Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

13 stycznia 2021, 19:51 • 6 min czytania 19 komentarzy

Trwa pierwszy tydzień “po Święcie Trzech Króli”, czyli w amatorskim i nawet tym mniej amatorskim futbolu czas powrotu do treningów. Znam blisko (konkretnie z lustrzanego odbicia) ludzi, którzy wznowili treningi. Znam, też dość blisko, takich, którzy czekają. Znam takich, którzy czekają “po cichu”, znam takich, którzy czekają, ale najchętniej już by wysadzili w powietrze wszystkie instytucje odpowiedzialne za obecny zakaz prowadzenia zajęć. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Natomiast wszystkich nas łączy wątpliwość, jaki tak naprawdę jest cel w dalszym podtrzymywaniu totalnej fikcji.

Zacznę od usprawiedliwień. Ja wiem, że większość świata działa po omacku, to doskonale widać po reakcjach na nowy szczep koronawirusa w Wielkiej Brytanii. Gdzieś odwołano loty. Gdzieś indziej wydłużono kwarantanny. Ktoś zamknął dla pewności jeszcze jedną branżę, ktoś wydłużył o kolejny tydzień jakieś ograniczenia w przemieszczaniu się. Rozumiem to, wiem też, że nie ma dobrych dróg. Skoro szwedzcy politycy, podawani u nas często jako przykład rozsądnego podejścia, sami to swoje podejście określają mianem porażki? Jeśli totalny bałagan mamy od Francji, przez Niemcy czy Szwajcarię, aż po USA?

Ja to wszystko wiem i rozumiem. Podobnie jak konieczność utrzymywania pewnych obostrzeń w strachu przed trzecią falą. W przeciwieństwie do wielu moich znajomych, niespecjalnie mnie boli nagłe zmienianie tabelek, według których mieliśmy postępować. Coś, co było w listopadzie ogólnie przyjętym konsensusem wielu naukowców, dziś może być już nieistotne – choćby z uwagi na wspomniane mutacje samego wirusa, na to że i on sam zmienia trochę sposób swojego działania. Nie jestem zaskoczony, że da się znaleźć wypowiedzi tych samych osób, które zdają się wzajemnie wykluczać. To dzieje się w Polsce, w Brazylii, w Anglii, na Słowacji, wszędzie – bo wszędzie to zjawisko nowe, bez precedensu, w dodatku bardzo słabo przebadane i jednocześnie bardzo płynne.

To jest wszystko zrozumiałe i ja wiem, że do końca pandemii czeka nas jeszcze sto zmian strategii – i nie chodzi mi tu o nas, jako o Polaków, nawet nie o nas, jako Europejczyków, ale ogólnie, o szeroko rozumianą ludzkość. Jest już w pełni jasne, że co zadziała na karnych Koreańczyków, nie sprawdzi się z wiecznie kwestionującymi każdy zakaz Polakami, co przyniesie efekty na którejś z wysp – niech będzie że w Nowej Zelandii – nie sprawdzi się w środku Ameryki Południowej.

Reklama

Dlatego wykazuję daleko idącą wyrozumiałość wobec każdego ruchu, ba, staram się nawet przestrzegać najbardziej irracjonalnie brzmiących obostrzeń. Nie umrę, jeśli wyjdę do sklepu o 12.30, a nie o 11.30, nie spadnie mi korona, ani też nie uduszę się, jeśli założę maseczkę wychodząc na spacer z psem (w ogóle to jest jeszcze konieczne, czy już nie?).

Pogodziłem się z tym, że nie na wszystko politycy mają twarde badania, że nie wszystko potrafią w pełni uzasadnić. Widziałem tę tabelkę, gdzie zaraźliwość wirusa w restauracjach i siłowniach jest wyższa niż w sklepach spożywczych i okej, z trudem, ale akceptuję to. Widziałem jakieś strzępki uzasadnień dla obostrzeń, że tutaj ograniczamy ruch komunikacją miejską, tutaj obawiamy się grupowania ludzi w kolejce na stok. Też spoko, jestem w stanie to wszystko zrozumieć.

Natomiast zakazu uprawiania sportu dla amatorskich zawodników piłkarskich nie jestem.

Tutaj bowiem dysponujemy badaniami, wypowiedziami oraz ruchami politycznymi, które dawałyby przeciwne tropy, niż decyzja o odwołaniu przygotowań całej amatorskiej piłki.

Spójrzmy jaka jest obecna sytuacja. Poprzedni twardy lockdown miał trwać od 3 do 17 stycznia, przy ostatnim luzowaniu obostrzeń wymieniono tylko szkoły. To oznacza, że w teorii nie można nadal grać na orlikach ze znajomymi, amatorskie kluby nie powinny prowadzić treningów, przebąkuje się po cichu, że może z tego względu trzeba będzie nawet przesunąć start tych niższych lig. I teraz:

  • czy mamy badania potwierdzające, że w amatorskich klubach sportowych, które większość zajęć mają na świeżym powietrzu, wirus rozprzestrzenia się w tempie nakazującym zamknięcie tej branży? Nie sądzę, ja takich nie znalazłem.
  • czy lekarze dość zgodnie stwierdzają, że aktywność fizyczna przyczynia się do budowania odporności? No raczej tak.
  • czy mimo braku badań dotyczące stricte piłki amatorskiej (czy ogólnie sportu na świeżym powietrzu) możemy przez analogię dojść do jakichś wniosków?

I to jest moim zdaniem najistotniejsze – możemy. Regularnie badani i raportowani są piłkarze w dwóch najwyższych polskich ligach. Widzimy doskonale mapę zarażeń, jesteśmy w stanie wręcz śledzić, kto kogo zaraził w obrębie jednego klubu, przy bardziej szczegółowych klubach – ocenić, kiedy mniej więcej mogło dojść do zakażenia. Od razu uprzedzam, z mojej strony to dowód anegdotyczny, bo nie mam wiedzy o wszystkich 34 klubach w Ekstraklasie i I lidze. Ale tam, gdzie mniej więcej znam nazwiska tych, którzy chorowali, zazwyczaj zakażali się najlepsi kumple z jednej paczki, spotykający się ze sobą również poza boiskiem. Jak w jakimś klubie zakażony był obcokrajowiec, zazwyczaj po chwili dołączali do niego jego rodacy.

Reklama

Jeśli gdzieś położyła się cała drużyna, jak jeden mąż – to w Szczecinie, który nawet na najkrótsze mecze wyjazdowe jedzie autokarem przez ładnych kilka godzin. Nie mam żadnych kompetencji, by wyciągać wnioski. Po prostu dzielę się swoją obserwacją – rzadko zdarzało się tak, by jeden zakażony nagle zarażał całą swoją drużynę. Czyli by ta słynna transmisja wirusa na boiskach piłkarskich była zauważalnie wyższa niż choćby w cały czas otwartych parkach. Zresztą widzę tu pewną analogię – wysiłek na świeżym powietrzu, w rozsądnym dystansie, skupiony na tym, by poprawiać własną kondycję. A jednak – moja drużyna może pobiegać sobie gęsiego w parku (w trzech 5-osobowych grupach), ale nie może pobiegać po swoim sporawym boisku.

Ktoś powie – chodzi o to, żebyście siedzieli w domu, nie jeździli po mieście na te swoje treningi. Ale ta teoria nie trzyma się kupy, gdy spod zakazu wyjęta jest cała piłka młodzieżowa, od najmłodszych do juniorów starszych. Ktoś inny stwierdzi – to nie jest najpilniejsza potrzeba, żebyście sobie za piłką pobiegali. Zgadzam się, nie jest. Ale skoro w tych czasach wprowadzamy podatek cukrowy w ramach walki z otyłością, cukrzycą i generalnie skapcanieniem społeczeństwa, to warto, byśmy poważnie traktowali też tę podstawową profilaktykę, jaką jest aktywność fizyczna.

Natomiast to wszystko i tak są szczegóły, dyskusja akademicka. Z mojej perspektywy najgorszy jest fakt, że ten zakaz sobie istnieje, a wszyscy i tak mają go raczej w dupie. A nie ma chyba nic bardziej demoralizującego, niż zakazy, które wszyscy mają w dupie. To działa usypiająco. Tracimy czujność, przestajemy traktować poważnie zagrożenie, które przecież ciągle istnieje, jest z nami, wczoraj zabrało do grobu ponad pół tysiąca ludzi, pogrążyło w żałobie ponad 500 rodzin. Wiem, że pewnie ludzie zaangażowani w inne branże mogliby wykazać w podobny sposób inne absurdy, że ich boli coś innego.

Ja patrzę na to, co jest mi najbliższe. I widzę, że tutaj nie tyle działamy po omacku, bo nie mamy żadnych przekonujących danych. Działamy po omacku, bo nie zajęliśmy się tym na poważnie. Trzymam kciuki, by ogarnął to PZPN, dysponujący raportami medycznymi, opracowaniami, całą Komisją Medyczną, która jest w stanie bez przeszkód udowodnić, że wspólne przebywanie na trawiastym boisku nie doprowadzi do eksplozji pandemii. W to, że ogarnie to ktokolwiek inny, już powoli przestaję wierzyć. Ale na wszelki wypadek noszę przy sobie zawsze breloczek, który dostałem od klubu.

To już chyba zawodowstwo?

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

19 komentarzy

Loading...