Tak jak w życiu przeciętnych ludzi, tak też w świecie większych osobistości dochodzi do przypadków nadających się na rozprawę sądową. Rozpady małżeństw, przemoc domowa, kradzieże, szantaże i setki innych występków, które jako społeczeństwo bez wahania piętnujemy. Czasami jakiś sportowiec czy znana persona z innego poletka wchodzi na złą drogę i jedzie po bandzie w takim stopniu, że nie zostawiamy na niej suchej nitki. Koszt posiadania nie anonimowego nazwiska, to coś naturalnego. Jeden się wywinie, obroni swoje dobre imię, a drugiemu dostanie się mocniej, straty będą dotkliwe. Teraz może przekonać się o tym Jan Mucha, m.in. były piłkarz Legii Warszawa.
Były reprezentant Słowacji może i bramkarzem był dobrym, ale na innym gruncie mogło być trochę gorzej.
Była żona Muchy ujawnia prawdę o mężu
Wiadomo, jak to bywa. Kiedy małżeństwo bierze rozwód, często bywa tak, że obie strony zaczynają do siebie strzelać. Oczywiście nie dosłownie, ot, chodzi o ujawnianie niewygodnych faktów ze wspólnego życia. Jako że nie jest ono czarno-białe, warto mieć na uwadze, że niebezpieczne jest przypisywanie winy tylko jednej z osób. Trzeba tu chłodnej głowy, choć przy tym, co czytamy w słowackich mediach, wyjątkowo trudno nie odnieść wrażenia, że za wszelkie zło odpowiada wyłącznie Jan Mucha.
Ale po kolei.
W 2018 roku Jan i Simona Mucha wzięli rozwód. Fakty są takie, że od tamtej pory ojciec czwórki dzieci nie wypłacił ani grosza alimentów. Nie interesuje się rodziną, nie ma z nią kontaktu. Sprawa sądowa się ciągnie, a samotna matka musi radzić sobie sama w Anglii, podczas gdy Jan prowadzi frywolne życie z nową partnerką. – Myślałam, że po rozwodzie osiągniemy porozumienie, bo jesteśmy połączeni czwórką dzieci, które nawet nie są w dobrym stanie zdrowotnym. Dziewczynki cierpią na dysleksję i muszę z nimi nad tym pracować, opłacać korepetytorów. Syn wygrał walkę z rakiem, ale wciąż potrzebuje specjalnej opieki. Nie pamięta o dzieciach na urodziny czy święta.
Mamy taką sytuację, że nie mogę wysyłać dzieci na żadne wycieczki szkolne, bo nie mamy tylu pieniędzy. Ciągle chodzą w tych samych butach, a ja musiałam sprzedać wszystko, co ma jakąś wartość. Torebki, buty, rowery… Nie chcę go krzywdzić, niech żyje własnym życiem, ale już nie mam pojęcia, jak doprowadzić do tego, żeby dał swoim dzieciom to, co im się należy. On musi wypełnić swoje ojcowskie obowiązki – mówi Simona Mucha na łamach “Plus7dni”.
Jak do tego w ogóle doszło? Cóż, pewnego dnia Jan wpadł na pomysł, który miał kompletnie odmienić obraz szczęśliwego małżeństwa. Trzeba cofnąć się do 2014 roku.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Po przygodzie z Legią Jan Mucha poszedł do Evertonu. Później przeniósł się do klubu Krylja Sowietow Samara, co miało być punktem zwrotnym. – Byliśmy szczęśliwą rodziną, dopóki nie wyjechał do Rosji. Przez pierwszy rok odwiedzaliśmy go ze starszymi dziećmi. Pamiętam, że podczas którejś wizyty pokazał mi magazyn z rzeczami, które chce spróbować podczas seksu. Mówił o swingingu, o imprezach tego typu i tak dalej. Odmówiłam, byłam przerażona. Wtedy powiedział, że kogoś sobie znalazł. To był maj 2014 roku – kontynuuje Simona Mucha.
– Kilka miesięcy później jeden z synów był poważnie chory. Cierpiał na raka węzłów chłonnych. Myślałam wtedy, że mój mąż się obudzi, znowu będzie normalny, ale nie. Było tylko gorzej. Powiedział, że nie potrzebuje rodziny i przyjaciół tak jak my potrzebujemy. Ale dwóch kobiet już potrzebował… Stał się szalony. Moje życie zaczęło się walić jak domek z kart – dodaje.
Po tym, jak syn przeszedł chemioterapię, Simona otworzyła sprawę rozwodową. – Wtedy zaczął mnie szantażować, mówiąc, że jeśli nie zrobię tego tak jak on chce, to nie dostanę żadnych pieniędzy. Często mi groził, że zabierze mi samochód lub dach nad głową. Wyrzucał nas do mieszkań na wynajem. Zrobiłam jak chciał, ale pieniędzy nie mam.
Pożyczka od kolegi z reprezentacji Słowacji
Simona z Janem zdecydowali swego czasu, że będą żyć w Anglii. Dobra edukacja, fajne perspektywy na życie. Ich dzieci zresztą chodzą do tamtejszych szkół od prawie dziesięciu lat. Sęk w tym, że oboje widzą się tylko podczas rozpraw sądowych. – Sąd słowacki orzekł, że do czasu wydania orzeczenia w sprawie alimentów przez sąd angielski, Jan powinien płacić 900 euro miesięcznie za czwórkę dzieci. Policja również go ścigała, aby to zrekompensować. Nie chcę od niego wielkich kwot. Prosiłam tylko o to, żeby mógł przesyłać pieniądze na jedzenie, ubrania czy rachunki. 1000 funtów na dziecko.
Od kilku lat mamy problemy finansowe. Ale nie siedzę w domu i nie czekam na zbawienie. Pracuję w szkole jako sprzątaczka. To jest dobre, bo mam wolne weekendy dla dzieci. Nie zarabiam wiele, ale przynajmniej mam na rachunki. Mamy też to szczęście, że ktoś nam pomaga. Mam kartę kredytową od sąsiadki, która tu mieszkała, a teraz przeprowadziła się na Majorkę. Zostawiła pieniądze, które zaoszczędziła na koncie. Oddam je, nawet jeśli nie wiem kiedy. Ale to jest katastrofa – podkreśla Simona.
W pewnym momencie Simona poprosiła o pomoc nawet piłkarza, kolegi reprezentacyjnego Jana Muchy. – Kiedy urodziły się nasze bliźniaki, a Jan był w Rosji, przebudowywaliśmy dom. Nie było z nim kontaktu przez dwa tygodnie. Kiedy przychodzili robotnicy, nie miałam nic, żeby im zapłacić. Pożyczyłam pieniędzy od bardzo znanego słowackiego piłkarza. Nie powiem, kto to, bo to bliskie otoczenie, żyjące w Anglii. Ale słyszałam, że kiedy Jan się o tym dowiedział, zwrócił pieniądze temu piłkarzowi.
***
Wnioski nasuwają się same. Jeśli to wszystko jest prawdą, w naszych oczach Jan Mucha straci bardzo wiele.
Fot. FotoPyk