wolno za to nie spłacić do 31 marca przeterminowanych zaległości objętych ochroną licencyjną. Na mocy obecnych przepisów klub może więc nie płacić przez rok, a potem wyczyścić się z końcem marca z całości. To jednak oczywiście zły sposób zarządzania klubem, dlatego w nowym podręczniku licencyjnym jest zapis, iż zadłużenie licencyjne trzeba będzie wyzerować dwa razy do roku. Raz: wedle opisanego wyżej schematu, czyli do 31 marca – wszelkie zaległości na dzień 31 grudnia, dwa: d 30 listopada wszystkie licencyjne zaległości na 30 czerwca. Rygory są jasne: brak wyczyszczenia długu do końca marca będzie oznaczać nieprzyznanie licencji. Zaległości na koniec listopada nie będą skutkować jej odebraniem – bo nie chodzi o dezorganizację rozgrywek – ale karami ujemnych punktów.
Dalej Sport opisuje… sparing Górnika Zabrze, a na drugiej części tej samej strony… sparing Podbeskidzia. Szczegółowe podejście do tematu. Poczytajmy co innego: czy Gruzin zastąpi Zacharę?
– Najciekawiej prezentuje się trenujący już z zabrzanami Giorgi Alawerdaszwili. To 27-letni Gruzin o dość bogatym CV. Grał już w kilkunastu klubach. W Zabrzu jest od czwartku. Wystąpił już meczu sparingowym w barwach Górnika, w drugiej połowie spotkania przeciwko Polonii Bytom i pokazał się z niezłej strony. Jest dobrze wyszkolony technicznie i łatwo potrafi wygrać pojedynek z rywalem. Wiele wskazuje na to, że może wzmocnić Górnika, bo dyrektor sportowy klubu z Zabrza Robert Warzycha po grze kontrolnej chwalił zawodnika. – Szuka piłki, jest dobry technicznie. Widać, że mam papiery na grę na przyzwoitym poziomie. Cieszę się, że jest z nami – komentował Warzycha. – Jak to się stało, że trafiłem do Zabrza? Jestem tu dzięki Jakubowi Rubińskiemu i waszemu byłemu reprezentantowi Arturowi Wichniarkowi. Pojawił się możliwość przyjazdu i postanowiłem skorzystać. Zawsze chciałem grać w Polsce. Wasza liga szybko się rozwija. Powstają nowe stadiony, jest duże zainteresowanie ze strony kibiców…
Kuświk szaleje… w sparingach.
– Trener Waldemar Fornalik w meczu z liderem drugiej ligi postanowił znów dokonać kilku przetasowań w składzie. W pierwszej połowie w bramce stanął Słowak Putnocky, który jest o krok od podpisania kontraktu z “Niebieskimi”. W tej części dominacja Ruchu była absolutna, piłkarze z Rybnika nie stworzyli sobie żadnej okazji strzeleckiej, a chorzowianie niemal bez przerwy byli przy piłce. Efektem tej przewagi były dwa gole Grzegorza Kuświka. Najpierw napastnik umieścił piłkę w bramce po rzucie rożnym…
Transfery pomogą Ruchowi w uzyskaniu licencji?
– Dziwniel w weekend opuścił zespół Ruchu i poleciał do Szwajcarii, gdzie w poniedziałek przejdzie badania i testy medyczne w FC Sankt Gallen. Jeśli ich wyniki będą pozytywne, to nic nie powinno przeszkodzić w jego transferze do czwartej drużyny Super League. – Dziś przejdę testy medyczne. Gdy podpiszę kontrakt, od razu dołączę do nowego zespołu, który od niedzieli przebywa na zgrupowaniu w tureckim Belek – powiedział na pożegnanie z Chorzowem obrońca. Kontrakt Dziwniela z Ruchem wygasa latem, a piłkarz miał w kontrakcie wpisaną kwotę odstępnego w wysokości około 300 tys. euro. Działacze Niebieskich nie wykluczają, że do zespołu dołączy nowy lewy defensor. – Sprawa Daniela powinna się ostatecznie wyjaśnić dziś lub jutro. Co z jego następcą? Rozglądamy się i może do czasu wylotu do Turcji kogoś znajdziemy – stwierdził dyrektor sportowy Mirosław Mosór.
Teksty ze Sportu znajdziecie również na katowickisport.pl
SUPER EXPRESS
Z Superaka zacytujemy dziś dwa materiały. Pierwszy z nich to rozmowa z Arkadiuszem Milikiem, który ma dwa precyzyjne cele: najpierw mistrzostwo Holandii, później wyjazd na Euro 2016.
Ostatnio furorę w Internecie zrobił filmik udostępniony przez Ajax, na którym w trakcie treningu strzelasz rzuty wolne słynnemu Edwinowi van der Sarowi. Wyglądało to imponująco.
– Bo film został dobrze zmontowany (śmiech). Pokazano tam fragment, w którym strzelam trzy gole z rzędu, ale to nie do końca było tak. Tych wolnych wykonywałem dużo więcej, najpierw naszemu podstawowemu bramkarzowi Cillessenowi, a dopiero potem przyszedł van der Sar. Trochę bramek wpadło, ale nie pamiętam ile.
Wielką popularność w sieci zdobyło też twoje świąteczne zdjęcie, na którym całowałeś narzeczoną, ale nie pocałunek, a inny szczegół przykuł uwagę internautów.
– (śmiech). Tak, to przy tej okazji ktoś wymyślił słynne już określenie “wysunięty napastnik”. Sprawę potraktowałem z humorem, komentowałem ją w Internecie, ale. to nie do końca był “wysunięty napastnik”. Mam spodnie, które po prostu tak się zaginają w tym szczególnym miejscu, i to wytłumaczenie tej historii (śmiech).
Drugi tekst to ciąg dalszy afery z Heroldem Goulonem w roli głównej. Daria O. z Poznania twierdzi, że były piłkarz Zawiszy pastwił się nad nią psychicznie, a dziś Super Express odgrzewa inną historię.
W maju 2009 roku na komisariat w Mans zgłosiła się 19-letnia dziewczyna, oświadczając, że została pobita przez narzeczonego. Obdukcja wykazała uszkodzenie bębenka spowodowane policzkiem wymierzonym przez podejrzanego. Niespełna rok później, 5 i 6 marca Goulon znów użył siły. Nalał do wanny zimnej wody i podtapiał partnerkę do utraty tchu, krzycząc, że musi cierpieć za swoje błędy. Następnie próbował zamknąć ją w łazience. Dziewczyna uwolniła się dopiero wtedy, gdy kopnęła go w krocze” – czytamy we francuskim dzienniku, który zaznaczył, że nie był to pierwszy konflikt z prawem byłego gracza Zawiszy. Wcześniej został oskarżony o składanie fałszywych zeznań i jazdę samochodem bez ważnego ubezpieczenia. Zapłacił 1600 euro grzywny.
Teksty z Super Expressu znajdziecie również na gwizdek24.pl
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ciężko dziś o piłkę nożną na okładkach dzienników.
Ale wypada zacytować jeszcze jeden krótki fragment z Bońka, który mówi: PZPN nie jest moją firmą.
– Dziś PZPN jest organizacją nowoczesną. Zmieniliśmy polską piłkę na każdym szczeblu. Ta dziennikarska opozycja, która czasami mnie śmieszy…
Dlaczego śmieszy?
Uczyć mnie moralności chcą ci, którzy sami mają z nią wielki problem. Wydajemy wszystko zgodnie z założeniami budżetu. Nie są to tajne dokumenty i można to sprawdzić zamiast tworzyć psychozę. Dziennikarz zajmujący się tym, ile wydaje dział marketingu w polskim związku jest śmieszny.
Dlaczego miałby się tym nie zajmować?
– Przed naszym przyjściem PZPN miał 40 milionów na koncie i budżet 80 milionów. Dziś ma na koncie dużo ponad 100 milionów i budżet około 85 milionów. Podpisaliśmy umowę, pierwszą w historii naszej piłki, z firmą, która będzie sponsorować sędziów. Wszyscy wiedzą, że mamy dobrych arbitrów, którzy popełniają błędy czy przegrywają z technologią, ale są uczciwi. W polskiej piłce się nie kręci. Na najwyższym szczeblu się nie kręci, spokojnie, nie mówię, że na najniższym szczeblu jest idealnie. Są ludzie, którzy przez 20 lat nie czuli potrzeb zmian. W kuluarach mówi się: „Dosyć, niech już Boniek nas tymi reformami nie męczy”. PZPN nie jest moją firma, zostawię ją za rok, za cztery lata i przyjdzie ktoś inny. Tylko wiecie, jaką będę miał satysfakcję? Tego już nie da się spier…ć. Chyba, że przyjdzie wielki „magik”.
Śląsk nieugięty w sprawie Mili? Tadeusz Pawłowski ma już dosyć tej sagi.
Jeśli Lechia nie zadeklaruje się do poniedziałku, cena idzie w górę. A kiedy pojedziemy na obóz, to już w ogóle nie będzie mowy o transferze, bo nie pozwolę na rozwalanie mi przygotowań – komentuje sprawę transferu Sebastiana Mili trener Śląska Tadeusz Pawłowski. Wszystko wskazuje na to, że były kapitan wrocławian nie zmieni zespołu. Czasu na porozumienie między klubami jest już naprawdę niewiele, rozbieżności nadal są duże (w sobotę informowaliśmy że Lechia daje milion zł netto, Śląsk chce półtora), a szkoleniowiec wicelidera zaczyna tracić cierpliwość. Chciałby pracować z grupą piłkarzy, co do których ma całkowitą pewność, że wiosną będą w jego drużynie. Już w środę wrocławianie zaczynają zgrupowanie w tureckiej Antalyi. Mają tam rozegrać cztery spotkania kontrolne. W składzie możliwie podobnym do tego, który wiosną ma walczyć o najwyższe cele.
Dziś na łamach PS również wywiad, który już wczoraj zdążyliśmy skomentować na stronie. Dominik Furman przekonujący o tym, że powrót z Tuluzy do Legii nie jest dla niego krokiem w tył.
Robi pan krok w tył?
– Nie, bo jestem w Legii. Porównując ligę francuską do polskiej oczywiście nie mamy o czym rozmawiać. Wiadomo, która jest silniejsza. Legia i Tuluza? Legia nie ma się czego wstydzić. Nie musimy mieć kompleksów. Polacy muszą z nich wyrosnąć. Wystarczy spojrzeć na wyniki legionistów w europejskich pucharach. Robią wrażenie. Będąc we Francji, kiedy powiedziałem w klubie, że legioniści ograli Celtic 4:1, a na dodatek nie wykorzystali dwóch rzutów karnych, to koledzy nie wierzyli. Musieli obejrzeć w internecie. Zobaczyli i byli pod dużym wrażeniem. Mam nadzieję, że ze mną Legii będzie szło…
Pan również jest pod wrażeniem, jak drużyna rozwinęła się w ostatnim roku?
– Jestem. Zespół zanotował progres. Było niewiele zmian personalnych. W podstawowym składzie z nowych twarzy jest tylko Ondrej Duda – reszta to starzy znajomi. Widać rękę trenera. Wiem, że dla kibiców liczą się głównie występy w europejskich pucharach. Wcześniej może z grą nie było najgorzej, ale wyniki tego nie potwierdzały. Teraz jest inaczej, kolejne wygrane sprawiają, że inne zespoły czują wobec Legii większy respekt. Jestem bardzo głodny gry i treningów. Nie mogę się doczekać. I wiem, że tylko ode mnie zależy, jak wszystko się potoczy. To piłka nożna. Raz jest się na wozie, raz pod wozem.
Transfer Dziwniela może postawić chorzowski klub na nogi – cytowaliśmy to już ze Sportu. To o Gruzinie, który stara się o angaż w Górniku również. To może o tym, że Lech chce Markovicia?
Jedną z opcji transferowych Kolejorza jest 20-letni piłkarz Korony Vanja Marković, który do Polski trafił dwa lata temu. Początkowo występował rzadko, ale po półrocznej aklimatyzacji stał się czołową postacią kieleckiego zespołu. W Koronie wystąpił do tej pory w 33 meczach. Na początku listopada na treningu doznał kontuzji. Szczegółowe badania wykazały zerwanie więzadła w kolanie i uszkodzenie łąkotki. Konieczna była operacja. Obecnie Marković przechodzi rehabilitację. Do treningów ma wrócić za kilka miesięcy. Dlatego nie ma szans na to, aby Lech sprowadził tego piłkarza już zimą. Do ewentualnych rozmów na temat transferu może dojść wówczas, gdy będzie pewne, że latem nie uda się kupić Drygasa.
Bartłomiej Pawłowski podsumowuje miniony rok, który był w jego wykonaniu fatalny. Zamierza zerwać z łatką piłkarza z Malagi – ale to sobie już odpuścimy. Na koniec fragment niedługiej rozmówki z Arkadiuszem Głowackim, który jest…jak niewierny Tomasz. Dlaczego?
2015 rok ma być dla Wisły końcem kryzysu. Widać dużo optymizmu w wypowiedziach trenera Smudy i prezesa Roberta Gaszyńskiego. Panu też udzielił się ten nastrój?
– Słyszałem już tyle deklaracji… Jestem jak niewierny Tomasz. Jak nie zobaczę, to nie uwierzę. Oczywiście, optymistyczne sygnały docierają do drużyny. Każdy chciałby, aby te słowa zostały przekute w czyny. Pewnie jest duża szansa, że tak się stanie, ale wolę poczekać na efekty.
Gdy podsumowywał pan miniony rok, użył pan określenia, że nasza egzystencja była trudna. Niektórzy żartowali, że został pan filozofem. Rzeczywiście było tak trudno?
– Nie jest łatwo, gdy nie wie się, o co się walczy, nie mówiąc już o aspektach finansowych. Teraz z jednej strony słyszę głosy, że mamy grać o fazę grupową Ligi Europy, a z drugiej mam w głowie wciąż nierozwiązane problemy. To nie jest komfortowa sytuacja. Taki klub jak Wisła musi mieć jasno określone cele, ale przede wszystkim wyjaśnioną sytuację finansową. Wierzę, że w tym roku uda się tego dokonać.
Teksty z PS znajdziecie również na przegladsportowy.pl