Wielkie rzeczy działy się dziś we Frankfurcie. Pewnie nie uwierzycie, ale Krzysztof Piątek strzelił bramkę jako gracz podstawowej jedenastki! Tak, to prawda. I na dodatek nie był to gol z karnego ani jakieś tam dostawienie nogi do pustaka. Polak zagrał naprawdę bardzo dobre spotkanie. Jasne, w jedenastce kolejki nie wyląduje. Jego nazwisko nie będzie pojawiało się we wszystkich niemieckich serwisach informacyjnych. Ale oprócz tego, że ukłuł rywala, to nie bał się wchodzić w pojedynki z obrońcami Eintrachtu, kilka razy wypracował sobie niezłe okazje strzeleckie. Wykorzystał szansę daną mu przez Pala Dardaia. Natomiast Hertha może i przeszła jakąś tam metamorfozę, ale finalnie kolejny raz dostała bęcki.
Po serii paździerzowatych meczów, w zachodniej części Berlina podziękowali Bruno Labbadii oraz dyrektorowi sportowemu – Michaelowi Preetzowi. Ralf Rangnick nie chciał przyjść do tej stajni Augiasza, więc zrobił się problem. Co zrobił nowy dyrektor Arne Friedrich? Zadzwonił do swojego byłego kumpla z drużyny i powiedział: Pal, słuchaj, jest sprawa. Głupio wyszło, ale może byś przejął znów Herthę? Ratuj!
Węgierska legenda “Starej Damy” zgodziła się przylecieć z gaśnicą. Dla Piątka oznaczało to mityczne nowe rozdanie. Po niestrzelonym karniaczku z Hoffenheim i fatalnej dyspozycji w tym meczu nie zapowiadało się na to, że prędko powróci do pierwszego składu.
Polak skorzystał na kontuzji Jhona Cordoby
Też nie ma co piać z zachwytu nad jego dyspozycją. Gdyby wykazał się lepszą skutecznością, to mógłby skończyć mecz co najmniej z doppelpackiem. Zwłaszcza szkoda szansy w końcówce rywalizacji, kiedy to miał na nodze piłkę na remis. Otrzymał dobre podanie na szesnasty metr, ale obrońca pojechał na tyłku, aby zablokować strzał, a Piątek odchylił się przy uderzeniu i piłka poleciała w maliny.
Jednak należy podkreślić – to nie był Krzysztof, który tylko kręcił się po boisku jak smród po gaciach. Nie machał łapami i nie dziamgał wiecznie pod nosem. Biegał, walczył, starał się samemu coś wykreować.
W 66. minucie Matheus Cunha minął rywali jak tyczki, oddał futbolówkę do Piątka, a Polak znajdując się tuż przed linią pola karnego, puścił tzw. szczura po ziemi i dał Hercie upragnione prowadzenie. Co ciekawe, tuż przed bramką, to Eintracht był bliski trafienia. Na ławce gości rezerwowych zapanowała dzika radość. Jakby zdobyli bramkę na wagę mistrzostwa albo finału DFB Cup.
Efekt nowej miotły podziałał tylko na Polaka
Zanim skończyły się “piąteczki”, przytulasy i żółwiki, było już 1:1. Minutę później Filip Kostić poszedł lewą flanką i dorzucił ciasteczko na głowę Andre Silvy. Wszystko wróciło do normy. Mogliśmy obserwować powrót do przeszłości, a więc przaśną i beznadziejną ekipę ze stolicy Niemiec.
85. minuta, obrona “Starej Damy” kolejny raz ucięła sobie drzemkę, a Martin Hinteregger zgubił krycie i wpakował gola na 2:1. W doliczonym czasie dzieła zniszczenia dokonał autor pierwszego trafienia dla gospodarzy. Wykorzystał rzut karny i było już pewne, że berlińczycy zaliczą piąty mecz z rzędu bez wygranej.
***
Nie ma co przesadzać z wyrokowaniem, że współpraca na linii Dardai-Piątek będzie przebiegać sielankowo. Że niby Polak-Węgier dwa bratanki. Tych rzekomych momentów zwrotnych Polaka w Hercie było kilka i za każdym razem nie przekładały się one na jego regularność strzelecką.
Trzeba jednak oddać naszemu napastnikowi, że zrobił dobry grunt pod dalsze interesy z nowym szkoleniowcem. Pierwszy mecz pod jego wodzą okrasił brameczką oraz ogólnie przyzwoitą dyspozycją.
Najlepszy możliwy bruderszaft na początek znajomości.
Eintracht Frankfurt – Hertha Berlin 3:1 (0:0)
A. Silva 67′, 90+5, M. Hinteregger 85′ – K. Piątek 66′