Sporo piszemy w ostatnich tygodniach o tym, jak koronawirus wpływa na poważną piłkę, a także na Ekstraklasę. Być może nawet zbyt wiele, bo raz, że temat wałkowany jest tak intensywnie, że mógł już zmęczyć, a dwa, iż chyba przeszliśmy już do porządku dziennego nad kolejnymi przypadkami wśród piłkarzy (dziś w komunikacie o takim poinformowała choćby Legia). Pojawiła się jednak sprawa, obok której chyba nie da się na chwilę nie zatrzymać. Dotyczy niższych lig i… szokuje. Zarówno gdy mówimy o zachowaniu jednostki, jak i jego konsekwencjach.
O Kmicie Zabierzów tak wiele nie mówiło się chyba nawet wtedy, gdy zespół ten w sezonie 2008/09 próbował coś zdziałać w pierwszej lidze (krótko, bo wycofał się z rozgrywek po rundzie jesiennej). Dziś drużyna z małopolskiej miejscowości gra w lidze okręgowej (słynnej na całą Polską za sprawą Wieczystej Kraków). I to właśnie zawodnikiem tego zespołu jest gość, który zignorował temat koronawirusa, byle tylko zagrać w meczach.
Może i zabrzmiało to jak przejaw wielkiej pasji, ale spokojnie – dalecy jesteśmy od tłumaczenia w ten sposób zachowania tego gamonia.
Po pierwsze: gość miał przebywać w izolacji domowej, ale olał to, by w sobotę zagrać mecz ligowy.
Po drugie: w środę wystąpił w spotkaniu okręgowego Pucharu Polski, choć dzień wcześniej otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa.
No i zajrzeliśmy do słownika synonimów. I może ujmiemy to tak – do nazwania takiego zachowania pasuje jak ulał wiele mocniejszych określeń niż wspominany gamoń.
Areszt, zarzuty i kara do ośmiu lat więzienia
Ale – patrząc tak od drugiej strony – dowalanie facetowi (28 lat, więc żaden gówniarz) ma w sobie coś z kopania leżącego. Za swój brak odpowiedzialności i zdrowego rozsądku może on zapłacić wielką cenę. Mianowicie: w czwartek został on aresztowany przez policję. Następnie sąd wydał decyzję o tymczasowym aresztowaniu na trzy miesiące. Później piłkarz, który nie potrafił usiedzieć na dupie, choć powinien, usłyszał zarzut “sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego, a także bezpośrednie narażenie wielu osób na zarażenie chorobą realnie zagrażającą życiu”. Przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia.
Grozić może za to aż do ośmiu lat. Do tego dochodzą konsekwencje natury finansowej ze strony Sanepidu.
Trudno brać go w obronę. Za skrajną głupotę i narażenie tak wielu osób (a już na pewno uprzykrzenie im życia) oczywiście należy zapłacić. Możemy jedynie dyskutować nad tym, jak poważne powinny być to konsekwencje. Z drugiej strony mamy wrażenie, że jeśli jakiemuś “pasjonatowi” z niższych lig przez głowę przeszedł podobny pomysł, to przypadek piłkarza Kmity jest skutecznym straszakiem. Nie warto.
Fot. FotoPyK