W Ekstraklasie debiutował cztery lata temu u Michała Probierza, jeszcze przed siedemnastymi urodzinami. Jagiellonia wygrała walkę o jego podpis na kontrakcie z Legią, Lechem, Śląskiem i Zagłębiem. Paweł Olszewski uchodził za wielki talent, a tymczasem na kolejną ligową szansę musiał czekać aż do tego roku, po drodze mało nie będąc zmuszonym rzucić futbolu. Kontuzja w pewnym momencie wyłączyła go z gry prawie na rok.
A jednak i tutaj udało się znaleźć coś pozytywnego. Olszewski na rehabilitacji poznał – jak sam mówi – kobietę swojego życia. Zrozumiał, też że musi mieć plan B – chce zostać trenerem przygotowania fizycznego, niebawem zaczyna studia. Stał się też bardziej świadomym, gotowym na Ekstraklasę piłkarzem.
***
KURSY NA JAGIELLONIA – ZAGŁĘBIE LUBIN W TOTALBET. JAGIELLONIA 2.27 – REMIS 3.60 – ZAGŁĘBIE 3.25
***
Paweł, dlaczego nie grasz w reprezentacji Polski?
Mam za mało meczów w lidze. Fajnie udało mi się rozpocząć sezon, ale to tyle.
Domyślasz się skąd takie pytanie?
Bo miałem dużo występów w reprezentacjach młodzieżowych?
Też. Ale generalnie ja o tobie słyszałem już pięć lat temu. Mówiło się, że jesteś wielkim talentem. Bez fałszywej skromności teraz proszę.
No tak było. Nie miałem skończonych siedemnastu lat, a zadebiutowałem w Ekstraklasie. Wokół mnie było wiele osób, które interesowało się mną, moją karierą i tym, jak ona się potoczy. Przez te pięć lat miałem swoje problemy, głównie ze zdrowiem. Był rok, kiedy nie grałem w piłkę przez kontuzję kolana. Cieszę się z tego, co jest teraz. Przeszłości nie zmienię. Mogłem może podjąć inne decyzje, byłbym gdzie indziej – nie ma to dziś znaczenia.
Jagiellonia wygrała wtedy o ciebie bitwę, prawda?
W tamtym momencie chciały mnie Śląsk, Legia, Zagłębie, Lech.
Wszędzie miałeś bliżej.
Zmierzasz do tego co zdecydowało, że wybrałem Jagiellonię?
Strzelam, że obietnica gry w seniorach, choć miałeś raptem szesnaście lat.
Dokładnie. Widziałem, że tu mam największe szanse, żeby jak najszybciej dołączyć do pierwszej drużyny. W innych zespołach byłbym tylko w U19. Jeszcze zanim podpisałem kontrakt, spotkałem się z trenerem Probierzem. To też zrobiło na mnie wrażenie. Trenerowi sporo zawdzięczam, dużo ze mną rozmawiał. Pamiętam, mówił mi:
– Paweł, przede wszystkim bądź sobą. Przypadkiem nie odleć dlatego, że masz tyle lat i jesteś w seniorach zespołu Ekstraklasy.
I ta sodóweczka nigdy mi nie odbiła. Byłem normalny. W sumie czasem tej sodówki u innych nie rozumiałem. Jesteś w Ekstraklasie. Codziennie masz treningi z pierwszą drużyną. Jesteś blisko tej dużej piłki – naprawdę jest się na czym skupić, nie trzeba szukać wrażeń gdzie indziej. Pamiętam, byłem jednym z pierwszych w Polsce z rocznika 1999, który zadebiutował w ESA.
Ten debiut był niefortunny. Z czerwoną kartką.
Ja go będę dobrze wspominał. Dwie żółte kartki, druga niezasłużona – potem tak samo uważali chłopaki w szatni i trener. Nie było VAR wtedy jeszcze. Jak na debiut szesnastolatka zagrałem przyzwoicie.
Dlaczego w sumie tak nastawałeś na to, żeby już trafić do seniorów? Miałeś jeszcze czas.
Nie wiem. Po prostu, taką miałem ambicję. Czułem, że stać mnie na to, żeby z tego wieku juniora wychodzić, piąć się wyżej.
Jakbym cię spytał pięć lat temu, gdzie będziesz za pięć lat, to co byś mi powiedział?
Na pewno jak miałem 16 lat były plany, marzenia, cele. Ale dziś nie jestem typem człowieka, który wybiega w przyszłość. Przesadne wybieganie w przyszłość grozi tym, że możesz stracić kontakt z teraźniejszością.
Mogę spojrzeć w przeszłość i powiedzieć: no tak, pewnie spodziewałbym się, że będę gdzie indziej. Na to pracowałem. Ale mogę też spojrzeć w przeszłość i znaleźć w niej moment, kiedy groziło mi, że już nie będę grał w ogóle w piłkę. Wszystko zależy od perspektywy.
Jak blisko byłeś tego, żeby skończyć grać?
Gdy trafiłem do pierwszej drużyny Jagiellonii, te obciążenia nagle zrobiły się dużo większe niż w piłce juniorskiej. Zaczęły się pojawiać u mnie problemy. Byłem młody, głupi. Nie chciałem robić sobie żadnej przerwy, nie chciałem odpuścić. Sam sobie robiłem krzywdę.
Co przez to rozumiesz?
Miałem tak zwane kolana skoczka. Zapalenie więzadeł rzepki w kolanie. Lekarze mówili, żebym odpoczął ze trzy tygodnie, żeby to kolana spokojnie “dogasły”. Nie chciałem. Nie mogłem się pogodzić z tym, że straciłbym te parę tygodni.
Kojarzysz Gracjana Horoszkiewicza?
Kojarzę nazwisko.
Gracjan był uważany za młodzieżowy supertalent, któremu wróżono, że na lata zabetonuje pozycję stopera w reprezentacji Polski. Europejska kariera, jeden z największych talentów Zagłębia Lubin, wyjazd do Herthy Berlin. Gracjan był tak zafiksowany na rozwoju, że aż przesadzał. Jak nie mógł zasnąć, wyciągał małą piłkę i w akademii w Berlinie trenował sobie po nocy, odbijając ją od ściany. Dzisiaj nowe, młode pokolenie polskich piłkarzy ma inną świadomość, nie grożą wam raczej te grzechy sprzed lat. Ale i w tej pracy, ambicji, nastawieniu tylko na piłkę, też można się pogubić.
Zawsze dbałem o regenerację, zawsze dobrze się odżywiałem – nie mam sobie pod tym względem nic do zarzucenia. Do tej pory lubię zostać po treningu, popracować nad pewnymi kwestiami indywidualnymi. Wiadomo – nic w tym złego. Natomiast na pewno trzeba to łączyć ze znajomością swojego organizmu, żeby go nie przeciążyć. Wtedy jechałem na ambicji. Chciałem się szybko pokazać, szybko udowodnić, że już, tu i teraz, zasługuję na pierwszy skład i na Ekstraklasę. Teraz, jak uzbrajam się w wiedzę, myślę, że mogło też na tym zaważyć to, że w tamtym momencie moje ciało przechodziło czas największego wzrostu, rozwoju.
W Jagiellonii niby zaleczyłem zapalenie, miałem miesięczną przerwę, wszystko OK. Tak naprawdę poważne problemy zaczęły na wypożyczeniu do Wigier. To było tuż po debiucie w ESA – szedłem otrzaskać się z seniorską piłką, grać regularnie. Miałem siedemnaście lat i grałem w zasadzie wszystko, Puchar, ligę. Fajne perspektywy. Niestety, potem stało się. Operacja, dziesięć miesięcy rehabilitacji.
Co było najtrudniejsze przez ten czas?
To, że nie mogłem trenować i grać. Też pamiętam, że chciałem jak najszybciej wrócić. Jak padały diagnozy powrotu na boisko, to zawsze myślałem o tej bardziej optymistycznej, że to się szybciej potoczy. Po operacji czułem ulgę: najgorsze za mną, teraz już będzie tylko dobrze. Lekarze ostrzegali, że to nie takie hop siup, bo teraz rehabilitacja. I niestety, ta rehabilitacja nie wszędzie przebiegła tak, jak oczekiwałem. Stany zapalne stawały się przewlekłe. Niejeden piłkarz przez to skończył karierę. Zamiast szybkiego powrotu, żmudna, ucząca cierpliwości tak naprawdę walka o powrót do tego, co robiłem całe życie.
Ty dopuszczałeś do głowy myśl, że to może być koniec?
Niby nie dopuszczałem, ale były nieprzespane noce, kiedy pojawiały się różne myśli. To były najgorsze momenty.
To co myślałeś podczas takich nieprzespanych nocy?
Że trzeba się zastanowić co innego mogę robić w życiu. Od tamtej pory wiem, że trzeba mieć plan B. Kontuzji nie da się przewidzieć. U mnie wtedy, podczas tych nieprzespanych nocy, zrodził się pomysł zainteresowania się przygotowaniem fizycznym, motoryką. W tym kierunku chcę się szkolić, idę właśnie na AWF, będę studia godził z piłką. To tak w naturalny sposób się zrodziło zainteresowanie – chciałem lepiej poznać swój organizm, bo z braku tej wiedzy w sumie zaczęły się kłopoty. Chcę mieć możliwość tej furtki, by w przyszłości, jak skończę karierę piłkarską, być trenerem od przygotowania motorycznego.
Czyli na przykład, jak przyjdzie do ciebie na treningi szesnastolatek, to wiedzieć jak go obciążyć, żeby nie przeciążyć.
Myślę, że mu doradzę jak trzeba.
Fajne jest to, że ta wiedza już teraz może ci się przydać, nie tylko w przyszłości.
Jestem dziś zdrowy, ale wiem, że muszę o siebie dbać tym bardziej, żeby to nie wróciło. Myślę, że nie będę już miał żadnych problemów przy takiej kontroli. Wiem na co zwrócić uwagę, wiem jak się rozciągać, co robić na siłowni, jak pracować na nogi, jak na górę. Jestem też w Jadze pod bardzo dobrą opieką, sam do tego dokładam swoją wiedzę.
Mało tego: twoja dziewczyna jest na fizjoterapii.
Poznaliśmy się w Suwałkach na rehabilitacji. Była siatkarką, miała zerwane więzadła krzyżowe i tak się poznaliśmy.
Fajny przypadek. Tak czasem jest, że w czymś złym spotka cię coś bardzo dobrego.
Nigdy nie wiesz. Tak naprawdę dziś mogę cieszyć się z tej kontuzji, bo poznałem kobietę swoje życia.
Ona mam nadzieję nie dowie się tego z wywiadu?
Nie. Wie o tym doskonale.
Polecałbyś z perspektywy chłopakom, by jak najszybciej szli do seniorów?
Każdy ma swoją ścieżkę, nie można tak generalizować. Ale jakbym musiał, tak – polecałbym. Mimo tego, co mi się przydarzyło. Wiem, że ten mój rozwój szedł szybko. Sprawy z kolanami przecież nie planowałem, natomiast piłkarsko czułem, że idę mocno do przodu. Nikomu nie zależy, żeby grać jak najdłużej w CLJ-otce. Każdy odda wszystkie puchary młodzieżowe za 90 minut w Ekstraklasie.
Gdy wróciłeś po kontuzji, brakowało tej czutki piłkarskiej, długo musiałeś się przyzwyczajać?
W sumie nie. Tego się nie zapomina. Może dwa tygodnie, potem już było dobrze. Jeśli chodzi o fizyczność, to fajnie się wzmocniłem tak naprawdę.
Piję do tego, że po powrocie próbowałeś sił znowu w pierwszej lidze, ale sporo tam dziur. Nie było kolorowo. Przykładowo, jesienią, tuż po powrocie, grałeś w Wigrach, ale wiosną już nieszczególnie. Co się działo?
Decyzja trenerów. Tak wyszło. Moja słabsza dyspozycja widać.
Nie czułeś niepokoju, że ok, zdrowie jest, ale lądujesz na ławie zamiast grać? Nie tak to miało wyglądać.
Oczywiście, bo moje ambicje sięgały wyżej i to nie było łatwe. Grasz dziesięć kolejnych meczów, a potem cię nie ma. Pocieszałem się: Paweł, rób swoje. Dbaj o siebie. Pracuj jak pracujesz. Doceń to co masz, jesteś zdrowy, możesz walczyć. To przyjdzie jak będziesz robił to, co robisz.
Ale na wypożyczeniu w Stali Mielec w zeszłym roku też: dwie asysty w trzech pierwszych meczach, a potem mocno w kratkę, aż cię klub wezwał z wypożyczenia bo nie grałeś.
Dobrze czułem się w Stali, o szatni mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Miałem dobry początek, pamiętam fajny mecz z Pogonią Szczecin, który wygraliśmy. Odszedł trener Skowronek, przyszedł trener Marzec. Nie powiem na niego złego słowa, bo też dawał mi szanse.Co zdecydowało? Nie czułem, że zagrałem coś źle. Po prostu, taka jest piłka. Wybrano stawianie na swoich.
Wiadomo, że jak ktoś jest mocny, to gra, ale wypożyczenie też nie pomaga, klub woli stawiać na swoich, których może sprzedać albo mieć w perspektywie do grania.
Na pewno, jak zagrasz słabszy mecz, a jesteś tylko wypożyczony, to jesteś traktowany trochę inaczej. Nie stanowisz inwestycji.
Zimą tego roku, raptem kilka miesięcy temu, byłeś na rozdrożu. Testy w Arce, Radomiaku.
Klub chciał mnie wypożyczyć, kluby nie bardzo było zainteresowane wypożyczeniem tylko na pół roku. Tak się więc stało, że wróciłem do Jagiellonii.
Zagrałeś wiosną tylko 36 minut. Z jednej strony – powrót po tych latach do ESA. Z drugiej, to tylko 36 minut.
Każdy chce grać więcej. Ale w sumie cieszyłem się, że jestem w orbicie gry, że jestem w kadrze meczowej, mogę powalczyć. Szkoda, że przez pandemię nie mogłem zagrać równolegle w niższych ligach, mógłbym złapać większy rytm meczowy. Może wtedy byłoby więcej minut. Natomiast i tak zyskałem na pewności siebie u trenera Petewa.
Zapytam pod włos: przepis młodzieżowca w Ekstraklasie, za czy przeciw?
Nie bardzo chcę to oceniać. Na pewno dużo chłopaków w moim wieku na tym korzysta, jest to dla nas dobre. Nie ma co ukrywać, na pewno mamy łatwiej wskoczyć czy do składu czy do kadry meczowej. Ale wielu dzięki przepisowi dostało szansę i potem udowodniło, że nie odstają, że są wartością dodaną. Myślę, że ten przepis się obronił.
Myślisz, że dostałbyś szansę teraz w Jadze, gdyby nie on?
Nie mam pojęcia. Nie zastanawiam się nad tym. Staram się udowadniać na treningach trenerowi Zającowi, że może na mnie stawiać. To wszystko. Absolutnie nie zachłystuję się jednym czy drugim dobrym meczem w ESA. Jedenastki kolejki po meczu z Podbeskidziem – fajny bodziec do pracy i to wszystko. Sodóweczka mi nie grozi, takie mecze mnie napędzają. Jak wyszedłem na Łazienkowską grać, przypomniało mi się głównie, że wystąpiłem tu nie mając jeszcze jedenastu lat podczas finałów Adidas Cup.
Sprawdzasz swojego InStata?
Zawsze po meczu.
Na co najbardziej zwracasz uwagę?
Na celność podań. I czy są do przodu.
Tydzień temu Krzysztof Marciniak z Canal+ pisał, że byłeś tam drugim najczęściej faulowanym piłkarzem ESA, tylko za Luquinhasem.
A to tego nie zauważyłem. Natomiast prawie każdy dzisiaj gdzieś lubi sprawdzić swoje statystyki po meczu, zobaczyć co zrobił źle, jak wypadł.
Ten wynik w InStacie potrafi jednak mocno zakłamywać rzeczywistość. Słyszałem, że choćby wyrzuty z autu, zazwyczaj przecież celne, mocno potrafią pobić wynik.
Nie spotkałem się, żeby ktoś pompował się wynikiem Instata. Sprawdzić wynik pojedynków, przechwytów, przebiegniętych kilometrów, sprintów – to po po prostu przydatne. Nic się dzisiaj nie ukryje, można to wykorzystać.
To jest twoje być albo nie być w ESA? Za rok młodzieżowcem już nie będziesz, to jest taki nowy próg.
Nie zastanawiam się nad tym, skupiam się na najbliższym meczu. Jak zagram dobry sezon, to status młodzieżowca nie będzie miał znaczenia.
Interesujesz się jeszcze szczypiorniakiem, który kiedyś uprawiałeś obok piłki?
Tak, ale ogółem sportem – oglądam koszykówkę, siatkówkę, lekkoatletykę. Przede wszystkim rzecz jasna reprezentację Polski. Lubię też tenis obejrzeć, zagrać też.
Z trenerem Karalusem już grałeś?
Właśnie jeszcze nie, ciągle się umawiamy. Ogromny szacunek do trenera, lubię z nim porozmawiać, jeszcze brakuje tego spotkania.
Gotowy jesteś na porażkę z trenerem Karalusem?
Słyszałem, że jest bardzo dobry, ale ja też coś tam gram.
Piłki nożnej ile oglądasz?
W sumie na okrągło. Ekstraklasa, Premier League, Bundesliga, La Liga. W miarę możliwości oczywiście.
Czego najwięcej?
Z topowych lig najbardziej lubię oglądać angielską i Bundesligę. A w ESA staram się oglądać wszystko. Z tym, że z tym czasem wolnym jest różnie, szczególnie, że zaraz zaczynam te studia, a jeszcze od dłuższego czasu chodzę na kurs angielskiego.
Znajdziesz czas w swoim grafiku na rozgrywanie meczów w Ekstraklasie?
Znajdę. Proszę być pewnym.
To jak tyle oglądasz Ekstraklasy, mamy taki Quiz na Weszło, może byś kiedyś spróbował sił?
Nie widzę problemu, chętnie.
Na zakończenie, jest jakaś życiowa zasada, której nauczyło cię to, co przeszedłeś?
Żeby się w trudnych chwilach nie poddawać. Miałem takie momenty na rehabilitacji, kiedy nie widziałem postępu. Zadawałem sobie pytanie: po co to wszystko, skoro stoję w miejscu. Ale mimo tego zwątpienia pracowałem na maksa. I udało się. Myślę, że dzisiaj jestem pod każdym względem gotowy na Ekstraklasę, chcę wykorzystać swoją szansę.
Leszek Milewski