Mateusz Klich i VfL Wolfsburg. O tym, że ten związek nie ma sensu wiedzieliśmy od dawna. Do tego tanga też trzeba dwojga, a jedna strona – wiadomo, która – co rusz (dokładnie 79 razy) dawała do zrozumienia, że ze wspólnej przyszłości nici. To oczywiście łatwy do zrozumienia komunikat, ale działacze klubu z Dolnej Saksonii właśnie postanowili jeszcze wzmocnić przekaz: znaleźliśmy sobie na twoje miejsce kogoś nowego.
Tym kimś jest Chińczyk Xizhe Zhang, w niektórych kręgach nazywany „Perełką”. Do tej pory środkowy pomocnik (usposobiony raczej ofensywnie) występował tylko w ojczyźnie (115 spotkań, 24 gole i 29 asyst), ale w Niemczech wiele sobie po nim obiecują. Zarówno pod względem piłkarskim, jak i marketingowym.
Wracając do Mateusza Klicha, w barwach Wolfsburga rozegrał tyle minut co każdy z was nie wychodząc z domu (ostatnio zaczął kopać w rezerwach: 6 spotkań, 3 gole i 3 asysty). OK, można było to tłumaczyć tylko i wyłącznie bardzo dużo konkurencją w środku pomocy. To oczywiście naiwne, ale można było tak robić. Jednak sprowadzenie do klubu nowego zawodnika na tę pozycję interpretować trzeba w jeden sposób: to nie jest tak, że „Wilki” nie potrzebują środkowego pomocnika. Oni nie potrzebują Mateusza Klicha.
Siarczysty policzek.
Co ciekawe, jest na świecie miejsce, w którym o Klichu pamiętają i – jakkolwiek głupio to nie zabrzmi – tęsknią za nim. Nie, nie chodzi nam o rodzinny Tarnów. Prawie 400 kilometrów na zachód, w Zwolle, kibice wręcz domagają się powrotu polskiego pomocnika. Ostatnio jeden z holenderskich portali internetowych przeprowadził nawet ankietę na ten temat.
93% głosów na tak.
Co prawda ten kierunek jest mało prawdopodobny (zaznaczył to Gerard Nijkamp, dyrektor techniczny Zwolle), ale sama sympatia kibiców mówi: pora się pakować i omijać Wolfsburg szerokim łukiem.