Czasem polskie kluby spadały do fazy grupowej Ligi Europy/Pucharu UEFA po nieudanym boju o Ligę Mistrzów. Jeśli natomiast liczyć tylko play-off o fazę grupową tej europejskiej drugiej ligi, to bilans awansów do odpadnięć wynosi 8 – 15. Są wśród tych meczów wielkie boje, wyeliminowane potęgi, które nakręcały kolejne pucharowe sukcesy, wyważając drzwi do lepszych rankingów. Są i eurowpierdole, rany, które nigdy się nie zasklepią.
2004. WISŁA, AMICA, LEGIA
W debiucie fazy grupowej Pucharu UEFA walczyły o nią na ostatniej prostej trzy drużyny. Dla Wisły sam spadek do tych rozgrywek był rozczarowaniem, ale co zrobić, gdy trafiło się Real. Niemniej Dinamo Tbilisi miało być banalnym przeciwnikiem – przecież dopiero co Biała Gwiazda przed grą z Królewskimi pognębiła mistrza Gruzji, WIT Georgię Tbilisi, 11:2 w dwumeczu. Co złego mogło się stać?
A jednak stało się. Wisła, która wtedy bez cienia przesady miała w Europie rangę europejskiego średniaka, Wisła po całkiem niezłej ofensywie transferowej, Wisła z rankingiem UEFA na poziomie Benfiki, Sportingu, Schalke czy Besiktasu, wygrała 4:3 u siebie, na wyjeździe przegrała natomiast 1:2. Zarząd po tym meczu podał się do dymisji. Padło też z ust Macieja Żurawskiego historyczne:
– Nie graliśmy z ogórkami. W Europie nie ma słabeuszy.
Legia dość gładko odpadła z Austrią Wiedeń, a jednym z niewielu, którzy dobrze wspominać mogą ten dwumecz, jest Marcin Smoliński. Pamiętacie ten efektowny strzał? Jeszcze kilka lat później, gdy podobnie huknął Możdżeń w pucharach, pisaliśmy: Mateuszu Możdżeniu, nie zostań Smolińskim. Niestety, został.
W końcu fazę grupową dla polskich klubów otwierała więc samotnie Amica, która prześlizgnęła się po węgierskim Honvedzie i łotewskim Ventspilsie. Trzeba przyznać, że miała łatwą ścieżkę, ale też na nią zapracowała: legitymowała się wtedy rankingiem a poziomie 16.331, tuż za Fenerbahce. Tak się spłaca pucharowa regularność – trochę casus Legii losującej Dundalk w grze o Champions League, gdzie owszem, było szczęście, ale na które zapracowano we wcześniejszych edycjach pucharów.
2005. WISŁA, GROCLIN
W zasadzie koniec pracy trenerskiej Jerzego Engela. Potem miał jeszcze jakieś ostatki na Cyprze, ale dwumecz z Vitorią był ostatecznym pożegnaniem na polskim podwórku. Jeszcze uwierzono w szczęśliwą gwiazdę – szczęśliwy płaszcz? – Engela w eliminacjach o Ligę Mistrzów, ale tam, z Panathinaikosem, Wisła została oszukana. Będziemy to powtarzać za każdym razem: Marek Penksa strzelił prawidłową bramkę, której nie uznano, a która prawie na pewno dawałaby Wiśle fazę grupową Ligi Mistrzów. Kto wie jak inaczej potoczyłyby się gdyby nie ten jeden błąd, do błyskawicznego naprawienia w erze VAR, zmieniłby losy Wisły, a nawet samego byłego selekcjonera.
Po odpadnięciu z Koniczynkami odszedł Frankowski. Był wtedy największą gwiazdą Wisły, ale ta nie miała złego składu: Majdan, Baszczyński, Kłos, Głowacki, Stolarczyk, Dudka, Sobolewski, Cantoro, Zieńczuk, Brożek, Kryszałowicz, Kuźba. A jednak zagrali koszmarny dwumecz, u siebie tylko dwa razy w ogóle trafili w światło bramki, pogrążył ich tu Saganowski. Rewanż nie zostawił pola do dyskusji – Vitoria Guimaraes wygrała 3:0. Warto dodać, że pierwszą bramkę w Portugalii strzelił wtedy Cleber, trzeciego zaś Selim Benachour, który latem zleciał do II ligi jako trener Olimpii Grudziądz.
Honoru polskiej piłki mógł jeszcze bronić Groclin. Ostatnio, gdy widziano grodziszczan na pucharowej scenie, bili Manchester City i Herthę. Tutaj też napędzili stracha Lens – pierwszy mecz i wyjazdowe 1:1 było sensacją, jak żywo przypominało wspomniane historyczne spotkania z sezonu 2003/04. Znakomitą partię w tym spotkaniu zagrał świętej pamięci Piotr Rocki, przyćmiewając Ossou-Ekotto, Diarrę czy Carriere’a. Niestety w rewanżu katem stał się Aruna Dindane, który dwa lata wcześniej gnębił Wisłę w starciu z Anderlechtem. Groclin przegrywał do przerwy 0:2, skończyło się na 2:4.
2006. WISŁA, LEGIA
Dla Legii kolejna przegrana batalia z Austrią Wiedeń. Tak to się w tamtej dekadzie dla legionistów toczyło: rozegrają z Austrią aż trzy dwumecze, wszyscy będą przed graniem opowiadać, że to pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, a finalnie Austriacy okazywali większą dojrzałość. Dwumecz można zapamiętać tylko przez pryzmat Juniora, który miał być nową gwiazdą Legii, a błysnął tylko z Austrią strzelając gola.
Wisła uratowała się w ostatniej chwili. Porażka u siebie z Iraklisem 0:1 sprawiała, że szanse były średnie, ale w ostatnich sekundach rewanżu strzałem rozpaczy uratował ich Mijailović. Grecy całkowicie zgaśli w dogrywce, fizycznie pękli. Nie mieli sił na dalsze pół godziny twardego boju. Wisła niepodzielnie rządziła na boisku, bramkę dorzucił Cantoro i to Biała Gwiazda mogła pokazać w Europie duet Brożek-Błaszczykowski.
2007. GROCLIN
Jeden z tych pucharowych sezonów, o których wolelibyśmy zapomnieć. Tylko trzech pucharowiczów. Zagłębie gładko odpada ze Steauą Bukareszt w eliminacjach Ligi Mistrzów. W Pucharze UEFA GKS Bełchatów potrzebuje karnych by przejść Ameri Tbilisi. Dyskobolia pokonuje MKT Araz-Imisli jedną bramką Amadeusza Kłodawskiego. Bełchatowianie, choć grają znacznie lepiej z Dnipro, remisują nawet na wyjeździe, i tak ostatecznie odpadają. Do rundy play-off dociera tylko Groclin po wyeliminowaniu Tobołu Kostanaj, a tam odpada po dwóch bezbarwnych 0:1 z Crveną Zvezdą. W barwach serbskiej ekipy grał wtedy Grzegorz Bronowicki.
Ani jednego rywala, którego chociaż nazwa bardziej by ekscytowała. Aż trzy wyjazdy na Kaukaz. Tylko jeden dwumecz w eliminacjach Champions League. Długo to były puchary hańby, ale z drugiej strony – lata później przyjdzie sezon, gdy nawet w fazie play-off nie będziemy mieli absolutnie nikogo.
2008. WISŁA, LECH
Całkiem niezły dwumecz Wisły z Tottenhamem, w której barwach grali wtedy Bale czy Modrić, a poza nimi Lennon, Woodgate, King, Gomes, Ben czy Jenas. Wisła była równorzędnym przeciwnikiem. Oczywiście Tottenham miał wtedy problemy w lidze, znajdował się na dnie tabeli i ogranie Wisły 2:1 w pierwszym spotkaniu – gol Jirsaka – było jego pierwszym zwycięstwem w sezonie, ale o czym my mówimy – za takiego Bentleya w tamtym sezonie Tottenham zapłacił 18 milionów funtów. Inne światy. W rewanżu tylko 1:1, samobój Głowackiego, dokładający się do jego wizerunku obrońcy dobrego, ale pechowego. Szkoda, Tottenham był wtedy do zrobienia.
Austrię Wiedeń tymczasem odczarował w pucharach Lech Poznań. Ten dwumecz to kamień węgielny przyszłych pucharowych bojów Kolejorza. Była świetna gra, była walka do końca, wreszcie bramka w ostatnich sekundach. Zazwyczaj jakoś tak to się układa, że raczej my traciliśmy bramki na samym finiszu, przegrywaliśmy po walce i tak dalej. Tym razem to rywal musiał się zadowolić honorową porażką, a gol Rafała Murawskiego to ważny element historii Kolejorza.
Jakub Wilk, uczestnik tego spotkania, opowiadał nam:
Wiem, że Austria to wielkie emocje, to gol w ostatnich sekundach, ale szczerze? Byłem dziwnie przekonany, że wygramy ten mecz. Jakoś spokojnie nastawiony, że będzie dobrze. Może sprawiło to zwycięstwo 6:0 nad Grasshopperem, może jeszcze coś innego – tak czy siak czuliśmy się bardzo mocni. Oczywiście nie znaczy to, że taki sukces potrafiłem przyjąć na chłodno – tak samo dołączyłem do zbiorowego szału, zwariowaliśmy wtedy z radości. Pokazaliśmy mnóstwo determinacji i charakteru, dociągając triumf do końca, walcząc do ostatnich sekund. Mieliśmy fazę grupową, czuliśmy się, jakbyśmy zdobyli mistrzostwo świata.
2009. LECH
Po sezonie, który rozbudził nadzieje, przyszedł kubeł zimnej wody. Słaby sezon dla całej polskiej piłki: przede wszystkim Wisła – Levadia, ale też Legia po wyrównanym dwumeczu nie daje rady Brondby, Polonia gładko odpada z NAC Breda. Honoru ma bronić Lech i faktycznie broni – 6:1 na wyjeździe z Fredrikstad to imponujący rezultat.
Club Brugge – w jego barwach Blondel, Odjidja-Ofoe, Dirar, Akpala, Sonck, Stijnen. Lech postawił na wyrachowaną piłkę, po wygranej u siebie 1:0 próbował raczej murować na wyjeździe, ale Sonck złamał w końcówce polską obronę. Jeszcze w dogrywce w poprzeczkę trafił Bosacki, ale finalnie wszystko rozstrzygnęły karne – 4:3 dla Belgów, spudłowali Djurdjević i Rengifo. Ciekawe, że Robert Lewandowski… został zmieniony w 116. minucie przez Krzysztofa Chrapka. Lewy w tym meczu miał swoje szanse, zmarnował choćby sam na sam, generalnie trochę wtedy rozczarował.
2010. LECH
Tylko Lech męczący się z Interem Baku, potem wyrzucany przez Spartę Praga z Ligi Mistrzów. Jaga obrywająca z Arisem, porażka Wisły z Karabachem, Ruch odpadający gładko z Austrią. Honoru bronił Lech, który o fazę grupową miał zmierzyć się z Dnipro, ale miał wtedy wielkie problemy. Kadra się posypała, mnóstwo kontuzji – choćby Bosacki, Gancarczyk – do tego zawieszenie Peszki, wówczas niekwestionowanej gwiazdy Kolejorza. Lewandowski już sprzedany, za niego brak wartościowych następców – przynajmniej na tamten moment, bo Wichniarek nie był fizycznie gotowy do grania, a Rudnevs jeszcze nie miał uprawień na ten dwumecz. Dość powiedzieć, że w Dnipropietrowsku w ataku wyszedł Tshibamba, a zmieniał go Zapotoka.
Po drugiej stronie Dnipro z Konoplianką i Seleznowem, dużo bogatsze, dla którego miał to być dopiero wstęp do grania. A jednak Lechowi udało się wygrać 1:0 na Ukrainie po golu Arboledy, który w tym dwumeczu grał koncert. W rewanżu Lech nic nie stracił i zespół Jacka Zielińskiego wszedł do fazy grupowej. Dnipro wtedy mocno zebrało się na Ukrainie: pisano tam, że to kompromitacja, a wszyscy piłkarze tego zespołu są klaunami ukraińskiej piłki.
Naszym zdaniem mocno niedoceniany dwumecz, bo rywal był dobry, Lech miał mnóstwo problemów, a jednak dał sobie radę.
2011. LEGIA, ŚLĄSK
Dla pucharowej Legii wszystko zaczęło się w tym sezonie. To był klub przed Spartakiem w zupełnie innym miejscu. Mistrz odpadania ze średniakami: Austria, Zurych, FK Moskwa, Broendby i tym podobne. W rankingu koszmarne 5.118 punktu, nie dające rozstawienia nigdzie. Lech miał o wiele lepszy, a jeszcze mocniejsza była pod tym względem choćby Wisła. Spartak? Potęga, która dopiero co pokazała się w Lidze Mistrzów, robiąc tam dziewięć punktów. Miał dziesięć razy mocniejszy ranking, a różnice ekonomiczne pewnie na podobnym punkcie. Gdyby kierować się logiką, to Legia powinna odpaść już z Gaziantepsporem. Tymczasem dała radę i Turkom, i Spartakowi – ten drugi mecz to raz, że popis duetu Ljuboja-Radović. Dwa – dobre mecze młodych wówczas talentów ze szczególnym uwzględnieniem Rybusa, trzy, że rzadkie w naszych warunkach zwycięstwo w Moskwie, to przede wszystkim przyczynek do zbierania punktów rankingowych.
To, że Legia zagrała w Lidze Mistrzów jako jedyny polski klub w XXI wieku – to wszystko zaczęło się tutaj, ze Spartakiem. Ten sezon był przełomem dla rankingu. Później Legia konsekwentnie zbierała punkty, ale tutaj pierwszy raz wydobyła się z pozycji, które sprawiały, że mogła zazwyczaj uniknąć potęg, tylko rywalizować z zespołami pozostającymi w jej zasięgu. Ten dwumecz, cała tamta pucharowa przygoda Legii, to jeden z niekwestionowanych sukcesów Macieja Skorży.
Wiktor Bołba pisał po Spartaku w księdze jubileuszowej Legii:
“Hala przylotów była wypełniona po brzegi. Śpiewy, race – fiesta trwała. Około 3 w nocy w końcu pojawiła się drużyna. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. To niesamowite – mówił zafascynowany Ljuboja. Kilkadziesiąt osób pojechało pod stadion i tam dalej fetowało sukces. Spotkali trenera Skorżę pod wejściem i… rozebrali prawie ze wszystkiego. I śpiewali na modłę przeboju Czerwonych Gitar Anna Maria – ‘Spartak Moskwa smutną ma twarz”.
Do fazy grupowej weszła wtedy też Wisła odpadając z APOEL-em w eliminacjach LM, mieliśmy więc dwie ekipy, ale też i Śląsk Wrocław miał rywala w zasięgu. Skoro pokonał wcześniej Dundee i Łokomotiw Sofia, to Rapid Bukareszt nie wydawał się rywalem za mocnym. A jednak Rumuni zaskoczyli. Dwumecz przegrany został 1:3 we Wrocławiu, niezły rewanż nie miał już znaczenia. Szkoda, była wtedy szansa na jeszcze bardziej efektowną pucharową jesień. Trzech drużyn w fazie grupowej nie mieliśmy nigdy, tutaj mogło się udać.
2012. LEGIA, ŚLĄSK
Problemem polskiej piłki jest brak konsekwencji, brak regularności. Mieliśmy bardzo dobre sezony, ale zazwyczaj tuż po nich zaliczaliśmy dołek. Obecna pozycja Cypryjczyków, kręcących się w pierwszej piętnastce rankingu UEFA, to właśnie pochwała corocznego punktowania. A my, dopiero co mieliśmy widoki na trzy drużyny w fazie grupowej, a tymczasem rok później:
Lech nie daje rady AIK-owi w III rundzie eliminacji, Śląsk zostaje zezłomowany dziesięcioma bramkami przez Hannover, wreszcie Legia nie daje rady po zamkniętym meczu z Rosenborgiem. Tam, gdzie dla niektórych federacji dobry sezon był punktem wyjścia, wyważeniem drzwi, po którym szło już łatwiej, my sami lubiliśmy sobie wtedy te drzwi na nowo zatrzasnąć.
2013. ŚLĄSK
Sezon, w którym Legia zagrała w fazie grupowej, spadając do niej z eliminacji Ligi Mistrzów, ale jeszcze do play-off dotarł Śląsk. Co tu kryć, zrobił wtedy i tak maksimum, eliminując po drodze Club Brugge po meczu życia Waldka Soboty. Sevilla była rzecz jasna poza zasięgiem, choć kto pamięta pierwsze spotkanie z Hiszpanii ten wie, że długo wrocławianie grali niezłe spotkanie. Śląsk prowadził po golu Marco Paixao, do przerwy było 1:1, a póki grał w jedenastkę – kontrowersyjne czerwo dla Paraiby w 55. minucie – grał z Sevillą w piłkę.
Niemniej nie mamy wątpliwości, Sevilla musiała w końcu wrzucić szybszy bieg. Rewanżowe 5:0 nie zostawiło złudzeń, to była znakomita ekipa z Rakiticiem, Kondogbią, Moreno, Gameiro, Marinem czy Baccą.
2014. LEGIA, RUCH
Legia spadła do gry z Aktobe po walkowerze z Celtikiem. Generalnie Kazachowie powinni być rywalem, który będzie stanowił jakąś całkiem poważną przeszkodę, ale Legia była wtedy tak rozpędzona, że nie mieli szans. Dwa zwycięstwa, a więc zdobyty nawet zawsze trudny teren na Kaukazie. Potem Legia potwierdziła swoją klasę w fazie grupowej, zdobywając aż piętnaście punktów. To taka dyspozycja kazała sądzić, że choć po Celtiku czekała jeszcze Legię jedna runda, tak naprawdę mogło się udać. Legia grała wtedy znakomicie.
Ale prze zamieszanie wokół Bereszyńskiego umknęła trochę historia Ruchu Chorzów. Niebiescy przeszli wtedy FC Vaduz, a przede wszystkim mocny duński Esbjerg, który miał dużo więcej pucharowego doświadczenia. Jan Kocian zyskał wtedy reputację cudotwórcy, bo przecież Ruch nie miał kasy, a kluczową bramkę strzelał Surma po kornerze Kusia.
Ten dość przeciętny, ale zwarty ligowy skład potem napędził stracha Metalistowi Charków, gdzie Ruch odpadł po dogrywce i kontrowersyjnym karnym. Niebiescy kończyli mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce Kamińskiego. Grał takimi asami jak Stawarczyk, Dziwniel, Babiarz, Kowalski, Kuświk, czy doświadczeni Surma, Zieńczuk, Malinowski, a jednak zrobił taki rezultat. Niedoceniana przygoda, średniacy ligowi powinni brać przykład – Ruch z tamtego sezonu to dowód, że można.
2015. LEGIA, LECH
Bardzo ważny moment na pucharowej mapie polskiej piłki. Ten sezon, ostatni z dwoma drużynami w fazie grupowej europejskich pucharów, właśnie przestaje nam się liczyć.
Otóż kluczowa kwestia: zarówno Lech jak i Legia w fazie play-off były rozstawione i to z solidnym zapasem. Lech miał ranking 17.300, Legia 24.800. Ostatni rozstawiony klub, Belenenses, miał 12.276. Dzięki temu Legia trafiła Zorię Ługańsk, a Lech trafił Videoton. W obu tych starciach polskie kluby były faworytem i awansowały bez większych problemów, choć rywale byli przyzwoici, na pewno żadne słabiaki. Mało tego: potem zarówno Lech jak i Legia były losowane z trzeciego koszyka w fazie grupowej.
Tak to właśnie powinno wyglądać. Raptem pięć lat temu taka sytuacja. Teraz?
Rankingowo Lech, jeśli nie awansuje do fazy grupowej, zmieni się w rankingowy plankton, a Legia będzie pod ścianą, ostatni sezon z przyzwoitym rankingiem.
2016. –
Sezon przykryty przez Legią w Lidze Mistrzów, a więc uznany za postęp. W Lidze Europy do play-off nie dotarł nikt: Cracovia skompromitowała się ze Szkendiją, Piast wyjątkowo gładko odpadł z IFK, obrywając w pierwszym spotkaniu aż 0:3 u siebie. Jasnym punktem Zagłębie, które wyeliminowało Sławię Sofię i Partizan Belgrad, ale potem duńskie Sonderjyske wyrzuciło im puchary z głów. Sezon wyrzutu sumienia dla Lecha Poznań, który do pucharów nie wszedł wcale, a dysponował rankingiem, który dałby mu rozstawienia we wszystkich rundach kwalifikacyjnych.
2017. LEGIA
Pierwsza z trzech pucharowych katastrof. Jagiellonia odpada z Qabalą, co gorsza, po obiecującym 1:1 w Azerbejdżanie. Lech po obiecującym 0:0 w Utrechcie odpada, podobnie Arka po obiecującym 3:2 u siebie z Midtjylland. Same zmarnowane szanse. Legia, która rok wcześniej rozbudziła apetyty, zbiera bęcki w Lidze Mistrzów od Astany, a potem od Sheriffu Tyraspol w play-off. Dramat, ale wtedy jeszcze można było przywołać historię, która faktycznie pokazywała, że po sukcesie pucharowym, a takim był powrót do Ligi Mistrzów, zazwyczaj rok później było źle.
2018. –
Jedynym jasnym punktem Jaga przechodząca Rio Ave. Poza tym Lech i Jaga okazujące się za krótkie na Belgów, Górnik deklasowany przez Trenczyn, a przede wszystkim Legia dostająca najpierw w Lidze Mistrzów od Spartaka Trnawa, a potem w Lidze Europy od Dudelange.
Jedyny od początku faz grupowych sezon, kiedy nie mieliśmy nikogo w play-off.
2019. LEGIA
Trzeci sezon bez fazy grupowej. Kompromitacja Piasta, kompromitacja Cracovii, niewykorzystana szansa Lechii. Legia jako jedyna sobie radzi, choć przeżywa męczarnie na Gibraltarze i z Finami. Z drugiej strony, przez całe eliminacje traci tylko jedną bramkę- niestety, ta bramka przesądzi o wszystkim, będzie to gol na Ibrox na wagę awansu Glasgow Rangers.
Trzeba przyznać, że Legia miała tutaj pecha w losowaniu. Była rozstawiona w play-off, i jakkolwiek nie było tam żadnych cieniasów do trafienia, tak Rangersi byli chyba najgorszym możliwym losem. Byli już na etapie odbudowy swojej marki w Europie, w tej edycji zaszli daleko, grali jeszcze po pandemii z Bayerem Leverkusen.
Teraz mamy dwie szanse, liczymy, że wykorzystamy przynajmniej jedną, a po cichu liczymy na obie. Nie wierzymy, by polska liga była tak słaba, żeby cztery lata nie mieć klubu w fazie grupowej europejskich pucharów.
Fot. FotoPyK