Spokojnie. Krzysztof Piątek nie jest w czarnej dziurze. Może już nie grzeje nikogo tak, jak za swoich złotych czasów w Genui i Milanie, ale to dalej bardzo przyzwoity snajper przyzwoitego klubu w bardzo silnej lidze. I na razie nie grozi mu zmiana tego statusu. Polak to żadna efemeryda. Swoje umie i będzie umiał. Problem w tym, że świetnym sezonem 2018/19 rozbudził nasze nadzieje w takim stopniu, że można czuć rozczarowanie, patrząc na to, co aktualnie dzieje się w jego karierze. A nie dzieje się dobrze. I pewna wygrana Herthy z Werderem, przy jego bezpłciowym epizodzie, tylko to uwypukla.
To nie są udane tygodnie Piątka.
Zaczęło się od niefortunnego wyjazdu na kadrę. Sporo sobie po nim obiecał, bo Jerzy Brzęczek nie powołał zmęczonego lizbońskim turniejem Ligi Mistrzów Roberta Lewandowskiego, więc El Pistolero mógł liczyć, że dostanie dłuższą szansę w meczach z Holandią i Bośnią i Hercegowiną. W pierwszym z nich wyszedł nawet w pierwszym składzie, ale nic dobrego z tego nie wyniknęło. Zawiódł, sromotnie przegrywając większość pojedynków z Virgilem van Dijkiem. Zszedł z boiska trochę po godzinie gry. Z Bośnią zaczął na ławce i nawet się z niej nie podniósł.
RB LIPSK – FSV MAINZ: 1 – 1,37, X – 5,75, 2 – 7,34 W TOTOLOTKU!
Miał pecha, bo nagle okazało się, że wściekła na taki obrót spraw jest Hertha, która ponoć umawiała się z PZPN-em, że Piątek zagra tylko z Holandią, a przed Bośnią wróci do stolicy Niemiec. Tak było Starej Damie na rękę, bo w regionie Berlina nałożono obowiązek kwarantanny dla wszystkich ludzi wracających z Bośni. Polacy się nie zastosowali, Piątek nie zagrał, a po powrocie do Berlina musiał swoje spędzić w izolacji, więc nie zagrał w Pucharze Niemiec. Wszyscy przegrani.
Żeby było mało, to 15 września Hertha ogłosiła transfer Jhona Cordoby – napastnika, który w minionym sezonie strzelił trzynaście bramek dla FC Koeln. Mocny rywal dla Piątka i sygnał, że władze klubu nie są do końca zadowolone z usług reprezentanta Polski.
Właściwie to nie spodziewaliśmy się nawet, że Piątek zagra w pierwszym składzie z Werderem. Ale zagrał. Jak mu poszło? Blado. Naprawdę blado. Bezbarwnie, bezpłciowo, mizernie, nijako. Lepiej widać go było tylko dwa razy. Raz, kiedy ładnie odnalazł się w polu karnym, wygrywając pojedynek powietrzny z dwoma defensorami z Bremy, ale nic z tego nie wyszło, bo piłka poszybowała w poprzeczkę. I drugi raz, kiedy zaliczył głupią stratę na własnej połowie, która nie zamieniła się w sytuację bramkową, tylko dlatego, że dziadowsko prezentował się napad Werderu.
Poza tym – kicha. Piątek zszedł po godzinie gry.
VFL WOLFSBURG – BAYER LEVERKUSEN: 1 – 2,89, X – 3,50, 2 – 2,45 W TOTOLOTEK!
Zmienił go Cordoba, którego występ jest kolejnym problemem dla Polaka. Kolumbijczyk wniósł do gry ofensywnej Starej Damy brakującą świeżość. Najpierw wziął sobie na plecy obrońcę Werderu, co umożliwiło Daridzie obsłużenie prostopadłym podaniem Cunhy przy akcji bramkowej. Potem sam zmarnował setkę, żeby na samym końcu spotkania wykorzystać dogranie Leckie i ustalić wynik na 4:1.
W dwa razy krótszym czasie zrobił dziesięć razy więcej niż Piątek. Auć.
Jaka z tego puenta? Ano taka, że choć tak naprawdę nie świadczy to o niczym, a jeden słabszy występ Piątka, przy lepszym Cordoby, też rewolucji nie czyni, to zdaje się, że coraz częściej będziemy musieli godzić się z tym, że Pionie daleko jest to europejskiej topki napastników, do której przecież jeszcze tak niedawno realnie aspirował.
Werder Brema 1:4 Hertha Berlin
Selke 69′ – Pekarik 42′, Lukebakio 45+2′, Cunha 62′, Cordoba 90′
Fot. Newspix