Peter Hyballa został przepędzony z Wisły Kraków na dwa dni przed końcem sezonu ligowego. Niemiec przepracował przy Reymonta pół roku – nie zrobił wyniku, nie udało mu się na dłuższą metę wprowadzić swojego stylu, aż wreszcie popadł w konflikt ze wszystkimi dookoła, na czele z Kubą Błaszczykowskim. Co tu dużo mówić, Niemiec poniósł w Krakowie klęskę jako szkoleniowiec. Ale rozstanie z nim w takich, a nie innych okolicznościach to przede wszystkim porażka samej Wisły.
Wisła Kraków – Peter Hyballa odchodzi
Hyballi trzeba oddać jedno – utrzymał “Białą Gwiazdę” w Ekstraklasie. Kiedy trafiał do klubu, nie było to wcale takie oczywiste, bo jesienią za kadencji Artura Skowronka drużyna prezentowała się beznadziejnie, a punktowała jeszcze gorzej. Umówmy się jednak, że z pozostaniem Wisły w najwyższej klasie rozgrywkowej mogłoby być bardzo krucho, gdyby nie to, że akurat w tym sezonie z ligi leci tylko jedna drużyna.
Krakowianie igrają z ogniem.
Pisaliśmy ostatnio: “Licząc od początku sezonu 2019/20 aż do chwili obecnej, Wisła Kraków jest najgorzej punktującym zespołem w Ekstraklasie, wyłączając spadkowiczów i beniaminków. “Biała Gwiazda” w omawianym okresie zdobyła o siedem punktów mniej od Wisły Płock i o jedenaście mniej od Jagiellonii Białystok. Kolejnych ekip nie ma już nawet sensu wymieniać, bo Wisłę od Górnika, Cracovii czy Śląska dzieli w zestawieniu przepaść. Te liczby to oczywiście tylko ciekawostka, ale też dowód na to, że krakowski klub stale balansuje na krawędzi. Na razie jest jeszcze za mocny, by spaść do 1. ligi, ale margines błędu kurczy się wiślakom w zastraszającym tempie. Trzeba ich postrzegać jako czołowych beneficjentów przejściowego sezonu w Ekstraklasie – gdyby nie to, że z rozgrywkami tym razem żegna się jeden zespół, Wisła byłaby w olbrzymich tarapatach”.
Hyballa pozostawia Wisłę na czternastym miejscu w tabeli. Kompletnie rozsypaną sportowo i mentalnie, stojącą u progu kolejnej rewolucji kadrowej oraz taktycznej. Dla klubu kadencja Niemca to katastrofa. Chciałoby się powiedzieć, kalecząc język Goethego: “gegen-katastrofa”.
Wisła przegrała, bo Hyballa niczego nie zbudował
Zatrudnienie takiego gościa jak Hyballa – o niezwykle wyraźnych pryncypiach taktycznych, których on sam nie tylko nie ukrywa, ale notorycznie o nich opowiada – to z założenia powinien być projekt długofalowy. Jego realizację wyobrażamy sobie – w uproszczeniu – mniej więcej tak. Trener przychodzi, układa zespół po swojemu, wdraża swoje pomysły. Kogoś odpali, kogoś odkryje. Skauci i działacze wyszukują zawodników, którzy będą pasowali do super-intensywnego grania, jakie preferuje szkoleniowiec. Wiadomo, że nie wszyscy gracze mają ku temu predyspozycje. I tak – okienko po okienku, runda po rundzie – drużyna się rozwija, aż wreszcie trener może triumfalnie powiedzieć: “to jest moje dzieło – gramy taką piłkę, jak sobie zakładałem”.
Żeby było jasne – zrealizowanie takiego planu jest niezwykle trudne. Niebezpieczeństwa i przeszkody czekają na każdym zakręcie, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z człowiekiem o trudnym charakterze. Metoda żeby tego rodzaju zagrożeń uniknąć jest jednak prosta – nie zatrudniać Hyballi. Poszukać kogoś bardziej elastycznego w podejściu do taktyki, mniej zaborczego względem zawodników i współpracowników.
Wisła chciała mieć i gegenpressing, i trenera, który nie będzie za bardzo dokazywał. Jak w tym rosyjskim powiedzeniu, żeby i rubelek zarobić, i cnotę zachować. No to tutaj mamy do czynienia z sytuacją dokładnie odwrotną – cnota stracona, rubelka brak. Trenera nie ma, w drużynie bajzel.
Wisła przegrała, bo ze zwolnienia Hyballi uczyniła marny teatrzyk
Błaszczykowski wpadający w ramiona Kazimierza Kmiecika. Publiczne żale poszczególnych zawodników, w tym Boguskiego. Hyballa rzucający dziwaczne stwierdzenia i podejmujący jeszcze dziwniejsze decyzje personalne. No i wreszcie rozstanie tuż przed końcem sezonu w toksycznej atmosferze skandalu. Wizerunkowo cały ten teatrzyk z trenerem w roli głównej potrzebny był Wiśle jak drzwi w lesie. Wydaje się zresztą, że Kuba najwięcej stracił w oczach opinii publicznej, bo jego gest poparcia dla Kmiecika dość powszechnie uznano za niepotrzebny i małostkowy.
Na koszulki i kubeczki z napisem “gegenpressing” już się raczej nikt nie skusi.
Wisła przegrała, bo nie zweryfikowała Hyballi
Jan van Daele: – Świetnie opowiada historie, wypada w wywiadach, robi znakomite prezentacje, to wszystko wygląda wspaniale. Ale potem trzeba pracować każdego dnia z tą samą pasją. Miałem wrażenie, że po paru miesiącach był zmęczony pracą u nas. (…) “Data ważności” tej współpracy może być krótka. W pewnym momencie może się okazać, że twój klub to dla niego za mało.
Lubomir Satka: – Dla trenera wszyscy są równi. Nie ma, że ktoś był kapitanem, najważniejszym piłkarzem. Do każdego podchodzi tak samo. Musisz wywalczyć u niego swoją pozycję. Wtedy dwóch najstarszych zawodników odeszło od nas, bo nie pasowali do tego, czego wymagał.
Paweł Zimończyk: – Na pewno kluczowe są więc wymagania i to, kto potrafi je spełnić. Różnie tak wymagający trenerzy są postrzegani przez szatnię. W DAC miał relatywnie młodą szatnię, ale ten odbiór może być inny w szatni z piłkarzami posiadającymi większy dorobek. Pytanie czy każdy będzie gotowy zgodzić się na jego warunki. Może w pewnym momencie dojść do sytuacji jak z Danem Petrescu – albo ja, albo oni.
Te wszystkie wypowiedzi pojawiły się na łamach Weszło kilkadziesiąt godzin po tym, jak Peter Hyballa podpisał kontrakt z Wisłą Kraków. Działacze “Białej Gwiazdy” albo nie przeprowadzili odpowiedniej weryfikacji przed podpisaniem umowy ze szkoleniowcem, albo zignorowali sygnały ostrzegawcze i podeszli do tematu na zasadzie “jakoś to będzie”. A każdy, kto kiedykolwiek w jakiejkolwiek sprawie się do tej zasady zastosował, doskonale wie, że na ogół przynosi to opłakane skutki. Tak jest w tym przypadku.
Chyba nawet lepiej niż porównanie z Danem Petrescu pasuje w tym kontekście zestawienie Hyballi z Ricardo Sa Pinto.
Wisła przegrała, bo wciąż nie odnalazła tożsamości
Przed Wisłą konieczność znalezienia nowego trenera, pewnie również szefa pionu sportowego. No i nowych zawodników, bo bardzo wielu graczom “Białej Gwiazdy” wygasają kontrakty, a paru innych gagatków najzwyczajniej w świecie trzeba z klubu odpalić, bo się nie nadają. Drużyna nie posiada swojej tożsamości, a czas przecież ucieka. W kolejnym sezonie walka o utrzymanie w Ekstraklasie będzie jeszcze trudniejsza.
I to chyba największa porażka wynikająca ze związku Wisły z Hyballą. Stracony czas.
fot. FotoPyk