Łzy w oczach Grealisha, konwulsyjny płacz Saki, niedowierzanie Sterlinga. Nieobecny wzrok Kane’a, załamany Stones, pozostali z nietęgą miną. Kiedy wybrzmiał pierwszy ryk radości włoskich piłkarzy po ostatnim rzucie karnym, Anglikom świat zwalił się na głowę. Wtedy, moi drodzy, liczy się tylko myśl, że przegrałeś. Nie ma znaczenia, że to finał wielkiego turnieju, a ty kończysz go na drugim miejscu. To boli tak samo jak odpadnięcie na pierwszym etapie turnieju, ot, nie ma tutaj selekcji wniosków na gorąco po meczu. Tylko nieliczni potrafią coś takiego przetrawić. Schować żal i frustrację, rozegrać bitwę emocjonalną z samymi sobą w krótkim czasie. Mowa o trudnej chwili dla sportowca, jego swoistym elemencie prywatności, który musi być skazany na oko kamery. Dlatego nie wieszajmy psów na człowieku, który ściągnął srebrny medal z szyi tuż po jego przyjęciu. To nonsens godny ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy, że świat dzieli się na nieambitnych, ambitnych i ambitnych inaczej.
Jasne, można być cholernie ambitnym, wykazać się ogromną klasą i przyjąć porażkę w nieco inny sposób. Drugie miejsce potraktować jak szczęście od losu na tle tego, co do tej pory udało się osiągnąć. W przypadku obecnego pokolenia Anglików – nic. Tym bardziej że mówimy o finale mistrzostw Europy, nie rozgrywkach pokroju Carabao Cup. Ale z drugiej strony pomyślmy: czy naprawdę należy demonizować tych, którzy reagują tak jak wczoraj angielscy piłkarze? Ludziom przychodzi to tak łatwo, że aż pozostaje mi się zastanowić, czy my oglądamy ten sam sport. Czy mamy świadomość, jaki poziom ego, oczekiwań względem siebie i pokładów ambicji drzemie w topowych piłkarzach? To nie wymówka a podsunięcie faktu, o którym dzisiaj się zapomina.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Dziwi mnie wyciąganie z przeszłości obrazków, na których różni piłkarze czy trenerzy potrafili wręcz całować srebrny medal. Świeży przykład: Pep Guardiola w Lidze Mistrzów. To samo w sobie jest fajnym gestem, dowodem na pokorę, ale żeby osadzać takie sytuacje w kontraście do zachowania Anglików? Rzecz, moim zdaniem, absolutnie nie na miejscu. Wiecie, minimalny poziom empatii jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził. Wejdźmy w buty przegranych, postawmy się na ich miejscu. Ba, nawet tego nie musimy robić, bo każdy z nas na pewno ma jakieś przykłady z życia, w których dystansu do popełnionego czynu nabrał dopiero po czasie. To ludzka przywara, chciałoby się powiedzieć: coś naturalnego. Czasami z nią wygrywamy, czasami nie. Niekiedy dajemy się ponieść emocjom, a innym razem potrafimy zachować zimną krew. Mówiąc wprost, bywa różnie, a przecież nikogo to nie krzywdzi, prawda? Istnieje milion lepszych powodów, za które można by kogoś skrytykować.
Spójrzmy na to w ten sposób: drugie miejsce na największym turnieju w karierze dla zawodnika można porównać do wspinaczki górskiej. To tak jakby wchodzić na szczyt Mount Everestu, zbliżyć się do wyczynu, na który możesz mieć tylko jedną próbę. Ale na ostatnich metrach tracisz siły, ucieka z ciebie życie. Poziom tlenu spada, a ty już wiesz, że musisz zawrócić, żeby przeżyć. Prawie wygrałeś, prawie, dlatego wracasz z góry bez słowa. Nie obchodzi cię, że wspiąłeś się na 8 800 metrów, skoro najważniejsza chwila czekała 50 metrów wyżej. Powiedzieć, że czujesz niedosyt, to jak nie powiedzieć nic. Jeśli się otrząśniesz, być może do ciebie dojdzie, że jesteś jedną z niewielu osób na świecie, które miały najwyższy szczyt na świecie na wyciągnięcie ręki. Ale nie wtedy, nie w ten sam dzień.
***
Inna sytuacja, tutaj już wtrącę trochę prywaty. Też grałem trochę w piłkę, udało mi się nawet liznąć poziomu pół-profesjonalnego. Grałem przez wiele lat, uwielbiałem reżim treningowy. Szczególnie tę satysfakcję, kiedy pracuje się ciężej i widzi, że to przynosi efekty. Że stajesz się lepszy od swoich kolegów, mijasz ich w hierarchii, jeśli włączysz wyższy bieg. A gdy już wchodzi się na pewien pułap, wykuwa się w charakterze tę cholerną ambicję – najważniejsze staje się tylko jedno: zwycięstwo. Na każdym treningu, w każdej zabawie ze znajomymi, wszędzie. Dla mnie, człowieka, który potrafi nie odzywać się przez najbliższą godzinę po gierce na WF-ie, a przegrał przecież zaledwie jedną z kilkuset takowych, każda porażka to ból. Nawet wtedy, gdy moja szkoła wygrywa pierwszy medal w historii biegów sztafetowych, a ja zbieram pochwały za swoją zmianę – nie potrafię poczuć satysfakcji. To element konkretnej mentalności, zapewne psychiki bardziej pokręconego sportowca, która przenosi się dosłownie na każdy aspekt życia. Ha! Bo nawet jak gram dzisiaj w Counter Strike’a i remisuję mecz po wybitnym występie – jak myślicie, co czuję jako pierwsze?
Odpowiadam: poczucie, że zawiodłem. Żal, że nie dało się zrobić czegoś więcej, bo NIE WYGRAŁEM. Czy to coś złego? Wątpię. Tym bardziej, że winą nie obarczam wtedy innych. Dlatego Anglików rozumiem i bronić również będę. A jestem tylko zwykłym człowiekiem, to moja szara codzienność. Nie kariera piłkarza, który wchodzi na Mount Everest. Ja co najwyżej mogę wspiąć się na Śnieżkę, a i tak potrafię wejść w skórę tych największych. To cenne.
***
Ale dobra, koniec prywaty. Czas na własne wnioski. Niech każdy z was stanie przed lustrem i wyobrazi sobie na podstawie własnych doświadczeń, czy potrafiłby unieść srebrny medal w sytuacji Anglików. Jasne, część stwierdzi, że właśnie czyta jakieś dyrdymały. Okej, nie będę miał żadnych pretensji. Powtórzę: świat dzieli się na nieambitnych, ambitnych i ambitnych inaczej. Ale ci, którzy mają w sobie ten popęd, niekończącą się żądzę wygrywania, powinni zrozumieć, o co tutaj chodzi.
Aha, no i pamiętajmy, że każdy finał jest jak osobna bitwa. W niej mamy tylko dwa fronty: przegranych i wygranych. Stąd nie każmy się wstydzić tym, którzy nie potrafią pogodzić się z porażką w dniu jej odniesienia. Nikogo z frustracji nie pobili, rywali też nie zwyzywali. Jeśli już mamy coś oceniać, to przyszłość. Rozliczajmy reprezentację Anglii za to, jak odpowie na swoje niepowodzenie po czasie. W kolejnym momencie próby, kiedy przy walce z emocjami większą rolę będzie mogło odegrać doświadczenie. Gorzkie doświadczenie bycia drugim na Euro 2020.
Fot. Newspix