– Wiemy, że mając jeden mecz zaległy i niewielki dystans do szóstego miejsca, wszystko jest możliwe. Na wiosnę chcemy zagrać dobrze, niwelując dystans do miejsc, premiujących grą w barażu. Żeby Korona mogła pokazać się w grze o Ekstraklasę. No, a jeżeli pojawi się szansa, to i nawet awansować. Do tego potrzebne są wzmocnienia, na które dostaniemy środki. I choć poprzedni właściciel zostawił klub w zgliszczach, to mam przekonanie, że wyszliśmy z głębokiego błota. A i tak używam dyplomatycznych zabiegów. Wytknęliśmy głowy na powierzchnię. Zaczęliśmy inaczej oddychać. Inaczej wyglądać. Ustaliliśmy sobie, że będziemy bili się o baraż, bo mamy na to realne szanse – mówił Maciej Bartoszek w audycji „To my Scyzory” na antenie Weszło FM. Zapraszamy do zapisu tekstowego tej rozmowy.
Kończy się zwariowany rok 2020. Korci pana, żeby odciąć się od tego wszystkiego czy siada pan z ludźmi z klubu i zaczyna planować zimowe wzmocnienia?
Nie mamy czasu na odpoczynek. Musimy myśleć o następnej rundzie. Chcemy dokonać kilku transferów. I na tym jesteśmy bardzo mocno skupieni. To priorytet. Chwili na wolne poszukamy w święta i w tygodniu poprzedzającym Sylwestra, ale może to tyle, potem wracamy do roboty.
Jest co robić. Przegrywacie w większości meczów, kiedy jako pierwsi tracicie bramki.
Tak dzieje się przede wszystkim w meczach z silniejszymi drużynami. Mimo to myślę, że obecna drużyna Korony zweryfikowała się na plus, na bardzo dobrze.
Jak to rozumieć?
Wiemy już na co stać ten zespół. Wygrywamy, kiedy mierzymy się w drużynami, z którymi powinniśmy wygrywać. Nie zaliczamy wpadek. I przegrywamy, kiedy podejmujemy rywali lepszych. Oczywiście, chcielibyśmy sprawiać niespodzianki, ale taka jest rzeczywistość. Punkty wyrwaliśmy tylko z Tychami i z Miedzią Legnica. Z czołówką jest gorzej. Termalica była poza naszym zasięgiem. W innych meczach, chociażby z Arką czy z Łęczną, nie było przepaści, nie było kolosalnej różnicy, ale nie udało się wygrać. Z Odrą zagraliśmy fatalnie w pierwszej połowie i lepiej w drugiej, ale to nie wystarczyło, żeby odrobić straty.
Z czego to wynika?
Ale mówię: to jasna weryfikacja. Nie podlega to żadnym wątpliwościom. Czegoś nam brakuje. Nawet jak tracimy tylko jedną bramkę po stałym fragmencie gry, to ja nie szukam usprawiedliwień. Rzut wolny i rzut rożny to też elementy gry. Nie jest tak, że ni stąd, nie zowąd zjawił się ten aut Arki czy rożny Radomiaka. I jedno, i drugie było omawiane i przedstawiane. Zawodnicy ćwiczyli stałe fragmenty gry. To nie powinno zaskoczyć naszych piłkarzy, ale niestety tak się stało. Odpuszczenie przeciwnika. Jeden indywidualny błąd i straciliśmy bramkę.
Piłka nożna polega na strzelaniu bramek. I okej, możemy stracić gola, to jest wpisane w ten sport, ale trzeba też strzelać. Tu też rysuje się nasz problem, który jest odzwierciedleniem naszego potencjału. Nawet, jeśli staramy się atakować większą liczbą zawodników, jeśli do któregoś momentu prowadzimy grę, jeśli potrafimy zamknąć przeciwnika na jego połowie, to brakuje nam konkretów – ostatniego podania lub wykończenia.
Brakuje napastnika. Jak to było z Karolem Angielskim? Chcieliście go sprowadzić do Kielc, ale nie udało się. A przydałby się w Koronie.
Jego poczynania w Radomiaku potwierdzają, że byłby to dobry ruch. Osobiście się z nim kontaktowałem, zresztą nie tylko ja, rozmawialiśmy z menadżerem Karola. Ale cóż, nie udało się go pozyskać.
Brakuje też jakości.
Na pewno. Jakości w wykończeniu, jakości w ostatnim podaniu. Mamy deficyty. Jeśli potrafilibyśmy więcej wyciągnąć z akcji, które konstruujemy lub lepiej bronić, również przy stałych fragmentach gry, to moglibyśmy rozmawiać na innym poziomie.
Jakie jest więc pana wizja współpracy z nowym klubowym szefem skautingu. Pewnie przyjdzie wam sporo razem pracować. Obserwujecie już kogoś. Mówi się o kierunkach Czechy-Słowacja.
Nie, dlaczego akurat te kierunki?
Czy pan skaut nie zajmował się tymi kierunkami w Śląsku?
Na tę chwilę nie miałem żadnego zaproponowanego zawodnika ani z Czech, ani ze Słowacji. Nie możemy ograniczać skauta, który w danym klubie odpowiadał za jakiś kierunek, tylko do jednego kierunku, jeśli zmienił pracę i pracuje w nowej organizacji. W Koronie mamy pozycje, na których chcemy szukać wzmocnień. Określiliśmy profile i praca wre.
To jest osoba wskazana przez pana, wybrana przez Piotra Dulnika czy jeszcze przez kogoś innego?
Nie znałem Macieja Gila. Został zaproponowany ze strony zarządu. Również z tej racji, że dział skautingu ma być niezależną komórką pomiędzy zarządem a działem sportowym. Tak to też odbywa się w wielu klubach.
Jest pan w Koronie Kielce od dziewięciu miesięcy. Bywały momenty kruche, ale chyba wszystko zaczyna się stabilizować.
Odbieram to trochę inaczej. Na pewno nie będzie tak, że teraz czeka mnie mniej pracy. Wprost przeciwnie. Powiem tak: cieszę się, że my, a jak mówię „my” to mówię o Koronie, jesteśmy w innym miejscu niż na początku sezonu. Chciałbym przypomnieć, że w momencie konstruowania zespołu, który miał grać w pierwszej lidze, dotknęła nas jedna wielka katastrofa. Istny kataklizm, nie przesadzam. Nie dość, że spadliśmy, to szatnia była wyczyszczona. Proces, który trwał od kilku lat, spowodował, że w szatni nie było nikogo. Zawodnicy albo odeszli za darmo, albo skończyły im się kontrakty. Żeby stworzyć pierwszoligową drużynę, musieliśmy zmierzyć się z wieloma problemami. Raz, że nie wiadomo było, na co nas stać. Dwa, że nie wiadomo było, czy będzie nas stać, żeby zapłacić nowym zawodnikom. Trzy, trzeba było szukać piłkarzy, których nie wiązał żaden kontrakt.
Z zewnątrz pozyskaliśmy tylko sześciu zawodników. Kordas i Firlej byli już zawodnikami Korony. Themistoklisa Tzimopoulosa udało się namówić, żeby został. Jacka Kiełba, Grzegorza Szymusika i Marka Kozioła tak samo. Do tego zostało dokooptowanych kilkunastu zawodników z trzeciej ligi. I tym zespołem weszliśmy w pierwszoligowy bój. Graliśmy o punkty, w niełatwych rozgrywkach, starając się nie przysporzyć wstydu naszym kibicom, chociaż wiemy o tym, że wpadki i słabsze momenty nam się przytrafiły. Wiem jednak o tym, że powinniśmy cieszyć się z tego, że jesteśmy na bezpiecznej pozycji w I lidze.
Przez pół roku udało się zrobić bardzo dużo. Przede wszystkim odcięliśmy kulę u nogi w postaci poprzednich właścicieli.
Okazuje się, że nie do końca.
Myślę, że obecny sponsor i obecni właścicieli poradzą sobie z każdą taką sytuację i nie powinno być żadnych większych problemów. Nie będę odnosił się do tego, co dzieje się po drugiej stronie i co robi były właściciel, który kompletnie nie był zainteresowany losem Korony. Zostawił klub w zgliszczach. Ale dobra, nie o tym, nie chce się tym zajmować. Wiemy, na teraz, że mając jeden mecz zaległy i niewielki dystans do szóstego miejsca, wszystko jest możliwe. Na wiosnę chcemy zagrać dobrze, niwelując dystans do miejsc, premiujących grą w barażu. Żeby Korona mogła pokazać się w grze o Ekstraklasę. No, a jeżeli pojawi się szansa, to i nawet awansować. Do tego potrzebne są wzmocnienia.
Wyszliśmy z głębokiego błota. A i tak używam dyplomatycznych zabiegów. Wytknęliśmy głowy na powierzchnię. Zaczęliśmy inaczej oddychać. Inaczej wyglądać. Ustaliliśmy sobie, że będziemy bili się o baraż. Pojawią się środki na transfery.
Czy nie byłoby tak, że gdyby to wszystko działo się w innym klubie niż Korona Kielce, to już latem zdecydowałby się pan na odejście.
Zdecydowanie, nie pozostałbym w innym klubie. Miałem momenty zwątpienia, ale przewalczyłem je, bo zależy mi na tym klubie.
Jakie pozycje będziecie wzmacniać?
Niech kibice będą spokojni. Nie jest tak, że trenerzy pewnych rzeczy nie widzą. Widzimy wiele rzeczy. Będą wzmocnienia praktycznie w każdej formacji. To jest nam niezbędne. Pewne rzeczy lubią ciszę.
Transfery za darmo?
Jeszcze nie wiem, jak to będzie, ale wiemy tyle, że nie chcemy piłkarzy, którzy może wypalą, może w przyszłości, uda się albo nie uda, tylko takich, którzy będą stanowili wzmocnienia na tu i teraz. Zwyczajnie gwarantowali podniesienie poziomu.
A odejścia? Na konferencji prasowej wspominał pan, że być może część zawodników pożegna się z Kielcami.
Oczywiście, że tak może być, ale najpierw muszą porozmawiać z danym piłkarzem.
Mogą to być też ci, którzy latem przyszli do Korony?
Latem przyszła cała kadra. Przecież zostało raptem czterech zawodników. Wszyscy z rezerw, to też, w pewnym sensie, nowi piłkarze. O czym my mówimy?
Pewnie też część piłkarzy Korony naturalnie wzbudza zainteresowanie klubów Ekstraklasy. Przykładowo taki Iwo Kaczmarski.
Nie, nie było żadnych konkretnych zapytań w sprawie żadnego naszego zawodnika. Ewentualnie pojawiły się zapytania w kontekście wypożyczenia naszych młodzieżowców.
Chodzi o Dawida Więckowskiego?
Nie mamy żadnych zapytań o Dawida Więckowskiego.
Nawet z Zagłębia Lubin?
Była ze strony Zagłębia Lubin prośba o zgodę na testy. Uzyskał zgodę, nie można blokować pewnych kwestii, ale nie jest to jednoznaczne ze zgodą na transfery, czy to czasowy, czy definitywny.
Jaka jest przyszłość Mateusza Cetnarskiego? Cofa się głęboko, wręcz wchodzi w linię defensywy. To jest pana taktyczny pomysł na wykorzystanie jego umiejętności czy taki ma styl gry?
Kiedy na boisko wychodzi Łysiak, który jest bardziej dziesiątką, to naturalne Cetnarski, bardziej ósemka, schodzi niżej, rozgrywa niżej. Wchodzenie szóstki czy ósemki w linię defensywy jest rozwiązaniem taktycznym. Raz wchodzi Kaczmarski, raz wchodzi Gąsior, raz wchodzi Cetnarski. To element budowania gry, budowania ataku, wychodzenia z obrony poprzez atak pozycyjny. Nie da się ukryć, że Mateusz to gracz, który lubi się cofnąć, lubi pograć z tyłu, nawet, jak pamiętam z dawniejszych czasów, grając jako typowa dziesiątka. Jest pod grą.
Humorystycznie – czy Remigiusz Szywacz i Piotr Basiuk są lepsi niż Daniel Dziwniel i Spike Gill?
Z Dziwnielem nie miałem nawet okazji porozmawiać, więc nie będę się o nim wypowiadał, a jeżeli chodzi o Spike’a Gilla, to obaj są znacznie od niego lepsi.
Czy czuje pan, że Korona Kielce jest najbardziej pokrzywdzonym klubem w lidze, jeśli chodzi o przełożone mecze i błędy sędziowskie?
Nie, nie powiem, że Korona jest najbardziej pokrzywdzonym klubem I ligi, bo nie analizowałem, jak sprawa wygląda w innych drużynach. Mnie interesuje dobro naszego klubu, naszej drużyny. Wiemy doskonale, że chociażby w ostatnim meczu, w meczu z Radomiakiem, należał nam się rzut karny, który nie został podyktowany. Ewidentna ręka. Gdyby arbiter podjął właściwą decyzję i zagwizdał, to bylibyśmy w zupełnie innych humorach, bo to zdarzyło się przy stanie 1:0. Nie musielibyśmy tak ryzykować, nie nadzialibyśmy się na kontrę. Tak się stało. Kolejny błąd na naszą niekorzyść, ale tak już jest, z tego, co się widzi, co się słyszy: błędów jest mnóstwo w naszych rozgrywkach.
Mieliśmy pod górkę. Kwarantanna. Od razu mecze. Dwumiesięczny maraton. Puchar Polski, I liga – zaległe mecze, mecze z harmonogramu. Olbrzymia intensywność. Nie ułatwiało to sprawy.
ROZMAWIALI MARCIN DŁUGOSZ, WIKTOR LESIAK I MICHAŁ SIEJAK
Fot. Newspix