Wojenna fryzura, treningi rugby, związek z eksżoną trenera. Oto Lyndon Dykes

Michał Kołkowski

22 czerwca 2021, 08:33 • 10 min czytania

Napastnik reprezentacji Szkocji Lyndon Dykes podczas mistrzostw Europy spędził jak dotąd na boisku 169 minut. Udało mu się w tym czasie zagrać 16 celnych podań (na 40 prób) i… wygrać 18 pojedynków powietrznych. No ale w sumie jakich statystyk oczekiwać od gościa, który przez pewien czas szykował się do kariery rugbisty, a nie piłkarza?

Jak wymagające i nieprzyjemne są fizyczne starcia z Dykesem, zdążyli się już przekonać czescy i angielscy obrońcy. Tomas Kalas skończył z rozcięciem na czole, Luke Shaw posmakował ciosu kolanem. Choć Antonio Mateu Lahoz, który poprowadził starcie Anglików ze Szkotami, już podczas rozgrzewki zaczepił krewkiego napastnika i poprosił go, by nie posuwał się w walce o piłkę zbyt daleko. – Sędzia ostrzegł mnie przed meczem, żebym uważał przy pojedynkach główkowych – przyznał Dykes na łamach pisma „The Scotsman”. – Po starciu z Shawem próbował mnie natomiast zmusić, żebym przeprosił rywala. A ja przecież nic takiego nie zrobiłem! Trochę go poturbowałem, ale to wszystko. Anglicy chyba nie byli gotowi do takiej walki.

Dla nas to był wielki mecz – dodał Szkot. – Koledzy wiedzieli, że traktuję to spotkanie wyjątkowo, gdy zobaczyli mnie w szatni z ogoloną głową. To taki nasz wewnętrzny sygnał – gdy strzygę się na zero, żarty się kończą. Wszyscy w szatni rozumieją, że idziemy na wojnę.

Lyndon Dykes w akcji

Dykes podobny manewr natury motywacyjno-fryzjerskiej zastosował już w barażach. Szkoci awansowali na mistrzostwa Europy po zwycięstwie w rzutach karnych nad Serbią, a napastnik do decydującego spotkania przystąpił pozbawiony czupryny. Tamten mecz również sędziował Lahoz, więc pewnie stąd jego podejrzliwe nastawienie względem Dykesa. Hiszpan zdążył się przekonać, jaki ze Szkota gagatek. – Przed finałem baraży Big Dec [Declan Gallagher] ogolił mnie brzytwą – opowiadał napastnik. – Wiedzieliśmy, że w Belgradzie czeka nas bardzo trudne spotkanie. Potrzebowaliśmy bodźca. Chciałem pomóc zespołowi w złapaniu odpowiedniego nastawienia do meczu. Chłopaki wiedzą, że łysy Dykes to Dykes gotowy do bitwy.

Zarejestruj się na Fuksiarz.pl

Graj mecze EARLY PAYOUT. Drużyna prowadzi 2:0 w dowolnym momencie, wygrywasz zakład

Lyndon Dykes – niedoszły rugbista

Po bezbramkowym remisie z Anglikami na Wembley szkocka opinia publiczna podzieliła się w recenzjach występu Dykesa. Jedni podkreślają jego niesamowitą wojowniczość, wygrane pojedynki główkowe i wszelkiego rodzaju przepychanki. Inni zżymają się jednak na nieskuteczność napastnika. Jak dotąd w czternastu występach dla drużyny narodowej Dykes zdobył tylko dwa gole. Ostatni raz trafił do siatki w październiku 2020 roku. Kiepskiej passy nie udało mu się przełamać nawet w wiosennych starciach z Wyspami Owczymi czy Luksemburgiem. Szkoci jako reprezentacja czekają zaś na gola na wielkiej imprezie od 16 czerwca 1998 roku, gdy Craig Burley trafił w grupowym meczu z Norwegią podczas mistrzostw świata we Francji.

Na Euro 2020 szkocka ekipa prezentuje się nieźle, lecz brakuje jej jakości w wykończeniu. I to jest kamyk, który musi wylądować między innymi w ogródku Dykesa. Współczynnik spodziewanych goli (xG) przyznaje Szkotom 2,6 bramki po dwóch meczach. Tymczasem w tabeli wciąż widnieje zero. Z drugiej strony – czy po Dykesie można się było spodziewać czegokolwiek innego? Precyzja nigdy nie była jego głównym atutem.

„Przyjaciele, trenerzy, nauczyciele – wszyscy przez lata starali się mi wytłumaczyć, że jestem utalentowany i powinienem to wykorzystać. Ale ja byłem zbyt leniwy. Za bardzo lubiłem wygodny życie bez wyrzeczeń. Brakowało mi poświęcenia. Pewnego dnia to się zmieniło i poświęciłem się bez reszty dla futbolu, jednak miałem już wtedy sporo do nadrobienia”

Lyndon Dykes

Dykes nie od razu zakochał się w futbolu. Choć jego rodzice są Szkotami i pochodzą z okolic Dumfries, on sam przyszedł na świat 7 października 1995 roku w Gold Coast – szóstym co do wielkości mieście Australii. To właśnie tam, a także w Canberze, spędził większą część dzieciństwa. Jego pierwszą sportową pasją było niezwykle popularne na antypodach rugby. – Jak wiadomo, piłka nożna nie jest ulubionym sportem Australijczykówprzyznał Lyndon na łamach FourFourTwo. – Moja rodzina generalnie jest mocno usportowiona, więc po prostu chciałem grać w cokolwiek, no i w pierwszej kolejności padło na szkolną ligę rugby. Futbol doszedł później, gdy byłem już nastolatkiem. Początkowo próbowałem zresztą połączyć trenowanie obu tych dyscyplin, ale na dłuższą metę nie miało to sensu. Musiałem coś wybrać. Szczerze mówiąc – osobiście skłaniałem się bardziej ku rugby, lecz mój wujek zapisał mnie do drużyny piłkarskiej nie pytając mnie o zdanie. Tam poznałem kumpli, więc zostałem.

Do 2016 roku napastnik występował głównie w regionalnych rozgrywkach australijskich, a zatem na poziomie (pół)amatorskim. Z krótką przerwą na epizod w szkockiej ekipie Queen of the South FC. – Moi rodzice przenieśli się do Australii przeszło 30 lat temu, ale wciąż mam mnóstwo krewnych w Wielkiej Brytanii. Kiedy odwiedziłem Anglię w ramach wycieczki szkolnej, skorzystałem też z okazji, by zobaczyć się z rodziną z Dumfries. I tak się złożyło, że trafiłem na trening drużyny U-20 w lokalnym klubie Queen of the South. Spisałem się nieźle, zostałem w Szkocji na rok. Można powiedzieć, że byłem wtedy piłkarzem na pełen etat. Ale wróciłem do Australii. Poszukałem pracy i znów zacząłem grać w piłkę tylko dla zabawy.

W wieku 21 lat aktualny reprezentant Szkocji pykał sobie zatem po godzinach w znanej i cenionej drużynie Surfers Paradise Apollo, a od 9 do 17 pracował w fabryce sprzętu sportowego, gdzie do jego podstawowych zadań należało oklejanie etykietami rozmaitych przyborów oraz pakowanie ich do kartonów. No i tak by już zapewne pozostało, gdyby nie to, że Dykes nie lubi rano wstawać. – Robota od 9 nie była dla mnie. Odezwałem się do działaczy Queen of the South, którzy zaoferowali mi drugą szansę. Wiedziałem, że teraz muszę w Szkocji dać z siebie sto procent.

Skok na głęboką wodę

W czerwcu 2016 roku Dykes ponownie został zawodnikiem ekipy The Doonhamers, wówczas drugoligowego średniaka. Przebił się do pierwszego składu zaskakująco szybko jak na gościa, który dopiero co beztrosko sobie pykał gdzieś na peryferiach poważnego futbolu. W sezonie 2016/17 rozegrał aż 30 meczów w lidze i 10 na pozostałych frontach. Zdobył tylko cztery gole, ale na jego usprawiedliwienie można zaznaczyć, że nie był wystawiany jako środkowy napastnik. Funkcjonował jako wojowniczy pomagier dla najdalej wysuniętego snajpera – Stephena Dobbie’ego. Weterana mającego za sobą sporo występów w angielskiej Championship, a nawet kilka meczów na poziomie Premier League.

CHORWACJA WYGRA ZE SZKOCJĄ? KURS: 2,27 W FUKSIARZU!

Współpraca na linii Dykes – Dobbie układała się naprawdę świetnie. Dość powiedzieć, że sezon 2018/19 ten drugi zakończył z dorobkiem 43 goli w 45 meczach, a ten pierwszy zapisał na swoim koncie 10 trafień i 17 asyst. Lyndon dał się zatem poznać na Palmerston Park jako zawodnik skory do poświęceń dla drużyny. Wymarzony zadaniowiec, który nie tylko nie grymasi, jeśli ofensywa nie kręci się wokół niego, ale wręcz lubi harówkę.

Chyba wyrobił w sobie takie podejście jeszcze za czasów trenowania rugby.

Lyndon Dykes w barwach Queen of the South

Jego wysiłki nie uszły uwadze obserwatorów ze szkockiej ekstraklasy. W 2019 roku po 24-letniego już wówczas zawodnika zgłosiła się ekipa Livingston FC. Mówimy wprawdzie o jednym z najsłabszych klubów Premiership, ale dla Dykesa taki transfer i tak oznaczał awans. Sportowy, to przede wszystkim, a przy okazji również finansowy. No i trzeba mu oddać, że daną przez los szansę bez mrugnięcia okiem wykorzystał. W sezonie 2019/20 tylko na polu ligowym zdobył 8 goli, a 9 kolejnych wypracował partnerom. Szczególnie imponujący był jego występ w prestiżowym meczu przeciwko Celticowi. Drużyna Livingston sensacyjnie pokonała u siebie faworyzowanych The Bhoys 2:0, a Dykes strzelił jedną z bramek. Przystąpił wtedy do spotkania podwójnie zmotywowany, ponieważ zdawał sobie sprawę, że z wysokości trybun obserwować go będzie Rene Meulensteen – asystent selekcjonera reprezentacji Australii, a przed laty bliski współpracownik sir Alexa Fergusona w Manchesterze United.

Meulensteen pozytywnie ocenił występ napastnika i zasugerował mu, że jeśli podtrzyma dobrą dyspozycję, może wkrótce liczyć na powołanie do seniorskiej reprezentacji Australii. Przedstawiciele szkockiej federacji zareagowali natychmiast. Dosłownie tydzień później z piłkarzem skontaktował się osobiście selekcjoner Steve Clarke, proponując mu reprezentowanie Szkocji. – To było surrealistyczne. Pozostawałem w kontakcie jednocześnie z selekcjonerem Szkocji i Australii. Nigdy bym nie przypuszczał, że uda mi się osiągnąć taki poziom – przyznał Dykes.

Koniec końców postawił na Szkocję. Jak mówi: poszedł za głosem serca.

Romans i naklejki

Wraz ze startem sezonu 2020/21 kariera Dykesa nabrała szalonego tempa. W sierpniu napastnik trafił do Queens Park Rangers za ok. 2 miliony funtów (1/8 tej kwoty trafiło na konto Queen of the South). Już w debiucie na zapleczu angielskiej ekstraklasy udało mu się zdobyć gola w meczu z Nottingham Forest. Tydzień wcześniej zadebiutował również w reprezentacji Szkocji, która w ramach Ligi Narodów UEFA mierzyła się z Izraelem. Tego występu bramką akurat nie okrasił, lecz trzy dni później Szkoci zmierzyli się z Czechami i w tym starciu Dykes pokonał już bramkarza.

Szkocka prasa zaczęła go kreować na nowego bohatera drużyny narodowej. Tymczasem sam Lyndon nie mógł się nadziwić, że znalazł się w tej samej szatni co Andy Robertson z Liverpoolu, Kieran Tierney z Arsenalu czy Scott McTominay z Manchesteru United. Zdawało mu się, że minęła ledwie chwilka od czasu, gdy jego największym życiowym utrapieniem było nieznośnie się przedłużające oczekiwanie na fajrant w fabryce.

„Byłem bardzo zestresowany podczas debiutu w kadrze. Na szczęście dobrze pamiętałem słowa „Flower of Scotland”, bo nauczyli mnie ich jeszcze rodzice. Gdy oglądaliśmy wspólnie w Australii mecze rugby, nie można było nie śpiewać”

Lyndon Dykes

Sytuacja stała się jeszcze bardziej ekscytująca, gdy reprezentacja Szkocji w listopadzie minionego roku pokonała Serbów i po raz pierwszy od 1998 roku zakwalifikowała się na wielką imprezę. Część zawodników tak się nakręciła perspektywą występu na mistrzostwach Europy, że zaczęła uzupełniać okolicznościowe album naklejkami Panini. Dykes również zaangażował się w zabawę. Niestety nie wystarczyło mu jednak zapału, by rozbudowywać swoją kolekcję standardowo, czyli poprzez kupowanie paczuszek z naklejkami. – Odkryłem, że można zamówić sobie konkretny naklejki przez Internet – przyznał napastnik. – Oszukałem. Mam już dwa pełne albumy. To będzie pamiątka dla mojego syna i dwójki przybranych dzieci.

Z tymi dziećmi to też jest ciekawa historia. Dykes jest bowiem związany ze starszą o 13 lat Victorią Thomson, byłą żoną Jima Thomsona – wielkiej legendy klubu Queen of the South. Pikanterii temu miłosnemu trójkątowi dodaj fakt, że Jim jesienią 2016 roku pełnił funkcję tymczasowego trenera ekipy The Doonhamers. Brukowiec „The Sun” wywęszył nawet, że szkoleniowiec mocno wspierał wówczas Dykesa, stawiającego pierwszego kroki w profesjonalnej piłce po przeprowadzce do Szkocji. Podobno pozwolił nawet chłopakowi zamieszkać u siebie, zanim uda mu się porządnie stanąć na nogi w nowym środowisku. Resztę można sobie w zasadzie dopowiedzieć. Związek Thomsonów wkrótce się rozpadł, a Victoria znalazła pocieszenie w ramionach Lyndona, który wychowuje obecnie dwójkę dzieci kobiety z pierwszego małżeństwa, a także ich wspólnego synka.

Lyndon i Victoria

Jim nie najlepiej sobie z tym radzi. Raz próbował nawet kopniakiem sforsować drzwi wejściowe do domu Lyndona i Victorii. Zrobiło się na tyle nieprzyjemnie, że działacze Queen of the South zabronili swojemu wieloletniemu zawodnikowi wstępu na stadion, dopóki Dykes będzie reprezentował barwy klubu. – Byłem związany z tym klubem przez 20 lat! Nie godzę się z tym, żeby tak mnie traktowano – zżymał się Thomson. Dykes zdaje się tym wszystkim kompletnie nie przejmować. Wytatuował sobie nawet imię Victorii na ramieniu. Co tu dużo mówić – szkoccy państwo Icardi.

Pewność siebie przede wszystkim

Niespełna 26-letni napastnik reprezentacji Szkocji pewnego poziomu już nie przeskoczy. Choć sam zapewnia, że boiskowa nieustępliwość, jaką wypracował w sobie podczas treningów rugby, bardzo mu obecnie pomaga w fizycznych konfrontacjach z napastnikami, jego deficyty techniczne również regularnie dają o sobie znać. Podopieczni Steve’a Clarke’a nie grają na mistrzostwach Europy stereotypowej brytyjskiej rąbanki, lecz akurat Dykes swoim stylem gry wpisuje się we wszelkie możliwe stereotypy, jakie krążą na temat szkockich zawodników.

SZKOCJA WYGRA Z CHORWACJĄ? KURS: 3,05 W FUKSIARZU!

Paradoksalnie, jeżeli Szkoci mają zamiar powalczyć o wyjście z grupy, to właśnie on musi się wznieść na wyżyny w dzisiejszym meczu z reprezentacją Chorwacji. A może nawet te wyżyny przekroczyć. Jako się bowiem rzekło, Brytyjczycy nie mają problemów z kreowaniem sobie sytuacji podbramkowych, tylko z finalizowaniem tychże. – Zawsze jestem pewny siebie – zapewnia Dykes. – Trener nie martwi się naszą nieskutecznością, więc my też nie. Mamy sytuacje, więc gole przyjdą. Trener kilka razy nam już powtórzył podczas odpraw, że napisaliśmy piękną historię w barażu z Serbią, ale teraz możemy dokonać czegoś jeszcze większego. Możemy sprawić, że w Szkocji będzie się o nas pamiętało latami. O to chodzi w meczach na poziomie międzynarodowym – żeby dokonywać wyczynów historycznych. Chcę, żeby mnie zapamiętano w kraju ze względu na ten turniej.

Trzeba mu oddać, że w wywiadach potrafi błysnąć charyzmą i elokwencją. Najwyższa zatem pora, by błysnął również skutecznością na murawie. Wyjazdowy remis z Anglikami to rezultat godny podziwu, lecz nic z niego w gruncie rzeczy nie wyniknie, jeśli Szkoci nie pokonają dzisiaj Chorwatów.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Olivier Giroud bohaterem wyjątkowej akcji. Wskoczył w kostium św. Mikołaja

Michał Kołkowski
0
Olivier Giroud bohaterem wyjątkowej akcji. Wskoczył w kostium św. Mikołaja
Reklama
Reklama