Smród wokół FIFA gęstnieje, tężeje, nabiera kompozycji zapachowej jakiej nie powstydziłoby się od dekad niewybierane szambo. Orientujecie się w aktualnej aferze? Nie jest to łatwe, wiem, światowa federacja przypomina osobliwy stos afer, organizację, która załamałaby się pod ich ciężarem w bodaj każdej innej branży, ale w futbolu wciąż trwa. Nic jednak nie trwa wiecznie, prawda?
Prześledźmy fakty: Rosja i Katar mają organizować MŚ, choć złożyły najgorsze kandydatury. Świeżo po tamtych wyborach zaczęły wychodzić na jaw machloje, łapówki, prezenciki za setki tysięcy euro, a w których dawaniu najwyraźniej najskuteczniejsi byli Rosjanie i Katarczycy. Naszym serdecznym przyjaciołom ze wschodu szły one tak dobrze, że wszystkie kluczowe informacje dotyczące zwycięskich działań wyborczych zaginęły. Niestety, twarde dyski komputerów, które posiadały dane, jak jeden mąż zepsuły się. Co za typowo rosyjski pech!
Dochodzenie trwało dwa lata i w ostatnich dniach ujrzeliśmy jego efekt: 42 stronicowy raport, w którym FIFA z radością oznajmiała, że nie było żadnych nieprawidłowości przy mianowaniu organizatorów MŚ w 2018 i 2022. Brzmiało to jakoś podejrzanie, skoro Bin Hammam został dożywotnio wyrzucony z działalności przy futbolu, a Issę Hayatou oskarżono o przyjęcie od katarskich działaczy koperty z zawartością 1.5 miliona euro.
Szyderka Daily Telegraph: FIFA mistrzostwa w 2026 zorganizuje w piekle
I owszem, już kilka godzin po publikacji raportu prawda zaczęła wszystkimi ścieżkami wychodzić na jaw. Znani dziennikarze punktowali nieprawidłowości, absurdalne zapisy, walili w ten stek bzdur jak Kliczko w Pulewa. Wreszcie, do głosu doszedł prowadzący dochodzenie prawnik z USA, Michael J. Garcia, który był równie zdumiony ostatecznym kształtem raportu, co cała reszta. Przygotowana przez niego publikacja miała 350 stron, tymczasem FIFA okroiła ją do 42. Autoryzacja, jakiej nie powstydziłby się Maciej Skorża. Autoryzacja tym bardziej hańbiąca, że zmieniająca sens wielu zawartych w pierwotnej pracy faktów.
Dodajmy jeszcze, że dwie informatorki Garcii, Bonita Mersiades i Phaedra Almajid z FIFA, na łamach prasy przyznały, że były zastraszane przez byłych pracodawców. Że nie czują się bezpieczne, a ich życie zaczęło chwilami przypominać losy świadków koronnych. Kolejna bomba, chciałbym powiedzieć, że wysadzająca w powietrze resztki zaufania, jakie ktokolwiek miał wobec watażków rządzących światową piłką, ale umówmy się: tym panom nie ufa nikt, zastanawia tylko skala ich procederów, to jak daleko są w stanie się posunąć.
Spowiedź Bonity i Phaedry na łamach Sunday Mail
Szczerze mówiąc, zaskoczyli mnie. Bo przecież zamiatanie pod dywan afer to dla FIFA rutyna. Codzienność. Chleb. A tutaj postępowali z taką nieporadnością, że nawet pięciolatek wyczułby kit. Zamiast usypiać opinię publiczną, kierować jej uwagę w inne miejsca, co tyle razy im wychodziło, dolali do ognia kanister benzyny. Uczynili z własnych brudów numer jeden.
***
Najbardziej w całej sprawie interesuje mnie stanowisko UEFA. Obie organizacje konkurują między sobą o wpływy i władzę, ciekawiło mnie więc: w jaki sposób podejdą do tej afery? Wczoraj usłyszałem ważny głos: w mediach padła oficjalna groźba wystąpienia z FIFA.
Jasne, to może być zwyczajne naciskanie, sposób na dodatkowe nagłośnienie problemów przeciwnika, nadanie jego sprawkom jeszcze poważniejszego wymiaru. Znamy tę strategię bardzo dobrze z polskiej polityki i może za tymi wypowiedziami nie kryje się nic więcej. Ale nawet, jeśli uznać te słowa za machanie szabelką, to i tak jest to oczywiste działanie ku osłabieniu pozycji FIFA. Czy takie rzeczy robi się dla frajdy, satysfakcji, zupełnie bezcelowo? Czy też piłowanie gałęzi i podmywanie fundamentów trwa tak długo, aż zimną wojnę można przemienić w otwarty konflikt, bo przeciwnik jest dostatecznie osłabiony, aby nie miał szans?
Według mnie, UEFA wypowiadająca wojnę FIFA to nie jest scenariusz rodem z science – fiction. Nie za rządów Platiniego, który pokazał już wiele razy, że czego jak czego, ale rewolucji się nie boi. Za chwilę EURO będzie liczyło 24 drużyny, a grane będzie od Dublina po Baku. Nowa rzeczywistość, którą zaserwował nam Francuz.
Poteoretyzujmy. Co stałoby się, gdyby UEFA wystąpiła z FIFA? Kto wyszedłby na tym gorzej? Moim zdaniem, FIFA ma więcej do stracenia, jest na gorszej pozycji. Jasne, wykluczyłaby europejskie drużyny z MŚ, ale dajcie spokój, co to za MŚ bez europejskich drużyn? Kukułkowy turniej, nie mający żadnego sensu. To Europa dostarcza połowy uczestników, w tym gros faworytów. Mundial bez starego kontynentu nie ma sensu, FIFA zostaje z niczym.
UEFA miałaby czym żyć. Euro to druga największa piłkarska impreza na świecie, oglądana i na Samoa, i w Chile i w Bangladeszu, a w pełni kontrolowana przez europejską federację. Do tego UEFA ma najlepsze rozgrywki klubowe na świecie, Ligę Mistrzów, podczas gdy FIFA tylko Klubowe MŚ, trwający kilka dni turniejek, który mało kogo interesuje.
FIFA nie ma Copa America. Nie ma Copa Libertadores. Nie trzyma łapy na Gold Cup, Gulf Cup, afrykańskiej LM ani żadnej innej imprezie lokalnej. To wszystko własność konkretnych federacji, nie zarządza tym światowa centrala. “Na czysto”, FIFA ma KMŚ, Puchar Konfederacji i Mundial, a także jego młodzieżowe odpowiedniki.
Każda z tych imprez rozsypałaby się bez udziału Europejczyków, podczas gdy brak FIFA nie zaszkodziłby flagowym turniejom UEFA. Oto klucz.
Pamiętacie gdy Platini rzucił szalonym pomysłem o zaproszeniu ekip z innych kontynentów do Euro? A kto wie, może to nie była wypowiedź skierowana do kibiców, tylko Francuz puszczał tu oczko do CAF, CONCACAF, CONMEBOL w sensie: panowie mamy alternatywę. Nie musimy godzić się na to, co rzuca nam FIFA.
Czy Platini mógłby rozszerzyć EURO i uczynić z tego turniej ogólnoświatowy? Mógłby i FIFA nie miałaby wiele do powiedzenia. Zresztą, może też zostawić stare dobre ME w normalnym stanie, a zaproponować nowy turniej, gdzie organizatorami byłyby wszystkie federacje, ich swoista unia, a nie Blatter i spółka.
Bo trzeba zaznaczyć: ostre wypowiedzi nie padają tylko ze strony Europy. Szef amerykańskiej federacji oraz prezes CONCACAF także straszą FIFA wystąpieniem z federacji. Ameryka Północna już teraz, nie w kuluarach, a w mediach, potwierdza swój status potencjalnego sojusznika Platiniego.
Nie muszą być oni zresztą jedynymi, bo takim a nie innym przebiegiem wyborów MŚ 2018 i 2022 zraziła wielu. Australia włożyła gigantyczne pieniądze w swoją ofertę, pieniądze podatników. Została z niczym. Gdyby przegrała w uczciwej walce, okej, mieliby pretensje tylko do siebie. Ale porażka w takich okolicznościach? Oj, nie znajdziecie tam wielu zwolenników władzy FIFA. Tak samo jak wśród innych, którzy kandydowali do organizacji mundialu, a czują się oszukani. Wśród nich Portugalia, Hiszpania, Anglia, Holandia, Belgia, Japonia, Korea, USA.
Poczekajcie, jest więcej. FIFA skonfliktowała się też, lekko licząc, ze wszystkimi klubami świata. Niemal wszystkie rozgrywki klubowe na planecie będą musiały zostać naruszone w 2022, bo wykluczono już możliwość rozgrywania turnieju w Katarze latem. W grę wchodzi zima, a to nie pasuje zarówno Realom i Manchesterom, jak i drużynom na innych kontynentach.
A przecież FIFA narobiła sobie wrogów nie tylko w świecie piłki. FBI prowadzi przeciwko nim dochodzenie. Na karku mają organizacje praw człowieka, w związku z fatalnymi warunkami budowlańców stawiających katarskie stadiony. Wielu polityków, a więc kolejnych znaczących figur, bardzo chciałoby odebrania Rosji mistrzostw. Media nie zostawiają na światowej federacji suchej nitki, sponsorzy się odwracają.
Angielski dziennikarz, Hugo Saye, który pisał książkę o futbolu na Karaibach, zwrócił uwagę jednak na istotną rzecz. FIFA bardzo doinwestowuje małe kraje, nie mające wielkich piłkarskich tradycji. Tamtejsi prezesi będą tańczyć jak im Blatter zagra. Saye mówi, że nawet 90% krajów siedzi w kieszeni FIFA. To drobnica, ekipy, które niewiele znaczą, ale każda z nich ma swój głos, który przy okazji otwartego konfliktu byłby istotny. Bo Amerykanie mogą być chętni do rewolty, ale Barbados, Panama i Haiti już niekoniecznie. A bez ich poparcia mimo wszystko trudno na zmianę.
Tu Anglik zauważa siłę Blattera, ale z drugiej strony, czyimi głosami na fotel prezesowski wjechał Platini? Tak jest: tych najmniejszych. Wie co zaoferować, jak z nimi rozmawiać. Nie bałby się wprowadzenia korzystnych dla nich reform, tak jak nie bał się wprowadzić reformy eliminacji LM, odbierającej silnym, a dającą furtkę ekipom z trzeciego szeregu.
Z której strony by nie patrzeć, FIFA w takich tarapatach nie była od dawna, nawet, gdy wybuchała afera korupcyjna ujawniająca wszystkie kradzieże Havelange’a. Zrobić sobie tylu wrogów w tak różnych środowiskach: nieprawdopodobny talent.
I mimo tego wszystkiego, wedle najbardziej prawdopodobnego scenariusza, wszystko rozejdzie się po kościach, pozostanie tak jak dawniej. FIFA zacznie sprzątać, zwolni kilka kozłów ofiarnych, wypromuje paru figurantów nie umoczonych w afery i powie, że są oni przykładem zmian.
Ale jeśli ktoś w UEFA wciśnie czerwony przycisk, odpali bomby nuklearne, nie zdziwię się. Istnieje taka ewentualność. Bo lepszej okazji do ataku w Europie mogą nie mieć już nigdy.
Leszek Milewski