Reklama

W Portugalii o nich pamiętają i dbają. Bracia Paixao marzą o reprezentacji

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

31 października 2014, 11:29 • 18 min czytania 0 komentarzy

– Wy, Polacy, czasami nie doceniacie własnej ligi, a tu naprawdę jest coraz wyższy poziom i coraz lepsi zawodnicy. W tym towarzystwie prawie trzydzieści goli strzelonych przez Marco w lidze i w pucharach miało swoją wartość. Nie jest tak, że my tu trafiamy do bramki, a w Portugalii nikt poza garstką statystyków o tym nie wie. Media się nami interesują, piszą o nas artykuły, dopytują o możliwość powołania nas do reprezentacji – mówi Flavio Paixao, a wywiadu dla PS udzielają dziś obaj bracia. Zapraszamy na piątkową prasówkę.

W Portugalii o nich pamiętają i dbają. Bracia Paixao marzą o reprezentacji

FAKT

Zaczynamy głównym newsem, który znany był co najmniej od wczoraj: Bieniuk znów w Lechii.

– Chcieliśmy takiej osoby w klubie. Związanej emocjonalnie z Lechią, będącej również w przeszłości dobrym duchem drużyny, ze swoją cenną umiejętnością motywowania kolegów na boisku – mówi Maciej Bałaziński, przewodniczący rady nadzorczej Lechii. Bieniuk długo się nad propozycją klubu nie zastanawiał. – Była wyjątkowo atrakcyjna także dlatego, że złożyła ją właśnie Lechia – mówi Bieniuk. – Każdy inny klub sportowy dłużej czekałby na moją decyzję i niekoniecznie byłaby ona taka sama. To, co mi zaproponowano w Gdańsku, daje wiele możliwości do wykazania się i zbudowania czegoś naprawdę wyjątkowego. Mówiłem, że po zakończeniu kariery chciałbym jeszcze kiedyś coś zrobić dla Lechii i teraz taka okazja właśnie się tworzy.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Steinbors do meczu z Pogonią przygotowuje się tak, że zagra ze śrubami w czole.

To jeden z największych twardzieli w ekstraklasie! Bramkarz Górnika Pavels Steinbors (29 l.) od blisko roku gra z czterema śrubami nad lewym okiem. W lutym, w ligowym meczu z Legią Warszawa, Steinbors tak nieszczęśliwie zderzył się ze swoim obrońcą Antonim Łukasiewiczem (31 l.), że wylądował w szpitalu. Okazało się, że złamał kość jarzmową. Operację przeprowadzono w Sosnowcu. Nad lewym okiem bramkarz ma teraz cztery śruby. – Czuję je, ale już się do nich przyzwyczaiłem. Traktuję je jak swoje – mówi z uśmiechem. Od feralnego zderzenia łotewski golkiper musi grać w specjalnej ochronnej masce. Latem, w meczach sparingowych, próbował się wprawdzie obejść bez niej, ale nie trwało to długo. – Kiedy żona Diana, która akurat była w domu w Rydze, dowiedziała się o tym, to zadzwoniła i zrobiła mi taką tyradę, że zacząłem ją zakładać z powrotem – mówi bramkarz Górnika. Być może jeszcze w tym roku Steinbors przejdzie kolejną operację. – Po zakończeniu rundy z klubowym lekarzem podejmiemy decyzję, czy śruby będą usuwane znad oka czy nie. Operacja będzie przeprowadzona albo w Sosnowcu, albo w Katowicach. Z tego powodu w przerwie świątecznej nie planuję z rodziną wyjazdu do domu na Łotwę – tłumaczy Steinbors, który obecnie szykuje się na niedzielny mecz z Pogonią Szczecin.

To jeszcze jedna informacja z Polski – Szymon Pawłowski zostanie w Lechu.

Szymon Pawłowski zostanie w klubie na kolejny sezon. Czy będący w świetnej formie skrzydłowy zasłużył na powołanie do reprezentacji? Pawłowski zostanie w Lechu, bo wejdzie w życie klauzula, którą ma w kontrakcie. – Świetna informacja! To piłkarz, który ciągnie teraz grę zespołu – przyznaje była gwiazda Kolejorza, Jarosław Araszkiewicz. 27-letni piłkarz przyszedł latem 2013 roku. Podpisał wówczas dwuletni kontrakt, który obowiązuje do czerwca 2015, więc jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Tylko jednak teoretycznie. W umowie była bowiem opcja, która pozwala zatrzymać błyskotliwego skrzydłowego na kolejne 12 miesięcy. Warunek? Rozegranie przez niego określonej liczby spotkań w ekipie. I tak się stało, bo od dłuższego czasu Pawłowskiego omijają kontuzje. – Zapisy w kontrakcie sprawiają, że jesteśmy bardzo blisko zatrzymania Szymka na kolejny sezon. To właściwie tylko formalność – potwierdza wiceprezes klubu Piotr Rutkowski. W poprzednich rozgrywkach lechita wystąpił w aż 31 meczach, w obecnych – w 11. Uzbierał w nich 3 gole i 2 asysty. – Miałby z pewnością jeszcze lepsze statystyki, gdyby Lech miał teraz skutecznego napastnika, który potrafiłby wykorzystać jego świetne akcje na skrzydle – uważa Araszkiewicz. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Pawłowski ostatnio w pełni zasługuje na pensję na poziomie 70 tys. zł miesięcznie – tyle bowiem zagwarantował sobie, podpisując kontrakt.

Image and video hosting by TinyPic

I na koniec rozmowa z Thomasem Bertholdem. O Bayernie, Borussii i Lewandowskim.

Reklama

Czy Borussia wciąż krwawi po odejściu Lewandowskiego?
– Na pewno jego strata bardzo ich boli, bo jest to napastnik, którego nie da się zastąpić. Ale zwalanie całego kryzysu na jego transfer byłoby zbyt prostym usprawiedliwieniem dla piłkarzy, którzy w Dortmundzie zostali. Jeśli w wyjściowym składzie gra jedenastu piłkarzy, którzy są w naprawdę słabej formie, to nie wynika to przecież z tego, że Lewandowski postanowił przejść do Bayernu.

Jak pan ocenia dotychczasową grę Lewandowskiego w Bayernie? Są głosy, że gra tak jak trzeba, inni eksperci twierdzą, że powinien się poprawić.
– A moim zdaniem gra tak jak trzeba, ale powinien się poprawić. Przecież ma znacznie większe możliwości, niż pokazał w tym sezonie. Ale to też normalne, że po zmianie klubu piłkarz potrzebuje trochę czasu, że od razu nie będzie gwiazdą w optymalnej formie. Jest to jednak napastnik kompletny i z tygodnia na tydzień będzie miał coraz większy wpływ na grę Bayernu. Pamiętajmy też, że musi się zgrać z piłkarzami, których nie było od początku przygotowań. Oni muszą też poznać jego. Generalnie świetny piłkarz trafił do świetnego zespołu i wszyscy w Monachium będą mieli z tego wielką korzyść. Ale też Lewandowski zdaje sobie sprawę, że w Monachium będzie miła inną pozycję, niż miał w Borussii. W Bayernie wszystko inaczej funkcjonuje. Tu trzeba zdobywać tytuły, a nie jedynie można. I tu trzeba się pogodzić, że numerem jeden zawsze będzie klub, a nie pojedynczy piłkarze.

RZECZPOSPOLITA

Już jutro Lewandowski gości Borussię. Delikatne wejście w temat.

W sobotę Bayern – Borussia. Starcie wagi ciężkiej. Mecz, który niezmiennie budzi silne emocje. Zbyt wiele się w ostatnich latach wydarzyło, by mówić o tym spotkaniu spokojnie. Najpierw przejście z Dortmundu do Monachium Mario Goetzego, potem transfer Roberta Lewandowskiego, który „Der Spiegel” nazwał majstersztykiem, bo Bayern wzmocnił się kosztem swojego najgroźniejszego rywala. Wkrótce być może inny głośny zakup – Marco Reusa.

A jeszcze trudniej niż Borussia z Bayernem, to ma mieć Ruch z Legią. Chorzowianie do Warszawy jak na ścięcie.

Drużyna z Chorzowa przyjeżdża w niedzielę 
na mecz z Legią. 
Nie wróży to Ślązakom niczego dobrego. Waldemar Fornalik przejął Ruch po zwolnionym Janie Kocianie 7 października i zdążył poprowadzić drużynę w dwóch meczach – jego dorobek to jednak okrągłe zero. Zarówno jeśli chodzi o punkty, jak i zdobyte bramki. Ruch nie zwyciężył już przez osiem kolejek z rzędu. Ostatnio wygrał 16 sierpnia – 1:0 z Piastem Gliwice na wyjeździe. Jest to zresztą jedyna wygrana Niebieskich w tym sezonie ligowym.

GAZETA WYBORCZA

Zaczynamy tekstem Rafała Steca pt. „Jak FIFA zbawiała ludzkość”.

Gwiazdorsko obsadzony film o historii FIFA miał poprawić jej fatalną, zniszczoną przez afery korupcyjne reputację. Dlatego sama go sfinansowała, a prezes Sepp Blatter czuwał nad scenariuszem. Niestety, nikt nie chce go oglądać. Zarobił niespełna 200 tys. dol., czyli nie zwrócił się nawet w jednym procencie. FIFA musiała wyłożyć pieniądze, bo nikt inny nie wyrzuciłby 25 mln dol. na realizację pomysłu już w zaraniu absurdalnego – opowieści o działaczach sportowych. Do współudziału w produkcji “United Passions” (Unia namiętności) udało się doprosić jeszcze jedynie kapitał z Azerbejdżanu, oskarżanego o łamanie praw człowieka reżimu, który usiłuje upiększać swój wizerunek poprzez piłkę nożną. Płaci za reklamę na koszulkach Atletico Madryt, współpracuje biznesowo z Manchesterem Utd. FIFA musiała zapłacić także po to, by na ekranie jej prezes ujrzał w sobie – i w całej organizacji – samo dobro. Jak wiadomo, mainstreamowe media z całego świata widzą w nich raczej samo zło. Kiedy działacze wybierają gospodarza swojej sztandarowej imprezy – mundialu – to mają głosować wyłącznie pod wpływem wyłudzonych łapówek. Kiedy już gospodarza wybiorą, to mają wymuszać na nim ustępstwa, które sprawią, że na turnieju nie zarobi nikt poza FIFA. A kiedy Sepp Blatter odezwie się publicznie, to komentatorzy albo płoną z oburzenia, albo szydzą. W oczach opinii publicznej futbolem rządzi mafia. Reżyser Frédéric Auburtin daje temu odpór, choć sam utrzymuje, że próbował “być sprytny” i przemycić “sceny ironiczne”.

Image and video hosting by TinyPic

Dalej PZPN chce przyspawać trenera do klubu. Czyli tekst o tym, o czym od dobrych kilku dni bardzo głośno dyskutuje się w piłkarskim środowisku.

Od rundy wiosennej PZPN zamierza zatrzymać tę szaloną trenerską karuzelę, wprowadzając przepis, który ograniczy swobodę szkoleniowców na rynku pracy. Będą mogli prowadzić jeden klub w trakcie rundy (wiosennej lub jesiennej). Prezes klubu zostanie więc zmuszony, by szukać ewentualnego następcy tylko wśród bezrobotnych od dłuższego czasu szkoleniowców. I dlatego – w zamyśle PZPN – dobrze się zastanowi, nim zwolni poprzednika. Wykluczone będzie podkradanie sobie szkoleniowców, chyba że między rundami lub sezonami. W teorii przepis ma otworzyć ligę na młodych trenerów, m.in. pełniących dotąd funkcję asystentów. PZPN twierdzi, że nowe przepisy będą skuteczniejsze niż uchwała z 2000 r., która podobną regulację już wprowadziła, ale kluby łatwo ją obchodziły. Wystarczyło, by rozwiązanie umowy następowało za porozumieniem stron. Tylko w przypadku, gdy trener był zwalniany przez klub, nie mógł pracować do końca rundy. Efekt był taki, że w polskiej lidze większość rozstań odbywała się za porozumieniem stron. Ján Kocian, którego pozbył się niedawno Ruch, w trakcie niedzielnego meczu z Górnikiem Zabrze mógł być już pierwszym trenerem Pogoni Szczecin, bo w zgodzie rozstał się z chorzowskim klubem. Tydzień wcześniej siedział na ławce Pogoni jeszcze jako asystent, bo szczeciński klub nie rozliczył się z poprzednim szkoleniowcem Dariuszem Wdowczykiem. Gdy i między nimi doszło do porozumienia, Kocian mógł zostać pierwszym trenerem.

Image and video hosting by TinyPic

Zapowiedzi hitu w Bundeslidze ciąg dalszy, ale w tym miejscu główną postacią nie jest Lewandowski. Cóż to zostało z Borussii?

Ma za sobą najgorszy start sezonu od 29 lat. Jeśli przegra w sobotę z Bayernem, prawdopodobnie wyląduje w strefie spadkowej. Ale w hitach wciąż potrafi zagrać jak czołowa drużyna Europy. Piłkarzom Dortmundu niebo zwaliło się na głowy. Po pięciu porażkach w sześciu meczach Bundesligi trener Jürgen Klopp ogłosił, że sytuacja jest krytyczna. Przed wtorkowym spotkaniem z drugoligowym St. Pauli w Pucharze Niemiec mówił, że szatnię obleciał strach przed kolejnym niepowodzeniem (skończyło się łatwym 3:0). W Bayernie jest odwrotnie, piłkarze nie przegrali 14 meczów z rzędu, a wpadki zdarzają im się tylko na wyjazdach (remisy z Schalke, HSV i ostatnio z Mönchengladbach). Trener Pep Guardiola twierdził, że w pełni formy zobaczymy ich dopiero wiosną, ale nawet nie grając na 100 proc., Bayern prowadzi w Bundeslidze i w grupie Ligi Mistrzów. W środę pokonał HSV 3:1 i awansował do III rundy Pucharu Niemiec. Całkowicie odbierać Borussii nadziei na sukces w Monachium jednak nie można. Dortmundczycy już w tym sezonie Bayern pokonali, w Superpucharze Niemiec wygrali 2:0. Mistrzowie kraju grali wtedy co prawda półrezerwowym składem, ale później piłkarze Kloppa pobili także Arsenal. W Lidze Mistrzów oglądamy zresztą zupełnie inny zespół, na półmetku fazy grupowej Borussia nie straciła punktu ani bramki. To wciąż drużyna, którą stać na jednorazowy wysiłek, być może teraz nie potrafi wytrzymać tempa Bayernu w lidze, ale jednego wieczoru wciąż może pokonać każdego. – Mecze z monachijczykami często nam wychodziły. Teraz też mamy szansę, ale potrzebujemy trochę szczęścia – mówi najbardziej doświadczony piłkarz Borussii Sebastian Kehl.

SUPER EXPRESS

Skoro zaglądamy do tabloidu, to musimy coś znaleźć o starciu Lewandowskiego z byłym klubem. Tutaj pytanie: czy Lewy pogrąży kolegów z Borussii?

Image and video hosting by TinyPic

Na ten mecz czekają całe piłkarskie Niemcy. Potężny Bayern podejmie rozbitą w tym sezonie, ale wciąż niebezpieczną i renomowaną Borussię Dortmund. To niezwykłe spotkanie dla Roberta Lewandowskiego (26 l.), który przed niedawnym transferem do mistrza Niemiec przez cztery lata był piłkarzem BVB. Lewandowski raz już stanął naprzeciw byłej drużynie – w sierpniowym Superpucharze Niemiec. Wówczas jednak Bayern zagrał fatalnie i Borussia łatwo wygrała 2:0. Mecz w Bundeslidze to jednak zupełnie inna stawka. – Dortmund zawsze jest groźny. I dla nich, i dla nas to będzie bardzo ważny mecz. Mają wielu kontuzjowanych graczy, ale też cały sezon przed sobą, by wszystko poukładać i wrócić do gry. Gramy u siebie, więc będziemy chcieli wygrać. Jeśli chodzi o mnie, to temu meczowi będą towarzyszyły większe emocje, ale będę chciał przygotować się do niego jak do każdego spotkania – mówi Lewandowski. Choć Polak zaadaptował się już w drużynie Bayernu, wciąż w ciepłych słowach wypowiada się o byłych kolegach z zespołu. I kibicuje Borussii, która ostatnio w Bundeslidze dołuje. Po 9 kolejkach zajmuje dopiero 15. miejsce w tabeli i ewentualna porażka w Monachium może zesłać ją do strefy spadkowej. – Sezon źle się dla nich rozpoczął, ale cały czas w tej ekipie gra wielu wspaniałych zawodników i największym błędem byłoby zlekceważenie zespołu z Dortmundu. A dla mnie taki mecz to oczywiście dziwna sytuacja. Teraz jednak chcę grać jak najlepiej dla Bayernu i z nim chcę wygrywać. Tutaj jest moje miejsce. Ale cały czas dobrze życzę Borussii – podkreśla Robert, który po ostatnim meczu w Rzymie w Lidze Mistrzów wziął udział w audiencji u papieża Franciszka.

Stronę dalej wywiad z Franciszkiem Smudą, który plotki o zwolnieniu nazywa bzdetami. Spójrzmy jednak na inny fragment rozmowy.

Wracając na pana podwórko. Odbudował pan Stilicia, ale chcą go podobno i Lech, i Legia…
– Ruszają rozmowy o jego nowym kontrakcie. A jeśli miałby odejść, to za granicę, a nie do polskiego klubu. Mój dobry kontakt z nim może mieć znaczenie, że zostanie w Wiśle. Ale… Lewandowski też miał świetne relacje z trenerem Kloppem, a odszedł do Bayernu, bo chciał się rozwijać w jeszcze lepszym klubie. Jeśli tego samego będzie chciał Stilić, to będę za słaby, żeby go zatrzymać.

Image and video hosting by TinyPic

A na deser mamy wyliczenia, kto ile zarabia. Listę otwiera Adam Nawałka, który inkasuje najwięcej.

Bieżący rok przyniósł w polskim sporcie wiele sukcesów, a za każdym stoi konkretny selekcjoner, zarabiający większe lub mniejsze pieniądze. “SE” przyjrzał się ich zarobkom. Pierwszy przy kasie jest Adam Nawałka (57 l.) z pensją 70 tys. zł miesięcznie. Reszta daleko w tyle. Prowadzenie Nawałki nie jest niespodzianką, bo w futbolu zawsze są największe pieniądze. Jego wynagrodzenie i tak jest ponad dwa razy mniejsze niż pobory poprzedniego selekcjonera, Waldemara Fornalika, który w kadrze zarobił na resztę życia, ale nie na szacunek kibiców, bo przegrał wszystko z kretesem. Nawałka ma mniejszą podstawę, ale prezes Zbigniew Boniek obiecał mu potężną premię za awans do finałów Euro. 70 tysięcy trenera piłkarskiej reprezentacji to pułap, o którym inni trenerzy polskich gwiazd mogą tylko pomarzyć. Łukasz Kruczek, który doprowadził Kamila Stocha do podwójnego złota olimpijskiego zarabia 20 tys. zł miesięcznie. Dokładnie tyle samo, co Stephane’a Antiga, który zdobył z naszymi siatkarzami mistrzostwo świata. Nieco mniej od Antigi, dokładnie 18 tys. zł, zarabia Aleksander Wierietielny, od lat wykuwający dobrą formę Justyny Kowalczyk.Wielkie sukcesy święciła w tym roku również nasza młociarka Anita Włodarczyk, trenowana przez Krzysztofa Kaliszewskiego. Jego zarobki to 8200 zł miesięcznie plus 6 tysięcy dodatku.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Obszerny, na ponad jedną stronę w PS wywiad z Bertholdem sprawia, że wracamy do tej lektury. Cytujemy inny fragment.

Czy Borussia jest teraz tam, gdzie chciał ją Bayern mieć? Czyli bez najlepszych piłkarzy – Mario Götzego i Lewandowskiego, niemal na dnie tabeli. Czy to taka zemsta za upokorzenia z ostatnich lat?
– To przecież normalne i legalne, że Bayern chce mieć u siebie najlepszych piłkarzy Bundesligi, więc kupuje ich również od najgroźniejszych rywali. Ale też w Monachium zdają sobie sprawę, że potrzebują w miarę mocnej Borussii Dortmund i jeszcze kilku drużyn, żeby Bundesliga również była dla piłkarzy wyzwaniem. Mnie bardziej od transferowej taktyki Bayernu rażą zakupy w Dortmundzie. Wydali tam w ostatnich latach niemal sto milionów euro, a efektów jakoś nie widać. Mało który z piłkarzy sprowadzony za spore pieniądze, oczywiście poza Marco Reusem, w pełni mnie przekonał.

Image and video hosting by TinyPic

Odwieczny problem w polskiej piłce – brakuje lewego obrońcy, tym razem w Legii.

Priorytetem działaczy Legii w zimowym okienku transferowym będzie zatrudnienie lewego obrońcy. Być może do drużyny Henninga Berga dołączy Ruben Rafael Sousa Ferreira, były młodzieżowy reprezentant Portugalii. Legia chce wykorzystać fakt, że 30 czerwca przyszłego roku 24-letniemu zawodnikowi wygasa kontrakt z Maritimo Funchal, aktualnie dziewiątą drużyną portugalskiej ekstraklasy. Rozmowy trwają. Szefowie warszawskiego klubu przygotowali listę zawodników, którzy wzbudzili ich zainteresowanie. Na jej podstawie będą podejmowane decyzje transferowe. Na razie jednak żadnych konkretnych nie ma. Przy Łazienkowskiej czekają na listopadową przerwę na mecze reprezentacji, wtedy wspólnie z trenerem Henningiem Bergiem będą decydować, kogo ściągnąć. Ostatnio lewa obrona jest bolączką Legii. Tomasz Brzyski jest kontuzjowany, a poza tym młodszy nie będzie. Ten, który miał być jego zastępcą, czyli Ronan, wciąż ma problemy ze zdrowiem i nie wiadomo, czy zostanie w Warszawie (jest wypożyczony z Fluminense Rio de Janeiro, jego losy wyjaśnią się do końca listopada).

Spoglądamy w felietony, gdzie znajdujemy Kazimierza Węgrzyna, który odkrywczo stwierdza: Kariera Lewandowskiego to gotowiec dla młodych. Aż sami nie wiemy, po co to czytamy.

Podobno niebo jest limitem. Każdy ma nieograniczone możliwości, ale nie wszystkim wystarczy cierpliwości i uporu, by sprawdzić, gdzie są jego granice. Robertowi Lewandowskiemu się chciało i dziś zbiera owoce tytanicznej pracy. Pamiętam, że kiedy przechodził do Bayernu Monachium, wielu ekspertów zastanawiało się czy poradzi sobie w tym klubie. W końcu zespół z Bawarii od kilku lat należy do najlepszych w Europie. Do tego pracuje tam Josep Guardiola, który w trenerskiej karierze skreślił wielu wybitnych napastników – choćby Zlatana Ibrahimovicia. Jednak z drugiej strony, zdaniem Czarka Kucharskiego, gdyby Lewandowski nie skorzystał z tej oferty i został w Dortmundzie, jak sugerowali niektórzy, nigdy nie dowiedziałby się gdzie jest jego szczyt, gdzie kończą się jego możliwość rozwoju. Kiedy oglądałem mecz Bayernu w Pucharze Niemiec z Hamburgerem SV i patrzyłem na grę naszego napastnika, widziałem piłkarza kompletnego. Zawodnika, który od momentu transferu z Dortmundu zrobił olbrzymi krok do przodu. Dziś Robert nie tylko piłkarz umie się odnaleźć w polu karnym i grać tyłem do bramki. Szuka gry na skrzydłach, cofa się do środka pola, ale nadal potrafi się odnaleźć w roli klasycznej 9. Jest szalenie inteligentnym piłkarzem, i Guardiola to docenia, co najlepiej było widać w momencie, w którym Polak schodził z boiska, a trener dziękował mu za grę. Wygląda na to, że Hiszpan jest wręcz dumny z postawy swojego napastnika. I może nawet odrobinę zaskoczony tym, jak szybko Lewandowski wpasował się w jego koncepcję gry.

Image and video hosting by TinyPic

O, a tutaj wywiad z braćmi Paixao. Tym razem przekonują, że Śląsk gra najlepszą piłkę w Polsce.

Macie poczucie, że teraz będzie wam bliżej do reprezentacji? Paulo Bento, poprzedni selekcjoner, nie cenił polskiej ligi. Marco w ubiegłym sezonie był w genialnej formie, ale nie został sprawdzony nawet w meczu towarzyskim. Obecny trener kadry Fernando Santos jest bardziej otwarty. Niedawno w szerokiej kadrze Portugalii znalazł się Orlando Sa z Legii.
Flavio: Do dzisiaj mam poczucie, że Marco w formie sprzed kontuzji absolutnie powinien jechać z naszą reprezentacją na mistrzostwa świata. Oglądałem grę Portugalii na boiskach w Brazylii i jestem pewien, że byłby w stanie coś dać naszemu zespołowi. Mówię poważnie. Wy, Polacy, czasami nie doceniacie własnej ligi, a tu naprawdę jest coraz wyższy poziom i coraz lepsi zawodnicy. W tym towarzystwie prawie trzydzieści goli strzelonych przez Marco w lidze i w pucharach miało swoją wartość. Nie jest tak, że my tu trafiamy do bramki, a w Portugalii nikt poza garstką statystyków o tym nie wie. Media się nami interesują, piszą o nas artykuły, dopytują o możliwość powołania nas do reprezentacji.

W sztabie Fernando Santosa znalazł się trener Ilidio Vale, wasz stary znajomy z czasów gry w młodzieżowym zespole FC Porto. Może dzięki niemu dacie radę przebić się do kadry?
Marco: To kapitalny, inspirujący facet! Ilidio Vale to nie tylko dobry taktyk. Doskonale kształtuje młodych zawodników pod względem psychicznym. Jest świetnym motywatorem. Kiedy dowiedziałem się, że będzie w sztabie selekcjonerskim u Santosa, pomyślałem, że to strzał w dziesiątkę. W FC Porto puszczał nam inspirujące materiały wideo. Kiedyś pokazał film z ciężko chorymi dziećmi i tłumaczył: “Zobaczcie, one mimo to potrafią cieszyć się z życia i walczyć. Wy więc tym bardziej powinniście”. Aż ciarki przechodziły. To jeden z najważniejszych ludzi, których spotkaliśmy w naszej karierze. Przyczynił się do ukształtowania naszej mentalności. Ja i Flavio patrzymy optymistycznie, mamy mentalność zwycięzców. Bez tego nie byłoby tylu goli dla Śląska. Ludzie mają wielkie życiowe problemy, a ja mam się martwić złamaną nogą? Wyleczę i wrócę na boisko. I będę strzelał jeszcze więcej niż do tej pory.

Flavio: Wierzę, że przyjdzie taki moment, że w reprezentacji zagramy obaj. Dla mnie drużyna narodowa to wielki cel. Ilidio Vale to znakomity trener, świetny psycholog. Szybko łapie kontakt z zawodnikiem. Jest trochę jak… Tadeusz Pawłowski (śmiech). Ale czy z nim w sztabie szkoleniowym będzie nam łatwiej dostać się do reprezentacji? Nie wiem. Fernando Santos ma ogromne możliwości wyboru, jeśli chodzi o ofensywnych piłkarzy. Nikt mnie i Marco nie da nic po układzie. OK, może w Portugalii nie ma za wielu typowych dziewiątek, ale są Ronaldo, Nani i wielu innych wyśmienitych piłkarzy. Żeby znaleźć się w ich towarzystwie, będziemy musieli tu w Polsce strzelać, strzelać i strzelać…

Poza tym:
– Pawłowski zostaje w Lechu
– Historia Jana Banasia, której nie cytujemy, bo… przedstawiamy dziś własną
– Kocian narzeka na prawą obronę
– Uryga podpatruje Sobolewskiego
– Guilherme mówi, że Berg w niego wierzy

Image and video hosting by TinyPic

To na koniec cytujemy opowieść o Shpetimie Hasanim. Przed wojną uratowała go piłka.

Grałem w Turcji dla Bursasporu. Niby próbowałem trenować, skupić się na karierze, ale tak się nie da. W Kosowie trwała wojna domowa, pozrywane linie telefoniczne, brak jakiegokolwiek kontaktu z rodziną – z ojcem, matką, rodzeństwem. Coraz częściej nachodziły mnie myśli, że muszę przygotować się na najgorsze. I tak prawie pół roku – wspomina napastnik Górnika Łęczna Shpetim Hasani. Był rok 1999, krwawa końcówka wojny domowej w Kosowie. 17-letni piłkarz wreszcie otrzymał telefon z obozu dla uchodźców w Macedonii. Ojciec: Shpetim, żyjemy. U nas wszystko w porządku. Niedługo ze statusem uchodźców trafimy do Francji. Hasaniego od wojny uchroniła Turcja. Gdy miał 11 lat, wyjechał z rodziną do Bursy. Na 10 dni, odwiedzić dalszą rodzinę. – W takim wieku dzieciakowi nie chce się siedzieć w domu, poszedłem więc ze starszym bratem na podwórko. Pokopać piłkę – wspomina napastnik Górnika Łęczna. Nie mógł wiedzieć, że akurat jego popisy ogląda trener grup młodzieżowych w miejscowym klubie – Bursasporze. Szkoleniowiec zawsze po powrocie z pracy lubił przesiadywać na balkonie mieszkania i patrzeć na boisko. Akurat to, po którym biegał Hasani. Nawiązał kontakt z ojcem Shpetima – Musą. Po krótkiej rozmowie zapadła decyzja, że chłopak na razie nie zostanie w Turcji, wraca do Kosowa. Ojciec pamiętał jednak o tej ofercie. Cztery lata później, kiedy syn skończył 15 lat, skontaktował się z tym trenerem. Usłyszał: Dobrze, przyjedźcie, zobaczymy, co potrafi po tylu latach od naszego ostatniego spotkania. Ojciec i syn wsiedli w autokar. Normalnie droga do Bursy zajmuje z Kosowa około 12 godzin, ale tym razem z powodu korków na granicach jechali dobę. W Kosowie już wrzało, zbliżała się wojna domowa. – Ojciec wrócił, ja zostałem – opowiada Shpetim. – Początkowo mieszkałem z rodziną, klub wypłacał mi nawet jakieś stypendium. Dostawałem około 150 euro miesięcznie – wspomina.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...