Tylko cztery akademie w Europie wysłały na Euro więcej reprezentantów kraju od Lecha Poznań. Ośmiu zawodników, którzy wyjechali z reprezentacją Polski na mistrzostwa Europy zbierało piłkarskie szlify we Wronkach. Niemal co trzeci reprezentant naszego kraju jako nastolatek zakładał niebiesko-białą koszulkę. To niekwestionowany sukces Kolejorza. Natomiast należy zadać też sobie pytanie – czy dzisiaj nie jest czasem tak, że bardziej na szkoleniu Lecha korzysta kadra, a nie sam Lech?
2018 rok. Leniwe popołudnie w redakcji Weszło. Dyżurny rzuca temat do napisania. „Słuchaj, mnóstwo jest tych lechitów w młodzieżówkach, może sprawdziłbyś jak to wygląda w liczbach?” – pisze do jednego z dziennikarzy. I tym sposobem powstaje tekst z pytaniem „czy w przeciągu kilku lat co trzeci reprezentant kraju będzie wychowankiem Lecha?”.
Wówczas odpowiedzieliśmy sami sobie, że to nie jest wcale takie science-fiction.
2021 rok. Paulo Sousa powołuje kadrę na Euro. 8 z 25 piłkarzy to wychowankowie Lecha. Prawie co trzeci.
Nie chcemy kreować się tu na wizjonerów, bo biorąc pod uwagę ogląda kadr młodzieżowych – było to do przewidzenia. Wówczas w 2018 roku Kolejorz miał 22 wychowanków powołanych do kadr od U16 do reprezentacji seniorskiej.
U16 – Łukasz Bejger, Jakub Kamiński, Filip Marchwiński, Jakub Niewiadomski i Łukasz Szramowski.
U17 – Wiktor Pleśnierowicz, Karol Smajdor, Oskar Nowak i Szymon Czyż
U19 – Marcin Grabowski , Jakub Moder, Michał Skóraś, Tymoteusz Puchacz oraz Serafin Szota
U21 – Robert Gumny, Kamil Jóźwiak i Dawid Kownacki
Kadra A – Bartosz Bereszyński, Tomasz Kędziora, Marcin Kamiński, Karol Linetty i Dawid Kownacki
Na trwające Euro tylko cztery akademie w Europie wysłały więcej swoich wychowanków. To Ajax Amsterdam, który ma szkółkę na elitarnym poziomie. Ponadto Dynamo Kijów zasilające prawie połowę kadry ukraińskiej. Dinamo Zagrzeb, absolutny hegemon w chorwackiej piłce. I Rabotnicki, które wychowały blisko 1/3 kadry Macedonii.
Z Lecha łatwo się dzisiaj śmiać. Wyniki w lidze go ośmieszają biorąc pod uwagę skalę oczekiwań i budżetu. Od 2015 roku Kolejorz nie sięgnął po mistrzostwo lub krajowy puchar. Natomiast te powołania legitymizują jakość pracy ludzi, którzy przez lata budowali tę akademię.
Różne drogi, ten sam cel
Ciekawy jest fakt, że żaden z zawodników Kolejorza na Euro nie przeszedł pełnego cyklu szkoleniowego w strukturach Lecha. Najbliżej byłby Robert Gumny, dla którego Lech był jedynym klubem – poza epizodem gry w hokeja na trawie. Ale cała reszta zawodników trafiła do Poznania lub Wronek już jako nastolatkowie.
Linetty w wieku dwunastu lat opuścił Sokoła Damasławek i był wożony przez rodziców do Poznania. Bereszyński, Kędziora i Bednarek trafili do Kolejorza jako szesnastolatkowie. Puchacz przeniósł się do Lecha w wieku czternastu lat. Podobnie Jóźwiak – on był rok starszy. Moder – jako piętnastolatek. Najwcześniej z całej ósemki do Lecha trafił Kownacki – on był uznawany za duży talent właściwie odkąd tylko zaczął kopać piłkę i już jako dziesięciolatek trafił do Kolejorza.
Wielu z nich pochodzi z mniejszych miejscowości i przeskok do Lecha był szkołą życia.
Linetty kilka tygodni po przeprowadzce do Poznania miał kryzys. Był wieczór, zadzwonił do rodziców do rodziców. – Mama? Przyjedziecie po mnie? Chyba nie dam rady… – mówił do słuchawki. Pani Elżbieta z mężem wsiedli do auta. Przyjechali do Poznania, weszli do bursy. – Co się stało? – pytali. – Chyba już okej… Dziękuję, że przyjechaliście. Zostanę – usłyszeli.
Jóźwiak musiał się bić nieopodal internatu. Przed budynkiem szkoły zebrała się grupa młodzieży ze Starego Miasta, która czekała aż uczniowie z SMS-u skończą lekcje. – Przezywaliśmy jedną z dziewczyn, która znała się z jakimiś podejrzanymi typkami. Czekali na nas przed szkołą – wspomina Krystian Bielik. Grupa młodych piłkarzy Lecha się rozdzieliła, Bielik i Kamil Jóźwiak poszli w stronę internatu, a w ślad za nimi ruszyli ci, którzy czaili się przed szkołą na wymierzenie sprawiedliwości. – Wiedzieliśmy, że wreszcie nas zaatakują. No i nagle ruszyli – wyjaśnia Jóźwiak. Kopniaki, ciosy w twarz, gonitwy dookoła samochodów, gwiazdki przed oczami. – Wyleciał jakiś gość, który był w takim stanie, że nie było mu widać oczu. Największy zabijaka w tej grupie i, jak się później okazało, jedyny pełnoletni – dodaje Bielik. Przewaga liczebna przeciwników na szczęście Bielika i Jóźwiaka skończyła się tylko na rozerwanej kurtce mniejszego z nich.
Niektórzy wcale nie mieli tak prostej drogi do Lecha. Bednarek przed przyjściem do Kolejorza miał ofertę z Anglii, ale nie chciał pójść śladami brata, który wcześnie wyjechał do Holandii. Kędziora rozważał transfer z Zielonej Góry do Zawiszy Bydgoszcz. Ostatecznie każdy z nich jednak wylądował w bursie przy ulicy Leśnej we Wronkach.
– Gdy już tutaj trafiasz, to musisz mieć świadomość, że wszystko zależy od ciebie. Masz warunki do rozwoju, trenerów z najwyższej półki w kraju, spokój, wszystko, co tylko zechcesz. Jeśli tego nie wykorzystasz, to pretensje możesz zgłaszać tylko przed lustrem – mówił swego czasu Marek Śledź, był dyrektor akademii.
Śledź to fundamentalna postać dla szkolenia Lecha. W klubie już nie pracuje, teraz tworzy akademię Rakowa Częstochowa, ale trudno opowiedzieć historię akademii Kolejorza bez wspominania jego nazwiska. Widział każdego z zawodników („chłopców”, jak ich nazywał) i był przekonany, że prędzej czy później szkolenie Lechowi się opłaci. – Czy ja się boję, że po Kędziorze czy Linettym nie będzie następnych wychowanków w pierwszym zespole? – pytałem go w 2015 roku: – Wie pan co… Ja się tego kompletnie nie boję. Martwi mnie jednak to, czy podołamy my. My, czyli świat dorosłych. Obiecujący zawodnicy będą się pojawiać, ale czy będziemy to potrafili wykorzystać, to już osobna kwestia.
Succes story napędza Lecha? Niekoniecznie
Lech prędzej czy później musiał jednak zmonetyzować swoich piłkarzy. Władze Kolejorza od dawna uciekają od nazywania wychowanków „produktami”, ale w ostatecznym rozrachunku piłkarz odchodząc ma dać albo trofeum, albo po prostu pieniądze.
Jeśli chodzi o trofea – cóż, tutaj od pewnego czasu jest kiepsko. Mistrzostwo kraju z Lechem zdobyli tylko Kownacki, Kędziora i Linetty. Bereszyńskiego już nie było, a Jóźwiak, Moder, Puchacz weszli do drużyny później. W teorii tytuł mistrzowski można też przypisać Bednarkowi, ale on w tamtym sezonie 2014/15 rozegrał ledwie dwa mecze.
Piotr Rutkowski twierdzi oczywiście, że część z wychowanków wróci do klubu na koniec swoich karier, natomiast fakty są takie, że Puchacz, Moder czy Jóźwiak na zachód wyjeżdżali bez zdobycia czegokolwiek z Kolejorzem.
Lepiej to wygląda pod względem finansowym. Tutaj na sprzedaży wychowanków Lech w ostatnich latach zarobił ponad 35 milionów euro. Czyli pieniądze, które same stanowiłyby największy roczny budżet klubu w Ekstraklasie. Bez praw telewizyjnych, bez wpływów sponsorskich. Albo przeliczając to na coś bardziej miarodajnego – za taką kasę akademia może funkcjonować w obecnym kształcie przez około 30 lat. Samofinansująca się maszynka.

Bogusław Leśnodorski powiedział kiedyś, że polskie kluby potrzebują „succes story”. Czyli budowania swojej marki na rynku europejskim poprzez wychowanie i sprzedaż piłkarzy budzących duże zainteresowanie. Lech tłumaczył to tak, że przykładowy Linetty dobrą grą w Serie A ma zapracować na to, że ludzie we Włoszech będą kojarzyli Lecha z dobrym szkoleniem. I sama marka klubu będzie windowała ceny za wychowanków Kolejorza do góry.
Czy tak się dzieje?
Nie do końca.

Poza bardzo dochodową sprzedażą Jakuba Modera Lech od kilku lat sprzedaje piłkarzy za podobne pieniądze. Czyli od trzech do czterech milionów euro. Robiło to wrażenie w 2015 roku, ale od tego czasu za kilka milionów euro piłkarzy sprzedawała już Pogoń Szczecin, Górnik Zabrze, Wisła Płock czy Raków Częstochowa. Lech jest powtarzalny w wypuszczaniu swoich zawodników na zachód, ale nie robi progresu w windowaniu cen za tych graczy.
Być może jakimś punktem przełomowym będzie to Euro. Ale jeśli mielibyśmy szukać opcji, dzięki którym Lech przebije szklany sufit w lepszej monetyzacji swoich zawodników, to szukalibyśmy ich w samym Poznaniu. Jakimś przykładem na to może być tak kasowy transfer Modera. Lech mógł podbijać i podbijać stawkę za pomocnika. Grał w pucharach, miał zabezpieczony budżet, nie chciał od początku sprzedawać Modera. I Anglicy byli zmuszeni do tego, by rzucić na stół ponad dziesięć milionów euro.
Wracając do słów Śledzia – następcy Jóźwiaka, Modera czy Puchacza też się znajdą. Chodzi tylko o to, by ten „świat dorosłych” potrafił ich wykorzystać.
fot. FotoPyk
