Mamy dopiero końcówkę lutego, a już powoli można się zastanawiać, czy Barcelona jest na finiszu sezonu. W Lidze Mistrzów wiadomo – pewny wylot z rozgrywek, nic dwa razy się nie zdarza, a już na pewno nie z taką grą. Puchar Króla? Mniejsze, ale też ciężary, skoro ekipa Koemana wyłapała 0:2 od Sevilli w pierwszym meczu. No i La Liga. Niby Atletico zwolniło, natomiast wciąż ma sporą przewagę, ponadto pomiędzy jest Real. Nie wygląda to różowo. Przeciwnie. Jest szaro i przygnębiająco. Trochę jak w dzisiejszym spotkaniu. Barca ograła Elche, ale… co z tego?
Wojtek Kowalczyk pomstował na Twitterze, że Barcelona jest na poziomie Elche, Cadizu i Eibaru, że nie da się tej drużyny spokojnie oglądać, bo co chwilę można się wściekać. Oczywiście znamy upodobanie Wojtka do hiperboli, natomiast ogólnie trudno się z nim nie zgodzić. Seans z Barceloną to jak seans z paradokumentem. Czasem bawi, ale częściej boli.
Szczególnie bolało w pierwszej połowie
Owszem, Barcelona częściej miała piłkę, bo już trudno, żeby Elche wzięło ją dla siebie, ale niewiele z tego wynikało. Klepali, klepali i potem następowała strata. Braithwaite nie umiał niczego przyjąć, Trincao pakował się w niepotrzebne dryblingi, Pjanić był, ale jakby go nie było (zresztą dostał zmianę w przerwie), nawet Messi potrafił przesadzić z holowaniem futbolówki. Jak wtedy, gdy wyprowadzał kontrę, ale jeszcze koniecznie musiał założyć nadbiegającemu rywalowi siatkę, natomiast ten nie miał ochoty na zabawy.
I tak, Barcelona mogła, ba, powinna prowadzić. Messi w końcu zagrał szybciej, wypatrzył Trincao w polu karnym, ten akurat wtedy dryblował dobrze, nawinął dwóch rywali, ale uderzył już koszmarnie. Mógł zapytać bramkarza, w który róg chce, mógł jeszcze spojrzeć w niebo i porozmyślać, mógł wszystko, a kopnął prosto w golkipera. No ludzie kochani, że znów odwołamy się do Kowala.
Natomiast poza tym? Raczej bieda. De Jong uderzał z głowy, ale i tak był na spalonym. Próbował Trincao, lecz z trudniejszej pozycji i Badia sobie poradził. Mało jak na mecz z osiemnastą drużyną w tabeli, która zapewne będzie rozpaczliwie bić się o utrzymanie. Co więcej – Barcelona mogła na samym początku stracić bramkę, tyle że po przyjęciu piłki, Boye z jedenastu metrów kopnął nad poprzeczką, a miejsca – podobnie jak Trincao – miał na wybudowanie supermarketu.
No jest to wszystko smutne. W normalnych dla siebie czasach Barcelona wrzuciłaby tutaj trójkę do przerwy, potem może i przebimbała resztę meczu, ale pokazałaby zdecydowaną wyższość. W pierwszej połowie było widać, że jej piłkarze są lepsi od rywala, lecz wielkiej przepaści nie ma. A gdyby nie było Messiego… Remis 0:0 nie byłby żadną sensacją.
Po przerwie było lepiej, bo lepszy był Messi
I oczywiście to on w największej mierze przesądził o wyniku tego spotkania. Na początku drugiej połowy przedarł się przed pole karne Elche, zagrał do Braithwaite’a, ten – jak nie on – zgrabnie odegrał mu piętką, a Argentyńczyk pokonał Badię. Golkiper Elche miał piłkę na rękach, jednak strzał był zbyt silny, więc przełamał tę interwencję i doturlał się za linię bramkową.
Gol na 2:0? Duże słowa uznania dla De Jonga. Zabrał się z piłką gdzieś od połowy, odjechał rywalom jak dzieciom, wpadł w pole karne i odegrał do Messiego. A ten też się zabawił. Pierwszego rywala zgubił samym przyjęciem. Potem położył bramkarza. Następnie dziubnął sobie piłkę przed kolejnym przeciwnikiem. A gdy bramkarz z nadzieją wstawał, piłka wpadła do siatki.
Decydujący cios też zaczął się od niego, a właściwie – bez niego trudno by o takim mówić. Wypatrzył idealnym górnym podaniem Braithwaite’a w polu karnym, ten odegrał głową do Alby, a Hiszpan z najbliższej odległości ustalił wynik spotkania.
Czyli jest 3:0, a mogło być wyżej, gdyby Griezmann z bliska walił do siatki, a nie do poprzeczki. Można się więc zastanawiać, po co się tak czepiamy, ale tak właśnie jest z tą Barceloną – ogra ogóra, bo błyśnie Messi czy inny piłkarz, ale większego planu w tym nie ma. Przyjedzie ktoś większy i lepszy, znajdzie sposób na Messiego, inni zawodnicy nie pomogą i jest klops. Oczywiście takie spotkania jak z Elche też należy wygrywać, punktują je tak samo jak inne, ale przyjmowanie tego wyniku bezrefleksyjnie byłoby głupotą.
On nic nie zmienia. Barca wygrała, bo generalnie jest lepsza, ma Messiego, ale ogólnie wciąż jest nudna i schematyczna. Kiedyś wsadzała do gabloty wszystko, dziś zostaje jej bicie średniaków i potencjalnych spadkowiczów.
Barcelona – Elche 3:0
Messi 48′ 69′ Alba 73′
Fot. Newspix