Reklama

Lechu Poznań – jesteś nudny i słaby

Paweł Paczul

14 lutego 2021, 17:42 • 3 min czytania

Wyścig o status najnudniejszej ekipy w Ekstraklasie trwa. Na razie prowadzi Cracovia, która o wrzutkach śni i wrzutkami żyje. Trochę z tonu spuściła Lechia, wygrywając wczoraj w niezłym stylu z Rakowem, ale mamy innego faworyta, który mógłby zdetronizować Pasy. Jest nim Lech Poznań. Rany, jaka ta drużyna jest nudna. Słaba. Bezzębna i bez pomysłu. Dziś – jeden celny strzał w Płocku. I mecz w dupę. Brawo!

Lechu Poznań – jesteś nudny i słaby

Nie chcemy słyszeć, że Lech miał w nogach 120 minut z Radomiakiem. Nie trzeba było grać 120 minut z Radomiakiem, naprawdę, wystarczyło zrobić swoje w pierwszej połowie z pierwszoligowcem, który nie zaczął jeszcze ligi, a potem dojechać na luzie drugie 45 minut. Skoro się nie udało (mimo szczęśliwego awansu), wypadałoby odrobić tamtą beznadzieję w lidze. Nie wyszło tym bardziej, od patrzenia na Kolejorza bolały zęby, jakby pijany dentysta wiercił bez znieczulenia. Brr.

Reklama

Ekipie Żurawia wychodziło mało albo nic. Choć troszeczkę można wyróżnić jedynie Szymczaka, który w pierwszej połowie zgrabnie się odwrócił w polu karnym, ale został zablokowany przez Urygę, a w drugiej dobrze się urwał i zagrał patelnię Kamińskiemu, tyle że ten nie trafił. Sami widzicie: jak za takie Himalaje futbolu chcemy wyróżniać, to reszta siedziała w piwnicy.

Sykora zaliczył kolejny bezbarwny występ, powoli zaczynamy się zastanawiać, co ten chłopak potrafi i czy cokolwiek. Ramirez? Jaki Ramirez, chłopa nie ma. Wspomniany Kamiński? Niedokładny, z lewej nogi uderzył tak, że na jego miejscu balibyśmy się nią nawet wchodzić do tramwaju. Marchwiński jak wszedł na boisko, to błysnął tym, że prawie się zabił bez kontaktu z rywalem i wyprowadził Wiśle kontrę. Tiba nie rządził w środku pola, Rasak i Lagator sobie z nim poradzili, co jest, cóż, wymowne.

Jak wspomnieliśmy: to wszystko złożyło się na jeden celny strzał Lecha. Rany, co innego można robić na boisku przez 90 minut niż kopać w kierunku bramki? Rozumiemy kontuzje i nieobecności niektórych piłkarzy, ale naprawdę – nie godzi się, by poznaniacy tak grali w piłkę. A właściwie w nią nie grali, bo ich występy coraz mniej przypominają futbol, niebezpiecznie zbliżają się do jakiegoś performensu, który ma wywołać skandal, lecz treści w nim niewiele.

Z kolei Wisła Płock nie było w tym meczu lepsza o dwie klasy, ale jednak była lepsza. Stworzyła sobie parę sytuacji, przede wszystkim kopała w bramkę, natomiast długo jej problem polegał na tym, że te próby nie były najlepsze. Problem nazywał się Tuszyński. A jakże. Pod koniec pierwszej połowy przyjął sobie w polu karnym i uderzył, ale w środek bramki. Po przerwie wyszedł sam na sam z van der Hartem, jednak kopnął źle i Holender w sumie trochę został trafiony, wiele robić nie musiał.

W końcu jednak przyszła 73. minuta, Tuszyński znów był w polu karnym. I teraz nie wiemy: strzelał czy podawał? Znając jego umiejętności, można powiedzieć, że strzelał, bo wyszedł z tego niezły flak, z drugiej – cholera, bądźmy raz mili. Podawał! Piłka trafiła do Susnjary, nowy nabytek Nafciarzy miał do pustej bramki z metr i tak, trafił. Ale w jakim ekstraklasowym stylu… Widać, że chłopak kuma bazę, tutaj nie może być normalnie. Otóż chciał przyjmować, natomiast to mu nie wyszło, piłka mu odskoczyła, odbiła się od drugiej nogi i wpadła do siatki.

Cudowny gol i świetnie podsumowanie tego starcia, które trzeba to powiedzieć – nie należało do najlepszych. A używamy takiego sformułowania, bo chyba została w nas jeszcze sympatia z poprzedniego akapitu.

W każdym razie – Wisła wygrywa czwarty raz z rzędu, a Lech, jakkolwiek to brzmi, nie powinien już patrzeć na czołówkę, tylko za siebie. Ma 19 punktów i pięć punktów przewagi nad ostatnią Stalą, tyle że Stal ma dwa mecze zaległe. Jasne, między tymi ekipami jest jeszcze sporo drużyn, ale sam fakt, że można umieścić Lecha w podobnym zdaniu, wiele mówimy o tym sezonie w wykonaniu poznaniaków.

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama