Przedwczoraj dwa zarażenia w Atletico Madryt, wczoraj osoba mająca dostęp do centrum treningowego PSG, dziś piłkarz FC Barcelony. Tak, także i w „Dumie Katalonii” jeden z zawodników usłyszał, że ma pozytywny wynik testu na koronawirusa. Uspokajamy – prawdopodobnie nie będzie to miało jednak żadnego wpływu na piątkowe spotkanie z Bayernem. Mecz w tej chwili nie jest zagrożony.
Mowa o piłkarzu z drugiego szeregu, który wrócił do Barcelony z wypożyczenia bądź został niedawno ściągnięty, a więc siłą rzeczy nie mógł znaleźć się w kadrze meczowej. Barcelona postąpiła z tą grupą bardzo rozsądnie – nie pozwolono im trenować ani kontaktować się z pierwszą drużyną. Skoro i tak nie można ich zabrać do Lizbony, kolejne osoby na zajęciach to tylko niepotrzebne ryzyko. Mieli przygotowywać się do sezonu swoim trybem, a później – już po Lidze Mistrzów – dołączyć do reszty.
Nie wiadomo, kto konkretnie jest zarażony. Wiadomo jednak, że to ktoś z grupy: Carles Alena, Oriol Busquets, Matheus Fernandes, Juan Miranda, Pedri, Rafinha, Jean-Clair Todibo, Francisco Trincao, Moussa Wague.
Klub zapewnia, że nie było żadnego kontaktu zarażonego z kimkolwiek z pierwszego zespołu. To jednak kolejny sygnał ostrzegawczy dla wielkich klubów w przeddzień ostatecznych rozstrzygnięć w Lidze Mistrzów. Czy zdarzy się tak w którejś parze, że o awansie do dalszej fazy zadecyduje wirus? Ktoś zgarnie wielkie miliony tylko dlatego, że drużyna rywala nie dopełniła środków ostrożności? Czy to możliwe, by zespół stracił szansę np. na finał LM z powodu zbyt dużej liczby zarażeń?
To pytania, które zadają sobie dziś w największych klubach. Ale póki co to ni mniej, ni więcej jak kolejne przypomnienie, z jakim ryzykiem wiąże się dziś gra w piłkę.
Fot. newspix.pl