Doskonale pamiętacie, że mieliśmy sporo obaw co do przepisu o młodzieżowcu. Miniony sezon pokazał, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. W niewielu klubach mogliśmy znaleźć ancymonów, którzy grali głównie za metrykę i w normalnych warunkach nie mieliby szans na wywalczenie miejsca w wyjściowych jedenastkach. Ba! Było nawet kilka zaskakujących objawień. W tym… no cóż, mamy nieodparte wrażenie, że gdyby nie przepis, Dominik Steczyk nie miałby czego szukać w jedenastce gliwiczan.
Fornalik nie lubi przepisu o młodzieżowcu
W zeszłym sezonie wychowany w Niemczech piłkarz był drugim w hierarchii. „Pozycję młodzieżowca” zabetonował Milewski i jego przykład najdobitniej pokazuje podejście Waldemara Fornalika do tej regulacji PZPN-u. Zresztą, by poznać zdanie trenera Piasta, nie trzeba wcale czytać między wierszami. Fornalik niejednokrotnie zabierał głos i zawsze punktował istotę przepisu o młodzieżowcu. Nie stwierdzimy, że jest jego najsurowszym krytykiem, ale gdyby stworzono ruch przeciwny podobnym zasadom, Fornalik zasiadałby w jego zarządzie.
Ale cofnijmy się do Milewskiego. Piast wziął go ze spadającego Zagłębia Sosnowiec. Rokował tak sobie – raczej nie wyróżniał się nawet w ekipie, która okazała się najgorsza w lidze. Milewski zaczął w środku pola, na swojej nominalnej pozycji. I tam grał aż do czasu, gdy Fornalik… oznajmił mu, że przesuwa go na skrzydło. A że nigdy wcześniej nie grał z boku boiska? Nie ma znaczenia. Młodzieżowca trzeba gdzieś upchnąć. Im dalej od własnej bramki, tym bezpieczniej.
Milewski mówił o nagłej zmianie pozycji w Weszłopolskich: – Zszokowany byłem, bo nigdy nie grałem na skrzydle, ale trener miał inny plan na mnie. Nie pytałem trenera, czemu akurat tam. Ciężko było mi się na początku przestawić. Wydaje mi się, że w drugą stronę – ze skrzydłowego zrobić defensywnego – jest łatwiej. Prościej odebrać piłkę, przeciąć, dać bardziej kreatywnym, w drugą stronę trochę ciężej. Potrzebowałem czasu, więcej analiz swoich meczów, by dojść do lepszej dyspozycji. Ciężko jest ustabilizować formę nam, młodym zawodnikom, chcę być w niej cały czas. Ale na pewno jak trener wystawił mnie na boku pomocy byłem w delikatnym szoku.
Czyli wcześniej na obozie się do tego manewru nie przygotowywałeś?
Na obozie czy we wcześniejszych meczach grałem na środku. Dwa-trzy dni przed meczem dowiedziałem się, że będę grał na boku pomocy.
Wypaliło? Tak. W pewnym momencie należało wręcz uważać Milewskiego za jednego z bardziej niedocenionych zawodników w lidze. Może jego liczby nie wyglądały imponująco, ale mógł się podobać. Na nowej pozycji mocno się rozwinął. Wiele mówi fakt, że był jednym z najczęściej faulowanych zawodników w całej lidze. Ale nie mamy wrażenia, że to efekt skrupulatnie przygotowanego planu szkoleniowca. Ot, samo wyszło.
Teraz ma samo wyjść ze Steczykiem
Gdy Milewski przestał być młodzieżowcem, pojawił się problem. W kadrze Piasta nie było nikogo, kto chociażby rokował. Piast ruszył więc na zakupy. Pierwszy ruch – wygrzebanie w Atletico Madryt Javiera Ajenjo Hyjka z polskimi korzeniami. Drugi – przedłużenie wypożyczenia Dominika Steczyka o kolejny rok. Trzeci – ściągnięcie Arkadiusza Pyrki, który mimo młodego wieku (rocznik 2002) rozegrał już sporo minut w drugoligowym Zniczu Pruszków.
Hyjek i Pyrka na razie nie cieszą się wielkim zaufaniem Fornalika. Swoje mówi fakt, że nie znaleźli się nawet w kadrze meczowej na mecz z Dynamem Mińsk. Spośród młodzieżowców był w niej tylko Dominik Steczyk – i nawet pojawił się na boisku w drugiej połowie. A do tego błysnął w meczu Pucharu Polski z Resovią, w którym wywalczył dwa karne. Jednego z nich sam wykorzystał.
Mimo to… kompletnie nie przekonuje nas ten piłkarz. Wiemy jak krzywdzące bywa pierwsze wrażenie, ale wciąż nie możemy wyprzeć z pamięci debiutu Steczyka na ekstraklasowych boiskach. W meczu ze Śląskiem Wrocław zmarnował dwie patelnie. Pewnie szybko byśmy o nim zapomnieli, gdyby w kolejnych meczach piłkarz wypożyczony z Norymbergi pokazał swoją inną twarz. Problem polega na tym, że z każdym kolejnym meczem tylko potwierdzał swój obraz. Jak na przykład w Lubinie, gdy znów miał patelnię (sam na sam), lecz ta sytuacja także go przerosła.
Bilans poprzedniego sezonu?
- Minuty w lidze: 449
- Gole: 0
- Asysty: 0
- Strzały: 10
- Strzały celne: 4
Ligowa mizeria. Dżem podany na jednym talerzu z ogórkami. Steczyk należał do tego samego sortu piłkarzy, co Serrarens czy Djuranović. Dostał trzy szanse w wyjściowym składzie – w każdym z tych meczów był słaby. Gdy wchodził, albo popełniał proste błędy, albo zaliczał puste przeloty. Pusty przelot zaliczył także w pierwszym meczu tego sezonu przeciwko Śląskowi Wrocław.
Czy Piast decydowałby się na przedłużenie wypożyczenia, gdyby Steczyk urodził się o rok wcześniej? Mamy bardzo poważne wątpliwości. Zwłaszcza, że Tuszyńskiego, który – było nie było – stał wyżej w hierarchii napastników, pogoniono bez jakiegokolwiek żalu. Nie trzeba mieć zmysłu Sherlocka Holmesa, by wyczuć z kilometra, że ten ruch trąci desperacją. Trochę na zasadzie – ten młodzieżowiec jest wprawdzie słaby, ale jaki mamy wybór?
I wygląda na to, że Piast będzie skazany na Steczyka. Fornalik widzi dla niego dwie pozycje – albo jako podwieszony napastnik, albo jako skrzydłowy. Czyli znów – jak w przypadku Milewskiego – wygląda to na szycie. Zamiast szukania najlepszej pozycji, jest szukanie miejsca, na którym najmniej będzie zawadzał. Sytuacja się nie zmieni dopóki swoich notowań szybko nie poprawią Pyrka i Hyjek. Szansę na to widzimy zwłaszcza w przypadku tego pierwszego, który zbiera dobre recenzje i świetnie zagrał w Pucharze Polski. Fornalika znamy jednak z tego, że lubi się przywiązać do piłkarzy. Jeszcze chwilę możemy się więc ze Steczykiem pomęczyć.
Fot. newspix.pl