– Zapisałem się na kurs pierwszej pomocy, żeby sobie odświeżyć wiedzę. Z menedżerem stwierdziliśmy, że zakupimy mobilny defibrylator. Jest skuteczny, bo o 90% zwiększa szanse ratowania życia w porównaniu do klasycznej pierwszej pomocy. Będziemy zabierać go na koncerty. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś takiego może się wydarzyć – mówi Czesław Mozil, którym wstrząsnął dramat Christiana Eriksena. Z polsko-duńskim artystą rozmawiamy także o narodzie, który pogodził się z porażką, naruszającej intymność UEFA oraz wyższości piłki reprezentacyjnej nad klubową. Zapraszamy.
Istnieje Duńczyk, który obecnie się nie jara piłką?
Na pewno gdzieś taki jest, ale w tak małym kraju będzie bardzo trudno go znaleźć! Od pierwszego meczu dzieją się rzeczy niemożliwe. Pisze się historia. Każdy to przeżywa na swój sposób.
Pan śledzi piłkę od dawna.
Jako młody chłopak nie byłem jakimś zapalonym kibicem, ale chodziłem na mecze. Podczas Euro u nas w 2012 roku byłem na siedmiu meczach – meczu otwarcia, finale, na dwóch w Kijowie, dwóch we Lwowie. Pięć lat temu we Francji byłem na meczach z Niemcami i Irlandią Północną. Wybraliśmy się też z żoną na mecz, w którym mogliśmy ewentualnie zagrać, czyli półfinał Portugalia – Walia. Jak najbardziej – kibicuję. Choć teraz przez COVID nie miałem takiej możliwości, ale generalnie śledzę piłkę. Zresztą – mam trzy drużyny, Polskę, Danię i Ukrainę. Polska to mój kraj, w Danii się wychowałem, Ukrainę dlatego, że ojciec jest Ukraińcem. Ale chyba losów żadnej reprezentacji nie przeżywam tak bardzo jak Danii, mimo że nie czuję się Duńczykiem, zawsze się czułem Polakiem. Jako młody chłopak trafiłem na okres, gdy Dania wygrała mistrzostwa Europy. Mam od tego momentu jakiś ekstra sentyment, gdy Dania gra, nie ukrywam.
Da się porównać to, co się działo na tamtych mistrzostwach Europy, do tego, co teraz?
Szczerze mówiąc – trudno mi powiedzieć. Wtedy na Euro grało tylko osiem drużyn. Było inaczej. No i Euro nie zaczynało się w takich dramatycznych okolicznościach, jak teraz… Piłka zeszła na bok po tym jak UEFA potraktowała duńską drużynę, każąc jej grać.
Sytuacja, która zjednoczyła cały naród.
Drużyny dostały dwie propozycje – albo dokańczamy mecz, albo gramy go jutro o 12. Tuż po tym jak byli świadkami walki o życie swojego przyjaciela! Według UEFA nie można było tego meczu przesunąć, co według mnie nie jest prawdą. Piłkarze woleli grać w ten sam wieczór, bo przecież i tak nikt chyba nie przespał tej nocy, granie na drugi dzień byłoby bez sensu. Z tych dwóch możliwości jedna była gorsza od drugiej. Kasper Hjulmand, duński trener, walnął pięścią w stół i powiedział, że wszystkie inne wersje to czyste spekulacje. Od samego początku wszyscy byli pogodzeni z tym że to Euro się tak naprawdę skończyło.
Jakie obrazki pan zapamiętał najbardziej podczas tej walki o życie?
Kapitana Kjaera, który zadbał o swojego przyjaciela. I to, jak piłkarze go otoczyli. Duńska telewizja przerwała w tym momencie emisję meczu, ale UEFA cały czas pokazywała te obrazki. Mam nadzieję, że w przyszłości się to nie będzie wydarzać, bo jednak wszystko stało się za bardzo intymne. Nie potrzebujemy oglądać na żywo tak strasznej historii. Bardzo to przeżywałem. Byłem całym sercem z Eriksenem. Mój menedżer pytał, czy powinniśmy przesunąć albo odwołać koncert. Cały świat był wzruszony tym, co się wydarzyło. To nie do wiary, jak młody atleta w swojej życiowej formie przeżywa coś takiego jak zawał serca.
Gdzieś przeczytałem, że w Danii już zaczęto wdrażać programy, mające uświadamiać społeczeństwo, jak się zachować w podobnych sytuacjach.
Nie byłem w Danii, ale ja sam zapisałem się na kurs pierwszej pomocy, żeby sobie odświeżyć wiedzę. Z menedżerem stwierdziliśmy, że zakupimy mobilny defibrylator. Jest skuteczny, bo o 90% zwiększa szanse ratowania życia w porównaniu do klasycznej pierwszej pomocy. Postanowiliśmy, że kupimy go do naszego busika i będziemy zabierać na koncerty. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś takiego może się wydarzyć. Gdyby to nie był mecz Euro, a codzienna sytuacja, w której nie byłoby w pobliżu sztabu medyków… Decydowały minuty. Takie urządzenia są w metrach czy na stacjach PKP, ale kto z nas potrafi je obsługiwać? Mam nadzieję, że ta sytuacja wpłynie pozytywnie na świadomość społeczeństwa, na nabywanie takich umiejętności, jakie pokazał Kjaer.
Taki plus tej całej historii, że społeczeństwo w jakiś sposób zwróciło uwagę na problem.
Zgadzam się całkowicie.
Poza tym meczem z Finlandią, którym stresował się pan najbardziej?
Chyba tym z Rosją. Nie spodziewałem się, że będę miał przyjemność kibicować tak małemu krajowi, który tak wysoko pokonuje Rosję. W meczu z Walią też trudno było uwierzyć w to, jaką przewagę miała Dania. A przecież dla wszystkich po meczu z Finlandią Euro się już skończyło. Duńskie media i fani okrzyknęli drużynę bohaterami, trochę brakowało wcześniej zjednoczenia drużyny. Ale po tym spotkaniu już nikt niczego nie wymagał, więc teraz tym bardziej nikt nie ma już żadnych oczekiwań, ani trochę. A po meczu z Belgią wszyscy się już pogodzili z tym, że Dania nie przejdzie dalej. A teraz jesteśmy tak daleko, że wszystko może się zdarzyć. Nie zdziwiłbym się, gdyby Dania znów zrobiła wielką niespodziankę. To piękne w piłce, że tworzą się takie historie. Ta duńska miała swój smutny początek, ale ma świetny sportowy koniec i poprawi świadomość społeczeństwa o pierwszej pomocy, nauczy szacunku do życia. Ja sam staram się być w jakiejś formie, ale tak naprawdę nigdy nie wiemy, kiedy nasze ciało odmówi współpracy. Atleta, który jest ciągle badany… Takie historie uświadamiają, jak ulotne jest życie.
Czego brakowało na tym turnieju Polsce, a co miała Dania? Oni mają dobry wynik, a my – niestety, jak zwykle.
Nie sądzę, że „jak zwykle, niestety”. Pięć lat temu byliśmy przecież bardzo blisko podobnego wyniku. Przegraliśmy dopiero w karnych z Portugalią. Gdybyśmy wygrali, mielibyśmy półfinał z Walią. Doskonale pamiętam, jaką euforię przeżywałem w Nicei, gdy Polska wygrała z Irlandią Północną. Emocje, które mi dała Polska, były fantastyczne. A to, że tak się potoczyło tym razem – no trudno. Nie chcę się wypowiadać o tym, czego nam zabrakło, bo nie jestem ekspertem, nie byłoby to fair. Generalnie w piłce fantastyczne jest to, że nawet Francja potrafi przegrać w 1/8 wygrywając 3:1 dziesięć minut przed końcem. Nawet małe kraje mogą robić wielkie rzeczy. To przewaga Euro nad Ligą Mistrzów. W piłce klubowej mamy ogromnych, silnych przedstawicieli, których mniejsze kluby praktycznie nie mogą tknąć. A na Euro jest miejsce na to, by Ukraina doszła daleko, by Szwajcaria zrobiła swoje, by mała Dania walczyła o miejsce w finale. To coś pięknego, co różni piłkę klubową i reprezentacyjną.
Jak kibice zareagowali na fakt, że nie mogli jechać do Anglii?
To wielka niesprawiedliwość. Podobno około pięć czy sześć tysięcy duńskich kibiców dostało bilety, wykupiło je, ale to tylko Duńczycy, którzy mieszkają na stałe w Wielkiej Brytanii, a jest ich około trzydziestu tysięcy. Duńscy biało-czerwoni będą więc na trybunach. No cóż, mamy pandemię, każdy kraj sobie radzi z nią po swojemu. Na pewno kibice są bardzo rozczarowani. Zwłaszcza że finał też będzie na Wembley, znowu pojawi się ten sam problem. Ale nawet jeśli awansuje Anglia, to szykuje się fantastyczny finał.
To na koniec – jakiego meczu się pan spodziewa?
1:1, potem Dania wygrywa jakimś cudem w karnych. Napięcie do samego końca!
Fot. newspix.pl