Reklama

Dwa lata Bońka w PZPN. Stanowski kontra „Rzeczpospolita”.

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2014, 15:59 • 9 min czytania 0 komentarzy

Aby napisać – jak dzisiaj „Rzeczpospolita” – że przez dwa lata w PZPN niewiele się zmieniło, to trzeba mieć albo złą wolę, albo być nierzetelnym i niepoinformowanym. Może wszystko razem. Bo dzisiaj – po dwóch latach odkąd do związku wkroczył Zbigniew Boniek – jest to zupełnie inna instytucja. Gdyby kilkuosobowa frakcja dziennikarzy potrafiła odłożyć na bok antypatię do prezesa – kultywowaną latami – może zdołałaby to przyznać. Na razie woli wbrew faktom na siłę wmówić ludziom: nic się nie zmieniło.

Dwa lata Bońka w PZPN. Stanowski kontra „Rzeczpospolita”.

Ale gdyby ich zapytać, ile razy w ciągu tych dwóch lat w ogóle byli w siedzibie związku, pewnie musieliby odpowiedzieć: – Ani razu. Ile razy spotkali się z pracownikiem związku, by zapytać „co wy tu tak naprawdę robicie” – ani razu.

Oto wyliczanka ode mnie, ściągawka dla kilku dziennikarzy, mogą przepisywać do woli bez podawania źródła. Co się zmieniło przez dwa lata?

– Całkowicie nowa struktura związku. Tam już nie pracują dzieci i siostrzeńcy działaczy, tylko fachowcy ściśle związani z poletkiem, za jaki odpowiadają. Zadzwońcie do jakiegokolwiek działu, a zapewne napotkacie osobę kompetentną. To nie kit, tak jest. PZPN jest dzisiaj firmą, która funkcjonuje na normalnych zasadach: nie jest odcięta od świata, wręcz przeciwnie, stoi – że tak się wyrażę – frontem do klienta. Ale trzeba było wymienić ponad 50 procent załogi, by to osiągnąć.

– Restrukturyzacja oznacza wymierne korzyści finansowe, podobnie jak fachowcy na stanowiskach. Renegocjowano w zasadzie wszystkie umowy – z hotelami, firmami lotniczymi, przewozowymi, informatycznymi itd. – co w skali roku daje ponad sześć milionów złotych oszczędności (głupia sprawa: kiedyś za wystawienie jednego biletu lotniczego PZPN płacił 50 złotych, a teraz 14). Nie wspominając o tym, że przy poprzednich wesołych władzach, mających za nic racjonalne argumenty – cała zarabiana teraz i w kolejnych latach kasa pompowana byłaby w niedorzeczną siedzibę PZPN, zaprojektowaną bez najmniejszego sensu i zbudowaną w idiotycznej lokalizacji. Byłyby to dziesiątki milionów wyrzucone w błoto.

Reklama

– Dzisiaj organizacja meczów jest bardziej zyskowna niż kiedykolwiek. Spotkania z Niemcami i Szkocją przyniosą 12 milionów zysku (na czysto, po opłaceniu kosztów). To dlatego, że wreszcie związek potrafi negocjować umowy – tak duże (wynajem stadionu), jak i małe. Na przykład taki szczegół: wino rozlewane na strefie VIP i w lożach za darmo dała „Biedronka”, w zamian za dyskretną reklamę w tych strefach. Głupia rzecz, a jakieś 200 tysięcy złotych zostaje w kieszeni. I tak jest na każdym kroku, bo dziś ludzie pracujący w PZPN dbają o to, by pieniądze nie wypływały wszystkimi szczelinami.

– Teraz z dwóch meczów 12 milionów. A kiedyś? Z meczu z Anglią niecałe 2 miliony, ale tak to jest, jeśli bilety zamiast sprzedawać kibicom, rozdaje się znajomym. Wtedy PZPN rozdał 20 tysięcy biletów. Nie potrafił też sprzedać lóż biznesowych, a teraz nowy PZPN sprzedał wszystkie. Stąd taka różnica w przychodach.

– Kręcimy się więc wokół kasy, ale kasa jest istotna – można ją potem odpowiednio wydawać. Dzisiaj kluby I i II ligi już nie płacą za sędziów (robi to PZPN). Szczegół? Hmm, cegiełka to cegiełki… Takie szczegóły dają większą całość. W tej chwili w fazie finalnej jest program certyfikowania akademii piłkarskich, połączony z wypłacaniem nagród dla tych, które spełnią wszystkie warunki. Także z tych zaoszczędzonych czy zarobionych milionów organizowany jest turniej „Z podwórka na stadion”, który w tym roku był największym turniejem dla dzieci w całej Europie – wzięło w nim udział 200 000 chłopców i dziewczynek. To wielki sukces, którego owoce być może zbierzemy za dziesięć lat.

– A żeby było milej, to finał turnieju rozegrano na Stadionie Narodowym, później setki dzieci z trybun mogły obejrzeć finał Pucharu Polski – i to z najlepszych miejsc. Tak ma być co roku. Sam finał zorganizowany był w sposób perfekcyjny, bo generalnie do organizacji meczów nie można się w żaden sposób przyczepić. Powołano dział, który dba o to, by nie było takich kompromitacji, takiej jak np. przy okazji meczu z Anglią. Ze Stadionem Narodowym współpraca jest teraz stała, odpowiednio ułożona i już nie dochodzi do odwoływania meczów.

– Już niedługo na Stadionie Narodowym odbędzie się finał Ligi Europy. Później w wielu miastach w Polsce – takich jak Lublin czy Gdynia – odbędą się finały mistrzostw Europy do lat 21. Niektórzy narzekają, że w UEFA nic nie znaczymy, a prawda jest taka, że znaczymy bardzo dużo: Boniek i Platini to najbliżsi przyjaciele i po prostu wiele spraw – takich jak finał LE czy mistrzostwa – załatwiane są jednym telefonem. Liczba Polaków w komisjach UEFA też rośnie. Ludzi do komisji wprowadza się raz na dwa lata. Poprzedni „nabór” był zaraz po wyborach, wkrótce będzie kolejny i znowu liczba naszych rodaków w komisjach pójdzie w górę.

– To Zbigniew Boniek stworzył opozycję wobec projektu Ligi Narodów i był bardzo konsekwentny. Doprowadził do tego, że wraz z grupą zebranych wokół niego zmienił cały koncept. Twardo negocjował warunki finansowe i dzięki temu Polska w latach 2018 – 2022 ma zagwarantowane z kasy UEFA 26 milionów euro plus bonusy. W obecnej „czterolatce” (2014 – 2018) z praw TV PZPN ma znacznie mniej: 17 milionów euro.

Reklama

– No, wspomniałem o Pucharze Polski. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że związek robi sporo, by nadać tym rozgrywkom większą rangę, a także potrafi na tym zarobić. Polsat płaci 4,5 miliona złotych, podczas gdy kontrakt z Orange i TVN Turbo, podpisany przez poprzednie władze, opiewał łącznie na 800 tysięcy złotych. Różnica taka, że teraz PZPN musi sam wyprodukować sygnał, co będzie kosztowało ok. 1,5 miliona (czyli mamy trzy miliony teraz kontra 800 tysięcy kiedyś).

– Zreformowano całkowicie II ligę, rozwiązaną Młodą Ekstraklasę. Od początku Boniek zapowiadał, że wprowadzi Centralną Ligę Juniorów. Niektórym się ta liga podoba, innym nie – ale zrobił to. Pierwszy sezon był rozpędówką, teraz zmieniają się zasady, by liga centralna była… bardziej centralna. Na pewno idzie to w dobrym kierunku. Ponadto – skoro już jesteśmy przy młodszych piłkarzach – dzisiaj reprezentacje młodzieżowe naprawdę mają stworzone fantastyczne warunki, niczego im nie brakuje. To nie było regułą w przeszłości.

– O dzieciach też związek myśli. Warto było się przejechać do Gniewina, gdzie PZPN zorganizował wakacje (obóz) dla najzdolniejszych piłkarzy z całej Polski. W kolejnym roku obóz ma być dłuższy i ma na nim być jeszcze więcej chłopców (zdaje się, że po prostu będzie dodatkowy turnus). To jest fajna, miła sprawa. Czy dzięki temu polska piłka stanie na nogi? Nie, ale być może kilku bardzo zdolnych chłopaków jeszcze bardziej połknie bakcyla, jeszcze mocniej zamarzy się im kariera piłkarza. Może być to dla nich impuls, dzięki któremu pójdą w górę. Dodatkowo w każdym województwie otwierany jest orlik, na którym trenerzy PZPN szkolą dzieci. 16 orlików to nie jest dużo, ale sądzę, że ten projekt będzie kiełkował. Związek namawia czy to sołtysów, czy burmistrzów, czy prezydentów miast, by podpięli się pod ten program.

– A co z systemem szkolenia? Jest. Każdy trener, nawet z najbardziej zapadłej dziury może go sobie pobrać z internetu. To jakieś jakieś puste hasło: nie mamy systemu szkolenia. Co to znaczy, że nie mamy? Mamy, tylko na koniec i tak każdy szkoli w taki sposób, na jaki ma ochotę. Program certyfikacji akademii, o którym wspomniałem wcześniej, sprawi, że akademie trzymające się systemu PZPN będą nagradzane. Tylko przez tego rodzaju zachętę można sprawić, że trenerzy będą trzymali się programu.

– „Pobrać z internetu”. Pamiętacie poprzednią stronę związku? Teraz to jest naprawdę coś zupełnie innego. Ktoś powie – nieistotne, to tylko strona. Bzdura. Szeroko pojęta otoczka medialna związku jest dziś wyśmienita. Stworzono dział, który potrafi nakręcać świetne filmy (ten o Lewandowskim sprzed kilku dni obejrzało już prawie pół miliona osób!), w sposób ciekawy informować o piłce, są fanpage związku i nie jest obciachem je „zalajkować”. To oznacza zupełnie inną pozycję przy rozmowie ze sponsorami, oznacza to po prostu inne stawki za współpracę, ale przede wszystkim PZPN dzisiaj popularyzuje piłkę. Pokazuje jej fajne oblicze. Teraz otwarto nowy portal – Łączy nas piłka – który jest skierowany przede wszystkim do piłkarzy amatorów, także tych najmłodszych.

– W 2014 roku przeprowadzono przez internet 20 transmisji live, z profesjonalnym komentarzem. Pokazywano mecze reprezentacji kobiet czy juniorskich reprezentacji (U-16, U-18, U-20) albo beach soccera. I znowu: to popularyzacja piłki, docenienie tych młodych zawodników czy zawodniczek, po prostu frajda. PZPN zaczął dawać frajdę.

– Często dziennikarze piszą o związku: tylko PR, nic więcej. PR-u jest rzeczywiście dużo, niestety ci dziennikarze nie rozumieją, że poważne instytucje za PR płacą grube miliony. Bo PR to nie wada, pozytywne postrzeganie jakiejś marki decyduje o przyszłości. PZPN ten dobry PR ma w zasadzie za friko, bo Boniek po prostu potrafi się poruszać w świecie mediów. To nie kompromitujący siebie – oraz firmę – Grzegorz Lato. To też nie Agnieszka Olejkowska, która jako rzeczniczka robiła związkowy antyreklamę.

– Otwarta została Szkoła Trenerów. Myślę, że nie jest idealna, ale też myślę, że z każdym rokiem jej poziom będzie się poprawiał. Naprawdę ci ludzie nie myślą sobie tak: chodźcie, otworzymy słabą szkołę. Nie, oni chcą, by szkoła była dobra. Wprowadzane są nowe kursy, teraz także te dotyczące profesjonalnego szkolenia najmłodszych roczników.

– A skoro przy szkole jesteśmy… Kiedyś w związku wszystko było w myśl zasady „wicie, rozumicie”. Taki Robert Warzycha po prostu dostałby licencję trenerską wbrew przepisom i by sobie spokojnie działał. A teraz nie może. Ten związek jednak działa w myśl poszanowania przepisów, na każdym kroku. Gdyby zestawili profesjonalizm obecnej komisji licencyjnej z poprzednią, to byłby to niezły kabaret. Kiedyś jakiś działacz, który albo nie potrafił sklecić zdania, albo był jeszcze na bańce, dzisiaj ultraprofesjonalni audytorzy, np. z Ernst&Young. Wkrótce na naszych łamach ukaże się bardzo szczegółowy wywiad z szefem komisji Krzysztofem Sachsem – przegadaliśmy półtorej godziny, ale trzeba zrobić jeszcze dwugodzinną „dogrywkę”. Taki człowiek potrafi wszystko rzetelnie wytłumaczyć i pokazać, a pamiętacie jacy ludzie degradowali ŁKS? Przecież to były – no przepraszam za wyrażenie – jakieś łapserdaki.

–  Wiecie jak kiedyś funkcjonowała szkoła trenerska? Zajęcia zajęciami, a przyszły trener grał obok w tenisa. Teraz już nie ma takiej fikcji – albo do szkoły chodzisz, albo nie. Nie możesz się podpisać i wyjść.

–  Wprowadzono pewne zmiany w przepisach: wkrótce wejdzie w życie limit obcokrajowców (mniej ważne), a także ułatwiono klubom zabezpieczanie się przed tym, by młodzi piłkarze nie odchodzili za bezcen (bardzo ważne). Dzisiaj kontrakt można podpisać już z zawodnikiem, który skończył 15 lat… To niezwykle istotny wentyl bezpieczeństwa.

Hmm. Dwa lata. Zdaje mi się, że ta powyższa wyliczanka ma jednak sens. Kiedy krytykować, to krytykować. Ale naprawdę trzeba być ślepym, by za to nie pochwalić. Zamiast zapoznać się z faktami, dziennikarz „Rzeczpospolitej” pisze, że w 1986 roku Boniek nakrzyczał na kucharza. No, naprawdę, to jakiś wyższy poziom absurdu.

Przepraszam bardzo, ale nie przypominam sobie tak owocnych dwóch lat w historii związku. Dziś problemem polskiej piłki nie jest już PZPN. Jeśli szukać problemów – to w wojewódzkich związkach, nad którymi – z czego wciąż prawie nikt nie zdaje sobie sprawy – PZPN nie ma w zasadzie żadnej władzy. Tam mamy jeszcze zatęchłe pokoiki, w których siedzą ludzie z poprzedniej epoki.

Dwa lata… Możecie mnie nazwać jakimś dupowłazem, ale ja takim ludziom jak Boniek, Sawicki, Basałaj, czy Koźmiński po prostu za te dwa lata dziękuję.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...