Zwalniani trenerzy często znajdują wygodne zasłony. Powiedzmy: trudna, wybuchowa szatnia, pełna primadonn. Albo: drużyna kadrowo niedostosowana do tego, co chciał grać szkoleniowiec. Brak dostatecznie dużej ilości czasu i zaufania góry? Tak, to również moglibyśmy wpisać na listę. Ale nie da się obronić trenera, który polegnie taktycznie.
Thohir ufał Mazzarriemu, nawet teraz przyznaje, że zwolnienie było dla niego bardzo trudną decyzją. O zaufaniu do Waltera niech najlepiej powie fakt, że ostatnie okienka transferowe były ściśle dopasowywane do wymagań szkoleniowca, gracze byli ściągani pod jego taktykę. Naprawdę, wiązano z nim tu długofalowe plany i dano mu to odczuć.
Jaka była szatnia Interu? Szeroka kadrowo, na pewno na krótką ławkę Mazzarri w tym sezonie nie mógł narzekać. Interesująca mieszanka doświadczonych graczy z młodymi, miks entuzjazmu, głodu sukcesu, z tymi, którzy bawili na najbardziej ekskluzywnych piłkarskich bankietach. Sprowadzono nawet byłego kapitana Man United, a więc do cholery, miał kto czuwać nad odpowiednią atmosferą szatni. Niestety, ten właśnie Vidić stał się symbolem upadku Mazzarriego. Serb miał być gwiazdą ligi, murem nie do przejścia, a tymczasem bliżej mu do kandydatury Bidone D’Oro dla najgorszego piłkarza Serie A. Czy Nemanja po prostu jest już wypalony, skończony, znalazł się po drugiej stronie rzeki? To możliwe. Ale też warto powiedzieć, że fundamentem swojej defensywy Mazzarri uczynił gościa, który nigdy nie grał w ustawieniu 3-5-2, jakim za rządami Waltera grał Inter.
Nerrazzurri, mimo wielu naprawdę błyskotliwych zawodników, prezentowali się kompletnie bez polotu. Grali wolno, statycznie, bez charakteru. Nawet ich zwycięstwa były często katorgami, tak jak w tym sezonie, gdy mieli serię meczów bez gola z gry.
Mentalnie, to absolutnie bezjajeczna drużyna, pozbawiona charakteru. Łagodna jak baranek, szybka bombka zwykle załatwia sprawę, Inter zacznie się dusić. Tu też należy szukać winy Waltera: przecież to on dobierał ludzi, nikogo mu nie wpychano. Nie umiał w nich wzniecić tego ognia, koniecznego, by wygrywać regularnie i by zbieranina ludzi zaczęła tworzyć zespół przez duże Z.
Kibice zapamiętają go z frustracji, takich jak wtedy, gdy w zeszłym sezonie podczas meczu… pogryzł butelkę. Telewizja włoska wyłapała również, jak podczas jednego ze starć otwarcie mówił swojemu asystentowi: nie mamy jaj. Bezradność, brak pomysłu na to, co zrobić, by ruszyć do przodu – to jego spuścizna.
38% zwycięstw zanotowała drużyna Interu pod Mazzarrim. Malutko, zwykła wódka ma więcej procent
Trzeba pamiętać, że w ostatnich miesiącach kibice odwrócili się od Interu. Na trybunach panowała toksyczna atmosfera, wygwizdywano Nerrazzurrich raz po raz. Icardi uciszał ich nawet palcem po strzelonej bramce, otwarty konflikt, nienormalna sytuacja. Dlatego też choćby Mancini już na wejściu jest nabytkiem, który poprawi sytuację. Samo ściągnięcie go zmieni bowiem atmosferę: to jego domagały się trybuny, to jego nazwisko skandowały po porażkach.
I trudno się dziwić. Za jego czasów, Inter wygrywał we Włoszech praktycznie wszystko co się dało. Jasne, to była inna liga, inne czasy, inna drużyna. Nie ma porównania ze statusem, jaki wtedy mieli Nerrazzurri, a jaki mają dziś. Ale tak czy inaczej, w obozie Interu pojawiła się wiara. Wrócił człowiek, mający parę trofeów w gablotach na Giuseppe Meazza, zwolniony został przez Morattiego tuż po zgarnięciu Scudetto. Jasne, na kontynencie nie notował wyników na miarę oczekiwań, ale w kontekście dzisiejszej sytuacji? To był inny świat i z nim kojarzy się Mancini.
Wyzwań ma jednak mrowie. Odziedziczył drużynę krojoną pod czyjś inny pomysł, wygaszoną, w której musi wzniecić iskrę. Zastał klub, który ma wiele pożyczek, w zeszłym roku zanotował sto milionów strat, a samo zerwanie kontraktu Mazzarriego będzie kosztować około 7 milionów euro, czyli tyle, za ile można by wzmocnić choćby potrzebującą zmian defensywę. Cel, jaki przed nim postawią, jest bardzo ambitny w tych wszystkich okolicznościach, bo nie zadowoli tu nikogo nic mniej niż Liga Mistrzów. Nawet w debiucie ma pod górkę: od razu San Siro i derby z Milanem.
Wielkie wyzwanie, ale i wielka szansa. Nie ukrywajmy też: na pewno będzie tu wielce ciekawie.