W 2019 roku podczas meczu Bułgarii z Anglią doszło do serii incydentów rasistowskich. W ich wyniku doszło do rezygnacji Borisława Michajłowa ze stanowiska szefa tamtejszego związku piłki nożnej. Teraz 58-latek chce wrócić do gry.
Sytuację ma o tyle trudną, że ludzie wciąż pamiętają o wydarzeniach sprzed niemal dwóch lat. Michajłow próbował ocalić swoją twarz w porę ustępując, ale nie zmieniło to niczego w kwestii postrzegania Bułgarii. Sky Sports informuje, że UEFA wielokrotnie upominała tamtejsze władze o przejawach rasizmu, ale sytuacja była konsekwentnie zamiatana pod dywan.
W końcu jednak doszło do meczu z Anglikami, gdzie Raheem Sterling i Tyrone Mings byli regularnie atakowani. Koniec końców bułgarski ZPN został ukarany finansowo – musiał zapłacić 65 tysięcy euro – a także pod względem kibicowskim. UEFA skazała reprezentację Bułgarii na dwa mecze przy pustych trybunach. W czasach przed COVID-19 był to prawdziwy cios.
Mimo tak nieciekawego finiszu, Michajłow się nie poddaje i chce wystartować w najbliższych wyborach. Ponownie zgłosi swą kandydaturę na szefa związku. Ogłosił to niedawno, przerywając blisko 500-dniowe milczenie w social mediach: „Dobrze wypocząłem. W 2019 roku zrezygnowałem, ponieważ było wiele plotek, domysłów. Ale przecież nie ma żadnych dowodów, nie odnaleziono żadnego wykroczenia. Wracam„.
Pytanie, na jak długo. Rywalem numer jeden w walce o fotel prezesa będzie bowiem nikt inny jak Dimitar Berbatow. I to były zawodnik Manchesteru United jest w tym pojedynku faworytem bułgarskich mediów.